2410.02.16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: te numerki, które są nazwami rozdziałów, to po prostu daty. just saying' 

Druga część gwiezdnej sagi is on :) 

i tak, można to czytać, jeśli się nie czytało On the edge of Horizon

2410.02.16

- Ten statek jest za mały - mruknął pod nosem Yoongi, kiedy po raz kolejny tego dnia usiłował wydostać swoje biurko spod sterty rzeczy Jina. - Ten pokój jest za mały na dwie osoby - powiedział już trochę głośniej, żeby jego przypadkowy współlokator wreszcie zrozumiał aluzję i w końcu się wprowadził. Albo przynajmniej zaczął po sobie sprzątać. Jin jednak, zupełnie niewzruszony, nadal siedział na fotelu z nogami przewieszonymi przez poręcz i leniwym ruchem głaskał kota. Tego samego kota, którego zawsze oskarżał o sianie zarazy.

- Wcale nie jest mniejszy niż pokój w Akademii - starszy chłopak nie zaszczycił go nawet spojrzeniem, które nadal utkwione miał w ekranie swojego komputera. - I nie ruszaj mi tam nic, wszystko mi pomieszasz - westchnął, a Yoongi poczuł, że zaraz go szlag trafi. I to wcale niemetaforycznie.

- To może sam je stąd weźmiesz? - zapytał, siląc się na spokój, chociaż czuł, że znajduje się właściwie na krawędzi. Nerwowym ruchem poprawił czarną opaskę na szyi, czasami wydawało mu się, że jest za ciasna i zaraz go udusi, co przecież było niemożliwe. Po prostu źle mu się kojarzyła. Tylko tyle.

Czarna obroża od razu przypomniała mu o znajdującym się w jego głowie chipie, który uruchomiony specjalnie bądź przypadkowo, był w stanie zabić go w wyjątkowo paskudny sposób. Yoongi starał się o tym nie myśleć, ale nie potrafił. Nie potrafił też nie przeglądać ukradkiem książek na czytniku Jina, gdzie opisane były wszystkie okropne objawy różnych chorób. Zwykle po przeczytaniu kilku opisów znajdował u siebie przynajmniej połowę symptomów i od razu czuł się znacznie gorzej. Kiedy Jin to odkrył, zahasłował zaraz wszystkie swoje czytniki. Dlatego ostatnie kilka godzin Yoongi spędził na zastanawianiu się, na jakiej okropnej planecie powinien zostawić starszego chłopaka, gdyby ten nie był jedyną mu znaną osobą, która mogła pomóc mu pozbyć się tego cholernego chipa z głowy.

- Teraz nie mogę... kot na mnie leży - odparł spokojnie, wreszcie podnosząc głowę. Yoongi miał wrażenie, że leżąca na kolanach Jina, Jonesy przypatruje mu się z wyższością. - Daj spokój, Yoongs. Zostaw te papiery i przestań się wściekać.

- Nie wściekam się, Jin. Chcę po prostu dostać się do własnego biurka, we własnym pokoju - warknął w odpowiedzi, siadając na łóżku. Ostatnio wszystko go denerwowało i naprawdę coraz trudniej było mu nad sobą panować. Wiedział, że to wina mieszanki składającej się ze zmęczenia, bólu, leków przeciwbólowych i stresu. Przede wszystkim stresu, który coraz częściej przejmował nad nim kontrolę. Czasem było zupełnie dobrze, normalnie. A czasem było właśnie tak, jak teraz. - ...i to nie ma nic wspólnego z tym, że jesteś taki...

- Nie nakręcaj się - przerwał mu Jin, jak gdyby w powietrzu nie wisiała awantura. Podrapał kota za uchem i wrócił do czytania. - Weź sobie kota - dodał.

Yoongi przygryzł wargę. Nie chciał kota, nie chciał też wyżywać się na swoim przyjacielu, bo później wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. To nie była wina starszego chłopaka. I chociaż przy reszcie załogi Yoongi zawsze zachowywał pozory spokoju i opanowania, to zdarzało mu się czasem wybuchnąć, ale tylko wtedy kiedy był sam. Problem polegał również na tym, że od prawie dwóch miesięcy Yoongi nigdy nie bywał sam, a jego przestrzeń osobista gwałtownie się skurczyła, kiedy Jin zamieszkał u niego. Dla żadnego z nich nie było to nowością. W końcu dzielili ze sobą pokój przez wiele lat w Akademii, jednak wtedy każdy z nich miał swoje życie, znajomych i zajęcia, a teraz Yoongi miał wrażenie, że ciągle się o siebie potykają. W dodatku starszy chłopak zachowywał się tak, jakby cała ta sytuacja nie robiła na nim absolutnie żadnego wrażenia. I to też było nie fair.

- Jesteś pewien, że w tym gwiazdozbiorze na pewno jest stacja? - zapytał po raz kolejny, uważnie obserwując przyjaciela. Ostatnio miał wrażenie, że ciągle zadaje to pytanie. Nie to, że mu nie wierzył. Po prostu, im Smok stawał się większy na ich radarach, tym więcej rodziło się pytań i zagrożeń. Przestrzeń oddzielająca ich od koordynatów podanych przez Jina, wręcz roiła się od statków Federacji. Jeśli chcieli się tam dostać, musieli być zdeterminowani i pewni, że nie lecą tam na darmo. - W nebuli? - dodał trochę ciszej, bo Jin wciąż milczał.

W jego głowie kłębiło się znacznie więcej pytań, ale wiedział, że nie może nadwyrężać cierpliwości mężczyzny. W końcu zdecydował się mu zaufać, w końcu Jin potwierdził, że wie, co robi. Normalnie pewnie miałby już kilka planów awaryjnych, tak na wszelki wypadek, bo w życiu Yoongiego nic nie szło po jego myśli, więc chcąc nie chcąc, musiał je tworzyć. Tym razem jednak nie zrobił nic. Nie miał alternatywy, po prostu pozwolił Jinowi decydować o wszystkim i to go trochę niepokoiło. Wróć, nie niepokoiło. Przerażało.

- Tak, jestem tego pewien - odparł wreszcie lekarz. Yoongi usłyszał niezadowolone miauknięcie Jonesy, kiedy została odłożona na fotel. - Idziesz ze mną zobaczyć, jak wygląda nowy pokój JK'a? - Yoongi kiwnął tylko głową.

***

Namjoon siedział na mostku, w fotelu Yoongiego, wpatrując się w ekran przed sobą. Odkąd opuścili asteroidę, w której cieniu ukryli się do czasu ukończenia napraw na Horizon, system zmianowy powrócił na statek. Co prawda starali się używać kiedy tylko mogli autopilota, ale statki Federacji coraz częściej pojawiały się na ich radarach i lot w stronę gwiazdozbioru Smoka nie był przyjemnym, relaksującym rejsem, a raczej ciągłym skradaniem się i robieniem uników, gdy tylko ich czujniki wyłapały w pobliżu jakiś obcy sygnał.

Chłopak czekał na powrót Hoseoka z kuchni i starał się walczyć ze snem. Wbrew temu co mówił Yoongi o swoim fotelu, był on wygodny. Aż za wygodny jak na gust Namjoona. Za każdym razem, kiedy chłopak siedział na nim, przejmując na jakiś czas dowodzenie, łapał się na tym, że jego mięśnie same z siebie odprężają się i on sam zapada się coraz głębiej w miękki materiał. Być może ten fotel, albo tron, jak nazywał go czasem prześmiewczo Hoseok, był po prostu zaprojektowany dla kogoś znacznie wyższego i dlatego Namjoon nie narzekał na niego, ale nie zamierzał tego powiedzieć Yoongiemu. Nie był samobójcą. Yoongi i tak był zirytowany odkąd Taehyung założył mu po raz pierwszy obrożę. Każdy z ich trójki był tak naprawdę.

Grafenowo-plastikowa opaska była niesamowicie niewygodna. Twarda, nieprzyjemna w dotyku, nagrzewały się równie szybko jak silniki transporterów wojskowych w wilgotnym i nieprzyjaznym dla nich klimacie Epsilion. Poza tym uczulała Namjoona, co było o tyle dziwne, że wcześniej wiele razy wkładał pancerz z podobnych materiałów i nie działo się wtedy absolutnie nic. Od mniej więcej miesiąca było jednak inaczej. Mimo starań ich lekarza, miejsce wokół jego szyi było wciąż było równie czerwone co róże Jina, które powoli przejmowały miejsce w całej kuchni Horizon.

Namjoon dotknął nieśmiało opaski jednym palcem. Wiedział, że nie powinien jej w ogóle ruszać. Naprawdę nie powinien tego robić, zwłaszcza, że Jimin rano nakładał mu maść przez prawie dziesięć minut, powtarzając cały czas zalecenia lekarza i przeciwwskazania, których w ogóle nie słuchał. Wtedy drzwi za nim zasyczały głośno, a jego ręka od razu powędrowała, a raczej pacnęła o tablet Yoongiego zawieszony na poręczy.

- Hoseok...- zaczął mówić, starając się ukryć to, czego właśnie mało co nie zrobił, ale urwał w połowie, gdy czyjaś drobna dłoń złapała go za jego własną i Jimin pojawił się w polu jego widzenia. Chłopak bez pytania usiadł mu bokiem na kolanach.

- Siedzisz jeszcze? - spytał, splatając razem ich palce. Namjoon uśmiechnął się słabo. Różowe włosy Jimina były w nieładzie i nie mógł się powstrzymać przed uładzeniem ich jakoś. Jego ręka sama powędrowała do miękkich fal, które zaczynały się zaraz za uchem chłopaka. Mały, niesforny kosmyk odstawał od całej reszty włosów, nie dając się w żaden sposób ułożyć. Jimin przysunął swoją twarz bliżej, wtulając się na moment w jego rękę. - Nic z tym nie zrobisz. Próbowałem - mruknął cicho i ostatni raz potarł swój policzek o otwartą dłoń Namjoona.

- Musisz je skrócić - odparł Namjoon, na co Jimin mruknął z dezaprobatą. - Serio, Minnie - dodał ze śmiechem, a jedyną odpowiedź jaką dostał było lekkie skinienie głową. Jimin schował głowę gdzieś między jego szyją, a zagłębieniem obojczyka.

- Ile zostało ci jeszcze zmiany? - spytał zamiast tego jeszcze raz, a właściwie wymamrotał, wtulając się w sweter Namjoona jeszcze mocniej.

- Czekam na Taehyunga - odpowiedział, a młodszy chłopak mruknął coś nieprzyjaźnie pod nosem. - Dalej wkurwiony?

- A jak myślisz? - powiedział Jimin ostro, odwracając się wolno w stronę ekranu. Złapał na oślep za ręce Namjoona i położył je sobie na brzuchu, wpatrując się w widok przed sobą. Gigantyczny, prawie idealnie czarny, księżyc Cepheusa, zza którego powoli wyłaniało się słońce, przesłaniał cały monitor. Poza nim prawie nic nie było widać. Wielka skała sunęła leniwie z lewa na prawo, pozwalając światłu wpadać teraz strumieniami na mostek, który w nim tonął. Jimin wychylił się i zmienił szybko ustawienia ekranu na komputerze Namjoona. Zaczynała go boleć od tego głowa.

- Wiesz jaki jest...- odezwał się znowu. Słychać było, że mówienie przychodzi mu z trudem. - Czasem ma lepszy humor - powiedział wolno.- Czasem gorszy. Zależy jak długo siedzę z tobą. Przejdzie mu, musi... - wreszcie nabrał nerwowo powietrza i odwrócił się w stronę Namjoona, który nie czekał na pozwolenie Jimina i pocałował go.

Delikatnie i wolno. Wręcz z pewnego rodzaju namaszczeniem, jakby składał jakąś obietnicę, co młodszy chłopak od razu wyczuł. Może chodziło o ręce Namjoona, które przyciskały go do siebie, a potem objęły go tak mocno i ciasno, że Jimin nie miał innego wyjścia, jak tylko bardziej zatonąć w fotelu i przysunąć się o ile to możliwe, jeszcze bliżej niego. A może faktycznie było w tym pocałunku coś więcej. Jakaś otucha i poczucie bezpieczeństwa, którego Jimin ze zdziwieniem stwierdził, że potrzebował.

Logicznie rzecz biorąc, wiedział, że się denerwuje. Byli teraz wyrzutkami daleko od domu, od przyjaciół, pośrodku niczego, a w dodatku jego własny brat zachowywał się jak rasowy dupek, co nie było dla niego jakimś wielkim zaskoczeniem. Co prawda Jimin myślał, że da sobie spokój po miesiącu ze swoim wiecznym skrzywieniem twarzy, czy przewracaniem oczami, ale czasem zapominał, że Taehyung to twardy zawodnik. Nie dawał się tak łatwo spacyfikować.

Jimin miał prawo być zestresowany. Miał również prawo, wręcz cholerne prawo, jak sam powtarzał sobie czasem w głowie, do trzymania swojego własnego chłopaka za rękę. Bez żadnych wyrzutów sumienia. Miał prawo czekać na krótkie pocałunki między zmianami i te dłuższe już po nich. Mógł mieć roszczenia do czasu wolnego Namjoona, do jego ust, do jego rąk oplatających jego talię, do uścisków tych przed snem i tych zaraz po nim. Czuł się do nich uprawniony. Do tych, delikatnych buziaków, które Namjoon właśnie składał teraz na jego szyi też. Potrzebował ich. Tak samo jak samego Namjoona, a Taehyung mógł się wypchać. Kiedy tylko chciał. Z tym postanowieniem Jimin odsunął się na chwilę od chłopaka i z wciąż zamkniętymi oczami pocałował go krótko w brodę, a potem przysunął swój nos do jego nosa. Starszy chłopak wsunął mu zimne koniuszki palców pod bluzkę.

- Minnie? - Namjoon położył mu drugą rękę na głowie i zaczął wolno przeczesywać jego włosy. Tym razem chłopak nie protestował. - Przejdzie mu, przecież wiesz.

- Jesteśmy rodziną - odparł Jimin od razu. - Wiem przecież, wiem...- dodał, ale nie brzmiało to, jakby był do tego w pełni przekonany. Spojrzał na Namjoona, który uśmiechał się do niego. Nie potrafił powstrzymać się od ciężkiego westchnięcia. To było nie fair, takie nie fair. Powtarzał w myślach, patrząc na opaskę na jego szyi, a potem na jego policzki, które od razu pocałował. - Nie martw się tym - powiedział szeptem, zanim go pocałował w usta.

Najpierw ostrożnie i nieśmiało, bo nadal całowanie Namjoona wydawało mu się trochę dziwne, trochę niespodziewane. Odwrócił się przodem do starszego chłopaka i usiadł na nim okrakiem, przesuwając się bliżej niego. Czuł, jak dłonie Namjoona niespokojnie wędrują wzdłuż jego kręgosłupa i zaciskają się mocno na jego biodrach. Szybkim, nerwowymi ruchami próbował rozpiąć guziki swetra starszego chłopaka. Jimin czasem zastanawiał się, czemu Namjoon w ogóle je nosi, nie dość, że były trochę paskudne, to jeszcze rozpinanie ich trwało zdecydowanie za długo. Jęknął cicho, kiedy poczuł, usta Namjoona na swojej szyi. Jak nic zostaną mu ślady. Na pewno zostaną, pomyślał Jimin nerwowo, gdy poczuł, jak chłopak lekko przygryza jego skórę.

I kiedy Jimin w końcu postanowił, że kompletnie ma gdzieś ślady na szyi i to, czy Taehyung będzie zły, kiedy je zobaczy, drzwi na mostek otworzyły się z cichym syknięciem, a on sam błyskawicznie odsunął się od zdezorientowanego Namjoona, boleśnie uderzając bokiem w zamontowany na oparciu tablet. Hoseok zatrzymał się na chwilę w przejściu, uśmiechając się do nich szeroko.

- Nie chciałbym wam przeszkadzać - zaczął, podnosząc do góry kubek z kawą. - Tak tylko mówię, ale... sam wiesz kto, zaraz tu będzie - dodał i usiadł na swoim krześle. Namjoon mruknął coś niezadowolony, starając się wyrównać oddech. Przeczesał szybko włosy palcami, ale nadal wyglądał nieporządnie. Zupełnie nie jak podczas dyżuru. - I to ja spędzę z Taehyungiem następne dziesięć godzin, więc wolałbym, żeby miał dobry humor, zanim skopię mu dupę w StarRace - kontynuował Hoseok, zajmując miejsce w swoim fotelu. Zawsze właśnie tam siadał, nawet kiedy teoretycznie przejmował władzę na mostku. Nigdy nie zajmował kapitańskiego fotela. Jimin z ociąganiem zeskoczył na podłogę, poprawiając wymiętoszone ubranie.

- Już... już idę - westchnął. - Widzimy się później?

- Możecie widzieć się już teraz - Hoseok odwrócił się do nich. - Serio, Taehyung niedługo powinien się pojawić, w międzyczasie nic się nie powinno wydarzyć, więc idźcie już sobie i cieszcie się moją wspaniałomyślnością - Namjoon nie do końca był przekonany, czy zostawianie Hobiego samego na mostku jest właściwą i odpowiedzialną decyzją, ale postanowił zaryzykować. Radary nie wykryły niczego podejrzanego i w przeciągu następnych kilku godzin nawet jeden meteoryt nie pojawi się na ich drodze. Poza tym miał inne priorytety, nawet jeśli nie potrafiłby tego później wytłumaczyć Yoongiemu.

- No to ten... dzięki - Namjoon klepnął Hoseoka w ramię. Postanowił, że przy najbliższej okazji postawi chłopakowi tyle alkoholu, że obaj nie będą w stanie wrócić na statek przez kilka dni. Oczywiście, o ile Jimin nie będzie miał nic przeciwko temu.

- Tylko znajdźcie sobie pokój - usłyszał jeszcze za sobą.- Na statku jest więcej samotnych osób, które mogą nie być zachwycone tym, że obściskujecie się po kątach - i wtedy Jimin postanowił, że musi jak najszybciej pogadać z Hoseokiem o jego dziwacznej sytuacji z Yoongim. I generalnie o wszystkim, bo ostatnio miał dla niego jakoś za mało czasu.

***

Pokój dla zupełnie przypadkowego, nowego lokatora statku, został urządzony w obserwatorium, bo w zasadzie nikt z tego pomieszczenia nie korzystał. No, może nikt z wyjątkiem Jimina i Namjoona, którzy spotykali się tam od czasu do czasu, co było tajemnicą, o której wiedzieli wszyscy. Co prawda pomieszczenie nie było może najlepiej chronione podczas ewentualnego ataku, ale Yoongi nie zamierzał na razie ryzykować umieszczenia JK'a z kimkolwiek z załogi w pokoju. Na to było jeszcze za wcześnie. Być może przydawał się Jinowi w ambulatorium, Jiminowi w maszynowni, pomógł im w ucieczce od Federacji, ale to w słowniku Yoongiego nie wymazywało go z listy osób, którym musiał przyglądać się szczególnie.

JK wciąż był obcy. JK wciąż był potencjalnym zagrożeniem i Yoongi nie zamierzał nawet udawać, że tak nie jest. Czasem zapominał o tym, obserwując go w kantynie, jak bawi się z Jonesie i Taehyungiem. Wtedy był po prostu dzieciakiem, który zaplątał się przez pomyłkę na zły statek i coś na wzór spokoju spływało na niego, gdy odrywał od czasu do czasu wzrok od tego, co akurat czytał na tablecie i patrzył na nich. Obaj wydzierali się wtedy wniebogłosy. On i Taehyung, czasem dołączał do nich Jimin i Yoongi nakrywał się wtedy jeszcze mocniej kocem, starając się ukryć uśmiech. Ale czasem, właśnie w takich momentach, gdy był najbardziej odprężony, z opuszczoną w dół gardą, JK zatrzymywał się na chwilę, zawieszając na nim wzrok i zaczynał wpatrywać się w niego bez słowa. Rana Yoongiego, którą młodszy chłopak zadał mu kilka tygodni temu, sama z siebie zaczynała go rwać bez żadnego powodu i to dziwne uczucie niepewności i strachu powracało do ze zdwojoną siłą.

- Słuchasz mnie? - spytał Jin, zatrzymując się w połowie schodów prowadzących na dół do ładowni. Yoongi wciąż stał przy barierkach galerii, ściskając nerwowo poręcz - Yoon...

- Tak, sorry - powiedział szybko. Skrzyżował ręce na piersi i zaczął schodzić w dół za chłopakiem. W ładowni było zimno, albo tak mu się tylko wydawało. Ostatnio nie potrafił powiedzieć co jest prawdą, a co nie. Wszystko przez tą cholerną opaskę. Myślał nerwowo, przygryzając wargę. Odkąd zaczął ją nosić, jego organizm świrował. - Nie wiem, czy wybijanie drzwi do ambulatorium z obserwatorium ma sens, Jin. - powiedział, gdy stanęli na dole.

- W ambulatorium jest łazienka, a jeśli coś się stanie z ładownią, JK będzie miał szansę uciec - Yoongi westchnął. - Masz lepszy pomysł? - spytał lekarz, podwijając rękaw. Przyłożył bransoletkę z przepustką do czytnika obok drzwi prowadzących do obserwatorium, a właściwie do miejsca, które tylko tak nazywali. Tak naprawdę było to pomieszczenie, które normalnie na statkach klasy Horizon, używano do koordynowania załadunku i z prawdziwym obserwatorium nie miało za wiele wspólnego poza tym, że na jednej ze ścian znajdowały się gigantyczne monitory. Gdy drzwi stanęły otworem, Yoongi z zaskoczeniem zauważył, że ekranów nie ma już w ich zwykłym miejscu.

- Żarty - powiedział na głos, wchodząc do środka. Taehyung stał przy przeciwległej ścianie z palnikiem w ręku. Łazienka ambulatorium była widoczna jak na dłoni. - Zabije was - dodał, ale jego głos nie zmienił się. Wciąż mówił wszystko tym samym, pozbawionym emocji tonem. Spojrzał na Jina, który uśmiechnął się do niego szeroko. - To nie jest śmieszne, Jin...

- Czy mówię, że jest? - odparł mężczyzna, mijając go.

Podszedł do dziury między pomieszczeniami, która wciąż jeszcze parowała. Plazmowy palnik wyciął w grubej, prawie półmetrowej, metalowej ścianie idealny okrągły otwór. Dziura wyglądała, jakby zawsze tu była, brakowało jej tylko włazu, który leżał obok Taehyunga na grawitacyjnym podnośniku. Chłopak wydawał się z siebie wyjątkowo zadowolony.

- Nie można mu było po prostu wsadzić tu skafandra!? - Yoongi prawie ryknął, pokazując na róg pokoju. - Nic by mu się nie stało. Ja pierdolę...- podszedł szybko do Taehyunga, który odsunął się pośpiesznie od włazu. Odłożył szybko sprzęt na stolik. Yoongi spojrzał na niego, zaciskając mocno szczękę.

- Doktor powiedział...

- Co? - spytał Yoongi. - Że możecie się bawić w jakiś program wnętrzarski i wybijać dziury na statku, gdzie wam się podoba?! Czy ktoś to w ogóle skonsultował z Jiminem?! - pytał dalej. Zajrzał przez wyrwę do łazienki. Wyglądała na całą. Tak naprawdę same ściany dookoła w samym pokoju JK'a i dziura też, ale Yoongi nie mógł powstrzymać się od krzyczenia.

- To był jego pomysł. Teoretycznie - powiedział Jin, siadając na kozetce, którą JK odziedziczył po nim w spadku. - Pokazał nam na mapie gdzie można coś takiego zrobić

- Doktor nawet pytał pana, kapitanie - zaczął cicho Taehyung, ale Yoongi zgromił go wzrokiem. Chłopak spojrzał szybko na Jina, który pokazał mu ruchem oczu na drzwi. - Wrócę... za jakiś czas, mam dyżur za... - zaczął, spoglądając na swój tablet. - Za pół godziny temu - zakończył błyskawicznie i prawie wybiegł z pomieszczenia. Yoongi odczekał jeszcze chwilę i odwrócił się w stronę starszego chłopaka, który zdążył położyć się na leżance i podłożyć sobie pod głowę poduszkę.

- Pytałeś mnie? - powiedział wolno, co wcale nie brzmiało, jak pytanie albo nawet stwierdzenie, raczej jak groźba, ale Jin nie przejmował się tym. Wiedział, że jeśli chodzi o Yoongiego to wszystkie zapowiedzi kary, czy zemsty były pustymi słowami. Skinął lekko głową i poklepał miejsce obok siebie. Młodszy chłopak nie przyjął zaproszenia. Wciąż stał w tym samym miejscu, tak samo mocno zaciskając szczękę jak trzy minuty temu.

- Spałeś wtedy - przyznał. - Myślałem, że nie, ale... każdy może się czasem pomylić. Nawet ja. Mimo tego, że jestem lekarzem. Masz małe oczy, Yoongs, dlatego czasem trudno powiedzieć - gdy tylko te słowa opuściły jego usta, Yoongi poczuł jak spływa na niego zmęczenie. Nie miał siły. Naprawdę nie miał siły czasem do mężczyzny i jego zachowań. Wiedział, że powinien się przyzwyczaić do niego i jego odchyłów już dawno temu. W końcu mieszkali ze sobą tyle lat, ale Jin wciąż potrafił go zaskakiwać.

- Poddaje się - powiedział tylko. To było absurdalne, cała ta sytuacja. Gdyby miał więcej energii, pewnie wściekałby się jeszcze przez jakiś czas, ale dziura już powstała i nie było odwrotu. Musiał to przyjąć ze spokojem, powtarzał w myślach, idąc w stronę biurka. Usiadł przy nim, wzdychając ciężko.

- Wiesz, że ścianę pomiędzy twoim i Namjoona pokojem też można rozwalić? - powiedział Jin leniwym tonem, wpatrując się w sufit. - Pomyśl nad tym, Yoongs. Gigantyczny apartament z dwiema łazienkami.

- Zamknij się - wymamrotał, chowając twarz w dłoniach.

- Jeśli sytuacja między tobą a Hoseokiem się nie wyjaśni, to wiesz... może warto się zainteresować kimś innym. Poszerzyć horyzonty.

- Co ci powiedziałem? - spytał Yoongi, podnosząc głowę do góry. Spojrzał na Jina, który w niezmienionej pozycji wydymał usta w zamyśleniu. - I co ty masz do tego Jimina i Namjoona, co?

- Nic - odparł lekarz. Szybko, dużo za szybko, co od razu zwróciło uwagę Yoongiego. - Nic - powtórzył już z trochę większym przekonaniem, ponosząc się na jednym ramieniu i spojrzał w stronę chłopaka. Uśmiechnął się do niego. - Słodka para i tyle - dodał, co brzmiało nawet szczerze. Wciąż wpatrywał się w Yoongiego z wyczekiwaniem.

- Nie będziemy rozmawiać o Hoseoku - powiedział od razu.

- Przecież nawet o niego nie pytam.

- Ale chcesz. Widzę to po tobie - kontynuował Yoongi. Jin wciąż na niego patrzył, a Yoongi czuł, jak jego postanowienie o ignorowaniu problemu i nie rozmawianiu o Hoseoku kruszy się i to z zaskakującą prędkością.

Była to niepisana zasada, którą sam sobie narzucił. Nie to, że nie miał palącej potrzeby podzielenia się z kimś przemyśleniami na temat statusu ich związku, a raczej jego braku. Miał ją i to bardzo, ale on sam i uczucia, a właściwie on sam i mówienie o nich nigdy nie szło w parze i nigdy nie wychodził na tym za dobrze. A poza tym, poza Jinem i samym Hoseokiem, nie miał nikogo na statku, z kim mógłby o tym porozmawiać. Rozmowa z nimi nie wchodziła w rachubę. Jin był Jinem, a Hoseok był no... Hoseokiem, a Yoongi nie był samobójcą chociaż wiedział, że czasem brzmiał jak jeden z nich. Dlatego postanowił ignorować wszystkie głosy w głowie dotyczące jego nieistniejącego związku i oddalać podejmowanie jakichkolwiek decyzji na bliżej nieokreśloną przyszłość. Poza tym, nie paliło mu się do tego.

Hoseok i on sam żyli w zgodzie. Nie nienawidzili się. On i Hoseok istnieli, po prostu. Tak ot. Obok siebie, na tym samym statku, nie kłócąc się, rozmawiając, funkcjonując w poprawny i cywilizowany sposób. Jak neutralna symbioza. Co prawda wciąż była między nimi ta dziwna, irytująca chyba wszystkich energia, ale nie tak intensywna i śmiertelna, jak to mówił czasem Taehyung, jak z początku misji i dla Yoongiego taki status quo wystarczał. Na razie.

- Pokoju Hoseoka z pokojem Taehyunga i Jimina nie da się połączyć, ale jeśli Namjoon się wprowadzi do nich i Taehyung zajmie jego pokój to można będzie o tym myśleć - powiedział Jin, odwracając znów spojrzenie w stronę sufitu. - Co prawda trzeba będzie im zrobić drabinę, bo pokoje Tae i Seoka są na dwóch różnych pokładach...

- Co ty znowu...- zaczął Yoongi, ale urwał, bo przez dziurę z łazienki wypełznął JK. Gdy znalazł się po drugiej stronie, uśmiechnął się szeroko do nich obu i podszedł do leżanki Jina. Lekarz od razu przesunął nogi, robiąc mu miejsce.

- Lepiej chyba z tym przejściem, co? - spytał, podnosząc się znowu, gdy tylko JK zajął miejsce obok niego. Yoongi z zaskoczeniem zauważył, że młodszy chłopak miał na sobie dres Jina. - Jutro będzie można już cię wprowadzić, cieszysz się? - pytał dalej.

- Chyba - odparł chłopak, wzruszając ramionami. - I tak nie będę tu spać - dodał i usiadł po turecku na leżance. Jin pogłaskał go włosach. Yoongi poczuł, że wstrzymuje oddech. JK się uśmiechał, Jin się uśmiechał, obaj się uśmiechali. Aż zamrugał kilka razy upewniając się, że widzi dobrze. Lekarz wyglądał na zrelaksowanego, odprężonego i z każdym wypowiedzianym przez młodszego chłopaka słowem śmiał się coraz bardziej. Gdy złapał go w pół uścisku, Yoongi miał ochotę się uszczypnąć. JK naprawdę owinął sobie wszystkich wokół palca.

- Nie będziesz miał wyjścia - warknął pod nosem, chociaż nie zamierzał wcale tak ostro tego powiedzieć. A może jednak miał na to ochotę.

JK był obcy, był zagrożeniem, ale wszyscy powoli o tym zapominali. Nawet Jin, co w jakiś sposób irytowało Yoongiego. Starszy chłopak powinien być mądrzejszy od nich wszystkich, od całej załogi, powinien... Yoongi wstał od stołu gwałtownie, zgrzytając przy tym krzesłem.

- Posprzątajcie to - powiedział, zatrzymując się na chwilę przy leżance. JK patrzył się na niego lekko przerażonym wzrokiem, ale Yoongi nie zamierzał ustępować. Nawet kiedy zobaczył pełne dezaprobaty spojrzenie Jina. Nie zamierzał przepraszać, nic z tego. - Spakuj się dziś - powiedział do niego. - Do wieczora nie chcę mieć już żadnych tabletów na biurku - Jin nawet nie mrugnął. Nie zmienił w żaden sposób mimiki. Yoongi wytrzymał jeszcze chwilę jego spojrzenie i bez pożegnania wyszedł z obserwatorium.

a/n: pytania, uwagi, słowa uznania i krytyki zawsze są mile widziane. każdy znak życia i czytania jest mile widziany c: 

i mam takie pytanie - czy jeśli mam rysunki Horizon (ich statku) i jakieś takie duperele to ktoś chciałby je zobaczyć? Nw dla mnie są ważne ze względów aranżacji wnętrz ;) ale może komuś pomogłyby w ogarnięciu tego universum. 

Planuję wiele retrospekcji z czasów wcześniejszych, jeszcze Akademii i dużo planuję ogólnie, zobaczymy, jak wyjdzie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro