2410.02.23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Róże znosiły zimno znacznie lepiej niż Taehyung myślał. Co prawda kompletnie nie znał się na kwiatach, ale na pewno nie zdychały, jak wcześniej przepowiedział to Hoseok. Sam Taehyung ze zdziwieniem odkrył, że jest znacznie bardziej podatny na niskie temperatury niż kwiaty, dlatego mimo całej swojej niechęci do ruszania się z łóżka, musiał iść do kantyny. Zwłaszcza, że w pokoju nie było Jimina, który mógłby trochę nachuchać, wtedy może byłoby cieplej. Taehyung nie był specjalnie zdziwiony, że jego brat spędza noc poza ich wspólnym pokojem. Od jakiegoś czasu stało się to już regułą, ale tym razem, ze względu na niską temperaturę na pokładzie, czuł się wyjątkowo pokrzywdzony.

Miał nadzieję, że w kantynie oprócz czegoś gorącego do picia, będzie trochę cieplej, jednak pomieszczenie było równie zimne i ciemne jak reszta statku. Aż się wzdrygnął. Od kiedy wrócili z Ulyssesa, nie przepadał za ciemnościami. Nie to, że się bał, czy coś. Po prostu nie kojarzyły mu się najlepiej.

- Kim Taehyung - Taehyung oblał się trochę gorącą herbatą, kiedy usłyszał głos JK'a zaraz przy swoim uchu. Może jednak bał się trochę, ale nie ciemności. A już na pewno nie bał się ich bardziej niż tego, że ten nawiedzony dzieciak zszarga mu kiedyś nerwy.

- Jaki ty jesteś, kurwa, głupi JK - mruknął i odłożył kubek na stół, strzepując krople herbaty ze swojej bluzy. Westchnął zrezygnowany, bo na to było już trochę za późno. Plama zdążyła się zrobić i mimo tego, że na razie płyn parzył go mocno, za chwilę mokry, zimny materiał będzie przylegać do jego brzucha, a Taehyungowi zupełnie nie o to chodziło. Zerknął na młodszego chłopaka, który zupełnie zadowolony z siebie, wydawał się nie dostrzegać żadnego problemu. - I na chuj tu w ogóle łazisz po nocy?

- Sam łazisz po nocy - odparł dzieciak, siadając na długiej ławie. - Ja spałem - dodał oskarżycielsko, a Taehyung dopiero teraz zauważył, że JK był ubrany w za duży dres, a jego włosy z jednej strony utworzyły coś na kształt ptasiego gniazda. Nie to, żeby Taehyung interesował się ornitologią. Albo włosami JK'a, który właśnie przysunął sobie jego własną herbatę.

- Weź, zostaw - odsunął kubek możliwie jak najdalej i usiadł naprzeciwko niego. - Dlaczego nie możesz spać w swoim pokoju? Masz taki ładny pokój - zaczął, ale chłopak przez chwilę patrzył na niego ze złością. - JK? - na Taehyung nie robiło to już wrażenia.

Może na początku miał ochotę od razu uciekać albo porazić laserem młodszego chłopaka, tak na wszelki wypadek, kiedy widział to jego spojrzenie, ale teraz był niewzruszony. Chociaż JK nadal robił wrażenie na Namjoonie albo kapitanie, on już kompletnie się na niego uodpornił. W dodatku było mu zimno, a mokra plama na brzuchu, która zdążyła wystygnąć była teraz dużo większym problemem niż fochy tego dzieciaka.

- Kim Taehyung, nie będę tam spać - oświadczył dość oficjalnie, a Taehyung oparł głowę na ręce, żeby ukryć uśmiech. - Jeśli ci się tak podoba, to możesz mieszkać sobie w nim sam - wzruszył ramionami.

Taehyung nie miał nic przeciwko pokojowi przy ładowni i ambulatorium. Poza tym przez tę dziurę w ścianie kapitan wyrzucił doktora z pokoju i przestali się do siebie odzywać, a atmosfera na statku zrobiła się jeszcze bardziej napięta. JK naprawdę powinien docenić ich poświęcenie i przynajmniej starać się polubić swój nowy pokój. Miał ochotę mu to wszystko wygarnąć, bo zachowywał się jak samolubny gówniak.

- Dlaczego? - zapytał zamiast tego.

- Nie lubię tego przejścia w ścianie, Kim Taehyung, jest małe i wąskie. Źle je zrobiłeś - Taehyung już miał zaprotestować, bo tak naprawdę miało ponad metr średnicy, ale zrezygnował. Skoro JK czegoś nie lubił, nie było siły, żeby go do tego przekonać. A jemu naprawdę na tym nie zależało. - Albo wprowadzę się do ciebie, kiedy Jimin się wyprowadzi na dobre - dodał lekko.

Jednak Taehyung wiedział, że w tym momencie JK obserwuje go uważnie. Nawet przestał mrugać, jakby chciał przewiercić go spojrzeniem na wylot. Starszy chłopak starał się zachować pozory obojętności. Próbował, ale jego dłonie same z siebie mocniej zacisnęły się na kubku, mięśnie w całym ciele napięły się bardziej, a oddech stał się płytszy. Nie potrafił nic na to poradzić, dlatego spuścił trochę głowę, by przynajmniej zasłonić zaciśnięte w wąską linię usta. Nie potrzebował kolejnej osoby, która skomentuje jego zachowanie.

- Nie jesteś zazdrosny, Kim Taehyung - oznajmił mu JK, a Taehyung miał ochotę się roześmiać. Bo mimo tego, że nikt nie powiedział mu jeszcze tego głośno, wiedział, że Namjoon tak właśnie myśli. Że jest dziwny i chorobliwie zazdrosny o młodszego brata. - Naprawdę się martwisz - dodał chłopak, wpatrując się w niego z uwagą.

I to była prawda. Taehyung naprawdę się martwił i naprawdę próbował wytłumaczyć Jiminowi, że jego związek z Namjoonem to głupi pomysł. Nawet jeśli wyolbrzymił nieco wady starszego chłopaka, to robił to w dobrej wierze. Niestety, było już chyba za późno. Jimin się uparł i chociaż początkowo Taehyung był pewien, że jego związek będzie przelotny jak zawsze, to jednak stało się inaczej. Westchnął głęboko i pokręcił głową. Bez sensu było udawać, że wszystko jest ok, skoro JK zawsze bez trudu odgadywał jego nastrój.

- Nieważne, JK- mruknął niechętnie, chcąc zakończyć ten niewygodny temat na dobre.

- Mogłem od razu strzelić mu w głowę - JK śmiesznie zmarszczył nos i oparł się brodę na ręce. - Nie miałbyś teraz problemu.

- Ano - przyznał Taehyung, bawiąc się uchem od kubka. - Po kim ty odziedziczyłeś takie wspaniałe poczucie humoru, dzieciaku?

- Po mamie - odparł JK błyskawicznie, uśmiechając się szeroko. - I tak, błyskotliwą inteligencję też po niej.

- Nie chcę mówić źle o twojej mamie, JK - Taehyung pokręcił głową.

- Lepiej tego nie rób - od razu ostrzegł go chłopak. - Była świetnym kapitanem. Najlepszym - Taehyung odchylił się trochę, zaskoczony nową wiadomością.

Mimo upływu czasu, informacje, jakie mieli o Ulyssesie i jego małej podróży w czasie, nadal były szczątkowe. On sam zabezpieczył materiały, które udało się ściągnąć Jiminowi z tamtego statku, ale odzyskanie danych z dysków potrwa, a już z całą pewnością nie uda im się dowiedzieć wszystkiego. Dlatego JK byłby najlepszym źródłem wiedzy, gdyby tylko chciał o tym mówić. Problem w tym, że nie chciał, a Jin, pod groźbą morderstwa, zabronił go przepytywać. Podobno dzieciak miał traumę, w co Taehyung do końca nie wierzył, ale wolał nie ryzykować. Dlatego teraz był zaskoczony, zwłaszcza, że byli przekonani, że przez cały ten czas kapitanem na Ulyssesie był Choi.

- A nie Choi był waszym kapitanem? - zapytał, starając się ukryć ciekawość. Jina nie było nigdzie w okolicy, a nie podejrzewał JK'a o to, że na niego naskarży. Zresztą nie wyglądał, jakby to pytanie zrobiło na nim szczególne wrażenie.

- No był - odezwał się i chcąc skorzystać z nieuwagi starszego chłopaka, spróbował zabrać mu kubek, ale ten był szybszy i już podniósł go do ust. - Ale go zabiła, oczywiście - oznajmił tak spokojnie, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, a Taehyung o mało nie udławił się herbatą. - W końcu tak się zostaje kapitanem - dodał, a dla Taehyunga kilka rzeczy nabrało zupełnie innego znaczenia.

- Jaki ty jesteś strasznie posrany, JK - westchnął, odkładając kubek.Chociaż może to nie ten dzieciak był posrany, tylko świat, w którym się wychował. - Dlatego chciałeś zabić Yoongiego? - zapytał po chwili, a młodszy chłopak skinął tylko głową.

- Byłbym lepszym kapitanem od niego - odparł tak poważnie, jakby naprawdę w to wierzył.

- Jaki ty jesteś strasznie posrany JK, naprawdę - powtórzył niechętnie Taehyung, bo nie przychodzi mu do głowy żaden bardziej wysublimowany komentarz.

Zastanawiał się jednak nad czymś zupełnie innym. Do tej pory byli pewni, że kapitanem statku był Choi i chociaż to okazało się błędem, to nadal był przekonany, że na kapitańskim fotelu na Ulyssesie siedział mężczyzna. Być może po prostu tam siedział i nie musiało to nic znaczyć. Mógł też wcześniej zabić matkę JK'a, żeby przejąć jej stanowisko, skoro według tego pato dzieciaka tak właśnie należało zrobić.To wszystko nagle stało się zbyt zagmatwane.

- Sam jesteś posrany, Kim Taehyung - JK odchylił się mocno, żeby włączyć replikator. - Następnym razem się uda - oświadczył i ostrożnie postawił przed sobą kubek gorącej herbaty.

- Co następnym razem? - spytał zachrypnięty głos zaraz za Taehyungiem. Chłopak drgnął nerwowo. Wyglądało na to, że wszyscy ostatnio zmówili się, żeby badać jego odporność psychiczną, zachodząc go znienacka od tyłu. Yoongi owinięty w kilka koców, podszedł do replikatora.

- Że... - zaczął JK, ale Taehyung kopnął go ostrzegawczo w piszczel. To nie był dobry moment na takie tematy. Yoongi wyglądał, jakby najgorzej znosił swój własny rozkaz o przykręceniu ogrzewania. JK oddał mu kopniaka.

- Nic... tak tylko - wydukał Taehyung. - Tylko gadamy sobie - Próbował ukryć to, że kopniak młodszego chłopaka nie bolał tak bardzo, jakby coś mu właśnie połamało nogę w kilku miejscach. - Takie tam... nic ważnego - wypuścił wolno powietrze, czując jak cała krew z łydki kumuluje się w jednym miejscu, tworząc ogromnego siniaka. Czuł nawet, jak rośnie.

- Mówiłem właśnie - zaczął znowu młodszy chłopak, patrząc z tryumfem na Taehyunga - ...że byłbym lepszym kapitanem od ciebie - dokończył, patrząc na niego wyzywająco. Starszy chłopak kopnął go znowu, tym razem mocno, nie ostrzegawczo jak wcześniej.

- To wspaniale, chętnie się z tobą zamienię - mruknął Yoongi, ignorując kompletnie toczącą się pod stołem wojnę. Może naprawdę jej nie zauważył. - Tylko najpierw naucz się prowadzić, bo jesteś w tym fatalny - pociągnął nosem, w zamyśleniu mieszając w kubku coś, co pachniało zupełnie jak kawa.

Taehyung uśmiechnął się szeroko, kiedy udało mu się zrobić unik przed kopniakiem urażonego dzieciaka. JK źle znosił krytykę. Teraz też skrzyżował ręce na piersiach i patrzył na Yoongiego spode łba, śmiertelnie obrażony. Jednak radość Taehyunga nie trwała długo. Wystarczyło, że pochylił się trochę nad kubkiem, kiedy JK złapał go mocno za włosy.

- Ty głupi kurwiu! - krzyknął przerażony, bo zupełnie nie spodziewał się takiego ataku. Chłopak nadal mocno trzymał go za włosy i Taehyung bał się ruszyć w obawie, żeby ich nie stracić. - Pu...ść... - jęknął, łapiąc JK'a za ręce.

- JK, zostaw go - powiedział Yoongi stanowczym tonem, ale gdzieś w trakcie wypowiadania tego zdania, zdał sobie sprawę z tego, że jest zbyt zmęczony, zbyt głodny i zbyt nieszczęśliwy, by użerać się z dzieciakami. W dodatku mediacje nigdy nie były jego mocną stroną. - JK - powiedział trochę głośniej. - Ile ty w ogóle masz lat? - warknął, patrząc na niego intensywnie.

- Osiemnaście- odpowiedział chłopak, powoli rozluźniając palce zaciśnięte na włosach Taehyunga, który kiedy tylko nie groziło mu oskalpowanie, odsunął się szybko.

- Jesteś nienormalny - jęknął cicho, masując obolałe miejsce.

- Sam zacząłeś - odburknął młodszy, krzyżując ramiona na piersiach.

- Ale... - zaczął Taehyung, bo to było po prostu niesprawiedliwe.

Yoongi nie był na to gotowy. Nie był gotowy na widzenie kogokolwiek, na rozmowę, a co dopiero na uspokajanie swoich załogantów, którzy z jakiegoś powodu zaczęli zachowywać się jak przedszkolaki. W dodatku ból głowy nasilał się z każdym dźwiękiem, listwy przypodłogowe świeciły tak mocno, że Yoongi miał wrażenie, że zaraz oślepnie. Oczywiście wiedział, że to tylko złudzenie, bo oświetlenie nie było mocniejsze niż czterysta lumenów, ale ta wiedza nie bardzo mu teraz pomagała. Usiadł ciężko na ławie, czekając, aż ból zmniejszy się trochę. Ten największy zawsze mijał po kilku minutach, przez większość czasu pulsujące gdzieś głęboko za uszami i przy karku, nie dając o sobie zapomnieć. Zupełnie jak przyczajone i gotowe do ataku zwierzę. Drgnął, kiedy ktoś delikatnie dotknął jego przedramienia.

- Mam zawiadomić doktora? - spytał ostrożnie Taehyung. Yoongi nie musiał nawet otwierać oczu, żeby wiedzieć, że chłopak patrzy na niego ze współczuciem. Nie chciał jego współczucia, denerwowało go, ale czasem nie miał siły udawać, że wszystko jest w porządku.

- Nie, zaraz przejdzie - powiedział tylko, bo z jakiegoś powodu nie chciał oglądać Jina. Właściwie nie widzieli się, odkąd Yoongi kazał mu się wynieść. Jin nawet nie pisał do niego. Nie odzywał się, nie przychodził na mostek, kiedy Yoongi miał dyżur. Ustawił tylko przypomnienie o lekach, które wyskakiwało dwa razy dziennie na komunikatorze Yoongiego, a które chłopak skutecznie ignorował, chociaż wiedział, że było to dość ryzykowne. Pewnie gdyby regularnie brał leki, głowa nie bolałaby go aż tak bardzo.

- Mówiłem ci, że... - zaczął JK, ale Taehyung spojrzał na niego tak, że nawet nie dokończył, zwłaszcza że drzwi do kuchni rozsunęły się z cichym świstem.

- Co mówiłeś JK? - zapytał Jin, wchodząc do pomieszczenia.

- Taehyung, prosiłem cię przecież - westchnął Yoongi. Otworzył oczy i podniósł głowę. Skoro już będzie musiał wysłuchać kolejnego przemówienia na temat tego, że nie potrafi o siebie zadbać, to wolał mieć to jak najszybciej za sobą.

- Nic nie zrobiłem - odpowiedział szybko Taehyung. - Nawet nie mam komunikatora - dodał, usprawiedliwiając się.

- Miałeś coś zrobić? - zapytał Jin, a Taehyung wolno pokręcił głową. Nie wyglądał zbyt przekonująco i Yoongi wiedział, że Jin nie da się na to nabrać. Jednak Jin podszedł tylko do replikatora i odwrócony do nich plecami, czekał, aż kubek wypełni się brązowym płynem. Jakby nigdy nic.

- Nie siedź za długo, ok? - powiedział takim tonem jak zawsze, kiedy Yoongi zbyt długo pracował, a Jin kładł się spać.

- Nie będę - usłyszał w odpowiedzi, gdy już miał otworzyć usta, żeby mu odpowiedzieć. Tym razem pytanie nie było skierowane do niego.

- Dobranoc - dodał jeszcze Jin, a JK uśmiechnął się lekko i pomachał mu na pożegnanie. Yoongi odchrząknął lekko, próbując ukryć rozczarowanie i ogarniająca go złość, której nawet nie miał prawa czuć.

***

Biurko w pracowni Yoongiego nie wyglądało lepiej niż za czasów, kiedy mieszkał z nim jeszcze Jin, czyli jakieś pięć dni temu. Tablety z mapami gwiezdnymi, czytniki i inny sprzęt zajmowały każdy jego skrawek i Hoseok miał problem, żeby położyć gdziekolwiek swój komunikator, a co dopiero łokcie. Zerknął kątem oka na chodzącego po pokoju Yoongiego i dyskretnie przesunął wieżę z podzespołów elektronicznych, które starszy chłopak musiał wyjąć z jakiegoś starego modelu tabletu. Nie wiedział, co Yoongi konstruuje, ale nie wyglądało na to, że ma jakiś plan. To co znajdowało się pod lampą wyglądało na wesoły, kolorowy przypadek. Inaczej Hoseok nie mógł tego nazwać. Mikro-kondensatory, które normalnie używane były do gromadzenia ładunków elektrycznych, były powtykane w cienki pasek i ułożone na nim kolorystycznie, ale nie wyglądało na to, żeby podłączone były jeszcze do czegoś dodatkowego. Wyglądały po prostu ładnie. Wściekłe turkusowy kolor przechodził gradalnie w lekko żółtawy, co Hoseok musiał przyznać, było w jakiś sposób satysfakcjonujące. Mikroskopijne części wyglądały jak paciorki w jakiejś prymitywnej biżuterii.

- Jutro będziemy na granicy z nebulą - powiedział na głos Yoongi. Hoseok oderwał wzrok od urządzenia przed sobą i spojrzał na niego. Chłopak stał obok okna, plecami do pomieszczenia. Czymkolwiek nie było to kolorowe coś leżące na biurku, widać było, że nie może przez nie spać. W odbiciu szyby widać było jego bladą, zmęczoną twarz. Poza tym, mimo że dochodziła prawie jedenasta, wciąż był ubrany w piżamę i szlafrok zawiązany tak ciasno, że Hoseok sam zaczynał mieć problemy z oddychaniem, gdy tylko na niego patrzył. Yoongi nie wyglądał najlepiej.

- Może jeszcze dziś. Zakładając, że nie napotkamy żadnego statku - odparł Namjoon. Hoseok prawie o nim zapomniał. Mężczyzna siedział w kącie w fotelu z kubkiem herbaty balansującym na jego kolanie. Pisał na swoim tablecie i co jakiś czas rzucał im tylko szybkie spojrzenie, prawie wcale się nie odzywając.

- Tam jest woda - powiedział wolno Yoongi. - Jesteście pewni, że Horizon to wytrzyma? Tak, wiem, wytrzymuje próżnię... - dodał i machnął tabletem, na którym mignął Hoseokowi zarys ich własnego statku i jej planu. - Ale woda?

- Trawlery polujące na gatunki mieszkające w nebuli sobie z nią radzą. To też są Albatrosy, Yoongi - odparł Hoseok. Odsunął jeszcze trochę nagromadzone na blacie rzeczy i oparł się tym razem całym ciałem o stół. - Horizon nie będzie miała z tym problemów. Tak naprawdę jest o klasę wyżej niż trawlery kłusowników.

- Jedynym problemem może być dla nas brak broni - Namjoon wstał ze swojego miejsca. Podszedł do Hoseoka i włączył rzutnik nad biurkiem.

Najpierw pokazały się trzy słońca otaczające niebiesko-zielony zbiornik wodny, zawieszony w samym centrum Gwiazdozbioru Smoka. Dzięki nim i otaczającym go chmurom gazów, nebula nigdy nie zamarzała. Woda w jej środku była płynna. Przez słońca i ich przyciąganie grawitacyjne, poruszała się wolno i leniwie nawet na symulacji. Zaraz po nich, ukazała się sama nebula. Gigantyczna i lśniąca. Komputer prawie nie nadążał z obliczaniem jej wielkości i tym, co działo się na jej krawędzi.

Masa asteroid, wciągnięta do jej wnętrza, przesuwała się wraz z nurtem wody, to w lewo to w prawo. Między nimi znajdowały się nawet kilkunastokilometrowe bloki lodu. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że trudno będzie się przez nie przedrzeć.

- Sama granica będzie problematyczna. Jest tam mnóstwo odłamków, lodu i innych kosmicznych śmieci. Potem będzie już tylko gorzej. W tej wodzie są zwierzęta. Meduzy, lewiatany...- westchnął cicho Namjoon i usiadł z powrotem na fotelu. - Nawet ich małe są większe od naszego statku. To będzie ciężka przeprawa.

- Jin dał wam dokładniejsze koordynaty? - spytał Yoongi. - Może jest jakaś w miarę bezpieczna droga do... tego miejsca. Tej stacji - machnął ręką i usiadł na krześle. Wciąż wkurzało go to, że chłopak jest taki enigmatyczny, jeśli chodzi o to, skąd zna jakiś lekarzy poza granicami jurysdykcji Federacji, ale starał się tego nie pokazywać. "Starać się" było tutaj odpowiednim słowem.

- Jeszcze nie. Dlaczego sam z nim nie pogadasz? - spytał Hoseok. Yoongi nie mógł powstrzymać się przed skrzywieniem się i przewróceniem oczami. Tyle po jego staraniu się. - Yoongi, przestań. - dodał, widząc jego minę.

- Co mam przestać? - Yoongi przysunął do siebie lampę stojącą na biurku, a potem urządzenie z kondensatorami. - Nie ja dziś miałem z nim dyżur tylko ty i Namjoon - zaczął się tłumaczyć. Nie powinien tego robić, wiedział o tym, ale było już na to za późno. Skarcił się za to w głowie. Hoseok zacznie teraz drążyć temat i przepytywać go. Powinien się już dawno nauczyć.

- Zachowujesz się jak dziecko - stwierdził Hoseok. Namjoon poruszył się niespokojnie na swoim miejscu i odłożył tablet na bok.

- Ja już pójdę - stwierdził. - Mam już wszystkie informacje i...- dodał, wstając, ale Hoseok pokazał mu ruchem ręki, żeby został na miejscu. Chłopak z powrotem usiadł na fotelu.

- Yoongi - powiedział Hobi spokojnym głosem. - Nie mogę ci powiedzieć, co masz robić, a czego nie. To nie moja sprawa - było słychać, że bardzo waży słowa. - Ale...- zawiesił na chwilę głos. - Tę dziurę i tak byśmy zrobili. Sam dobrze to wiesz. Było, minęło. Sprawa zakończona. Dziura pomiędzy pokojem JK'a i łazienką ambulatorium istnieje.

- Kapitanie, jeśli mogę - wtrącił szybko Namjoon, przerywając Hoseokowi. - Gdyby poszycie Horizon uległo rozszczelnieniu, czy uszkodzeniu, dzieciak mógłby zginąć. To było jedyne logiczne wyjście - Yoongi nabrał głośno powietrza i pochylił się nad urządzeniem na pasku. Wziął do ręki szczypce.

- Nic nie rozumiecie - powiedział i zaczął wyjmować nimi wolno żółte kondensatory. - Wiem, że te drzwi powinny tam być - odłożył szczypce na bok i spojrzał na nich. - Nie przeszkadzają mi. Chodzi o to, w jakich okolicznościach powstały. To mi przeszkadza. Nie drzwi, nic z tych rzeczy. Może i ta...- pociągnął za czarny pasek na szyi. - Obroża mnie zwalnia - machnął ręką, szukając słowa. - Moje procesy myślowe - powiedział wreszcie i złapał znów za szczypce. Kolejne kondensatory lądowały na biurku obok lampki. - I czasem czuję się, jakbym wcale się nie obudził, ale wciąż potrafię ocenić zagrożenie i to, że JK nie miał drogi ucieczki, było niedopuszczalne.

- Dalej masz problemy ze spaniem? - spytał Namjoon. Yoongi wzruszył ramionami.

- Nigdy nie spałem za dobrze - odparł i sam ze zdziwieniem stwierdził, że powiedział prawdę. Aż podniósł głowę do góry, znów przerywając pracę. - Wy?- spytał. Hoseok spojrzał na Namjoona, a potem na Yoongiego.

- Ja ok. Na początku tylko bolała mnie głowa - Namjoon skinął na potwierdzenie.

- To dobrze - Yoongi westchnął i znów zabrał się za rozkręcanie urządzenia przed sobą. - Omówiliśmy już wszystko? - spytał, nie przerywając pracy.

- Chyba tak - odparł Namjoon i wziął do ręki swój tablet. - Wyślę później raport. Chyba mamy już wszystkie punkty - dodał ciszej, czytając listę na ekranie. - Musimy tylko dostać dokładniejszą trasę od doktora.

Hoseok milczał. Wciąż patrzył na Yoongiego. Na jego wolne i precyzyjne ruchy. Na zmarszczone brwi. Na jego palce ostrożnie przesuwające po pasku na szyi.

- Kiedy ostatnio jadłeś? - przerwał wywód Namjoona, który produkował się i wciąż mówił coś do Yoongiego, podsumowując spotkanie. Musiał coś mówić, bo kiedy Hobi zadał pytanie, w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. - Yoongi, kiedy jadłeś? - powtórzył. Chłopak zamarł w połowie ruchu. Przez chwilę pukał szczypcami w blat. Zastanawiał się.

- Niedawno...- powiedział wreszcie z trudem. Nie patrzył się na niego, tylko na wieżę z tranzystorów przed sobą. Hoseoka ścisnęło w żołądku. Coś było zdecydowanie nie tak i nie chodziło o obrożę. Coś mu umykało, czuł to. - Dobra, koniec odprawy - zadecydował Yoongi z westchnięciem. Odchylił się i spojrzał na nich obu. - Widzimy się jutro? - Hoseok i Namjoon, skinęli mu niechętnie głowami. 

a/n: ok, więc mam ważne pytanie, bo sama nie wiem, co zdecydować.zaczęłam wrzucać retrospekcje, bo miło mi się je piszę i każdy wie, że nie zakończą się jakąś wielką dramą, skoro wszyscy bohaterowie nadal żyją. Fajnie. tylko czy to nie rozwala fabuły obecnego ff? no jak reklamy na Polsacie czy coś? bo jeśli tak, to mogę je nadal pisać, wrzucając do osobnego ff. a jeśli nie przeszkadzają tu, to ok.. i serio chce znac Wasze zdanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro