2410.03.10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Stacja powoli przechodziła w tryb nocny. Yoongi ze swojego łóżka widział jedynie mały prześwit między ścianą budynku a wielkim drzewem, ale czuł, że holograficzne niebo zaczynało emitować mniej światła. Za chwilę latarnie w uliczkach i pasy ledowe wzdłuż ścieżek zaczną się zapalać. To wszystko sprawiało, że zaczynał robić się trochę niespokojny.

Ta cała dziwna, mała blondynka, której imienia Yoongi nie zapamiętał, przyszła do niego na ostatnim obchodzie i wyjaśniła, że nie dostanie już leków. Ani tych nasennych, ani przeciwbólowych, bo wszystko już powinno być w porządku. I to nie było tak, że Yoongi jej nie wierzył albo uważał ją za sadystkę.

To, że nadal żył, oddychał i nie stał się warzywem po tej operacji, w pełni utwierdziło go w przekonaniu, że dziewczyna zna się na rzeczy. Mimo wszystko jednak nie mógł przekonać sam siebie, że będzie już dobrze. Ciągle myślał o tym, że pewnie zaraz, za chwilę znowu poczuje znajomy ból, który falami rozleje się na całą głowę, a później kark i ramiona. Nie będzie mógł się na niczym skupić, nawet na najprostszych czynnościach, a sen w ogóle nie przyjdzie. Dlatego teraz nie potrafił robić nic innego, jak leżeć w bezruchu i czekać.

Kiedy na zewnątrz zrobiło się już całkiem ciemno, a niewielki pas ledowy za wezgłowiem łóżka zaświecił się delikatnym, ciepłym światłem, Yoongi usłyszał, że śluza w korytarzu niedaleko jego drzwi otworzyła się. Może lekarka poczuła jednak wyrzuty sumienia i postanowiła przynajmniej zostawić mu jakieś leki. Tak na wszelki wypadek.

Jednak po otwarciu przejścia nie usłyszał charakterystycznego piknięcia, jakie wydawała lekarska przepustka przyłożona do czytnika. Ktoś użył normalnego otwierania drzwi. Yoongi zapomniał je zablokować. Nadal nie był do końca pewien, czy ma dziś ochotę na gości; teraz jednak już było za późno, żeby się nad tym zastanawiać.

- Nie śpisz? - Yoongi odchylił się trochę, żeby mieć lepszy widok na drzwi, chociaż nie musiał sprawdzać, kto go odwiedził. Hoseok wyjrzał jeszcze raz na korytarz, jakby upewniając się, że nikt za nim nie szedł. - Jesteś sam? - Yoongi wzruszył ramionami nie do końca rozumiejąc, o co może mu chodzić.

- Jak widzisz - mruknął, podciągając się trochę do góry. Nie bardzo wiedział, jak się zachować i co zrobić z rękami, więc zaczął bawić się opaską na nadgarstku, która kazał nosić mu Jin. Miała przekazywać jakieś dane o jego stanie zdrowia do komputera Jina... czy kogoś tam innego. Hoseok w końcu zamknął drzwi i odwrócił się w jego kierunku, uśmiechając się szeroko.

- Myślałem, że może Jungkook jest u ciebie - Yoongi pokręcił wolno głową. Nie kojarzył nikogo o takim imieniu, a tym bardziej dlaczego ta osoba miałaby do niego przychodzić.

- Chodzi ci o lekarkę? - spytał niepewnie, ale Hoseok uśmiechnął się do niego i zaczął kręcić głową. 

- Sorry, JK. JK - powtórzył. - Okazało się, że ma jednak jakieś imię. - Yoongi dalej nie rozumiał i patrzył się na niego krzywiąc się lekko. - Powiedział nam wreszcie, jak się naprawdę nazywa. Jeon Jungkook. - Yoongi podejrzewał, że powinno to na nim zrobić większe wrażenie, ale z jakiegoś powodu tak się nie stało. Zawsze wiedział, że dzieciak ma jakieś imię. Dłuższe, lepsze. 

- Jungkook - powiedział na głos, testując jego imię. Brzmiało dobrze, pasowało mu. Opamiętał się zaraz szybko. - Czemu miałby do mnie przychodzić? - zapytał, wciąż krzywiąc się lekko. Chyba jeszcze faktycznie nie ogarniał wszystkiego do końca. 

Może faktycznie dzieciak od jakiegoś czasu był trochę mniej irytujący i przerażający, ale nadal nie byli w jakiejś szczególnie bliskiej relacji. To, że ostatnio nie próbował Yoongiego zasztyletować, to jeszcze nie była przyjaźń. A już z pewnością JK był ostatnia osobą, którą chciał oglądać, będąc w takim stanie.

- Sypiał tu ostatnio - wyjaśnił Hoseok takim tonem, jakby to było coś oczywistego i podszedł bliżej łóżka. - Myślałem, że ktoś ci powiedział. W każdym razie... mam coś dla ciebie, posuń się trochę - Yoongi przesunął się, z niedowierzaniem patrząc na drugiego chłopaka.

Sam fakt, że JK, a może raczej Jungkook, w ogóle do niego przychodził był niepokojący, ale to, że jeszcze tu spał był bardziej niż niepokojący, był przerażający. Yoongi pomyślał przelotnie o Jinie. Mężczyzna naprawdę pozwalał temu dzieciakowi na wszystko, po prostu na wszystko i w ogóle nie brał pod uwagę tego, że JK nie jest do końca normalny. Atakował ludzi bez większego powodu. I mógł, a raczej na pewno stanowił zagrożenie, ale Jin wydawał się nie przejmować tym wcale. Traktował to wszystko jak niewinne wybryki i Yoongi czuł, że prędzej, czy później stanie się przez to jakaś tragedia.

- Wszystko ok? - spytał w końcu Hoseok, a Yoongi rozluźnił trochę pieści i pokiwał głową. To nie był dobry moment, żeby zaczynać taką dyskusję.

- Co... co przyniosłeś? - zapytał w końcu, starając się nie myśleć o JK'u i tym, że nikogo tutaj nie interesowało jego bezpieczeństwo. To, że przeżył operację było zaskakujące, ale to, że chłopak go nie zabił, kiedy miał okazję, było już cudem.

Hoseok sięgnął do kieszeni bluzy i wyjął z niej niewielki, hermetycznie zamknięty pakunek. Yoongi przysunął go do siebie z wahaniem i zaczął powoli odpakowywać cienką folię. Czuł na sobie wzrok Hoseoka. Młodszy chłopak obserwował go uważnie, trochę oceniająco, jakby chciał sprawdzić, czy Yoongi sobie poradzi.

Yoongi nie miał do niego o to pretensji. Sam jeszcze do końca sobie nie ufał. Jednak jego ręce nie trzęsły się już w ogóle, czuł dokładnie fakturę opakowania, a kiedy na rozłożonej folii pojawiły się niewielkie, pomarańczowe kulki, miał nawet wrażenie, że czuje ich zapach, co byłoby dziwne, bo jedzenie dla Yoongiego nigdy go nie miało.

- Zawsze je lubiłeś - powiedział Hobi, wygodniej układając się na łóżku. Przywłaszczył sobie jedną z poduszek Yoongiego i podłożył ją sobie pod głowę.

Yoongi przełknął ślinę. Naprawdę lubił tapas z Elary, głównie grzanki, które były wielkości paznokcia kciuka. Ich kuchnia była znana z tego, że miała sporo zróżnicowanych tekstur w swoim jedzeniu i bardzo wyrazisty smak, dlatego Yoongi w ogóle był w stanie wyczuć cokolwiek. To był jego ulubiony rodzaj jedzenia na wynos, kiedy jeszcze mieszkali na Hyperionie.

- Mam też twój tablet - dodał Hoseok, uśmiechając się lekko. Yoongi zaczął jeść szybko, żeby się czymś zająć.

Nie bardzo wiedział, jaki status ma ich związek. Nie wiedział nawet, czy w ogóle można to było nazwać związkiem, a jeśli tak, to czy on naprawdę tego chce. Nie planował znowu się wiązać. Szczerze mówiąc, nic nie planował, bo był bardziej niż przekonany, że umrze. A dziś nie miał czasu, żeby to przemyśleć.

Dzisiejszy dzień i tak był dziwny, możliwe, że to skutki leków, które ostatnio dostawał, a może po prostu jeszcze się nie przyzwyczaił do nowej sytuacji. I siebie. Żywego. Przegryzł jedną z kulek i mało nie wypluł wszystkiego na kołdrę.

- Co ty mi dałeś?! - spojrzał na Hoseoka z wyrzutem.

- Przecież...  zawsze ci smakowały - młodszy chłopak wydawał się zaskoczony. Yoongi nigdy nie sądził, że jest takim dobrym aktorem.

- To w ogóle nie było zabawne - warknął, wypluwając wszystko z powrotem do opakowania. - Serio, Hoseok, nie spodziewałem się tego akurat po tobie - dodał z wyrzutem, próbując pozbyć się ohydnego posmaku.

Pomarańczowe kulki, które zawsze miały delikatnie słonawy smak i zostawiały w gardle lekkie łaskotanie, teraz były tak okropne, że Yoongi nie potrafił ich do niczego porównać. Hoseok zmarszczył brwi i sięgnął po jedną z nich, powąchał ją ostrożnie, a potem szybko odłożył na papier.

- Nie wiem, o co ci chodzi... pachnie jak zwykle - wzruszył ramionami.

- To sobie spróbuj - Yoongi zrezygnował z pomysłu wytarcia sobie języka koszulką i sięgnął po wodę stojącą na szafce obok. Ona też nie pomogła pozbyć mu się do końca tego smaku. - To jest ohydne!

- Ale... to zawsze było ohydne - zaprotestował Hoseok. - Za słone, ostre jak cholera i w dodatku wali jakimiś ziołami. Dlatego nikt tego nie je... oprócz ciebie - wyjaśnił.

Yoongi z żalem popatrzył na swoje byłe ulubione jedzenie, a potem na swojego byłego chłopaka. A może niebyłego. Nieuregulowana kwestia.

- Nie wkręcasz mnie? - upewnił się, wyrzucając resztki do kosza. W gruncie rzeczy to nie miało sensu. Niby dlaczego Hoseok miałby go odwiedzić tylko po to, żeby dać mu coś tak parszywego. Nigdy nie zachowywał się jak głupi gnojek.

- Nie wkręcam, Yoongi. Serio - Hoseok przesunął się trochę, przywłaszczając sobie większą część łóżka. - Chciałem ci przynieść coś dobrego i pokazać artykuły o sobie... o nas - wyjaśnił. Poklepał łóżko obok siebie. Yoongi wciąż patrzył na niego podejrzliwie.

- ...o nas? Razem o nas? - spytał i wrócił z powrotem na łóżko. Miał wrażenie, że wszystko teraz śmierdzi tym, co przed chwilą zjadł.

- Nie, nie o nas o nas, tylko o nas załodze Horizon - wyjaśnił Hobi ze śmiechem. - Mają tutaj pościągane wszystkie oficjalne strony planet należących do Federacji - Hoseok włączył swój tablet i przez chwilę szukał odpowiednich folderów. - Zobacz - podsunął Yoongiemu urządzenie pod nos. - To o mnie z Niflheim - popukał w ekran palcem. Wysłałem ci wszystko - dodał, podając mu jego własny tablet.

- Czemu cię to tak cieszy w ogóle? - Yoongi otworzył na swoim tablecie folder z informacjami, które pościągał Hoseok. Czytanie o czyjejś śmierci, a szczególnie o swojej własnej, nie wydawało mu się czymś szczególnie wesołym.

- Cieszę się, że mieszkańcy mojego księżyca dobrze o mnie myślą - wyjaśnił młodszy chłopak. - O tobie też jest całkiem sporo, chociaż Atlanta nie ma zbyt wiele informacji na stronie.

- O mnie? - Yoongiemu zawsze wydawało się, ze Atlanta ma zbyt wysoki wskaźnik śmiertelności, żeby dobrze myśleć o wszystkich, którzy umarli. Poza tym nigdy nie stanowili priorytetu Federacji.

- No tak, w końcu byłeś jedynym kapitanem, który pochodził ze stacji i...

- Tylko technicznie - przerwał mu Yoongi. - Pełniącym obowiązki kapitana, to nie jest to samo i to nie jest jakieś... ważne stanowisko.

- Mimo wszystko wygląda na to, że mieszkańcy Atlanty myślą o tobie znacznie lepiej niż ty sam. Jesteś prawie tak popularny jak Taehyung i Jimin.

- To... świetnie - Yoongi nadal nie mógł się zdecydować, czy to w ogóle jest powód do dumy i radości.

- Taehyung i Jimin... zwłaszcza Taehyung - kontynuował Hoseok zupełnie niezrażony. - Wiedziałeś, że jego ojciec był szefem laboratorium innowacyjnego na Ziemi? - Yoongi skinął głową.

Słyszał o tym nieraz, wiedział, że tata Taehyunga był wysoko postawiony w szeregach inżynierów. Pracował nad wieloma projektami dla Federacji zarówno tej cywilnej jak i wojskowej, a wszystkie z nich miały klauzulę 'ściśle tajne''. A potem stało się coś i zupełnie nagle zrezygnował z pracy. Podobno zrobił się dziwny, kiedy jego żona zmarła, ale Yoongi nie znał szczegółów, a ani Taehyung ani Jimin nie wspominali nigdy o swojej rodzinie.

Od niechcenia otworzył artykuł o całej załodze, ściągnięty z oficjalnej strony Akademii. Jego własne zdjęcie spojrzało na niego z nieszczęśliwą miną, kiedy tylko tekst się załadował. Yoongi wiedział, że nie miał zbyt wielu dobrych zdjęć, ale to było zdecydowanie najgorsze. Zrobione zaraz po powrocie z jego pierwszej misji, po wielu nieprzespanych godzinach i kilku imprezach w międzyczasie. Ktoś, kto je wybrał, musiał bardzo go nie lubić.

- Tylko o Jinie nie ma zbyt dużo - poinformował go Hoseok, a w jego głosie nie dało się nie wyczuć pewnej satysfakcji. - Miał pecha, bo w mniej więcej tym samym czasie jakiś ważny koleś z dworu królewskiego się przekręcił i to zdominowało ich media - Hobi wzruszył ramionami.

- Na Keplerze w ogóle nie mówi się o śmierci - przypomniał sobie Yoongi. Jin kiedyś mu o tym wspominał. Chyba po tym, jak na jakiś czas musiał wyjechać do domu. Ktoś musiał wtedy umrzeć, ale Jin nigdy nie powiedział mu, kto to był, a on sam nie pytał. - Mają jakieś bardzo prywatne ceremonie pogrzebowe i w zasadzie nikt nie wie, na czym polegają. Pewnie dlatego.

- Możliwe - młodszy chłopak nie wydawał się usatysfakcjonowany tym wyjaśnieniem. Pewnie wolałby usłyszeć, że nikt się nie przejął śmiercią Jina.

Hoseok nigdy szczególnie za nim nie przepadał i chociaż Yoongi starał się jakoś zachęcić go do zmiany zdania, to zawsze kończyło się porażką i wydawało mu się, że jest jeszcze gorzej, więc w pewnym momencie przestał się starać. Nie wszyscy muszą się w końcu przyjaźnić.

- Chcesz to teraz przeczytać?

- Uhm - mruknął Yoongi bez większego przekonania.

Nie wiedział, czy czytanie o swojej własnej śmierci jest czymś, na co ma ochotę. Z drugiej strony to było najlepszym wyjściem z sytuacji. Najbezpieczniejszym, a Yoongi miał zamiar odwlekać potencjalną poważną rozmowę czy decydowanie o czymkolwiek tak długo, jak było to możliwe. Nawet jeśli wiązało się to z kolejnymi niedopowiedzeniami i czytaniem historii życia Taehyunga, jego ojca i reszty rodziny, która jak się okazało miała wybitne zasługi w wielu dziedzinach. O niektórych z nich Yoongi nigdy wcześniej nie słyszał.

Gdzieś między artykułem o flocie akademickiej a bardzo patetycznym opisem życia Namjoona, z którego przynajmniej połowa była zmyślona, Yoongi poczuł, że nie jest już w stanie dłużej mieć otwartych oczu. Był zmęczony. Co chwila łapał się na tym, że czyta to samo zdanie po kilka razy i dalej nic z tego nie rozumie. Co miał przemysł dziewiarski do życia albo śmierci Epsilianina? Nie mógł tego zrozumieć. A może to był artykuł o czymś zupełnie innym? Może przez przypadek wszedł na jakąś stronę, której nie powinien otwierać. Sprawdził nawet menu, żeby upewnić się, czy nie zamknął odpowiedniej zakładki. Nie, wszystko było w porządku.

Hoseok siedzący obok niego, co jakiś czas zaglądał mu przez ramię, ale nic już nie mówił. Czytał coś na swoim komunikatorze i od czasu do czasu popijał z kubka, który wyglądał podejrzanie jak kubek, z którego korzystał na Horizon.

Yoongi próbował skupić na nim wzrok, ale nie wychodziło mu to. Oczy zamykały mu się same. Stopklatka, żółty kubek z namalowanym niestarannie sercem z dziwnymi oczami był przy ustach Hoseoka. Kolejna stopklatka. Kubek leżał teraz na kolanach chłopaka. Serce tym razem wyglądało na smutne albo mu się tylko wydawało. Yoongi nawet nie zareagował, kiedy jego palce same puściły tablet, który zsunął się w dół po kocu i utknął pomiędzy ich złączonymi nogami. Nie walczył ze snem, nie próbował nawet.

Hoseok zszedł z łóżka i odłożył tablet starszego chłopaka na stolik obok łóżka. Przez chwilę stał obok, po prostu patrząc na niego. Wreszcie wsunął palce pomiędzy miękkie kosmyki grzywki Yoongiego, która opadła mu na oczy, wstrzymując na chwilę oddech.

- Dobranoc, Yoongi - powiedział cicho. Przykrył go kołdrą i ostrożnie, najdelikatniej jak tylko potrafił, pogłaskał go po policzku, uśmiechając się sam do siebie.

- Mmm... - mruknął zaspany Yoongi pod nosem. - Branoc, Jinnie...

Zanim Hoseok zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zorientował się, że starszy chłopak jest już pogrążony we śnie.

2410.03.11

Strzelisty, biały budynek hotelu delegatów zajmował jedno z centralnych miejsc Aningan i było go doskonale widać z każdego miejsca stacji.

Jeśli wyszło się na jego dach w trakcie stacyjnej nocy i spojrzało się w górę, nad lądowisko i iglicę, czasem dało się zobaczyć prześwitujący zza symulowanego czarnego, nocnego nieba prawdziwy obraz kosmosu. 

Ten, gdzie spokojny i ciepły ocean Egariański, obmywał jego kopułę, niosąc ze sobą złoto, piach i resztki dawno zapomnianych asteroid i planet. Ten, w którym monstrualne lewiatany i słodkowodne węże walczyły o pierwszeństwo do odpoczynku na kopule ochraniającej stację. 

Czasem, właśnie w takie wieczory, gdy symulacja sama z siebie przygasała, oddając panowanie reszcie uniwersum nad obrazem, który widzieli Aningańczycy, dało się słyszeć śpiew tych stworzeń. Rozbrzmiewał w całej stacji i nic, nawet sztuczny wiatr nie był w stanie go zagłuszyć. Keplerskie sekwoje drżały wtedy, ale nie ze strachu. Wydawały się cieszyć, bujając potężnymi gałęziami same z siebie to w lewo, to w prawo . 

To był czas radości, czas uzdrawiania, który Aningańczycy przyjmowali zawsze z entuzjazmem. Namjoon stał na balkonie swojego pokoju, obserwując zbierających się na placu obok hotelu mieszkańców. Nawet tu, prawie na ostatnim piętrze, słychać było ich podniecone głosy. 

Dziś był właśnie ten wieczór. Czas Asklepiosa, jak nazywali go Aningańczycy. Namjoon zadarł głowę do góry. Znajdująca się, dobre kilkanaście kilometrów nad jego głową, kopuła była już prawie przezroczysta i co jakiś czas widział skrzące się w wodzie nad sobą łuski olbrzymiej ryby albo galaktycznego wieloryba. Ogrody okalające hotel nie pozostawały im dłużne. Same rozbłyskały teraz setkami maleńkich, kolorowych światełek, które zaczęły zapalać się na drzewach, krzewach i trawnikach wraz z wybiciem ósmej wieczorem. Namjoon dotknął delikatnie zabliźnionego śladu po swojej obroży.

- Kapitanie, załoga gotowa do odprawy - usłyszał ze środka swojego pokoju głos Hoseoka. Wszyscy członkowie Horizon, minus Yoongi i Jin, siedzieli wokół stołu, nad którym unosił się holograficzny obraz ich statku. Namjoon skinął mu głową i wszedł do środka, od razu machając ręką, żeby włączyć mapę najbliższej okolicy. Zajął miejsce u szczytu stołu.

- Raport - rzucił krótko. 

Hoseok odchrząknął niepewnie i wbił wzrok w swój tablet. Namjoon zerknął na niego kątem oka. Musiał przyznać, że chłopak mimo tego, że siedział ostatnio prawie cały czas na słońcu, wyglądał dziś wyjątkowo blado i w jakiś sposób poważnie, ale nie potrafił dokładnie powiedzieć, dlaczego tak myśli. 

Wiedział tylko, że kontrast pomiędzy Hoseokiem, nawet z wczoraj, a tym, który właśnie czytał monotonnym tonem statystyki Horizon , był porażający. Normalnie zrelaksowany, uśmiechnięty i pewny siebie chłopak, przypominał mu robota. Cedził słowa, starannie i wolno, z lekkim Niflheimskim akcentem, który bardzo rzadko u niego słyszał. 

Namjoon czuł się temu winny, ale nie mógł postąpić inaczej. Wiedział, że Hoseok po zdegradowaniu go przez Yoongiego kilka miesięcy temu, nie chciał słyszeć o przejmowaniu jakiegokolwiek dowodzenia nawet na chwilę i nie będzie zadowolony nawet z tymczasowej promocji na pierwszego oficera, ale Namjoon nie miał wyjścia. 

Chciał, naprawdę chciał spytać Jina. Był on logiczniejszą opcją. W końcu był od nich starszy, wiekowo i tak naprawdę stopniem. Był na froncie, miał doświadczenie, ale jakaś część jego samego od początku wzbraniała się przed tym pomysłem. Jin i Aningan w jego głowie, stanowili już całość. Integralną, niezaprzeczalną i nie pasującą do Horizon. Już nie. Nie zdradził się z tymi myślami nawet Jiminowi, ale z każdym mijającym dniem widział, że coraz szybciej go tracą. Coś zmieniło się w Jinie i nie był pewien, czy wróci z nimi za granicę oceanu. Dlatego jego wybór padł na Hoseoka. Chłopaka, który właśnie zaciskał tak mocno ręce na tablecie, że Namjoon miał wrażenie, że urządzenie zaraz pęknie on w pół. Gdyby to on był na miejscu Hobiego na pewno tak by się właśnie stało.

- Tak naprawdę to wszystkie systemy wyglądają lepiej niż wyglądały, kiedy dostaliśmy ten statek - podsumował szybko raport Hoseoka, Taehyung. - Problemem będą tylko benitoity - Namjoon odchylił się na swoim krześle i westchnął cicho. 

Jimin wspominał mu już o tym. Aningan nie wykorzystywała do napędzania swojej stacji kryształów tylko wodę, a przerabianie ich silników na inne paliwo nie wchodziło w rachubę. Woda była jeszcze rzadszą substancją w kosmosie niż benitoity i potrzebowaliby jej o wiele więcej.

- Doktor Kim Seokjin - komputer wstrzymał na chwilę hologram statku i pokazał dane osobowe Jina po środku stołu. Jego stopień i tytuł pojawiły się na mapie kosmosu, ale Namjoon przesunął je w bok.

- Otwórz - powiedział na głos. Hologram znów wrócił do normy, a drzwi pokoju stanęły otworem. JK, a raczej Jungkook, poprawił się w myślach Namjoon, zajmujący do tej pory miejsce obok Jimina, wstał od razu i spojrzał w ich stronę. 

Gdy uśmiechnął się szeroko na widok lekarza, który pojawił się w drzwiach z Jonesie na rękach, mężczyźnie przeszło przez myśl, że wygląda jak dziecko. Jego oczy wydawały się większe i w jakiś sposób niewinne i tak zupełnie inne niż te do których zdążył się przyzwyczaić. Wrogich, ale i pełnych strachu. Oczu, które jeszcze przez tygodnie śniły mu się po nocach. Tych, które z diablą precyzją, znalazły w jego własnym ciele najsłabsze punkty. 

Nie musiał nic mówić. Nie wzdrygnął się nawet, a Jimin już kładł mu rękę na kolanie, jakby czytając mu w myślach. Obaj patrzyli teraz na Jungkooka, który wstał ze swojego miejsca i prawie w podskokach podbiegł do Jina, który szybkim ruchem złapał go w półuścisku. Lekarz powiedział coś do niego cicho i podał mu kota, którego chłopak od razu wziął na ręce.

- Mam też drugą zgubę - powiedział już na głos Jin i spojrzał na resztę załogi. Yoongi wyłonił się zza jego pleców i z lekkim uśmiechem na ustach wszedł do środka. 

Namjoon poczuł, że spływa na niego spokój. Przez entuzjastyczny krzyk Taehyunga prawie nie słyszał swoich myśli, ale nie przeszkadzało mu to. Nie przeszkadzało mu też, że ręka Jimina nie była już w jego własnej. Obaj klaskali teraz równie entuzjastycznie, gdy kapitan podszedł bliżej. 

Przez krótki moment, Namjoon zastanawiał się czy to kwestia oświetlenia, czy Yoongi naprawdę wygląda lepiej. Jego chorobliwa bladość sprzed kilku tygodni zniknęła. Zawinięty w kilka warstw koców, z wiecznie przymrużonym, zmęczonym spojrzeniem, mężczyzna wrył mu się tak mocno w pamięć, że teraz stojąc naprzeciw tej nowej wersji Yoongiego; zdrowszej, w jakiś sposób wyższej, z solidnym, mocnym uściskiem dłoni, nie wiedział co ze sobą zrobić. 

Co prawda kapitan wciąż był prawie porcelanowo biały, ale nie tak niezdrowo. Delikatne piegi formowały się na jego nosie i Namjoon przez chwilę miał ochotę spytać, czy zawsze tam były i co się stało z tamtym Yoongim. Aż spojrzał na Jina, starając się znaleźć jakąś odpowiedź, ale ten siedział już przy stole z nosem w tablecie i szybko czytał minutki spisywane z tego spotkania przez komputer.

- Planowaliśmy wylot na pojutrze...- doszedł go głos Jimina, który pokazywał Yoongiemu coś na swoim czytniku. - Po zmianach i update'ach, mamy teraz dostęp prawie do wszystkich częstotliwości Federacji.

- Nawet tych, które zmienili po tym, jak sfingowaliśmy swoją śmierć - uzupełnił Taehyung. - W tym sektorze jest sporo miejsc, gdzie możemy znaleźć kryształy. Musimy po prostu wylecieć i słuchać.

 Yoongi uśmiechnął się sam do siebie pod nosem. Tym małym, lekkim uśmieszkiem, który często widywał u niego Namjoon, zanim Jimin i Taehyung nałożyli na niego obrożę. Chłopaka aż przeszedł dreszcz. Kapitan wrócił. Wrócił. Powtarzał w głowie jak mantrę, zupełnie ignorując Hosoeka, który jako jedyny nie wstał ze swojego miejsca. 

Na zewnątrz dało się słyszeć krzyk zebranych na placu osób, na Aningan zaczął padać deszcz.


a/n: ten rozdział to jakiś potwór, więc jeszcze bardziej go podzieliłam i kolejną część wstawię we wtorek

kto według was z załogi Horizon jest największym badassem? (z założenia, kiedy dopiero planowałam ten ff to miał być Yoongi, ale chyba nie wyszło XD) 

a tak w ogóle...jakie macie teorie spiskowe dotyczące tego fika? Tak z ciekawości pytam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro