Tricks

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Gdy tylko wyszła, Loki zerwał się na równe nogi. Nigdy nie spodziewał się, że zdarzy się właśnie jemu, prawowitemu królowi Jötunheimu, księciu Asgardu, biegać za dziewczyną jak byle kto!

Ruszył za nią, owijając ramiona wokół jej talii. Naprawdę nie chciał dać jej odejść. Wiedziała o nim zbyt wiele.

- Loki - powiedziała łagodnie, lecz stanowczo, odrywając jego ręce od siebie. - Loki - powtórzyła, gdy jego jedyną reakcją było mocniejsze przyciśnięcie jej do piersi.

- Nie idź - wymamrotał wstydliwie w jej włosy. Zamknął oczy, starając się nie dopuszczać do siebie żadnych myśli, które nie dotyczyły szatynki.

- Loki, nie klej się tak do mnie, to koniec - odparła ostrzej, nie podnosząc jednak głosu. - Koniec, nic nas nie łączy. Każde z nas potraktowało to jak krótki romans, wiedzieliśmy od początku. - Złamała serce samej sobie, kłamiąc w żywe oczy i doskonale wiedząc, że wcale nie chciała tak skończyć. Nie wierzyła, że się uda, tyle już straciła. - To koniec - dorzuciła, chcąc przekonać tym samą siebie, dodać sobie odwagi, by zmierzyć się z tym błędem.

- Kłamiesz - mruknął, szybkim ruchem pchając ją na ścianę. Uśmiechnęli się lekko, zaraz potem skrywając uśmiechy pod niemal woskowymi myślami obojętności.

- Kłamię - zgodziła się potulnie, chowając twarz w jego koszuli. Uwielbiała jego styl ubierania się, tak daleki od jej własnego. Zacisnęła palce na butelkowozielonym materiale, czując pierwsze łzy. - Kłamię, masz rację, całe życie kłamię. Nigdy nie powiedziałam nic szczerze - chlipała, nakręcając spiralę żalu oraz pretensji. Coraz bardziej była przekonana, że kłamie.

Ale czyż nie tak działał Loki?

Położył dłoń na jej głowie, uspokajająco głaszcząc włosy walkirii.

- Kłamałaś też po naszej pierwszej nocy spędzonej razem? - spytał cicho, nie przestając głaskać Brunhildy.

Pokręciła głową, wciskając twarz mocniej w ubranie kochanka. Miała nadzieję, że nie wie, jak wygląda zapłakana; zaczerwienione i zapuchnięte oczy bynajmniej nie dodawały uroku, usta wykrzywiane grymasami złości zmieszanej z bezsilnością też nie. Uderzyła lekko zwiniętą pięścią w pierś Kłamcy, wyładowując gniew, lecz jedyną reakcją, na jaką się zdobył, było ciaśniejsze owinięcie ramion wokół niej. Uderzała, dopóki Loki nie jęknął cicho, czując boleśnie obite żebra. Odsunęła się, bezceremonialnie rozpinając mu koszulę i lustrując jeszcze blade sińce, które przed chwilą otrzymał.

Zasłoniła usta.

- Nie chciałam - wyrzuciła z siebie płaczliwie, siadając na zimnej podłodze.

Laufeyson zignorował tępy ból w piersiach, siadając obok wojowniczki i obejmując ją. Ostrożnie pocałował ją w czoło, uśmiechając się psotnie.

- Brun... - przełknął ślinę - nie musimy nic kończyć. Nikt nam nic nie może kazać. Dobrze o tym wiesz. Wszystko w porządku. - Może i był wprawnym kłamcą oraz oszustem, wszak tych dziedzin był bogiem, lecz tutaj ważył słowa przed wypowiedzeniem ich.

- Co z tego? - jęknęła. Podał jej chusteczkę, w którą hałaśliwie wydmuchała nos. - Ciągle męczą mnie koszmary, ciebie też, coś nad nami wisi, nie zaprzeczaj, wszystko się może zawalić w każdej chwili, więc nie mów mi, że wszystko w porządku, skoro nawet w to nie wierzysz! - wybuchnęła płaczem. Nigdy nie widział jej tak przerażonej i bezsilnej, gdy trzęsła się w jego ramionach, przytłoczona emocjami.

Bez słowa pomógł jej wstać, obejmując mocno.

- Usiądziemy sobie, może pójdziesz spać... - rozpaczliwie szukał sposobów poradzenia sobie z zaistniałą sytuacją. Dopiero po chwili zrozumiał, co powiedział; przecież ona panicznie bała się snów.

- Nie chcę iść spać - zaprotestowała, kierując się do kuchni, po czym szarpnięciem otworzyła barek i wyjęła dwie butelki. - Cokolwiek, ale nie to. - Otworzyła jedną, opróżniając ją do połowy w kilka sekund.

- Nie musisz, możemy coś obejrzeć... - Cholera, po raz pierwszy w swoim długim życiu nie wiedział, co robić i co powiedzieć.

Brunhilda bez słowa wyminęła go, jakby chwila słabości już minęła, i poszła do salonu. Zwinęła się w kłębek na kanapie, zamknęła oczy. Łzy zasychały na policzkach walkirii. Brunet sięgnął po koc, nakrywając ją nim i po namyśle ułożył się obok niej, pilnując, by żadna część jego ciała nie naruszyła strefy komfortu dziewczyny.

Loki wiedział, że nigdy nie będzie rycerzem w lśniącej zbroi, który bohatersko osłoni tarczą ukochaną i pokona smoka. Bycie księciem to zawsze była rola Thora, wręcz modelowego księcia - Jasne włosy, zbroja, odwaga, świetna sprawność fizyczna - starszy brat zawsze był bardziej doceniany, znacznie bardziej lubiany i rozchwytywany niż młodszy. Jedyne, co w sobie lubił, to intelekt. Tak, to w połączeniu ze zdolnością do przegadania każdego było jego bronią. Jego język i słowa służyły za broń, w większości przypadków niezawodną.

Bezwiednie głaskał talię przysypiającej Brunhildy, trzymającej w rozluźniającej się dłoni butelkę. Z westchnięciem odstawił ją, po drodze pociągając łyk. Skrzywił się, czując paskudną gorycz; jak ona mogła to pić?

- Przecież to jest obrzydliwe - mruknął do siebie, mierząc płyn wzrokiem.

- Nie chodzi o smak - odparła szatynka, podnosząc się i opierając głowę o ramię boga. - Wystarczy działanie. Pomaga. Zapominanie, wszystkie szczegóły ulatują ci z pamięci... ech, bezcenne.

Objął ją delikatnie, nadal mając w pamięci oberwanie w twarz, gdy dotknął jej po raz pierwszy na Sakaar. Wolał nie ryzykować.

- Chcesz coś obejrzeć? Mamy całkiem niezły wybór filmów - mruknął, przelatując listę nagranych wcześniej przez Starka produkcji.

- Mamy Gwiezdne Wojny? - odparła jak zaczarowana. - Nie skończyliśmy ostatniej części, zasnąłeś - dodała rozbawiona, szturchając go.

- Bardzo śmieszne. - Wstał, ruszając do kuchni.

- Nie bądź taki delikatny, książę - droczyła się z Lokim, idąc za nim.

Nie mogła wiedzieć o nabijaniu się z niego w dzieciństwie, nikomu o tym nie mówił. Nie lubił się tym dzielić, nie potrafił wtedy opanować emocji, a bardzo nie ma rękę byłoby mu stracić reputację zimnego, rzucającego sarkazmem i ironią drania.

- Nie jestem. - Sięgnął po słoiczek suszonej żurawiny, do której oboje zapałali uczuciem na jednej z imprez. Dosypał migdały i orzechy, a Brunhilda nalała coli do dwóch szklanek.

- Niespodziewanie całkiem dobre - stwierdziła, oblizując wargi. Loki przygryzł usta, nie chcąc dać po sobie znać, że uwielbia takie jej drobne przyzwyczajenia. Z trudem odwrócił wzrok. - Chodźmy.

Wrócili do salonu, stawiając wszystko na stolik i rozkładając się na kanapie. Pierwszą godzinę obejrzeli w milczeniu, potem jednak zaczęli rozmawiać i nie zwracali uwagi na akcję. Nie minęło dużo czasu, a przekomarzając się oraz drocząc ze sobą leżeli całkiem blisko siebie, zawinięci w jeden kocyk. Dłoń Lokiego leżała na biodrze walkirii, a usta co jakiś czas muskały jej kark. Fantastyczne było to, że ona zupełnie się tym nie przejmowała, tylko czasem coś mruknęła lub pacnęła go w rękę.

Wyciągnął się nieco, żeby pocałować jej policzek.

- Nie teraz, oglądam - skarciła boga i z wypiekami na twarzy wróciła do uważnego śledzenia walki na Gwieździe Śmierci. - Tak! - krzyknęła, widząc jak Luke stawia dzielnie czoła Imperatorowi. Stała się, obok Bannera, jednym z największych wielbicieli sagi.

- Teraz - odparł stanowczo.

- Nie mów mi, co mam robić. - Po omacku klepnęła go w głowę. - Leż i oglądaj.

- Nie chcę - mruknął, wsuwając dłoń pod jej bluzkę.

- Ale ja chcę.

- Nie możesz mi rozkazywać - uśmiechnął się złośliwie.

- Mogę.

- Udowodnij.

Jedno słowo zapoczątkowało serię przepychanek, utarczek słownych oraz ciętych ripost, przeprowadziło poprzez żarty aż do tego, że Trickster leżał na szatynce, trzymając mocno ręce wojowniczki, zaraz jednak stoczył się z niej, zrzucony dobrze wycelowanym kopnięciem. Wylądował na podłodze, częściowo owinięty kocykiem, roześmiany i z potarganymi włosami.

Brun zsunęła się na ziemię obok niego, ściągając resztę koca.

Nachylili się do siebie, dysząc ze zmęczenia i satysfakcji, wciąż tłumiąc uśmiechy na równi z uczuciami.

Loki ujął jej policzek, z upodobaniem przyglądając się jej.

Byli tak blisko siebie, z ustami oddalonymi o milimetry, gdy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi przeplatany głosami Sif i Thora oraz szumem zbyt wielkim jak na dwie osoby. Może to tylko Odinson, w końcu zawsze robił hałas wokół siebie. Loki uśmiechnął się nie zwiastującym nic dobrego uśmieszkiem i błyskawicznie przywarł do warg Brunhildy, przez kilka sekund oddając się pocałunkowi, a potem jak gdyby nigdy nic odsunąć się i sięgnąć po szklankę. Ponownie się uśmiechnął, uśmiech jednak natychmiast spełzł z jego twarzy, gdy oprócz znajomych głosów usłyszał również głosy Avengers. Poprawił ubranie, przybierając pozę znudzonego geniusza.

- Bracie - rozległ się głos Thora. Loki niechętnie obejrzał się. Stali całą szóstką, ramię w ramię.

Mieli tak samo zacięty wyraz twarzy. To już powinno go zaniepokoić, przyjął ich jednak z teatralnym entuzjazmem.

- Loki. - Clint spojrzał na niego wrogo. Nie mógł wybaczyć bogu wyprania mózgu i zamienienia w posłusznego sługę. Tłumaczenia nie zdały się na nic, łucznik był ciągle tak samo nieufny.

Nieco milsi byli Tony i Bruce, przy czym Banner jak zwykle bezinteresownie miły oraz sympatyczny, a Stark sarkastycznie uprzejmy. Nic, czego Kłamca by nie wiedział.

Steve zmierzył go wzrokiem. Laufeyson zauważył tarczę. Natasha trzymała dłoń na biodrze, jednak poza tym wydawała się całkowicie rozluźniona. Jedynie w lewej dłoni trzymała wąską torebkę urodzinową.

- Brunhilda! - Wdowa objęła przyjaciółkę.

- Nat! - walkiria roześmiała się, gdy agentka podała jej torebkę, a tam znalazła butelkę wina. - Dobrze mnie znasz - dodała.

- Wiadomo - Romanoff puściła jej oko. - Thor, możemy przerwać ci adorowanie brata? Musimy pogadać. - Blondyn ruszył do swojej sypialni razem z resztą drużyny.

Loki wzruszył ramionami. Niezbyt przyjemna niespodzianka, ale cóż.

Kapitan opierał ręce na biurku, wodząc wzrokiem po przyjaciołach.

- Myślę, Thor, że wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy... - zanim zdążył dokończyć, przerwał mu Clint.

- Loki jest cholernie niebezpieczny, nie możesz trzymać go bez nadzoru - rzucił Barton.

- Nie jest zwierzęciem, nie będę go zamykał - odparł ostro bóg piorunów.

- Jest w porządku, nie wydaje się mieć planów najazdu, nie ma armii. Nic nie ma - poparł go Stark. - Nie zagraża nam, to proste. Zresztą mam przy sobie zawsze rękawicę Iron Mana.

- Zabiłbyś go? Tak po prostu? - przerwała Natasha.

- Jeśli będzie niebezpieczny, tak. - Tony skrzyżował ramiona na piersi.

- To mój brat! - zdenerwował się Odinson.

- To psychopata! - warknął łucznik, bawiąc się rękawem bluzy. - Z zimną krwią mordował!

- Towarzyszyłeś mu wtedy, nieprawdaż? - syknął Thor. - Wykonywałeś wszystkie rozkazy i powinieneś być współwinny!

- Dość! - Rogers uderzył w biurko. - Loki jest niebezpieczny-

- Ale to nie powód, żeby go zamykać. - Dobrze pokoju weszła Brunhilda, zamykając za sobą drzwi.

- Brun... - powiedział ostrzegawczo Bruce.

- Słuchajcie - pociągnęła łyk z butelki. - Loki nie jest zły.

- Bo się z nim przespałaś? - prychnął Barton. - Tylko dlatego? Boisz się, że cię zostawi?

- Nie wierzę! - walkiria tupnęła nogą. - Uparłeś się, że jest potworem, a nawet go nie znasz!

- Słuchaj, kobieto. Loki wyprał mi mózg, zrobił ze mnie i kilkudziesięciu innych ludzi tresowane małpki. To nie jest coś, co robi ktoś dobry.

- Nie mówiła, że jest dobry, mówiła, że nie jest zły - zauważył Tony z lekkim rozbawieniem.

- Nieważne. Jest niebezpieczny.

- Nie chcemy drugiego rozłamu. Cud, że jeszcze ekipa się nie rozpadła - warknęła Romanoff. - Nic nie wnosicie do dyskusji, zajmujecie tylko czas.

- Loki rozwalił pół miasta. Chcecie powtórki?

- Nie zrobił tego z własnej woli!

Kapitan przewrócił oczami, słuchając kłótni przyjaciół. Niespodziewanie wtrącił się Bruce.

- Sugerujecie, że jest potworem, dlatego chcecie go zamknąć. Clint - zwrócił się do łucznika - mnie też powinieneś zamknąć za Hulka. Ja też jestem potworem. Jedyną różnicą jest to, że stoję po waszej stronie. Nic innego nas nie różni.

- Ma rację - poparła go szatynka.

- Zaraz, zaraz - wściekł się Barton. - Chcecie go zostawić na wolności? Pozabija nas we śnie!

- Nie pozabija, spałam z nim i nie bierze broni do łóżka - rzuciła z wyższością i sarkazmem Asgardka. - Loki nie jest zły. Jest niezrozumiany.

- Obrończyni się znalazła - sarknął Hawkeye. - Praw zwierząt - dodał pod nosem.

- Stop. Wpraszacie się do naszego mieszkania-

- Mojego mieszkania - poprawił Stark.

- Naszego mieszkania - powiedział Thor z naciskiem - chcecie aresztować mi brata, który od dawna nie ma ciągotek do zła. Jaki to ma sens?

Zapadła cisza. Wszyscy mierzyli się wzrokiem, kalkulując, rozważając opcje i potencjalnych sprzymierzeńców. Ten moment wykorzystał Loki, wsuwając się do pomieszczenia.

Zignorował zdumione, wlepione w siebie spojrzenia, bezczelnie zajmując miejsce na środku. W udawanym rozczarowaniu rozłożył ramiona.

- Tak, słyszałem - odpowiedział na pytające spojrzenia. - Nie musi mnie tu być - dodał. - Niepotrzebnie się łudziłem - dodał tonem wyzutym z uczuć. Obrócił się, wyszedłby, gdyby nie doktor Banner chwytający go za nadgarstek.

- Zostań, Loki - poprosił miękko mężczyzna.

- Po co? - skrzywił się bóg, unosząc teatralnie ręce. - Po co? Brakuje wam klasycznego wroga, na którego możecie zrzucić całą winę? Chcecie działać w jednej drużynie tuż po Wojnie Bohaterów, o ile powinno się was tak nazywać? - syknął. - Wielcy Avengers, obrońcy ludzkości - zadrwił.

- Zamknij się! - Natasha wzięła zamach, gotowa spoliczkować Kłamcę.

- Zatrzymasz mnie, Natalio Alianovno Romanovo? - zapytał kpiąco, rozkoszując się szokiem wypisanym na jej twarzy.

Złośliwy uśmiech nie zdążył nawet pojawić się na jego twarzy, zanim wściekła Rosjanka starła zaciśniętą pięścią jego zaczątek.

Loki zatoczył się od siły ciosu, szybko jednak wracając do roli. Uśmiechnął się drwiąco, ściągając na siebie gniew Bartona. Tego było już za wiele. Brunhilda odciągnęła boga do tyłu, a w tym samym czasie Stark przytrzymał rzucającego się wściekłego łucznika. Mężczyzna kipiał nienawiścią, gotów był zastrzelić Laufeysona tu i teraz.

Thor stanął między nimi.

- To twoja wina! - Clint spojrzał na niego. - Gdybyś nie ściągnął tu swojego cholernego braciszka i całej pieprzonej załogi! - krzyknął.

- Ocaliliśmy Asgard! - ryknął Gromowładny, przez co po jego ubraniu zaczęły pełzać iskry.

- Co nas to obchodzi?! - wrzasnął Barton.

Stark po chwili miał już rękawicę Iron Mana, Thor płonął z gniewu, Romanoff wyjęła pistolety a walkiria sięgnęła po leżący za nią miecz.

Jedynie Steve i Bruce zachowali zimną krew. Kapitan, bo powinien, a Banner, bo musiał, jeśli nie chciał wyhulkować i zrobić demolki w mieszkaniu.

- Uspokójcie się - Rogers oparł dłoń na piersi rozwścieczonego Thora, drugą ręką zatrzymując Hawkeye'a. - Thor, pilnuj brata. Clint, hamuj się.

- Zamknij tego wariata! - domagał się niższy z mężczyzn.

- Nikt nie będzie zamykał mojego brata! - zagrzmiał Odinson.

- Niczym się od siebie nie różnimy, Clint - powiedział zwodniczo łagodnie Oszust. - I ty zabijałeś, i ja zabijałem. Jaka jest między nami różnica? To, że ty w obronie ludzkości? Żałosne - wycedził.

- Co się dzieje? - przerwał im głos zaskoczonej Sif. - Słyszałam krzyki.

- Przyjacielska pogawędka - odparł Loki, siląc się na uśmiech. - Wszystko z mojego powodu - dodał niewinnie i, zakrywając paskudny siniak, uciekł do siebie.

Pół godziny później, po zapakowaniu wściekłego Clinta do samochodu, przepraszaniu się z Rogersem i upojeniu się Brunhildy blondyn zajrzał do pokoju Laufeysona.

- Obiecałeś, że nikt mnie nie skrzywdzi - powiedział cicho Loki, stojąc tyłem do niego na tle okna. - A podobno to ja jestem Kłamcą.

aye, frens!

jak tam? trzymacie się? w razie czego służę pomocą. posłucham, pocieszę.

trzymajcie się, jutro poniedziałek, aaa...

rozdział dla Was wszystkich, czytelnicy!

niech Kapitan chroni Was swoją tarczą!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro