2410.02.26 p II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

kilka dni wcześniej

Hotel delegatów znajdował się na najwyższym pokładzie stacji. Tam gdzie świeciło słońce, tam gdzie rozpościerały się ogrody i największe parki, jakie kiedykolwiek widział w swoim życiu Yoongi.

Chłopak stał właśnie na balkonie pokoju, do którego zostali zaprowadzeni zaraz po zaokrętowaniu i obserwował widok za oknem. Musiał przyznać, że Aningan robiła wrażenie. Gdyby nie wiedział, że nie wylądowali na jakiejś planecie, miałby problem, żeby poznać, że wszystko co do tej pory napotkali na swojej drodze jest dziełem człowieka i technologii, a nie natury.

Holograficzne niebo nad nimi miało ten spokojny odcień błękitu, który zawsze wyglądał lekko sztucznie na Hyperionie, ale tu pasował wręcz idealnie. Niebieskawo-szara barwa nabierała powoli żółtawego zabarwienia, ale nawet na samym horyzoncie symulacji, wyglądała wciąż dobrze, prawdziwie. Żadnych prześwitów, przez które widać było czasem to, co działo się poza stacją. Żadnych martwych pól, które wprowadzały wszystkich w stan niepokoju, przypominając im brutalnie, że żyją na sztucznej wyspie narażonej na ataki kosmosu i nie pozwalały zapomnieć, że od kosmicznej ciemności nie oddziela ich kilka warstw atmosfery. Poza tym sama symulacja wydawał się nie kończyć. Yoongi, choć bardzo się starał, nie mógł wypatrzyć granicy pomiędzy kopułą, a samą granicą podstawy stacji. Aningan wyglądała jak planeta.

JK, który stał po jego prawej stronie, łapał się kurczowo barierki, patrząc dokładnie w tym samym kierunku co on. Yoongi chyba nigdy, odkąd go spotkał, nie widział go tak zafascynowanego i zaskoczonego. Chłopak, poza widokiem rozciągającym się przed nimi, nie zwracał na uwagi na nic innego. Widać było, że stara się zapamiętać wszystko, co widzi; kształty budynków szpitalnych stojących przy jeziorze, drzewa, kolosalne keplerskie wierzby, większe od ziemskich sekwoi. Ich wielkie gałęzie bujały się pod wpływem sztucznego, stacyjnego wiatru, a kręte schody wiły się dookoła ich masywnych pni. Można było dostrzec ich misterną i delikatną teksturę, z której były znane keplerskie drzewa. Yoongi widział, jak oczy JK'a ześlizgują się na trawniki, na ludzi zbierających się na placach, które powoli włączały światła wraz z nadchodzącą nocą.

Starszy chłopak z trudem oderwał od niego wzrok i odwrócił się w stronę pokoju, gdzie wciąż witała się jego własna załoga z delegacją stacji.

Wszyscy mieli na sobie mundury, a właściwie to mundury treningowe. Była to pierwsza rzecz, która rzuciła się Yoongiemu w oczy. Gdy obserwował ich srebrne przypinki z odznaczeniami i szczeblami wojskowymi, starając się zapamiętać ich stopnie i twarze, brak swoich własnych czuł prawie fizycznie. Jego rękawy bez kapitańskich pasków wydawały się ciężkie, a puste miejsce po naszywkach na piersi, prawie go paliło. W pierwszym odruchu mało nie schował rąk za plecy, starając się ukryć to, co zrobił ze swoim mundurem jak dziecko, które wiedziało, że zrobiło coś złego i boi się kary. To była jednak jego własna decyzja i mimo wszystkich trudności, jakie spotkały ich w ostatnich miesiącach, Yoongi ani razu jej nie żałował.

Była to jednak chwila. Podniósł podbródek lekko do góry, starając się zachować nonszalancką pozę i tym samym dodać sobie wzrostu i odwagi.

Raptem wstrzymał oddech, czując na sobie czyjś wzrok. Chłopak, który jako pierwszy wszedł do pokoju hotelowego, ten z blond platynowymi włosami, zawadiackim uśmiechem i równie ciemną, co Jina, cerą spojrzał na niego. Przez chwilę widać było na jego twarzy zdziwienie. Yoongi czuł na sobie jego wzrok ześlizgujący się z jego ust na pierś, na miejsce po logo Federacji, a potem na rękawy.

Jeśli Jin się mylił, co do tych ludzi, powtarzał sobie Yoongi w myślach, chłopak wyciągnie zaraz z kabury laser. Jeszcze chwila. Jeszcze chwila... ale wtedy twarz blondyna przybrała znów ten pełen zadowolenia wyraz. Wyminął witającą się grupkę i wyszedł do niego na balkon, kłaniając się nisko.

- Kang Daniel - przedstawił się, stając prawie na baczność. Chłopak wyglądał na Keplerczyka, ale coś mówiło mu Yoongiemu, że nim nie jest. Była w nim pewnego rodzaju energia, której brakowało mieszkańcom tej planety. Coś, czego nie potrafił do końca ubrać w słowa. Dopiero po dłuższej chwili, gdy skończył studiować wszystkie pieprzyki na twarzy chłopaka, odparł:

- Min Yoongi - Daniel uśmiechnął się szeroko. Widać było, że doskonale wie, z kim rozmawia. - A to moja załoga - dodał i pokazał ruchem dłoni na resztę wciąż stojącą wokół okrągłego stołu w środku pokoju. - Mój inżynier, Park Jimin - chłopak, jakby wyczuwając, że Yoongi właśnie o nim mówi, odwrócił się w ich stronę i uśmiechnął do nich szeroko. Yoongi sam o mało tego nie zrobił. Kącik jego ust uniósł się lekko, widząc, jak zadowolony jest Jimin. - Obok niego stoi mój pierwszy oficer, Kim Namjoon - zaczął wymieniać wszystkich po kolei. Gdy miał przedstawić Danielowi JK'a, jego głos zadrżał lekko. Spojrzał na młodszego kątem oka. Nie wiedział nawet, czy dzieciak miał jakieś nazwisko. Przez chwilę szukał jakiegoś, które pasowałoby do niego, ale mógł się założyć, że gdyby nawet udałoby mu się wymyślić jakieś porządne nazwisko, JK'owi na pewno by się nie spodobało. Zaraz zacząłby protestować, ośmieszając go od razu. Yoongi zdawał sobie sprawę z tego, że jako kapitan powinien wiedzieć wszystko o swojej załodze.

- JK - powiedział wreszcie. Daniel wydawał się zaskoczony.

- JK? - powtórzył. Chłopak słysząc to, odwrócił się w jego stronę, odrywając ręce od barierki. Spojrzał na Daniela spode łba, ale po chwili rozluźnił ramiona. To było w pewien sposób niepokojące. Yoongi spodziewał się jednej ze słynnych na Horizon awantur, które chłopak potrafił urządzać, ale nic takiego się nie stało.

JK wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz. Tak naprawdę to odkąd weszli do pokoju, młodszy chłopak od razu pobiegł na balkon i ani razu się z niego nie ruszył. Nawet kiedy do pomieszczenia weszła stacyjna delegacja, nie odwrócił się nawet na chwilę.

Yoongi aż podszedł do niego bliżej zaniepokojony. Gdyby ktoś powiedział mu nawet miesiąc temu, że to zrobi to pewnie by go wyśmiał, ale tak właśnie się stało. Być może w jego oczach JK był zarazą, ale mimo wszystko teraz, w tym momencie i miejscu, był członkiem jego załogi i Yoongi nie widział go nigdy w takim stanie. Chłopak wyglądał jakby był w jakimś transie. Patrzył na Daniela tak długo, że nie mogło to być dla drugiego chłopaka komfortowe, a potem gdy ręka Yoongiego dotknęła jego ramienia, odwrócił szybko wzrok i zaczął ogarniać nim całą salę. Jego źrenice z zastraszającą prędkością przesuwały się od twarzy do twarzy.

- Są tacy jak ja - powiedział cicho, jakby sam do siebie, ale Yoongi miał wrażenie, że to stwierdzenie przeznaczone jest bardziej dla niego.

Odwrócił się, starając się ocenić sytuację. Kolejka przy Jinie nie zelżała, wręcz przeciwnie. Zgęstniała i Yoongi nie widział go między osobami. Być może nie było ich dużo, ale w tak małym pomieszczeniu tworzyli tłum.

Zwykle Jin wyróżniał się na tle innych ludzi, nie tylko wzrostem, ale też kolorem włosów, ale tutaj prawie wtapiał się w otoczenie. Większość wianuszka osób stojących wokół niego była z Keplera albo z podobnej planety w tym układzie słonecznym, a potem Yoongi zobaczył to, na co patrzył JK.

Wszyscy dookoła byli młodzi. I nie młodzi, tak jak on albo Jin. Nie, te osoby nie miały dwudziestu paru lat. To były dzieci. Piętnasto, szesnasto albo osiemnastoletnie. Yoongi nigdy nie był dobry w ocenianiu wieku.

Daniel uśmiechnął się do nich szeroko. Widać było, że nie ma pojęcia, o czym mówił JK. Przez chwilę nawet wyglądał, jakby chciał spytać, czy wszystko jest w nim w porządku. Yoongi uśmiechnął się do niego przepraszająco.

Na szczęście ten niezręczny pojedynek na uśmiechy przerwał Jin i uwieszona na jego ramieniu blondynka, którzy wyszli na balkon. Jej długie, równie platynowe i lśniące co Jina, włosy dziewczyny splecione były w misterne warkocze, które wydawały się nie kończyć. Gdy zgrabnym ruchem zabrała opadające na twarz krótsze kosmyki, Yoongi spojrzał jej prosto w oczy. Były tak ciemne, że przez chwilę nie wiedział, jak się oddycha. Odwrócił wzrok równie szybko i zajął się tym razem oceną jej pagonów i odznaczeń, ale i tak co chwila łapał się na tym, że wciąż wraca do jej twarzy. Do jej ciemnych rzęs, pełnych ust i prawie białych brwi, które unosiła co chwila w zdziwieniu, kiedy Daniel zaczął coś jej opowiadać. Yoongi ostatni raz zerknął na jej rękaw. Gdy widzieli się po raz pierwszy, jeszcze w dokach, myślał, że się pomylił w liczeniu belek, ale teraz mógł już z całą pewnością powiedzieć, że ta dwudziestoparoletnia dziewczyna miała generalski stopień. Przełknął nerwowo ślinę.

- Yoongs - Jin stał obok niego. Yoongi nie wiedział nawet, kiedy do niego podszedł. Był tak skupiony na dziewczynie, że zapomniał o wszystkich dookoła. Jin wyglądał, jakby mówił coś do niego od jakiegoś czasu, bo miał minę, jakby oczekiwał od niego jakiejś odpowiedzi.

- Nie słuchałem - przyznał z rozbrajającą szczerością. Jeśli Jin był zirytowany jego zachowaniem, to nie dał po sobie tego poznać. - Co chcesz?

- Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku - odparł. Yoongi przez chwilę ważył swoją odpowiedź. Nie miał odwagi spojrzeć Jinowi prosto w oczy, bojąc się tego co drugi chłopak może wyczytać w jego własnym spojrzeniu. To, że nie wszystko było w porządku, było oczywiste. Aningan była dziwną stacją, podobnie jak jej mieszkańcy, o których nikt z nich nic nie wiedział. Cała ta sytuacja była dziwna. Jeszcze nikt ich nie aresztował, a powinien. Yoongi przez chwilę rozważał odpowiedzenie drugiemu chłopakowi, prostym "Tak", ale wreszcie zebrał się w sobie i podnosząc głowę powiedział:

- Wszyscy wydają się nas znać - Jin wzruszył ramionami.

Yoongi czasem nienawidził go za to. Za to jego panowanie nad własną mimiką. Nie był w stanie nic wyczytać z chłopaka. Jin wydawał się rozbawiony jego stwierdzeniem, tyle zdążył zobaczyć, ale nic poza tym. Yoongi już hamował się, żeby nie powiedzieć jakiegoś przekleństwa, gdy lekarz oderwał wzrok od rozmawiającego z Jiminem Daniela.

- Jesteś bohaterem - powiedział do niego. - Wszyscy jesteśmy - dodał i spojrzał wreszcie na Yoongiego, który czuł jak jego żołądek zaciska się ze stresu jeszcze bardziej. Zaczęło się to jeszcze przed przekraczaniem granicy, jeszcze przed ujrzeniem samej stacji. Stres i niepewność mieszały się ze sobą w jego mózgu w olbrzymich dawkach i miał wrażenie, że zaraz eksploduje i krótkie i enigmatyczne nie-odpowiedzi Jina wcale nie pomagały mu w tym, żeby się opanowywać. A teraz doszedł do tego jeszcze ten prawie kpiący uśmiech, który raptem zagościł na twarzy chłopaka. Yoongi czuł, jak krew podchodzi mu do głowy. Zaraz eksploduje. Czuł to po prostu.

- Czym jest to miejsce? - spytał. Było to krótkie pytanie, ciche, wypowiedziane na wydechu i nawet w jego własnych uszach brzmiało jak warknięcie. Pokazał ruchem głowy na ogrody. - Jin, czym jest to miejsce? - powtórzył prawie szeptem.

Jin przysunął się bliżej. Tak blisko, że chłopak czuł bijące od jego ciała ciepło. Lekarz górował teraz nad nim, co nie powinno go dziwić, bo wiedział, że jest od niego sporo wyższy, ale wciąż był tym zaskoczony. Nigdy tego nie lubił.

- Wszystkim - padła odpowiedź. To słowo było krótkie i dla postronnego odbiorcy niewiele by znaczyło, ale Yoongi aż złapał się poręczy, patrząc prosto w oczy drugiego chłopaka. Nie wiedział, jak nazwać to, co przed chwilą usłyszał i zobaczył w Jinie.

W tej krótkiej odpowiedzi było tyle surowych, niczym niezamaskowanych emocji, że nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Wiedział jednak, że ta odpowiedź musiała mu wystarczyć i więcej nie wyciśnie ze starszego chłopaka. Nie było sensu wracać i drążyć tego tematu nawet w przyszłości. Ta świadomość chyba zrobiła na nim największe wrażenie. Jin miał sekret i Yoongi widział w nim niemą prośbę o spokój i dyskrecję.

- Hej - ich rozmowę przerwała blondynka z generalskim stopniem. Przedstawiała się Yoongiemu jeszcze, kiedy rozmawiali na videochacie, podchodząc do lądowania, ale chłopak cały czas przekręcał jej imię, dlatego unikał używania go jak tylko mógł. Widząc jej uśmiech, sam skrzywił się, starając się wydusić z siebie coś na kształt równie przyjaznego uśmiechu, ale gdy tylko zaczął unosić kąciki ust, wiedział już, że nie da rady zrobić ze swoją mimiką niczego, co w jakikolwiek sposób można by uznać za miły albo sympatyczny wyraz twarzy. Wtedy przypomniał sobie jej pełne imię. Hani, miała na imię Hani.

- Ahn Hani - powiedział na głos i skinął jej głową. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i złapała Jina pod ramię. Yoongi widział, jak jego sztywne do tej pory plecy, od razu się relaksują.

- Jinnie - powiedziała, a Yoongi nie potrafił powstrzymać się od skrzywienia się. Chyba nigdy nie słyszał takiego zdrobnienia imienia ich lekarza. - Wprowadził mnie w wasz....- machnęła ręką i pokazał na szyję Yoongiego. - Problem - dokończyła ciszej.

- No i? - spytał Yoongi. Wiedział, że zabrzmiało to oschle i niezbyt kulturalnie, ale było za późno, żeby to naprawić. Odchrząknął cicho zakłopotany. Został wychowany lepiej. - Przepraszam - powiedział w końcu. - Jakieś wnioski? - spytał, a Hani rozpromieniła się jeszcze bardziej. Wydawała się nie zauważać rezerwy, z którą do niej podchodził, albo po prostu ją ignorowała. Trudno powiedzieć.

- Musimy najpierw was zbadać i zobaczymy, co da się z tym zrobić - odparła. - To niestety zajmie kilka dni. Tydzień, może dwa... - Yoongi spodziewał się takich wiadomości. To było logiczne, ale nie potrafił nie czuć się z tym komfortowo. - Nie macie się czym przejmować. Aningan ma najlepsze szpitale i lekarzy w tym sektorze - dodała lekkim tonem, jakby grzebanie w mózgu nie wiązało się z absolutnie żadnym ryzykiem. Yoongi pokiwał sztywno głową.

- Rozumiem - odparł.

Czuł na sobie wzrok własnej załogi, która patrzyła na niego przez otwarte drzwi balkonowe. Od razu poprawił się w miejscu, przyjmując bardziej formalną pozę. Schował ręce za plecami. Przez chwilę zastanawiał się, jak poprowadzić tą rozmowę dalej. Tak, żeby nie wejść w rejony, w które przed chwilą zabronił mu wchodzić Jin.

Nie chciał zawieść chłopaka, ale z drugiej strony wiedział, że załoga będzie równie ciekawa co on sam i będzie drążyć temat, a on nie będzie w stanie okiełznać ich ciekawości. Potrzebował argumentu, czegokolwiek poza przeczuciem. Musiał mieć coś. Cokolwiek. Zdanie, słowo, które będzie w stanie przekazać dalej, żeby zapewnić swoich załogantów, że wszystko ma pod kontrolą i nie ma powodów do paniki. Że Aningan jest bezpieczną przystanią i nie grozi im nic złego.

- Chyba...- zaczął wreszcie, starając się zachować w swoim głosie pewność. - Zanim zaczniemy, powinniśmy porozmawiać o sposobie zapłaty za wasze usługi - dokończył zadowolony z siebie. Hani wyszczerzyła się znów w uśmiechu i ścisnęła Jina. Yoongi nie potrafił oderwać od niej wzroku. Widział w jej oczach iskry. Nie potrafił tego inaczej nazwać. Cała aż rozpromieniła się, gdy wypowiedział te słowa. Jakby opowiedział najlepszy żart, jaki w życiu słyszała.

- Daj spokój - odparła szybko. - Jesteśmy przyjaciółmi - dodała równie błyskawicznie. Yoongi nie potrafił opanować zdziwienia. - Jinnie tyle mi o tobie opowiadał, że mogę cię tak nazwać, prawda? - spytała, jakby pytając o zgodę, ale Yoongi nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Z jednej strony przeczuwał, że to może być tylko retoryczne pytanie, ale z drugiej naprawdę chciał na nie odpowiedzieć i nie byłaby to twierdząca odpowiedź.

- Naprawdę? - wydusił wreszcie z siebie, czując,  jak krew znów podchodzi mu do głowy, ale tym razem nie do mózgu i uszu ze stresu, ale do policzków, z zakłopotania. Był prawie na sto procent przekonany, że Jin nigdy nikomu o nim nie opowiadał. Że wstydził się go i w towarzystwie swoich przyjaciół nawet nie zająkiwał się na temat jego istnienia nawet słowem. - Bo o tobie nie wspominał nawet słowem.

- Jesteście w dobrych rękach - kontynuowała dziewczyna, jakby kompletnie nie usłyszała ostatniego zdania, które wypowiedział Yoongi. - Na czas badań i operacji zakwaterujemy was tu, w hotelu delegatów. Stąd będziecie mieli dobry punkt na zwiedzanie całej stacji. Nie będziecie musieli co chwila latać do doków do Horizon - widząc zdziwione spojrzenie Yoongiego, dodała od razu. - Nie bój się. Nikt nie będzie wam zawracać głowy. Ci co mieli wiedzieć o waszym przybyciu, już o nim wiedzą. Ci, co nie powinni, nawet was nie zauważą. To duża stacja. Jedna twarz więcej w tłumie nie zrobi na nikim wrażenia - tłumaczyła dalej.

- Dziękuję - powiedział wreszcie Yoongi, bo czuł, że powinien to zrobić.

- A teraz...- Hani puściła Jina i prawie klasnęła w ręce. - Klucze do pokoi. Musimy was jakoś rozlokować - zakończyła śpiewnym tonem. - Chodźcie do środka - zwróciła się do tych z załogi, którzy byli już na balkonie, albo na niego dopiero wyszli.

Jimin od razu zawrócił, ciągnąc za sobą JK'a, który nie wyglądał na zadowolonego. Daniel szedł za nimi, śmiejąc się cicho pod nosem. Wyglądało na to, że śmieje się z tego, co powiedział ten pierwszy, ale mogło być to również dlatego, że JK wyglądał, jakby ktoś kazał jeść mu coś kwaśnego.

- Wytłumaczę wam, co i jak i pokażę strefy, w które lepiej się nie zapuszczać...- Yoongi słyszał jej głos ze środka pomieszczenia. Dziewczyna wyjęła z kieszeni karty i zaczęła układać na okrągłym stole znajdującym się niedaleko balkonowych drzwi. Namjoon przyglądał jej się w skupieniu, podobnie jak Hoseok, ale nie wydawali się zaniepokojeni, co trochę uspokoiło Yoongiego. Chłopak oderwał od nich wzrok i spojrzał na Jina, który nie ruszył się ze swojego miejsca.

- Skąd ty ją wytrzasnąłeś? - powiedział Yoongi, chociaż wcale nie zamierzał tego robić. Jin uśmiechnął się lekko i wrócił do pokoju.

***

Kiedy JK był jeszcze dzieckiem, zawsze prosił mamę, żeby opowiedziała mu o Hyperionie i chociaż po jakiś czasie znał na pamięć wszystkie jej historie, to nigdy mu się nie znudziły. Było coś niezwykłego, magicznego w codziennym życiu na stacji, przez którą przewijały się setki, jeśli nie tysiące, ludzi z całej Federacji. Było coś wyjątkowego w możliwości spotykania nowych, zupełnie obcych ludzi. Ludzi, dla których było się kimś zupełnie przypadkowym, a nie dziwacznym dzieckiem, które nigdy nie powinno się urodzić. Oni, mieszkańcy Aningan, nie wiedzieli o JK'u absolutnie nic i to było najlepsze, co spotkało go do tej pory.

Pierwsza fascynacja stacją minęła po kilku dniach i chociaż JK bez przeszkód mógłby eksplorować jej wszystkie pokłady, wolał trzymać się jak najbliżej Jina; tak na wszelki wypadek. Wszędzie kręciło się zbyt wielu ludzi, za którymi chłopak nie bardzo przepadał. Nigdy wcześniej nie pomyślałby, że spotykanie nowych osób będzie dla niego problematyczne, bo niejednokrotnie na Ulyssesie wyobrażał sobie, że ma taką możliwość. I zawsze wtedy potrafił znaleźć odpowiednią odpowiedź na każde pytanie, czy zagadać do kogoś jako pierwszy. Niestety, jak się okazało jego wyobrażenia niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. W prawdziwym życiu JK nie miał najmniejszego pojęcia, jak ma rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi, zwłaszcza tymi w jego wieku, których na Aningan było całkiem sporo. Dlatego po jakimś czasie postanowił, że najbezpieczniej będzie trzymać się blisko Jina. Co prawda Jin wydawał się znać tutaj wszystkich, a przynajmniej wszyscy znali jego, więc unikanie społecznych interakcji wydawało się niemożliwe, to mimo wszystko nadal łatwiej było JK'owi schować za jego plecami niż na własną rękę wplątywać się z niewygodnej konwersacji. Jin robił to za niego i tak było najłatwiej.

Niestety, czasami Jin również okazywał się podłym zdrajcą i zostawiał JK'a samemu sobie, tłumacząc się pracą i innymi idiotycznymi zajęciami, w których młodszy chłopak nie mógł mu towarzyszyć. Wtedy próbował znaleźć kogokolwiek z Horizon, nawet Yoongiego, ale bywały chwile, takie jak teraz, kiedy wszyscy, ale to absolutnie wszyscy, znikali z pola widzenia JK'a, jakby byli w jakiejś zmowie.

Oczywiście, JK potrafił się dobrze ukryć. Miał w tym wprawę, bo na Ulyssesie zdarzało się, że musiał unikać innych członków załogi tygodniami. Potrafił obserwować ich z ukrycia, wyobrażając sobie, że jest na jakiejś specjalnej, jednoosobowej misji. Tylko wtedy był dzieckiem, a teraz, kiedy jest już dorosły, nie wypadało mu już myśleć o takich głupich rzeczach, więc po prostu siedział na brzegu niewielkiej fontanny na górnym pokładzie Aningan, częściowo zasłonięty jakimś krzakiem i obserwując grupkę mieszkańców stacji, która zajęta sama sobą, kompletnie nie zwracała na niego uwagi grając w gry na automatach.

JK widział ich już kilka razy, zawsze okupowali jeden z kątów na stołówce i jedli wspólnie posiłki, przekrzykując się wzajemnie, a później szli do jednego z kilku salonów gier, gdzie zachowywali się jeszcze głośniej. Szczególnie zwrócił uwagę na jasnowłosego chłopaka, bo przypominał mu z zachowania Kim Taehyunga. Spotkał go pierwszego dnia zaraz po przylocie, na balkonie hotelu, w którym teraz mieszkali. Był równie irytujący, usiłował oszukiwać we wszystkich możliwych grach i wyjątkową radość sprawiało mu droczenie się z jakąś dziewczyną, która była najmniejszym człowiekiem, jakiego JK w życiu widział. Chłopak oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że dzieci są małe, ale nigdy nie spotkał żadnego oprócz siebie. Nie spotkał też zbyt wielu małych ludzi i chociaż wiedział, że istnieją osoby mniejsze od Jimina, to trudno mu sobie to było wyobrazić.

JK trochę im zazdrościł. Tego, że mają z kim spędzać czas wolny, trochę też był zły na Kim Taehyunga, który od początku ich pobytu na stacji gdzieś znikał, w dodatku ciągnąc za sobą Jimina.

- Yoojungahh, Yoojungah!! Szybciej, szybciej! - z zamyślenia wyrwała go dopingująca, w salonie gier, dziewczyna. Prawie leżała na oparciu swojego siedzenia, obserwując rozgrywkę przed sobą. JK poznał ją pierwszego dnia, zaraz po zaokrętowaniu i musiał przyznać, że niespecjalnie przypadła mu do gustu, czego nie mógł powiedzieć o swoim kapitanie. Yoongi już pierwszego dnia znajomości z Jeongyeon, prawie zaraz po zaokrętowaniu, mało jej się nie oświadczył. JK widział to w jego oczach. Wtedy jednak Jeongyeon zachowywała się zupełnie inaczej. Spokojnie i oficjalnie. Teraz była prawie czerwona z emocji, wykrzykując co chwila imię niskiej dziewczyny.

- Staram się przecież!! - odkrzyknęła jej mała Yoojung, a JK zaczął zastanawiać się, czy ona jest dzieckiem i dlatego tak wygląda, czy może już tak ma i czemu musi tak krzyczeć, skoro od drugiej dziewczyny dzieliło ją najwyżej kilkanaście centymetrów. Blondwłosy chłopak, który z nią rywalizował, chyba do końca nie zdawał sobie sprawy z tego, że przegra. JK już to wiedział. Nie musiał nawet podchodzić bliżej i sprawdzić jego statystyk. Grał już na tych symulatorach, kiedy nikogo nie było w pobliżu i zdążył całkiem dobrze ogarnąć mechanikę gry, chociaż nadal nie potrafił przebić kilku osób w rankingach, o czym nie potrafił zapomnieć.

W końcu chyba wizja porażki dotarła i do jasnowłosego chłopaka, bo bez żadnego ostrzeżenia odepchnął Yoojung od konsoli, przejmując chwilowo kontrolę nad jej pojazdem. Dziewczyna pisnęła tak głośno, że JK aż się wzdrygnął. Był to bardzo wysoki dźwięk, przypominający mu rozszczelnienie grodzi między-pokładowych.

- Jesteś u Jisunga, Daniel! - krzyknęła głośno. - Nie daruję ci tym razem, kurwiu! - Jeongyeon na to wstała ze swojego miejsca i mocno walnęła Daniela w tył głowy. Mimo tego, że jego głowa wydała z siebie tak głośny i pusty dźwięk, który słyszał nawet JK ze swojego ukrycia, to nie zrobiło to na nim wrażenia. Chłopak, jakby kompletnie nie czując bólu i nie zwracając uwagi na groźby, przekroczył linię mety, przejmując tym razem swoje stery i podniósł ręce w geście zwycięstwa, gratulując sobie samemu zajęcia pierwszego miejsca. - Nie gram z tobą więcej! Oszukujesz jak zwykle! - Yoojung znów krzyknęła, wstając z podłogi. Podeszła do Daniela i kopnęła go w nogę. Gdy schylił się, sycząc głośno, złapała go za włosy i pociągnęła je mocno.

- To było strategiczne! - chłopak bronił się, usiłując wyrwać z zaciśniętej pięści dziewczyny swoje włosy. JK w pełni popierał jej zachowanie. Gdyby Kim Taehyung zrobił coś podobnego, spotkałaby go adekwatna kara. Z tym, że Kim Taehyung zdawał sobie z tego sprawę, a w dodatku nadal trochę się go bał, więc na pewno nie próbowałby kombinować.

Po tych słowach grupa zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, ale przestał rozumieć cokolwiek ze splątanych ze sobą głosów. Zwłaszcza, że niektórzy z nich mówili w trochę dziwny sposób. Nagle zrobiło się dość cicho i JK z niepokojem odkrył, że wszyscy z jakiegoś powodu patrzą w jego stronę. Jego kryjówka została odkryta.

- Chcesz z nami zagrać? - zapytał chłopak, poprawiając zmierzwione włosy. Pytanie musiało być skierowane do niego. Za JK'em znajdowała się tylko fontanna z dziwnymi rybami i krabami, które wychodziły na kamienisty brzeg tylko w nocy. Nabrał głęboko powietrza, żeby odpowiedzieć, ale coś go powstrzymało. Po prostu nie mógł tego zrobić. Wstał gwałtownie i nie zwracając dłużej uwagi na grupę, obszedł fontannę, starając się trzymać jak najdalej od nich. Kompletnie nie dopuszczając do siebie tego, co mówili, jeśli mówili coś jeszcze, JK poczuł nagle, że właśnie teraz, ale to natychmiast w tym momencie, musi znaleźć Jina. 

a/n:

w następnym rozdziale będzie już o kilku Ważnych Rzeczach, ale jeśli brakuje wam jakiegoś bohatera, za którym tęsknicie, to mogę o nim/o nich napisać :3

A tak z njusów to zapisałam się do book clubu żeby walczyć z moim art blockiem. I tak, napisałam podczas jednej z sesji smuta, lolcia. I tak, było mi głupio pisać to przy ludziach.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro