2410.03.03

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: nie, nie zgubiłam po drodze dziesięciu rozdziałów

Kilka dni później

Pierwsze, co zobaczył Yoongi, otwierając oczy to biała koszula Taehyunga i jego równie białe spodnie. Chłopak, który stał do niego plecami, wybijał się na tle otaczającego go czarnego tła i przez dłuższy czas jedynym, co widział Yoongi była rażąca, biała plama.

Chciał zawołać Taehyunga po imieniu, próbował, ale głos utknął mu w gardle. Musiał z nim porozmawiać. Nie wiedział, dlaczego, ale czuł, że musi to zrobić.

Sfrustrowany ruszył do przodu, jednak jego krokom nie towarzyszył żaden dźwięk i miał wrażenie, że w ogóle się nie porusza. Yoongi zatrzymał się, spoglądając pod nogi. Stał prawie po kostki w wodzie. Widział jak jej poruszona powierzchnia, drga lekko, tworząc rozchodzące się, coraz większe i większe koła skrzące się na brzegach.

Jednak żaden dźwięk nie doszedł jego uszu. Żaden plusk, żaden szr. Nic. Tym razem mocniej uderzył noga w taflę wody. Niemal czuł chłód rozbryzgujących się kropel. Wszystkie dźwięki ginęły w otaczającej ich czerni, która wsysała je zachłannie. Znów nic.

- Yoongi - chłopak podniósł głowę zaskoczony.

Taehyung stał przed nim. Tak blisko, że ich nosy prawie stykały się ze sobą. Instynktownie dał krok do tyłu, starając się odsunąć, ale ręka drugiego chłopaka była szybsza. Złapała go za nadgarstek i przyciągnęła z powrotem do siebie.

Dopiero wtedy Yoongi zauważył spływającą po jego prawym policzku niebieską łzę, która ciekła teraz już po szyi chłopaka. Zaraz wsiąknie w śnieżnobiały materiał koszuli przy zapięciu pierwszych guzików. Yoongi widział ją już przy samym jej skrawku. Obok obojczyka Taehyunga, który uwydatnił się jeszcze bardziej, gdy młodszy chłopak ścisnął mocniej jego rękę.

Yoongi podniósł gwałtownie głowę do góry. Pytanie, a właściwie to pretensja zamarła na jego ustach. Prawe oko Taehyunga było wściekle niebieskie. Yoongi wyrwał mu się przerażony. Tak szybko, że aż zakręciło mu się w głowie.

Tak jak się spodziewał; zachwiał się i upadł, spodziewając się spotkania z krystalicznie czystą taflą wody.

Jednak zamiast wody jego kolana i łokcie napotkały zimną posadzkę. Rozejrzał się po pomieszczeniu zdezorientowany. Tym razem był w białej, owalnej i wysokiej sali. Przez świetliki w suficie wpadały do niej masy światła, które boleśnie raziło go w oczy.

Yoongi zmrużył się i wstał chwiejnie. Obrócił się dookoła własnej osi, szukając Taehyunga, ale chłopaka nigdzie nie było. Mignął mu za to Jin przechodzący szybkim i zdecydowanym krokiem za kolumnadą, która ciągnęła się prawie przez cały pokój. Ubrany był w równie śnieżnobiały, co otaczające ich marmury, muślinowy pół-kaftan. Prawie połowa jego pleców wydawała się w nim naga. Półprzezroczysty materiał zaczynał się zaraz pod łopatkami chłopaka i otulał ciasno jego umięśnione ramiona, którymi wymachiwał co chwila, nie zwracając wcale uwagi na biegnącego za nim Yoongiego.

Wyglądał, jakby z kimś rozmawiał, jednak oprócz nich dwóch w sali nie było zupełnie nikogo. Młodszy chłopak zawołał go. Raz, drugi, ale Jin szedł dalej. Wkładał właśnie kitel lekarski i nic poza stukotem obcasów jego wysokich, czarnych butów nie było już słychać. Nabierał rozpędu, ale wydawało się, jakby wciąż szedł tym samym tempem.

Dźwięk świadczył jednak o czymś zupełnie innym. Delikatne pukanie przerodziło się w łomot, który Yoongi czuł pod stopami. Ściany wokół nich drżały, ale Jin nie przestawał iść. Światło na końcu korytarza przybierało na sile i Yoongiemu coraz trudniej było wpatrwać się w chłopaka przed sobą.

Zamknął oczy, otworzył je. Hoseok stał przed nim, pokazując swoje zakrwawione i poranione ręce. Po Jinie nie było śladu, podobnie jak wcześniej po Taehyungu. Przed nim był tylko Hoseok i jego poparzone dłonie. Wokół nich rozpościerał się skąpany w jesiennym słońcu las. Gałęzie drzew kołysały się lekko na wietrze, jednak nawet przy silniejszym podmuchu nie dochodził do nich żaden dźwięk. Szum liści był niemy, krzyk Hoseoka też, a Yoongi z przerażeniem stwierdził, że nie wie, co ma robić dalej.

- Przepraszam - wydukał. Młodszy chłopak wydawał się go nie słyszeć. - Hoseok. Nie wiem...- zawahał się. - To był błąd. Nie tak miało być - powiedział głośniej, a echo porwało jego słowa. Słowo "nie" porwane przez wiatr, hulało między otaczającymi ich brzozami, rosnąc w siłę.

- Nie - mówiły drzewa.

- Nie - mówiła wysoka trawa.

- Nie - mówił sam Hoseok. A potem Yoongi poczuł coś zimnego na żebrach, co od razu podsunęło mu w głowie obraz Jungkooka z nożem w ręku i... obudził się.

Siedzący obok niego na łóżku Hoseok, mimo tego że wyglądał na zaspanego, patrzył na niego z przerażeniem w oczach. Jego twarz była lekko opuchnięta, a włosy, które starał się ugładzić nerwowym ruchem dłoni, nie dawały się w żaden sposób poskromić.

- Yoongi, wszystko ok? - spytał. Jego głos był głęboki i zachrypnięty, a Yoongi zamiast mu odpowiedzieć uśmiechnął się tylko. Hoseok westchnął sfrustrowany, układając usta w niezadowoloną podkowę.

- Mmmm...- mruknął uspokajająco, widząc minę młodszego chłopaka. Dotknął palcem jego dolnej wargi. Była ciepła, była miękka i realna, ale jego rozespany umysł nie chciał w to uwierzyć. To musiał być sen. Yoongi wciąż się uśmiechał, gładząc go tym razem po brodzie.

- Co ci się śniło? - pytał dalej Hoseok, przysuwając się bliżej. Odgarnął skopaną, pomiętą kołdrę i wsunął się pod nią. Dopiero kiedy jego jego nogi dotknęły jego własnych nóg, Yoongi otrzeźwiał nieco.

To nie był sen. To wcale nie był sen. Podniósł głowę, rozglądając się po pokoju w hotelu delegatów, do którego zostali zaprowadzeni od razu po zaokrętowaniu na stacji. Pomieszczenie było gigantyczne i gdy Yoongi wszedł do niego po raz pierwszy, kilka nocy wcześniej, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Po przebywaniu przez tak długi czas na ograniczonej i ciasnej przestrzeni Horizon, tak wielka powierzchnia powodowała w nim pewnego rodzaju lęk.

Poza tym wszędzie, gdzie tylko nie spojrzał, widział w pokoju zakamarki, w których mógłby ukryć się nieprzyjaciel, a on sam wystawiony byłby na atak. Nie czuł się tutaj bezpiecznie.

Gdyby ktoś go spytał, powiedziałby, że okna sypialni były dużo za duże i takie użycie szkła było po prostu nieprzemyślane i nie miało żadnej użytecznej funkcji. Yoongi nie kupował estetyki. Nie kupował też gigantycznego balkonu wychodzącego na główne ogrody stacji. W jego przekonaniu był równie bezużyteczny i zbędny co same balkony. To właśnie przez ogrody i przez wielkie tafle szkła odgradzającym go od nich czuł się nagi i bezbronny; wystawiony na widok wszystkich dookoła.

Jinowi wydawało się to nie przeszkadzać, podobnie jak pozostałym członkom załogi, którzy przyjęli ich nową sytuację mieszkalną z euforią - w przypadku JK'a lub po prostu zadowoleniem, co tyczyło się całej reszty z wyjątkiem jego samego rzecz jasna. Hoseok dźgnął go lekko w bok.

- Yoongi...- powiedział cicho, przerywając jego przemyślenia.

- Co? - spytał chłopak, chociaż wiedział, o co chodziło Hoseokowi. - Ja...- zająknął się. - Nic ważnego. Głupoty, jak zwykle - skłamał gładko. -To był jakiś zlepek bezsensownych rzeczy. Nic ciekawego.

Młodszy chłopak zmarszczył się. Widać było, że zupełnie mu nie wierzy, ale nie pytał dalej, za co Yoongi był mu wdzięczny. Zamiast tego położył mu głowę na ramieniu, wzdychając cicho. Starszy przysunął go bliżej do siebie, całując go w czubek głowy, na co Hoseok parsknął cicho pod nosem, tłumiąc śmiech.

- Przepraszam, że cię obudziłem - wymamrotał Yoongi, wciąż przyciskając usta do jego włosów.

- Nie szkodzi - odparł drugi chłopak. - I tak musimy zaraz wstawać. Mamy spotkanie z Jeongyeon za...- podniósł rękę do góry, sprawdzając godzinę na staroświeckim, elektronicznym zegarku. - Czterdzieści minut.

- Super - odparł mało entuzjastycznie Yoongi. Nie to, że nie lubił Jeongyeon. Lubił i to bardzo. Już w pierwszych piętnastu minutach od podania jej ręki, jeszcze w dokach, zaraz po zaokrętowaniu w nich Horizon i wymienienia kilku suchych formułek grzecznościowych, pomyślał, że gdyby był nawet trochę hetero, oświadczyłby jej się z miejsca. Oczywiście nie wiązały się z tym żadne romantycznie uczucia. Nic z tych rzeczy. Po prostu Yoongi czuł, że mógłby się z nią dogadać bez potrzeby tłumaczenia ciągle swojego zachowania, czy odpowiadania na męczące i zupełnie zbędne jego zdaniem pytania. Niestety, Yoongi nie był na tyle hetero, a Jeongyeon, mimo swoich krótkich włosów, na pewno nie była chłopakiem.

Dziewczyna, która była w witającej ich grupie delegatów, miała w sobie ten pewien rodzaj pewności siebie, który mu odpowiadał i jej cięte riposty na żarty Jina powodowały, że serce samo zaczynało bić mu szybciej. Głównie dlatego, że chyba po raz pierwszy spotkał kogoś, kto nie patrzył na Jina z cielęcym uwielbieniem i nie bał się powiedzieć mu, co myśli.

Yoongi pamiętał, że serce zaczęło mu bić wyjątkowo szybko, gdy zobaczył na jej twarzy cień zniesmaczenia, kiedy tylko ujrzała w tłumie witających się osób na platformie Jina i tę platynową blondynę, której imienia wciąż nie mógł zapamiętać Yoongi.

Para witała się w nieskończoność i był to chyba najdziwniejszy rytuał powitalny ze wszystkich zamieszkanych planet Federacyjnych. Z drugiej strony Yoongi szczerze wątpił, żeby to było jakieś oficjalne powitanie; dwa pocałunki w policzki, podanie sobie ręki, uderzenie w lewe przedramię partnera, prawe. Znów pocałunek w policzek, potem Yoongi trochę się zgubił w całym tym rytuale, lekkie uderzenie w czoło drugiej osoby, potem prawego kolana, lewego.

W pierwszym odruchu miał ochotę złapać za laser i wycelować go w lekarza, kończąc ten dziwaczny protokół powitalny, ale dzięki Jeongyeon nie musiał tego zrobić.

Dziewczyna była równie zirytowana co on sam i zaraz zarządziła, że muszą iść do hotelu delegatów, który znajdował się na górnym pokładzie stacji.

"- Im mniej świadków, tym lepiej" - powiedziała szybko. - "Trzymajcie się blisko, możemy rozmawiać po drodze" - dodała i zaraz ruszyli całą gromadą w stronę wind, zostawiając Horizon w jednym z pustych hangarów stacji. Jej ton głosu i postura zmieniły się po tym diametralnie i Yoongi nie potrafił już od niej oderwać wzroku. JK też był pod wrażeniem i gdy tylko Jeongyeon zerknęła na niego kątem oka, od razu chował się za plecami Yoongiego. Yoongi nigdy w życiu nie żałował tak bardzo swojej orientacji jak wtedy.

- Śniadanie w łóżku? - spytał Hoseok, zrywając się gwałtownie, odrywając go znowu od jego przemyśleń. Starszy chłopak jęknął niezadowolony.

Gigantyczne łóżko, na którym leżeli, było według niego równie za duże co sam pokój i gdy zabrakło mu rąk Hoseoka obejmujących go w pasie, jakaś część mózgu Yoogiego zaczęła raptownie protestować wobec tak brutalnego traktowania. Poczucie lekkiej agorafobii powróciło do niego, chociaż mógł być to również protest jego ciała wobec promieni słonecznych, które uderzyło go zaraz w twarz, gdy tylko Hoseok rozsunął ciężkie, beżowe kotary, wpuszczając do sypialni masę światła.

Yoongi wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do uczucia ciepła, które towarzyszyło prawdziwym promieniom słonecznym. Na logikę wiedział, że naturalne światło powinno oddawać też ciepło, ale sama koncepcja, której nie miał okazji wypróbować nigdy wcześniej, wciąż wydawała mu się dziwna i mało pociągająca. Yoongi nienawidził uczucia gorąca na swojej rozpalonej skórze, potu. Nienawidził też jaskrawego światła, które już po kilku minutach powodowało pieczenie i łzawienie oczu. Jego ciało nie było przyzwyczajone do tego wrażenia, bo całe życie korzystał tylko z lamp, hologramów i symulacji, dlatego teraz jak tylko mógł, unikał wychodzenia na zewnątrz. Hoseok za to nie miał z tym żadnych problemów. Potrafił wychodzić nago, tak jak teraz, na balkon i siedzieć tam godzinami. Yoongi nie rozumiał jego fascynacji opalaniem i samym słońcem. Słońce w ogóle nie wydawało mu się czymś fajnym.

- Hoseok...- jęknął cicho, obserwując jednym, zmrużonym okiem, chłopaka na zewnątrz. Hoseok odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął szeroko. Tym zrelaksowanym, pewnym siebie uśmiechem, który w Yoongim wzbudzał poczucie spokoju. Tym uśmiechem, przez który zalewała go fala nostalgii i pewnego rodzaju smutku, jakiego sam nie potrafił wytłumaczyć.

W końcu byli razem. Może nie jako para, a może jako para? Nie wiedział, jak nazwać to, co zaszło nimi zaledwie kilka nocy wcześniej. W każdym razie rozmawiali ze sobą, spali ze sobą, ale uczucie tęsknoty, której nie potrafił zdusić, wciąż go nawiedzało.

Nawet wtedy, gdy Hoseok jęczał jego imię, przyciskając policzek do wezgłowia łóżka. Nawet wtedy, gdy całował go po szyi i opuchniętych po zbyt mocnych pocałunkach ustach. Gdy ręce chłopaka łapały go za biodra, przyciskając go mocniej do siebie, bliżej, ciaśniej. Gdy łapał go za tył głowy tak brutalnie i szybko, starając się nadrobić stracony czas i pocałunki, których nie wymienili ze sobą od miesięcy.

Jednak dopiero, gdy widział Hoseoka tak beztroskiego i pełnego swobody, to uczucie itensyfikowało się. Podwajało, mnożyło, odbierając mu mowę, a jego własnemu sercu zdolność rytmicznego i spokojnego bicia.

Jasnobrązowe włosy Hoseoka, porywane przez symulowany, stacyjny wiatr wpadały mu do oczu, ale widać było, że wcale mu to nie przeszkadza. Śmiał się dalej, patrząc na wciąż leżącego w łóżku Yoongiego, nie świadomy wcale tego, co działo się właśnie w głowie starszego chłopaka.

- Hoseok...- tym razem imię drugiego pełne było prośby, przeradzającej się w obietnicę, którą Yoongi sam się zdziwił. Hoseok od razu wrócił do środka i zamknął za sobą drzwi.

Yoongi obserwował jego kroki z bijącym sercem. Zdecydowane, silne, wolne, dużo za wolne na jego własny gust. Materac ugiął się pod ciężarem Hoseoka i zaraz on sam znalazł się nad leżącym wciąż bez ruchu chłopakiem. Ciepło słoneczne biło od niego, od jego nagrzanej skóry. Yoongi czuł je na swoim policzku. Na plecach Hoseoka, których już dotykał. Na jego udach, ramionach. Wszędzie, gdzie tylko mógł sięgnąć.

Rozsunął nogi, starając się przysunąć go bliżej. Objąć całego, zdusić to nawracające uczucie nostalgii, które przychodziło wraz z jego pocałunkami, które młodszy chłopak składał na jego torsie, na szyi, nad i pod czarną opaską, obok jego blizny na żebrach, wybijającej się krwisto-czerwonym kolorem na jego bladej cerze.

Gdy Hoseok wyprostował się i przysunął bliżej, nachylając się trochę niżej, Yoongi nie mógł powstrzymać się przed jęknięciem. Cienka warstwa białej, jak jego własna skóra, pościeli była ostatnią rzeczą, która ich dzieliła.

- Jesteś pewien? - spytał Hoseok, kładąc ręce na biodrze Yoongiego. To było w pewien sposób urocze, Yoongi musiał to przyznać, ale w tej sytuacji totalnie zbędne. Jego erekcja powinna być wystarczającą odpowiedzią na to pytanie. Warknął cicho pod nosem, wyszarpując spomiędzy ich ciał zbędny kawałek materiału.

- O kurwa...- Hoseok westchnął głośno, gdy ich ciała zetknęły się. Yoongi odpowiedział mu lekkim uniesieniem bioder do góry. Kolejne westchnięcie, tym razem jego samego. Hoseok jęknął głośno zamykając oczy. Wyglądał, jakby cierpiał, ale Yoongi wiedział lepiej. Złapał jego erekcję i przesunął dłonią w dół. Najpierw prawie sadystycznie szybko, ale po chwili, czując własny, nadchodzący orgazm, zwolnił tempo.

Hoseok otworzył oczy. Jego oddech był płytki, coraz płytszy. Z każdym ruchem dłoni Yoongiego skracał się i w pewnym momencie aż ustał na chwilę. Yoongi złapał jego usta w pocałunku. Nie było w nim nic z delikatności poprzedniego wieczora. Hoseok złapał go za szyję, przyciągając go do siebie. Yoongi zabrał szybko rękę. Nie tak, to nie miało być tak. Inaczej, postanowił.

- Na plecy - powiedział tylko, nie dając drugiemu chłopakowi nawet szansy na protest. Podniósł się na przedramionach i zmienił ich pozycję. Tym razem to on był na górze.

Hoseok pod nim dyszał ciężko, a jego ramiona były rozpostarte prawie na całą szerokość łóżka. Jego włosy były w nieładzie, a oczy półprzymknięte i dzikie. Wyglądał tak bezbronnie, tak piekielnie nieprzywoicie, że Yoongi nie mógł powstrzymać się przed podchodzącym do jego gardła warknięciem.

To on to zrobił, on sam spowodował, że Hoseok patrzył teraz na niego pełnym pożądania, lekko oszołomionym wzrokiem. Yoongi włożył mu ręce pod kolana i rozwarł jego uda, klękając przy tym przed nim. Przez chwilę nie patrzył na twarz drugiego chłopaka, skupiał się na tym, co było przed nim. Na jego erekcji, którą dotykał ręką. Była gorąca i ciężka. Całą skóra Hoseoka zdawał się być właśnie taka, cały Hoseok. Jego spojrzenie, jego desperackie ręce przyciskające Yoongiego do siebie.

Starszy chłopak uśmiechnął się do niego lekko i złożył pierwszy nieśmiały pocałunek, a potem drugi, ale nie tam, gdzie Hoseok się spodziewał. Na zagłębieniu jego uda. Zaraz obok kości, przy której został na chwilę, gładząc ją delikatnie nosem, starając się zebrać na odwagę. Hoseok jęknął zniecierpliwiony, ale nacisk palców na tył głowy Yoongiego nie zwiększał się. Chłopak znał go, wiedział, że musi być cierpliwy. Czekał, a Yoongi nie zamierzał go zawieść. Chciał tylko jeszcze przez chwilę trochę się z nim podrażnić. 

a/n: nie pozdrawiam jeszcze, bo do końca nie powróciłam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro