Unforgettable

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uśmiechała się, starając się jednocześnie nie przerwać. W pocałunku przeszkodziła Sif, wchodząc do pokoju i zaczynając mówić z niezadowoleniem, mnąc w dłoniach koszulkę Thora. Oskarżenia kierowała w przestrzeń, wiedząc, że i tak nic nie zmieni. Sfustrowana, pchnęła drzwi,

- Nauczcie się nie zostawiać ciuchów... Na bogów Asgardu! - krzyknęła, cofając się.

Jej oczom ukazała się wtulona w siebie para, namiętnie się całująca. Ręce Lokiego niekontrolowanie przebiegały po biodrach szatynki, ledwie wsuwając się za pasek spodni, zaś jej palce bezwstydnie rozpinały koszulę boga i badały jego klatkę piersiową.

Loki oderwał się od ust walkirii, owijając ramię miękko wokół jej talii i patrząc na Sif z cwaniackim uśmieszkiem. Poprawił w połowie rozpięte ubranie, po czym oparł dłoń na biodrze.

- Jeden przed tobą stoi - powiedział, przekrzywiając głowę.

- Róbcie, co robiliście, mnie tu nie było. - Kobieta wymknęła się z pomieszczenia, niechcący trzaskając drzwiami. Brunet podrapał się po karku.

- Możemy uznać wtargnięcie za niebyłe? - spytał, czule zakładając jej kosmyk włosów za ucho. Oczy mu błyszczały, nie mógł się już doczekać. Co prawda nie oczekiwał upojnej nocy po tym wszystkim, ale liczył na chociaż drobną przyjemność.

- Chętnie - odparła, ponownie zarzucając ramiona na szyję Kłamcy. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, ochoczo zabrał się za zdejmowanie bluzki Brunhildy. - Nie aż tak - zaprotestowała niewyraźnie, głosem stłumionym przez pocałunki i język Lokiego desperacko starający się przejąć kontrolę.

Oderwali się od siebie, ciężko dysząc. Laufeyson w na wpół rozpiętej koszuli oraz nieprzyjemnym uciskiem w spodniach, który zaraz zrzucił na pasek - dobrze wiedział, że to wcale nie jego wina - a dziewczyna z włosami w nieładzie, nerwowo prostująca bluzkę.

Odchrząknęła, próbując ułożyć jakąkolwiek sensowną wypowiedź. Nie wierzyła, że Oszust jest jej wierny, w końcu to zdrajca, ani że jego intencje mogą być szczere, przecież to bóg kłamstwa.

- Nie wierzysz mi - stwierdził z rozczarowaniem, odwracając się. Czarne włosy opadły mu na twarz, zasłaniając zielone oczy. - Nie ufasz mi, mam rację? Mam - odpowiedział sam sobie.

- Loki... - jęknęła, czując, dokąd to zmierza. Wykonała kilka kroków w jego kierunku, z trudem powstrzymując się przed wyciągnięciem rąk i objęciem bruneta.

- Dlaczego? - spytał cicho, wsuwając nieświadomie palce we włosy i ciągnąc je. Podszedł do okna, drugą rękę wepchnął do kieszeni. Nie lubił tego, uważał to za wręcz prostackie, zwłaszcza gdy się do kogoś mówiło, lecz to przychodziło tak łatwo. Powoli gubił swoją grzeczność i uprzejmość, tak jak taktowne zachowanie.

- Wcale nie! - tupnęła nogą, zdenerwowana krzyżując ramiona na piersi. - Nie masz pojęcia, a już zakładasz najgorsze - fuknęła, dając wyraz irytacji. - Zawsze byłeś pesymistą? - spytała sarkastycznie.

- Jestem odkąd dowiedziałem się, że mam starszego brata - odpowiedział. - Pokarano mnie najpierw ułomnym umysłowo adopcyjnym rodzeństwem w Asgardzie, nienawidzącym mnie ojcem i wyzwiskami. Trudno tu być kimś innym - dodał, mierząc partnerkę wzrokiem. Zadziwiające, z jakim spokojem mówił o tym, co jeszcze kilka lat temu wywoływało u niego łzy i furię, przez co zdarzało mu się przepłakiwać noce.

- Może to najlepsze, co mogli ci dać. Bycie księciem. Kochająca matka. Brat. Ja tego nigdy nie miałam - zakończyła, zwieszając smutno głowę. Bawiła się swoimi palcami. Nie chciała patrzeć, jak Loki nie reaguje na jej słowa, przyjmując obojętny wyraz twarzy. Czego innego mogła spodziewać się po bogu kłamstwa, oszustwa i ognia?

Ten ogień zwyczajnie nie dawał jej ciepła.

Zaczynała wszystkiego żałować. Tego, że zagadała na Sakaar. Że dała się wciągnąć w Revengers, walczyć z boginią śmierci i stracić dobrze płatną, nie do końca legalną pracę. Trzeba było zostać. Gdyby została, może w końcu udałoby jej się zapić żal. Po raz kolejny. Mogła już robić listę.

- Nie próbuj mnie przekonać - odparł ostro, krzyżując ramiona. - Nie zmienię zdania.

- Tylko idiota nie zmienia zdania - zripostowała, doprowadzając bluzkę do porządku i nerwowo prostując materiał.

Loki posłał jej powłóczyste spojrzenie spod uniesionych brwi, wyrażające kompletne znużenie. Najchętniej położyłby się spać. Przynajmniej Thor jeszcze się tu nie pojawił, a miał tendencję do przerywania w najgorszym możliwym miejscu i czasie. Większość planów bruneta właśnie dlatego spalała na panewce; bo blondyn wparował w niewłaściwym momencie.

Brunhilda wyszła, w ostatniej chwili złapała za klamkę i delikatnie zamknęła drzwi. Udając niewzruszoną, ruszyła do kuchni. Miała sprawdzony sposób na przeładowanie emocjami; kilka butelek zawsze się sprawdzało.

W kuchni zastała Sif, robiącą kawę.

- Zrób mi też - rzuciła walkiria, opierając się o blat. Spuściła głowę, przesuwając paznokciem po ledwo widocznych wzorach, jakimi powierzchnia była ozdobiona.

- Coś się stało? - wojowniczka położyła jej rękę na ramieniu. Czarne włosy wysunęły się ze starannego koka, wijąc się na ramionach. - Loki, co? - spytała, otrzymując w odpowiedzi wymowne skrzywienie. - Wasza relacja to cholerna ruletka. - Kobieta postawiła drugi kubek pod ekspres. - Raz wisicie na sobie, raz trzymacie się na odległość kilku metrów. Nigdy nie zrozumiem miłości - westchnęła. Cóż, jedyną miłość, jaką rozumiała, to ta do Asgardu wyrażana w bohaterskich czynach.

- Thor - rzuciła szatynka, nawet nie podnosząc wzroku.

- Co: Thor? - odparła ofensywnie bogini, nie będąc jednak w stanie ukryć lekkiego rumieńca.

- Zdaje mi się, że właśnie zrozumiałaś. - Brunhilda puściła jej oko, zabierając kubek z kawą oraz dwie butelki.

- A niech cię! - krzyknęła za nią Sif. Walkiria tylko zaśmiała się, słysząc trzask rozbijanej szklanki i głośne przekleństwo. Wracała powoli do starej siebie, mającej wszystko w poważaniu Złomiarki 142.

Wracała do normy. Do nałogowego picia, wstawania po południu, lataniu po galaktyce, kupowaniem alkoholi od szemranych sprzedawców i zbieraniem wojowników na Igrzyska Arcymistrza.

- Nie pij tyle. - Sfustrowany Loki wyrwał jej butelkę whisky, pociągając łyk. - Obrzydliwe. Jak możesz to pić?

- Mogę - burknęła. - Oddawaj.

- Sama sobie weź - odparował złośliwie, stawiając naczynie na najwyższej półce regału, gdzie ona już nie dosięgała. - Pomyśl, zanim weźmiesz kolejną, rozwalisz sobie wątrobę - dodał, wychodząc.

- Mogę pić najgorszy syf, a i tak mi nic nie będzie - warknęła.

- Nie pyskuj - mruknął. Na widok błyskawicznie wyjetego i przystawionego do gardła noża zaśmiał się kpiąco. Delikatnie opuścił wymierzone ostrze, chwilę później mając następne niemal oparte o krtań.

- Nie mów tak do mnie - powiedziała stanowczo. - Wasza Wysokość - dorzuciła, uśmiechając się złośliwie i marszcząc brwi. Schowała sztylety, kręcąc głową.

Wyszła z pokoju, zostawiając Lokiego samego. Po drodze zgarnęła kawę i drugą butelkę, na co brunet pokręcił głową. Nigdy jej nie wpoi szkodliwości alkoholu. Nigdy się nie poddawał, lecz tutaj był już przegrany na starcie, postanowił sobie więc przedsięwzięcie darować i mieć nadzieję, że ktoś inny jej to wyjaśni.

Postanowił wyjść się przewietrzyć. Już zakładał kurtkę i ulubiony szalik, gdy zatrzymał go Thor.

- Bracie... Loki, musimy porozmawiać - powiedział blondyn.

- Niby o czym? - prychnął Loki, owijając szyję materiałem.

- O tobie i twoich wyczynach - westchnął ciężko starszy, również sięgając po bluzę.

- Nic nie zrobiłem, to nie ja - odparł niechętnie bóg, naciskając klamkę.

- Nie mówię o wcześniejszych, mówię o Brun.

Tym skutecznie przyciągnął uwagę młodszego brata, który spojrzał na niego uważnie.

- Coś ci... nie pasuje? - spytał nonszalancko Kłamca, w duchu na przemian martwiąc się i podśmiewując z zakłopotania Thora. Król Asgardu, a tak łatwo go wyprowadzić z równowagi. Zerknął na nerwowo pocierane o siebie jego dłonie, błądzące spojrzenie. Och, uwielbiał denerwować innych, świetnie mu to wychodziło.

- Chodź. - Jasnowłosy bez ceregieli złapał brata za ramię i wyciągnął z mieszkania. - Bez sztuczek.

Laufeyson uśmiechnął się złośliwie pod nosem, poszedł jednak za Gromowładnym, zaciskającym rękę na jego nadgarstku.

Zjechali windą na parter, uszli dobry kilometr, gdy Loki zdecydował się odezwać.

- Złamiesz mi... - zaczął, nie dokończył jednak, gdy bóg piorunów objął go ramieniem.

- Zdecyduj się, czy ją kochasz, czy nie - powiedział surowo Thor.

- Aż tak to widać? - skrzywił się Loki i po chwili ugryzł się w język. Szlag, powiedział za dużo. Dużo za dużo.

Odinson uśmiechnął się pod wąsem, milczał jednak. Liczył, że brunet powie mu więcej.

- To skomplikowane - wyrzucił z siebie Kłamca, uwalniając się z uścisku brata. - Raz tak, raz mam ochotę ją wyrzucić przez okno.

- Mam jedną radę. I polecenie. - Blondyn położył obie dłonie na ramionach Lokiego. - Nie skrzywdź jej, bo będziesz miał ze mną do czynienia.

- Kto mówi, że chcę ją skrzywdzić? - prychnął pogardliwie brunet. - Żałosne. Zawsze zakładasz, że to ja jestem tym złym. Popatrz czasem na swoich znajomych. Czym się różnią? Też są mordercami; Clint, Bucky, Natasha.

Dłoń Thora błyskawicznie chwyciła go za gardło, powodując tylko sarkastyczny uśmieszek.

- Nie próbuj nawet splamić dobrego imienia Avengers - wycedził przez zęby władca Asgardu, odpychając brata.

- Ależ ja nie próbuję, ja ci tylko uświadamiam, z kim się zadajesz. Zresztą, też nie jesteś lepszy - rzucił na odchodnym, kierując się w stronę domu.

Zdjął buty, powiesił kurtkę w komplecie z szalikiem na wieszaku i poszedł zrobić sobie herbatę. Ten napój, kojarzący się z midgardzkim miejscem zwanym Wielką Brytanią, zajmował jedno z pierwszych miejsc w czołówce małego rankingu Lokiego.

Wyjął filiżankę, po namyśle wsypał łyżeczkę cukru. Nalał zrobionej herbaty z imbryczka, uśmiechając się. Głupi Thor, nie ma o niczym pojęcia. Jeszcze nie wie, jak dobrze Loki potrafi kłamać. W porównaniu z psotami z poprzednich lat to dopiero było wspaniałe, misternie uknute oszustwo.

Zapukał do pokoju Brunhildy, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, wszedł. Walkiria leżała na łóżku przy zgaszonym świetle, w uszach miała podłączone do laptopa słuchawki i prawdopodobnie nawet nie zauważyła jego wejścia. Postawił filiżankę na biurku, powoli idąc na palcach do niej.

Wszedł na łóżko, znienacka klepiąc ją w plecy, by chwilę później zostać przygwożdżonym do materaca. Czarne włosy rozsypały się na poduszce, on sam zaśmiał się i filuternie zmrużył oczy.

- To ty - mruknęła, zatrzymując film.

- Ja, Loki z Asgardu, prawowity... - Nie skończył, zasłoniła mu usta ręką.

- Daruj sobie tytuły. Chcesz oglądać ze mną? - spytała, podając mu słuchawkę.

- Miałem nadzieję na inne spędzenie tej nocy - skrzywił się, posyłając jej flirciarskie spojrzenie. - Skoro jednak wolisz oglądać film... - zawył żałośnie, wycofując się.

Roześmiała się, wstając i wyciągając ku niemu ręce.

- Chodź tu, prawowity królu Jötunheimu - powiedziała rozbawiona, przyciągając go do siebie.

- Z chęcią, Złomiarko 142 - odparł, uśmiechając się złośliwie i zawisając nad nią tylko na rękach.

- Cicho, Psotniku - zaśmiała się, kładąc dłonie na ramionach boga, po czym dźgnęła go palcem w żebra, przez co opadł na nią, wtulając twarz w jej szyję.

- Mów mi Wasza Wysokość - mruknął jej do ucha, przeciągając nosem po jej skórze. Jego palce sprawnie biegały po plecach walkirii, jednocześnie unosząc bluzkę.

Roześmiała się cicho, zdejmując ubranie. Uśmiechnęła się szelmowsko, gdy Loki jedną ręką przytrzymał jej obie na poduszce, gniotącej ją w kark. Ciemne włosy rozsypały się na materiale, szatynka śmiała się, usiłując pochylić głowę tak, by utrudnić Kłamcy zostawianie malinek, o co nie omieszkał zadbać.

- Wasza Wysokość... - mruknęła gardłowo, pocierając nosem o jego nos.

- Hm? - wymamrotał, zajęty całowaniem. Uniósł głowę znad jej piersi. - Tak?

- Co będzie, kiedy ktoś się dowie? - spytała poważnie, próbując się uwolnić.

- Przypuszczam, że nic, kogo miałbym obchodzić... - zaśmiał się mrukliwie, rozbawiony pytaniem. - Nie, nie możesz teraz pójść... - skarcił ją, przygryzając płatek ucha walkirii. Ujął jej twarz w dłonie, głaszcząc czule.

Rozumiała, że Loki nie jest delikatny, że ma w zwyczaju brać to, co chce i od kogo chce, jest przebiegły i sprytny, wręcz genialny, ale w sferze uczuciowej dalej jest jak nad wyraz uparty, władczy nastolatek.

Wierciła się, ruszała, nie miała zamiaru dać się przyszpilić do łóżka.

- Ach, jestem za bardzo ubrany... o to ci chodzi, kochanie? - mruknął, uśmiechając się. - To nic, tym zajmiemy się później...

Zamknęła oczy, nie wzbraniając się przed chaotycznymi, drobnymi pocałunkami. Gdyby tylko miała wolne ręce, zarzuciłaby mu je na szyję. Zachichotała, gdy zinterpretował jej zachowanie zupełnie inaczej niż wyrażał to zamysł. Uwielbiała ich słodko-gorzką relację, pełną sarkazmu, sporadycznych krótkich walk oraz poplątanych uczuć.

Tak, musieli się bardzo spieszyć, zanim nadejdzie zmierzch bohaterów.

aye, łapcie kolejny rozdział!

dla nieocenionej Laufeyson92

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro