2410.04.01

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: to już na serio ostatni, ale długi skurczybyk

Róże Jina, które według wszelkich praw biologii powinny być martwe, jeszcze bardziej rozpanoszyły się w kuchennym kącie i pachniały jeszcze intensywniej. Przynajmniej tak wydawało się Hoseokowi, kiedy zajął miejsce przy długim stole w kantynie, trąc zaspane oczy. Podparł brodę na ręce, przyglądając się, jak inni powoli zajmowali miejsca przy stole. Namjoon mruknął coś na powitanie, ale Taehyung zignorował go, ostentacyjnie odwracając się w drugą stronę.

Może powinni lecieć na jakąś niezamieszkałą planetę, starą stację czy gdziekolwiek, gdzie każdy z nich miałby wystarczająco dużo miejsca, żeby się ignorować. Przynajmniej przez jakiś czas. Potrzebowali przestrzeni na te wszystkie nagromadzone emocje, które prędzej czy później wybuchną. Na pewno wybuchną. Co do tego nikt chyba nie miał wątpliwości. Hoseok miał tylko nadzieję, że do tego wybuchu dojdzie na jakiejś większej przestrzeni, a on sam nie znajdzie się w strefie rażenia.

Yoongi wszedł do pomieszczenia jako ostatni i Hoseok od razu mógł stwierdzić, że starszy chłopak nie przespał nawet godziny od ich ostatniego, wspólnego dyżuru. Prawdopodobnie nie spał w ogóle, od kiedy z niezrozumiałych dla wszystkich powodów, wyrzucił Jina ze statku. Oczywiście nie to, żeby decyzja Yoongiego jakoś specjalnie go zmartwiła. Na początku nawet odetchnął z ulgą, bo już nie musiał udawać, że sama obecność lekarza nie działała mu na nerwy. Jednak, kiedy Yoongi zdecydował się zaczekać, aż Selene z Jinem na pokładzie odleci, Hoseok poczuł lekką irytację.

Zwłaszcza, że Jin postanowił zrobić dokładnie to samo. Uparcie czekając, aż Yoongi wykona ten ostatni, definitywny krok, nie włączył nawet na chwilę silników małego transportera. Ich spór trwał już na tyle długo, że wszyscy zdążyli mieć ich dość, a atmosfera na statku zrobiła się jeszcze bardziej napięta, chociaż Hoseok nie wierzył, że to było w ogóle możliwe. Teraz, po prawie trzech dobach, kiedy Jin nadal nie zdecydował się na żaden ruch, było jeszcze gorzej. I nawet on sam, chociaż nie należał do grupy przyjaciół i zwolenników Jina, musiał przyznać, że trochę zaczynał się martwić. Bo jedno to trochę nienawidzić kogoś dyskretnie i życzyć mu nie najlepiej, a drugie to faktycznie być świadkiem czyjejś śmierci. Może nie osobiście, ale jednak.

- ...nie wszystko poszło zgodnie z planem i musimy się zastanowić, co dalej... - Hoseok otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na Yoongiego, który musiał mówić coś już od jakiegoś czasu. Chłopak poprawił się na swoim miejscu i zaczął przywiązywać większą wagę do słów kapitana. - Czy zostawienie Selene bez wystarczających zapasów... - Yoongi przerwał na chwilę. - Czy to właściwa decyzja, biorąc pod uwagę obecną sytuację. Selene nie ma szans dotrzeć do jakiegokolwiek punktu w strefie Federacji czy poza nią, gdzie można by je uzupełnić.

Hoseok pomyślał, że to normalne, że martwił się o Jina, w końcu zawsze się o niego martwił, ale bardziej uderzyło go to, że ani razu nie nazwał lekarza po imieniu. Nawet, kiedy byli jeszcze częścią Federacji i prowadzili oficjalną misję, Yoongi nie nazywał Jina tak, jak nakazywały tego wymogi formalne. Dla Yoongiego to zawsze był po prostu Jin. Aż do teraz. Teraz stał się bezimienną osobą.

- Sam powiedziałeś...- zaczął Namjoon niespodziewanie. - że to adekwatna decyzja do tego, co zrobił doktor. Przecież nie stała się mniej adekwatna, dlatego, że postanowił siedzieć na statku i tracić własne zasoby. To, że został usunięty było twoją decyzją. Wierzę, że dobrą i przemyślaną, bo jesteś kapitanem - w głosie chłopaka zabrzmiała niebezpieczne lekka ironia; widocznie nie potrafił zapomnieć Yoongiemu jego wcześniejszych słów. - On postanowił, żeby zostać, więc cokolwiek się stanie, nie my jesteśmy za to odpowiedzialni - Namjoon skrzyżował ręce na piersiach i odchylił się na ławie, dając tym samym znać, że już skończył.

- Możliwe, że... - Yoongi wyglądał na jeszcze bardziej sfrustrowanego i niepewnego i w pierwszej chwili, zupełnie instynktownie, Hoseok miał ochotę go przytulić i pocieszyć. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i jakoś się przecież dogadają. Zawsze tak było. Tylko, że nie mógł tego zrobić. Nie w tej sytuacji. - Powinienem to z wami wcześniej przedyskutować - dokończył cicho. Przy stole zawrzało.

- Więc... - Taehyung przebił się przez ogólny gwar głosów. - Przyznajesz, że to był debilny pomysł i tak naprawdę nie masz żadnych, prawdziwych dowodów na to, że doktor faktycznie zrobił coś złego? - Hoseok przeniósł wzrok na Yoongiego, który splatał ze sobą palce tak mocno, że aż zbielały mu kostki. - Nie masz - odpowiedział sam sobie Taehyung, dmuchając w przydługą grzywkę. - Nieźle.

Hoseok odwrócił wzrok, ani przez chwilę nie interesowało go, co takiego zrobił Jin i czy zasłużył na taką karę. Nie zastanawiał się nad tym po prostu i dopiero teraz uderzyło go, ze przecież Jungkook, który mało nie zabił Namjoona, a potem Yoongiego, nie został skazany na banicję. Oczywiście, to była inna sytuacja, ale kara JK'a nie wydawała się zbyt dotkliwa, jeśli w ogóle można mówić o karze. A później, w pewnym momencie minęła i wszyscy uznali, że dzieciak, co prawda powoli, ale jednak, stanie się częścią ich załogi.

- Co właściwie zrobił Jin? - zapytał w końcu Hoseok.

- To nie... - zaczął Yoongi, ale przerwał szybko. Denerwował się, a Hoseok wolał się nie zastanawiać, czy chodzi o całą sytuację na statku, czy raczej o samego Jina. Momentalnie stanął mu przed oczami obraz Yoongiego w szpitalu na Aningan, całkiem niedługo po operacji, gdy wyszeptał cicho jego imię. Hoseoka aż coś ścisnęło w żołądku. - On... kontaktował się z kimś z kimś ze strefy Federacji - westchnął zrezygnowany. Hoseok odchylił się na swoim siedzeniu. - Przed misją na Orvandillu.

- I uważasz, że kontaktował się z Federacją - podsumował Namjoon. Yoongi skinął głową i zaczął wreszcie mówić, wyjaśniać im wszystko. Na początku jego głos był słaby, ale z czasem przybierał na sile. Sytuacja powoli rozjaśniała się i Hoseok musiał przyznać Yoongiemu rację; sam pewnie postąpiłby podobnie w tej sytuacji. Jin kontaktował się ze statkiem patrolowym Federacji, potem usłyszeli informacje o kryształach na Orvandillu, kiedy tylko się tam znaleźli, pojawił się też statek ich wroga. To było oczywiste, to musiał być Jin.

Hoseok znał Yoongiego i widział, że chłopak coraz bardziej się denerwował, kiedy o tym opowiadał. Dostrzegał to w jego ruchach i w oczach, które co chwila omiatały całą stołówkę jakby szukając jakiś odpowiedzi, potwierdzenia, że to, co mówił, ma jakiś sens i inni też go dostrzegają. A potem Yoongi zaczął opowiadać o samych kanałach komunikacji, których używał Jin. O tym, jak to robił, o ich kodowaniu. O precyzji tego kodu, o tym, że trudno było go zauważyć, bo przypominał bardziej reboot systemu, błąd, który powtarzał się regularnie. Czasem sygnał, który lekarz wysyłał z Horizon nie maskował się, co było nawet sprytne, bo tym bardziej wyglądało to jak błąd i wtedy maska, którą Yoongi przybrał na potrzeby zebrania zaczęła pękać i Hoseok wiedział, że dla każdego, kto teraz patrzył na chłopaka, było oczywiste, że Yoongi toczy sam ze sobą wewnętrzną walkę i powoli przegrywa.

Jego złość była teraz w pełni widoczna, ale wygasała i zastępowały ją wątpliwości, nie mówił o nich wprost, ale dało się je wyczuć w chwilach ciszy i ostrożnym doborze słów. Opanowywał się, powoli, biorąc kolejne duże hausty powietrza.

Gdy Yoongi dotarł wreszcie do ostatnich wydarzeń i zaczął podsumowanie, był już prawie spokojny, ale nie dla wprawnego oka Hoseoka. Jakaś resztka rozgoryczenia, gniewu i wściekłości wciąż buzowała w starszym i chłopak doskonale wiedział, dlaczego tak jest. Yoongi nie był zły o to, że Jin ich zdradził i wystawił na niebezpieczeństwo, ale o to, że zakpił z nich wszystkich, a zwłaszcza z Yoongiego, który uważał go za przyjaciela. Z jego inteligencji, z jego przywiązania, z niego samego. Nigdy nie chodziło o Horizon, od samego początku chodziło tylko i wyłącznie o Yoongiego, nawet jeśli on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Ta świadomość uderzyła w Hoseoka z taką mocą, że aż wyłączył się na moment z konwersacji zbyt przejęty tą nową wiadomością. Dopiero głos Taehyunga przywołał go do rzeczywistości.

- A co... jeśli to był przypadek? - blondyn patrzył na Yoongiego z zupełnym spokojem, co było dość niezwykłym widokiem w ciągu ostatnich kilku dni.

- Mógł być, ale on... - zaczął Yoongi. Widać było, że zastanawia się nad mocą swoich argumentów. Że waha się, czy opowiedzieć o nich na głos. - To nie było jednorazowe, robił to też wcześniej, przed Aningan i jeszcze.... w zasadzie praktycznie od początku - Hoseok wciąż widział w nim jakąś wątpliwość. Być może Yoongi myślał teraz o tym, że popełnił błąd, że działał pod wpływem emocji i chwili, a nie logiki, ale na to było już za późno.

- Yoongi...- głos Hoseoka był zachrypnięty i cichy. - Na pewno miał powód, żeby tak zdecydować. Nie zrobiłby tego, gdyby istniały jakiekolwiek wątpliwości - wyrecytował bardziej niż powiedział. Wciąż myślał o złości Yoongiego i trudno mu było wrócić do rozmowy. Odsunąć szybko uporczywe, zazdrosne myśli, które powodowały, że musiał zaciskać pięści. - Nie zrobiłbyś tego, gdybyś nie był pewien, prawda? - zwrócił się do starszego chłopaka, czekając w napięciu na jego odpowiedź. Jednak kapitan milczał, a Hoseok coraz bardziej zaczynał tracić tę pewność, że Yoongi miał rację i wiedział co robi, ale nie zamierzał się do tego przyznawać.

- Skoro robił to od początku, to dlaczego nikt nie zaatakował nas wcześniej? Kiedy nie mieliśmy jeszcze broni? - zapytał Taehyung, przenosząc spojrzenie z Hoseoka na Yoongiego.

- Właściwie... - zaczął Hoseok, przygryzając wargę. Nie mógł nic więcej powiedzieć, żeby nie zmniejszyć autorytetu kapitana, jednak nawet on sam musiał zgodzić się z tym, że to się trochę nie trzymało kupy. Taehyung prychnął pogardliwie, a sam Yoongi westchnął cicho.

- Masz wątpliwości - Taehyung znów zwrócił się do niego. - Przyznaj Hoseok. Masz je i nie pierdol, że tak nie jest - dodał. - Od początku je miałeś, ale nic nie powiedziałeś! - Hoseok mocno zacisnął szczękę. Wiedział, że nawet gdyby zaczął ten temat z Yoongim wcześniej, nawet gdyby byli sam na sam, to i tak nie wyciągnąłby nic więcej ze starszego chłopaka. Yoongi już taki był po prostu; nie lubił zmieniać decyzji, którą raz powziął.

- No sorry, ale to była decyzja kapitana, nie będę jej podważał - odpowiedział spokojnie, cicho i miał nadzieję, że z pewnością siebie.

- O wow Hoseok, cóż to za nowe postanowienie?

- O co ci chodzi?! - Hoseok podniósł głos.

- Nie będę podważać decyzji kapitana, powiedział Hoseok po tym, jak wbrew decyzji kapitana przeteleportował na Horizon jakiegoś trupa z zarazą i niedoszłego mordercę... - zaczął mówić Taehyung, udając głos drugiego pilota. - Nie będę podważał decyzji kapitana, powiedział Hoseok, montując na statku działa plazmowe i ostrzeliwując statek Federacji...- ostatnie słowo było powiedziane z taką zajadłością, że Namjoon, o którego istnieniu Hoseok znowu zapomniał, aż odsunął się od stołu. - Więc po prostu pytam, skąd ta nagła zmiana? Chcesz dostać gwiazdkę pracownika miesiąca? Bo na awans to już raczej nie możesz liczyć - Taehyung zmrużył oczy gotowy do przepuszczenia kolejnego ataku, na który Hoseok w ogóle nie był gotowy. Zdążył już zapomnieć, jaki potrafi być blondyn, jak bardzo trafione i okrutne były jego argumenty i wolał sobie o tym teraz nie przypominać. Zwłaszcza, że Taehyung mógł powiedzieć coś, do czego Hoseok sam nie chciał się przed sobą przyznać i o czym wolał nie dyskutować na forum publicznym.

Bo faktycznie, nie lubił Jina, koleś go irytował i nawet jeśli przeszło mu przez myśl, przez krótką chwilę, że lepiej by było, gdyby lekarz po prostu zniknął z jego życia, to nie w ten sposób. Nie życzył mu śmierci. Nikomu nie życzył aż tak złe.

- Spróbujmy zakończyć to spotkanie w cywilizowany sposób - odezwał się Yoongi, przerywając im wreszcie. - Być może popełniłem błąd z wyrzucaniem doktora ze statku, a być może nie i była to słuszna decyzja. Trudno powiedzieć, bo... - zawiesił na chwilę głos. - On... nie przyznał się do niczego - tym razem to Namjoon parsknął pod nosem.

- Świetnie - mruknął Taehyung.

- Powinienem mieć więcej danych, przyznaję. Tylko ja jestem odpowiedzialny za obecną sytuację, nie próbuję tego zmienić....- kontynuował Yoongi. - Chce tylko znaleźć najlepsze rozwiązanie i wyjść z tego impasu - zakończył z westchnięciem i potarł oczy wierzchem dłoni.

- No to chyba jest oczywiste, co powinniśmy zrobić - Taehyung wzruszył ramionami. - Przejąć sterowanie Selene zdalnie i ściągnąć ją z powrotem na Horizon. A co innego?

- Czy... - Yoongi zawahał się, nie chcąc ryzykować kolejnego wybuchu Taehyunga, który na pewno zburzyłby te i tak już bardzo niestabilną chwilę spokoju. - Byłbyś takiego samego zdania, gdybyś nie potrzebował lekarza dla swojego brata? - to pytanie brzmiało dość okrutnie, nawet Hoseoka musiał to przyznać, ale Taehyung wydawał się tym nie przejmować.

- Uważałbym tak samo, nawet jeśli chodziłoby o Namjoona. - odparł bez wahania. Siedzący obok Hoseoka Namjoon mruknął coś niezrozumiale pod nosem i poprawił się nerwowo na swoim miejscu. - Nawet teraz.

- W porządku - Yoongi pokiwał wolno głową, zaciskając usta w wąską linię. Spojrzał pytająco po zgromadzonych w kantynie. Nadal brakowało Jungkooka, który ostatnio w ogóle unikał wszystkich i praktycznie nie wychodził z ambulatorium.

- Jeśli taka jest decyzja - Hoseok powiedział w końcu wolno, ważąc słowa. - To powinniśmy zacząć działać jak najszybciej. Sholowanie Selene trochę potrwa, a zapas tlenu prawdopodobnie skończy się za kilka godzin - wyjaśnił i ze zdziwieniem odkrył, że ani przez chwilę nie żałował tych słów.

***

Yoongi przemierzał korytarz górnego pokładu Horizon, umyślnie odwracając głowę od małych bulajów, przez które, gdyby tylko chciał, mógłby zobaczyć powoli zmierzającą w stronę statku Selene. Nie potrafił jednak na nią patrzeć. Było mu wstyd i chciał się przed nią schować, co było trochę dziecinne.

Kiedy Jin się tu pojawi, będzie musiał stawić czoła sytuacji i z nim porozmawiać. Zmierzyć się z różnymi emocjami, nie tylko swoimi, bo wyglądało na to, że tym razem Jin wcale nie zamierza ułatwić mu zadania. Nie otworzył żadnego kanału komunikacyjnego nawet wtedy, gdy zaczęli ściągać Selene z powrotem i go wywoływać. Co prawda nie zrobił również nic, by im to utrudnić, ale Yoongi nie był pewien, czy powinien wziąć to za dobry znak. Być może nie mógł tego zrobić z powodów, o których bał się nawet myśleć.

Musiał się opanować i chociaż raz zachować jak kapitan, pomyślał, siadając przy niewielkim biurku w swojej kajucie. Chciał czymś się zająć, ale jego myśli uparcie krążyły wokół Selene, a on sam nie mógł powstrzymać się od sprawdzania godziny. Moc, którą po raz pierwszy poczuł na Orvandilu, też była niespokojna. Yoongi czuł, jak krąży w jego żyłach, muska delikatnie opuszki palców zimnymi mackami, powodując dreszcze. Było to o dziwo równocześnie niepokojące jak i pokrzepiające. Nie był sam w tym wszystkim, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.

Na moment skoncentrował się na niej, starając się ją jakoś uspokoić. Wyobrażał sobie, jak gładzi jej przezroczyste, wyglądające prawie jak mgła, ramiona. Rozluźnia je, masuje tak mocno, że aż rozpływają się między jego palcami. Cienkie jak kosmyki włosów, zakończenia znikały pod jego dotykiem. Widział to doskonale w swojej wyobraźni, a potem doniczka z różą stojąca na brzegu jego biurka poruszyła się samoistnie. Złapał ją w ostatnim momencie.

Na pewno go nie zabijesz. Usłyszał w myślach, stawiając ją ostrożnie na miejscu. Dotknął delikatnie ciemnoróżowych, postrzępionych płatków róży i tym bardziej poczuł się winny, bo nie dbał o roślinę tak, jak powinien, chociaż obiecał to Jinowi. Yoongi nie przypominał sobie nawet, żeby choć raz ją czymś podlał, a ona na przekór wszystkiemu, wytrwale wypuszczała nowe pączki. Czuł, że to nie fair i w ogóle na to nie zasługiwał.

- Kapitanie - w głośniku zamontowanym na biurku odezwał się trochę sarkastyczny głos Namjoona. - Selene za jakieś dziesięć minut powinna znaleźć się w ładowni, zaczniemy dekompresję na pana znak - Yoongi drgnął zaskoczony i sprawdził szybko godzinę na monitorze komputera. Przesiedział w bezruchu ponad piętnaście minut.

- Przyjąłem - odparł, czując, jak powoli narasta w nim panika. Nie wymyślił absolutnie nic, co mógłby powiedzieć Jinowi, a teraz jego głowa była zupełnie pusta. Jakby ktoś odłączył mu funkcję myślenia. Jeszcze raz rzucił spojrzenie na kwiatka, jakby on mógł mu coś podpowiedzieć w tej sytuacji i wyszedł z pomieszczenia.

Kamery, pokazujące wnętrze ładowni, ukazywały mały statek w pełnej okazałości, a ekran obok grodzi prowadzącej do niej, pokazywał rosnący wskaźnik natlenienia pomieszczenia. Taehyung, stojący po prawej stronie Yoongiego, patrzył beznamiętnym wzrokiem w te same statystyki. Starszy chłopak miał wrażenie, że nawet przy tym nie mrugał. Liczył coś tylko cicho pod nosem, nie zwracając na nic uwagi. Nawet na Jungkooka, który kręcił się niespokojnie za ich plecami, czekając tylko na zwolnienie się grodzi, by wbiec do środka pomieszczenia. Yoongi zabębnił palcami o ścianę, mentalnie pospieszając kompresory Horizon.

Kiedy tak ostatnio czekali na powrót Selene, mały statek, który udało im się ściągnąć z powrotem, znajdował się w dużo gorszym stanie. Jednak Yoongi nie przypominał sobie, żeby był wtedy równie zdenerwowany, a teraz co chwilę musiał wycierać ręce o spodnie, bo ciągle mu się pociły i miał niejasne wrażenie, że zaraz może zwymiotować. Nie mógł nawet patrzeć na Jungkooka, bo aż kręciło mu się w głowie od jego kręcenia się. A moc, która nie chciała go dziś słuchać, jeszcze mocniej łapała go wtedy mocno za nadgarstki i ramiona. Szybciej, szybciej - zaczął poganiać mentalnie napowietrzacze.

- Szybciej - znów zabębnił palcami w panel obok drzwi.

- Dekompresja i natlenienie pomieszczenia zakończone - oznajmił głos komputera pokładowego, a zabezpieczenia grodzi oddzielających ładownię od reszty statku syknęły cicho. Yoongi nabrał nerwowo powietrza w płuca, czując jak nogi uginają się pod nim. - Będzie OK, będzie dobrze - powtarzał w myślach, zbierając się w sobie, żeby wykonać ten pierwszy krok. Jungkook, nie czekając na jakikolwiek komunikat ze strony reszty załogi, szybko zaczął odblokowywać drzwi. Yoongi nie miał mu tego za złe, sam miał ochotę to zrobić, chociaż mu nie wypadało.

- Co jeśli doktor... - zaczął Taehyung cicho, tak by najmłodszy chłopak ich nie usłyszał. Yoongi pokręcił tylko głową, chociaż sam o tym myślał. We wnętrzu Selene na pewno było słychać komunikat, a nie stało się nic. Jin nie otworzył drzwi, nie odblokował ich nawet, już nie mówiąc o wyjściu na zewnątrz. Yoongi dał się wyprzedzić Taehyungowi, który zszedł na dół razem z JK'em. Nie był wstanie zmusić się do zejścia do ładowni, dlatego zatrzymał się u szczytu schodów, zaciskając ręce na łańcuchu poręczy.

Czuł, że minęło strasznie dużo czasu, zanim światła małego transportera zapaliły się na moment, a po chwili kontrola zabezpieczenia drzwi zapiszczała głośno. Yoongi odetchnął głęboko, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że do tej pory wstrzymywał oddech. - Jin żyje, żyje.

Ruchy starszego chłopaka były dość wolne, mechaniczne, kiedy w końcu wyszedł z Selene, ale był żywy i raczej cały i zdrowy. Jego blond włosy wydawały się wilgotne i mocno przylegały do czaszki, jakby przed chwilą zdjął kask ochronny. Być może tak było, bo był w skafandrze i widocznie korzystał z dodatkowego zapasu tlenu. Yoongi poczuł bolesne ukłucie, kiedy o tym pomyślał. Jin musiał wierzyć w to, że pozwoli mu tak umrzeć.

Taehyung po krótkim powitaniu, wszedł do środka Selene, zostawiając na płycie lądowiska Jina z uczepionym do jego pasa Jungkookiem, którego gładził lekkim i wyraźnie zmęczonym ruchem ręki po włosach.

- Zmieniłeś zdanie - Jin podniósł głowę do góry, zwracając się do Yoongiego, który wciąż twardo stał w tym samym miejscu. Gdy ich spojrzenia spotkały się na moment, młodszy chłopak odwrócił wzrok i patrzył teraz na Jungkooka, który wciąż nic nie mówiąc, obejmował Jina w pasie i wtulał teraz głowę gdzieś w okolicy jego ramienia. Yoongi trochę zazdrościł mu tego, że może bezkarnie cieszyć się obecnością starszego chłopaka. Bez żadnych tłumaczeń.

- Nigdy... nie chciałem cię zabić - odparł powoli. - Ale musimy...

- Porozmawiać, wiem - dokończył za niego Jin. - Daj mi tylko trochę czasu, muszę doprowadzić się do porządku - wyjaśnił, wchodząc powoli po schodach. Yoongi prawie niewidocznie skinął głową, kiedy minął go w wejściu do ładowni.

***

Jin siedział przy swoim biurku, wolno mieszając herbatę. Yoongi zastanawiał się, czy robił to specjalnie, wiedząc, jak bardzo go to irytuje, czy było to po prostu przyzwyczajenie. Obstawiał jednak to pierwsze. Metalowa łyżeczka po raz ostatni zazgrzytała o brzeg delikatnej porcelany z Gliese, gdy starszy chłopak odchrząknął cicho i powiedział:

- Zmieniłeś zdanie - Yoongi odgarnął z czoła grzywkę, czego pożałował niemal od razu. Zawsze bawił się nią, kiedy się stresował.

Gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co zrobił, zacisnął mocno pięści, chowając poobgryzane do krwi skórki. Nie robił tego tylko dlatego, że nie chciał, by Jin wiedział, jak bardzo był poddenerwowany, ale też żeby uspokoić swoją moc. Odkąd tylko znalazł się w pokoju Jina co prawda, uspokoiła się nieco i zaczęła leniwie dryfować gdzieś pod powierzchnią jego skóry, ale nie wierzył jej wcale. Nie raz zrobiła coś bez jego zgody i nie mógł sobie pozwolić na stracenie nad nią kontroli. Zwłaszcza teraz.

- Obiecałeś mi rozmowę - odpowiedział krótko i trochę wyzywająco. Wiedział, że znów nie odpowiedział na pytanie starszego chłopaka, ale tamten wydawał się tym nie przejmować. Widać było, że spodziewał się tego. - Szczerą - dodał. Jin skinął głową i odłożył łyżeczkę na talerzyk obok. Robił to z takim namaszczeniem, że Yoongi miał ochotę zabrać mu to wszystko i wyrzucić. Najlepiej za bulaj, gdzieś w przestrzeń kosmiczną.

- Obiecałem - Jin w końcu spojrzał na niego. Wyglądał na zmęczonego i w jakiś sposób zrezygnowanego. Dopiero po jakimś czasie Yoongi zrozumiał, dlaczego tak myśli. Jin miał siniaki pod oczami, co prawda ledwie widoczne, ale nigdy nie widział ich na jego twarzy. Miał ochotę nawet to skomentować, naprawdę chciał, ale gdy zbierał się do tego, dotarło do niego, że on sam jest ich przyczyną.

Odwrócił więc wzrok zawstydzony i wbił go w plastikowe opakowanie balansujące na brzegu biurku Jina. Na jego wieku, stał niedojedzony obiad starszego chłopaka. W środku pojemnika Yoongi widział zarys dobrze znajomych dwudziestopierwszo-wiecznych książek, które nie tak dawno, stały obok jego własnych na półce w jego sypialni. Wciąż były niewypakowane. Nic tak naprawdę nie było wypakowane. Yoongi aż odwrócił, spoglądając szybko za siebie, w stronę drzwi do kwatery Jina. Gdzie nie spojrzał, widział tam pudła i torby i nic nie stało na swoim miejscu. Wszystko wyglądało tak, jakby starszy chłopak dopiero co wyprowadził się z jego pokoju. Moc Yoongiego drgnęła niebezpiecznie - Pytaj, Yoongi - Yoongi spojrzał znów na niego, przestępując z nogi na nogę.

- Dlaczego wcześniej nie chciałeś odpowiadać na moje pytania? - przełknął nerwowo ślinę. Naprawdę nie był przygotowany na taką rozmowę i szczerze wątpił, czy istniała instrukcja, jak ją prowadzić. - Dlaczego...nie odleciałeś?

- Byłem zły na ciebie, że podejrzewasz mnie o kontakty z Federacją - Jin odchylił się trochę na krześle, które skrzypnęło niebezpiecznie. - Uważałeś, że atak na Orvandillu to moja wina i byłem zły, że tak myślisz. A nie odleciałem, bo wiedziałem, że to jedyny sposób, żeby zmusić cię do rozmowy. Nie odleciałbyś bez upewnienia się, że Selene jest bezpieczna. Znam cię. Jesteś kurewsko uparty, Yoongi, ale nie głupi. Masz sumienie.

- To było... logiczne przypuszczenie - Yoongi czuł, że krew napływa mu do policzków. Było mu głupio, ale jeszcze bardziej czuł żal, bo Jin miał rację. Wszyscy mieli rację, oprócz niego, a on wyrzucił ze statku swojego najlepszego przyjaciela i teraz już nigdy go nie odzyska. - Kontaktowałeś się z kimś...- powiedział już trochę mniej pewnie.

- Tak - Jin sięgnął po herbatę, która na pewno była jeszcze zbyt gorąca i przez chwilę obracał kubek w dłoniach. - Ale nie z Federacją - odezwał się po chwili. W jego głosie słychać było wyraźną pogardę. - Pamiętasz, jak zdecydowałeś, że zniszczymy Ulyssesa? - Yoongi skinął głową, próbując odgadnąć, do czego zmierza starszy chłopak. Zimne macki mocy owinęły się dookoła jego nadgarstków i nie potrafił już opanować drżenia, które od jakiegoś czasu w nim narastało. - Pamiętasz, o co cię wtedy poprosiłem?

- O technologię bio-statków - powiedział po chwili, prawie szeptem, przywołując w pamięci tamtą rozmowę. Jin skinął głową.

- Pamiętasz, po co? - Yoongi bezgłośnie poruszył ustami. Z tamtej rozmowy najbardziej pamiętał ból pod żebrami i lęk, że zostanie sam. Że Jin go zostawi. Że wszyscy odejdą, nikt nie będzie chciał zostać na Horizon. A potem Jin powiedział, że go nie zostawi, a on wyrzucił go ze statku, skazując na banicję w małym, zimnym, i jak się całkiem niedawno okazało, pozbawionym jedzenia transporterze.

- Żeby zniszczyć Federację... - odpowiedział w końcu cicho, przypominając sobie słowa Jina, które wtedy wydały mu się zupełnie nie na miejscu. Starszy chłopak skinął głową. - Więc dlaczego...

- W strefie kontrolowanej przez Federację jest wiele osób, które również mają o niej podobne zdanie jak ja - wyjaśnił łagodnie. - Osób, którym nie podoba się ich sposób zarządzania innymi planetami, ich władza... to trochę jak nieformalny konflikt - zakończył niezręcznie, a Yoongi znów miał wrażenie, że nie powiedział mu wszystkiego.

- Konflikt? - wydusił. Aż sam zdziwił się brzmieniu swojego głosu. - Dlaczego nic nie powiedziałeś, przecież byśmy...

- Nie chcę, żebyś znalazł się między jego stronami. Nikt z was...- głos Jina brzmiał teraz ostro.

- Dlatego przemilczałeś wszystko, nie dając mi... nam nawet możliwości dokonania własnego wyboru?! Zdecydowałeś za nas. Może też byśmy chcieli...- Yoongi nabrał nerwowo powietrza. - Federacja...- zaczął i znów zgubił wątek. - Federacja wszczepia kolonistom w głowy to gówno, chce wszystko kontrolować! Moglibyśmy pomóc! I tak nie mamy żadnego planu! - powiedział wreszcie. Krew w jego żyłach buzowała podobnie jak jego energia, która powoli rozchodziła się po całym pomieszczeniu. Co prawda nie było jej widać, ale Yoongi czuł ją. Wiedział gdzie jest.

- Nikt nie powinien walczyć w nie swojej wojnie - powiedział spokojnie Jin, jakby nie zauważając jego wzburzenia, a może właśnie po to, żeby go uspokoić. Zdanie, które wypowiedział z taką precyzją, brzmiało jak jakiś cytat, który musiał powtarzać wiele razy w przeszłości. - Masz prawo do tego, żeby nie mieć planu i zastanowić się nad tym, co chcesz robić w przyszłości. Co wszyscy chcecie robić. Daj sobie trochę czasu, dobrze? Masz ten luksus, że nie musisz się na nic decydować - dodał Jin łagodnie, ale Yoongi nie do końca podzielał jego zdanie.

Byli małym statkiem, właściwie bez broni i bez zasobów, więc nie mogli pozwolić sobie na przywilej neutralności jak niektóre stare planety, na przykład Gliese. Musieli mieć czyjeś wsparcie i jeśli odcięli się od Federacji, to bycie przeciwko niej stanowiło naturalną drogę. A przynajmniej tak uważał Yoongi.

- Aningan to...

- To nie są przyjaciele Federacji - dokończył Jin, wstając powoli. Yoongi miał ochotę dać krok w tył, ale jego moc przytrzymała go w miejscu. - Ale to moi przyjaciele, więc możesz na nich liczyć.

- Czy... czy jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? - zapytał niepewnie, układając sobie w głowie wszystkie nowe informacje.

- Tak - odparł równie spokojnie Jin.

Yoongi nie spodziewał się tego. Nie spodziewał się, że starszy chłopak podejdzie do niego tak blisko, ale nie cofnął się nawet o milimetr.

Pocałunek Jina był delikatny i to była kolejna rzecz, jakiej Yoongi zupełnie się nie spodziewał. Mógł poczuć, że usta drugiego chłopaka są lekko spierzchnięte, kiedy przywarły do jego własnych. Instynktownie przechylił lekko głowę, zamykając oczy, ale Jin nie zrobił kolejnego kroku, nie pogłębił pocałunku, nie przyciągnął go nawet bliżej siebie, żeby Yoongi w każdej chwili mógł się wycofać.

Jednak to właśnie Yoongi, stając lekko na palcach, złapał mocniej za bluzę Jina, przysuwając go bliżej siebie. To Yoongi, zupełnie nieświadomie, rozchylił bardziej wargi drugiego chłopaka, wsuwając mu do ust swój język. To on był niecierpliwy i chciał więcej. Zawsze w jakiś sposób chciał więcej, bo czuł, że musi rywalizować z Jinem, być kilka kroków przed nim, udowodnić mu, że jest wystarczająco dobry. Równie dobry jak on sam, a teraz chciał mu pokazać, że jest lepszy. A Jin pozwolił mu dyktować warunki.

- Kapitanie - nieco skruszony głos Taehyunga dobiegł ich z głośników - Jesteś... potrzebny na mostku - ten komunikat podziałał na Yoongiego jak kubeł zimnej wody. Odsunął się od Jina i z głośnym chrząknięciem włączył mikrofon. Jego ręce trzęsły się lekko, ale nie z zimna. Nie od mocy, która w jakiś dziwny sposób spotulniała, ukryła się gdzieś głęboko.

- Czy to...- zerknął szybko na Jina. - Statek Federacyjny? - Naprawdę miał nadzieję, że jego głos brzmiał w miarę normalnie.

- Uh...- Taehyung zawahał się - Nie raczej... nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego.

- Jeśli już coś to statki, sir - głos Namjoona włączył się do konwersacji - Cała fregata statków...

[CDN?]

a/n:

[Edit] 3 i ostatnia książka serii Horizon jest na moim profilu - Event Horizon, zapraszam!

tak sobie myślałam, ze jak skończę wreszcie ten ostatni rozdział, to pierdolnę tak długa notkę na koniec, że będzie dłuższa od samego tekstu (ale rozdział ma 4,6k więc nie mam tyle do powiedzenia)

ok. z ręką na sercu, KTO się nie spodziewał? no serio, KTO? (mogę tylko zupełnie szczerze powiedzieć, że według planów Yoongi i Hoseok mieli się zejść w tej części, ale planowałam również, że Yoongs będzie badassem i... to chyba wiele wyjaśnia... jak to się dalej potoczy - uczciwie powiem, że nie wiem)

standardowo dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca, jak to czytacie to możecie sobie sami przybić piąteczkę jak namdżun :)zasłużyliście C:

dziękuję również tym, którzy komentowali, bo to zawsze miło przeczytać autorowi, co sobie czytelnik myśli.

dziękuję tez tym co tylko gwiazdkowali, bo rozumiem, że nie każdy lubi się wypowiadać i niektórzy wolą być takimi kryjokami (ja tam mam na przyklad)

a już najbardziej dziękuję @Hanaberia bo narysowała do tego ff nie jeden, a DWA fanarty (nie publikuję, bo nie wiem, czy mogę), mimo ze nie mogłam jej powiedzieć, jak oni chodzą ubrani. No serio, KTO BY NIE CHCIAŁ FANARTA DO SWOJEGO FF??? (wgl Hanaberia pisze zajebistego ff Leave the lights on i jak ktoś nie czyta, ten gapa)

tym, którzy w żaden sposób nie zaznaczyli swojej obecności, nie dziękuję, ale doceniam waszą obecność,

zachęcam do komentarzy/dyskusji i podzielenia się ze mną swoimi odczuciami

a i nie wyrzucajcie tego ff ze swojego archiwum, bo jak się pojawi coś nowego, to będę tu reklamować. Na razie zapraszam na swój profil na ff Dark Powers, bo jest całkiem zacny. Ale jak ktoś się przyzwyczaił do Jina tutaj... to lepiej niech się odzwyczai zanim zacznie czytać DP

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro