11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiedy Jimin wracał z ambulatorium korytarzem prowadzącym do swojego pokoju, złapał spojrzeniem odbicie oświetlenia. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał w bok. Nikogo nie było w kantynie, ale mimo tego lampy paliły się w całym pomieszczeniu. Westchnął cicho i zaczął iść w wolno w kierunku światła. Ktoś musiał wcześniej nie przełączyć go na czujnik ruchu, kiedy stamtąd wychodził. Sfrustrowany podszedł do tablicy kontrolnej i zaczął zmieniać ustawienia. Imię Hoseoka pojawiło się od razu na wyświetlaczu. Chłopak najwyraźniej zablokował lampy podczas pory lunchowej, bo kiedy siedziało się długo w bezruchu, wyłączały się i trzeba było długo machać ręką w powietrzu, żeby zapaliły się z powrotem.

Jimin rozumiał tę frustrację, ale nie mieli niewyczerpalnych zapasów benitoitów, które napędzały statek. Wiedział, że załoga powoli miała dość jego ciągłego jęczenia o oszczędzaniu energii, ale byli daleko od jakichkolwiek stacji zaopatrzeniowych i wolał niepotrzebnie nie ryzykować. Nie chciał utknąć po środku niczego. Gdyby chociaż znajdowali się we własnym układzie. Westchnął cicho, zamykając tablicę kontrolną i usiadł przy stole.

Kiedy nikogo nie było na stołówce, pomieszczenie wydawało się Jiminowi wyjątkowo depresyjne. W sumie sam nie wiedział dlaczego. Wszędzie widać było ślady życia; tablet Hoseoka porzucony po środku stołu, miniaturowe kwiatki Jina, które mężczyzna przytargał nie wiadomo skąd drugiego dnia misji, grzały się zaraz lamp replikatora, kubek Taehyunga, wciąż brudny, stał zaraz obok nich. Mimo tego że nie mieszkali na Horizon jakoś długo, widać było, że ten pokój jest centrum życia na statku. Jednak kiedy był pusty, Jimina ogarniał smutek. Wiedział, że nie jest to racjonalne uczucie jednak coś w przedmiotach czekających na swoich właścicieli powodowało, że nie mógł go powstrzymać. Jego wzrok padł na sweter Namjoona przewieszony przez oparcie fotela stojącego w rogu. Od razu zagryzł wargi.

Misja zwiadowcza nie odzywała się. Żadnych powiadomień, żadnych wiadomości wideo, a kanał na komunikatorze nadal milczał. Normalnie nie przejąłby się tym tak bardzo, ale tym razem było inaczej. I nawet nie chodziło o to, co pokazał im ich własny komputer i czym prawdopodobnie stał się Ulysses.

Jimin wiedział, że załoga jest w niebezpieczeństwie. Owszem, ale wiedział to, kiedy tylko przekroczyli próg Horizon i zostali do niej przypisani. Zawsze gdzieś, tam głęboko, bał się, że coś się nie powiedzie, bo mogło się nie powieść. Zawsze w pierwszym odruchu myślał wtedy o Taehyungu. A jeśli Taehyung nie wróci, to zostanie zupełnie sam, a tego nie potrafił sobie nawet wyobrazić.

Jednak tym razem dochodziły jeszcze inne emocje, których nie potrafił do końca nazwać. Wstał wolno z miejsca i podszedł do fotela. Tylko przez chwilę wahał się, zanim na nim usiadł. Gdy zaczął układać się wygodniej na miejscu, rękaw swetra Namjoona musnął jego policzek. Jimin wstrzymał powietrze. Nie wiedział, jak długo siedział, podpierając się na jednej ręce i patrząc z przerażeniem na granatowy sweter leżący na oparciu, ale musiało minąć trochę czasu, bo czuł, jak zaczyna go wszystko boleć od niewygodnej pozycji. Opadł na poduszkę, podciągając nogi pod samą brodę. Fotel nie był gigantyczny, ale Jimin bez problemu zwinął się na nim w kulkę.

Namjoon, pomyślał. On nie mógł siedzieć tutaj w takiej pozycji. Chłopak widywał go tu czasem wieczorami, kiedy siedział w fotelu, czytając książki na tablecie. Jego same nogi zajmowały prawie pół kantyny, były za długie. Sam Namjoon był, według Jimina niepotrzebnie długi, tak jak jego nogi. Wysoki, poprawił się w myślach. Na niewielkiej powierzchni statku było to okropnie nieekonomiczne i marnowało mnóstwo miejsca. A kiedy Namjoon stał obok niego i patrzył na niego z góry, denerwowało go to jeszcze bardziej. Czasem miał mu ochotę coś powiedzieć, ale wiedział, że chłopak zacząłby się tylko śmiać. No bo w sumie co miał z tym zrobić? Jimin złapał za kawałek materiału i pociągnął go w swoją stronę. Miał zamiar rzucić go na ławę, ale sweter upadł na jego kolana i już tam został. Był ciepły, a w kantynie o tej porze było dość chłodno. Nie zbliżała się pora kolacji i zmiany warty, więc temperaturę ustawiono na najniższy możliwy poziom i jemu było mu zimno.

A potem zgasło światło, bo Jimin za długo wpatrywał się w swoje kolana i chłopak wiedział już, że sweter tym bardziej już na nich zostanie. Po ciemku nie trafiłby i rzuciłby go na podłogę, a tego nie chciał. Jeszcze by się pobrudził, pomyślał, zamykając na chwilę oczy. Musiał przysnąć, bo kiedy usłyszał jakiś hałas dobiegający z korytarza prowadzącego do ambulatorium, podniósł gwałtownie głowę. Światło w kantynie zapaliło się, a on sam z przerażeniem odkrył, że sweter ma teraz prawie pod brodą. Odsunął go od siebie, zrzucając na podłogę.

- Jimin? - Hoseok zbliżał się do stołówki. - Jim... - zaczął znowu, ale młodszy chłopak szybko wstał z fotela i wyszedł na korytarz. Poprawił grzywkę, przeczesując ją palcami. Uśmiechnął się niepewnie, kiedy ich spojrzenia się spotkały.

- Tak? - spytał. Hoseok stanął przed nim, jakby na coś czekając, a Jimin nie był pewien, czy jest coś, co powinien powiedzieć.

- Załoga odzywała się? - spytał. Jimin przez chwilę poruszał ustami, a potem wbił wzrok w czubki swoich butów. Miał iść na mostek i sprawdzać sygnał. Miał to zrobić, ale był tak strasznie zmęczony, że zupełnie zapomniał. Cholera, cholera. Pokręcił głową. - Dzwoń do nas, jakby się coś działo. Będę u Jina w ambulatorium - dodał starszy chłopak i wyminął go. Jimin słyszał, jak zabiera ze stołu swój tablet, przeklinając przy tym cicho.

- Będę - odparł, wciąż gapiąc się w ziemię.

- Od razu, Jimin - mówił dalej Hoseok. Kiedy stanął znów przed nim, wcisnął mu w ręce sweter Namjoona, który musiał podnieść z podłogi. Jimin dopiero wtedy podniósł wzrok i spojrzał zaskoczony na Hoseoka, który zaciskał mocno wargi. Widział, jak kształt jego ust układa się w podkowę. To nigdy nie znaczyło nic dobrego. Kiedy tak się działo, wiedział już, że Hoseok jest albo zły albo zestresowany, chociaż podejrzewał, że w ich obecnej sytuacji chodziło o te dwie rzeczy. Ścisnął sweter w dłoni, nie wiedząc za bardzo, co z nim zrobić. - Od razu - powtórzył chłopak, a w jego głosie słychać było zdenerwowanie. A jednak zły, pomyślał Jimin. - Nie ma czasu na sen, Jiminnie.

- Wiem - odparł prawie automatycznie. Hoseok kiwnął głową i klepnął go lekko w ramię.

- Wracaj na mostek - powiedział jeszcze i równie szybko jak przyszedł, odwrócił się i zaczął iść marszobiegiem z powrotem w stronę ambulatorium. Jimin odprowadził go jeszcze przez chwilę wzrokiem, a potem ze swetrem pod pachą zaczął iść w stronę dziobu statku.

***

Musieliśmy coś przeoczyć. Tylko ta myśl chodziła Yoongiemu po głowie, kiedy obserwował ślęczącego nad kapitańską konsolą pierwszego oficera. Namjoon próbował uruchomić komputer, ale wyglądało na to, że coś usmażyło się w środku urządzenia. Kable zwisały smętnie z panelu kontrolnego, a Namjoon drżącymi rękoma próbował je jakoś posklejać. Widać było, że walczy z wymiotami, z bólem albo może ze wszystkim naraz, ale Yoongi wiedział, że niedługo się podda. Dreszcze, które go przechodziły nabierały na sile i chłopak z trudem zachowywał pokerową twarz. Zapach wydobywający się z trupa siedzącego w fotelu, zaraz obok niego był obezwładniający. Jeszcze chwila, myślał Yoongi.

- Podporuczniku...- zaczął mówić, ale Namjoon machnął mocno jedną ręką, drugą zasłaniał sobie nos. Jeśli to była prawda, że niektórzy planetarni mają wyostrzony zmysł węchu, to Yoongi mógł mu tylko współczuć. Nie byli przygotowani na coś takiego i nie zabrali ze sobą żadnej odzieży ochronnej, ani maseczek. Powinien o tym pomyśleć przed misją i przygotować ich na wszystkie możliwości.

- Poradzę sobie, kapitanie - odparł Namjoon drżącym głosem. Starszy chłopak wzruszył ramionami i odwrócił się. Przed sobą, za gigantyczną szybą, widział ciemną przestrzeń rozciągającą się przed nimi. Mrużył oczy, starając się wypatrzyć Horizon, ale dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma na to szans. Prawa sterburta Ulyssesa była zwrócona przodem do drugiego statku i choćby chciał, to nie mógł jej zobaczyć, bo byli z zupełnie innej strony. W oknie widać było tylko gruby pas asteroidów, który oddzielał ich od Hyperiona, Ziemi i całej reszty planet. W pewnym momencie Namjoon stęknął cicho, a w ślad za tym dało się słyszeć dźwięk, którego Yoongi się nie spodziewał. Coś jak syczenie. Najpierw dość piskliwe jednak gdy zaczęło przybierać na sile, Yoongi nie mógł się powstrzymać przed zerknięciem przez ramię. Nie odważył się jednak odwrócić całkiem.

- Podporuczniku? - spytał. Namjoon patrzył się tępo w przestrzeń przed sobą. W ręce trzymał tablet, który zdecydowanie nie należał do niego. Dopiero po chwili, gdy Yoongi odwrócił się całkiem w jego stronę, zauważył, że tablet powinien być przytwierdzony do kapitańskiego krzesła. Rura od systemu hydraulicznego uderzała to w lewo, to w prawo, wyrzucając z siebie zatęchłe powietrze. Kiedy wydała ostatnie tchnienie i opadła na ziemię, Namjoon spojrzał niepewnie w jego stronę.

- Przepraszam, kapitanie - powiedział cicho i zaczął wycofywać się wolno z podestu, na którym stał fotel kapitański. Wciąż się trząsł, ale już trochę mniej. Yoongi podziwiał jego siłę woli. - Pomyślałem, że tablet wygląda na obluzowany i chciałem sprawdzić, czy może on działa...- zaczął tłumaczyć. - Dotknąłem, chciałem go przysunąć do siebie i jakoś sam się... wyrwał.

- Wyrwał - powtórzył za nim Yoongi. Wyciągnął rękę w jego stronę, pokazując na tablet, który drugi chłopak posłusznie mu oddał. Nie dał się odpalić, ale Yoongi miał inny pomysł. Chwilę zajęło mu skanowanie wzrokiem pokoju, zanim znalazł jakieś w miarę czyste i pozbawione trupów miejsce. Zapach nie był lepszy, ale przynajmniej nie było nigdzie żadnej podejrzanej kałuży. Usiadł na podłodze i zaczął rozbrajać swój komunikator.

- Kapitanie, ale...- zaczął mówić Namjoon, obserwując to, co robi, ale Yoongi pokręcił od razu głową.

- I tak mi się nie przyda - powiedział i ostrożnie odłożył części przed sobą. Po chwili zrobił to samo z własnym tabletem. Metal uległ działaniu jego ręcznego lasera i widział już całe wnętrze urządzenia.

- Ach, no tak - Namjoon pokiwał głową ze zrozumieniem i usiadł obok niego. - Chce pan wymienić części, tak? Bezpieczniki poszły?

- Nie tylko, patrz tu... - pokazał na zielonkawą substancję. - Śniedź?

- Możliwe - mruknął Namjoon. Sprawdził godzinę na zegarku. Taehyung coś długo nie wracał. Długo za długo. - Sprawdzę co z Taehyungiem - powiedział i spojrzał na Yoongiego, który był zajęty wymienianiem części i podłączaniem wzmacniacza z komunikatora. Chłopak podniósł głowę znad rozwalonego na części pierwsze tabletu.

- Pięć minut, daję ci pięć minut - powtórzył. Namjoon skinął głową i wstał z miejsca. Na korytarzu cuchnęło równie mocno, ale było zimniej, więc dało się swobodniej oddychać. Nabrał powietrza w płuca, co nie było najmądrzejszą decyzją, bo zaraz zaczął kaszleć. Jednak zwymiotuje. Czuł to. Przytrzymał się ściany. Już nie musiał zachowywać pozorów. Mógł wreszcie pozwolić sobie na grymas na twarzy i na ból w podbrzuszu, który pojawił się raptem znikąd.

Yoongi był za ścianą i nie musiał już udawać, że wszystko jest z nim w porządku. Zsunął się wolno na podłogę, walcząc z torsjami i szybko bijącym sercem, zapominając na chwilę o Taehyungu, a nawet o tym żeby wyjąć broń i mieć ją w pogotowiu. Spojrzał na własny brzuch. Wiedział, że nie zobaczy tam krwi. Nie tym razem. Jin odwalił naprawdę dobrą robotę i poskładał go całkiem sprawnie, a regenerator zrobił swoje. Nic nie miało się prawa otworzyć, żadna żyła, żadna zadra, ale jego ciało protestowało na tak brutalne traktowanie. Potrzebowało więcej czasu na to, żeby samemu zreperować zniszczenia dokonane laserem, na powolne odbudowanie tkanek, na samoistny naturalny zrost, ale Namjoon nie dał mu szansy, więc protestowało jak mogło, a razem z nim jego cały, zdezorientowany układ nerwowy. Rana wciąż powinna tam być. Zimny, otumaniający ból pulsował gdzieś w jego środku i choć Namjoon zdawał sobie sprawę, że jest on tylko w jego głowie to nie mógł na to nic poradzić.

A potem zgasło światło na korytarzu, a razem z nim zimno rozeszło się po jego żyłach i powędrowało aż do koniuszków palców i uszu. Gdy adrenalina zaczęła działać, złapał za broń, od razu odzyskując władzę nad swoim ciałem. Statek zatrząsł się. Metalowy zgrzyt rozszedł się echem, gdy potężna fala przeszła przez całą jego długość. Namjoon sięgnął po komunikator.

- Taehyung? - spróbował. Odpowiedział mu szum, ale sygnał po chwili przebił się przez zagłuszające zgrzyty i delikatny głos chłopaka odpowiedział coś niezrozumiale. - Tae? Jesteś tam? - próbował dalej. - Idę w stronę...- spojrzał na ścianę obok siebie. Jego wzrok padł na tablicę informacyjną. - W stronę stołówki - dodał, a ból pojawił się znowu w jego podbrzuszu. Ostatni raz kiedy był tam, nie skończyło się to dla niego dobrze, ale Namjoon zacisnął mocno zęby i szedł dalej, starając się wciąż wywołać Taehyunga, który już nie odpowiadał.

W komunikatorze słychać było tylko szum, nic więcej. Czasem głośniej, czasem ciszej, ale głos chłopaka nie pojawił się już ani razu. Namjoon zatrzymał się, w sumie sam nie wiedział dlaczego. Skaner nie brzęczał, korytarz był cichy, może za cichy. Być może o to chodziło. Włosy na jego karku same stanęły dęba, aż ścisnął mocniej w ręce broń i przybliżył się do ściany. Chłodny metal lufy dotknął delikatnie jego policzka, gdy dał krok w tył, chowając się za konsololetą, która nie dawała żadnych oznak życia. Poznawał ten korytarz. Jeszcze wczoraj konsoleta, za którą właśnie się chował, działała. Dziś wyglądała jakby minęło kilkadziesiąt lat, a wybebeszony komputer straszył swoim wnętrzem. Druty, kawałki transformatorów, delikatne, skomplikowane procesory, wszystko wyglądało, jakby coś wybuchło w jego środku. Kable wylewające się ze środka biegły daleko w głąb korytarza i w górę wchodząc w dziurę w suficie, której zdecydowanie nie było tam wczoraj.

Namjoon pamiętał to miejsce dokładnie. Sprawdzał tu jakieś dane, jeśli pójdzie dalej tym korytarzem, dojdzie do ambulatorium, a potem do stołówki.

- Taehyung - powiedział na głos, nawet nie dotykając komunikatora. Wstał wolno z miejsca. Wiedział, co zastanie na końcu korytarza. Powinien być uważniejszy, trzymać broń w pogotowiu, ta jednak zwisała smętnie w jego własnej dłoni i nie mógł tego kontrolować. Jego ciało działało jak w automacie i samo prowadziło go na miejsce.

Światło już dawno zgasło na korytarzu, nawet to alarmowe i jedyne, co oświetlało mu drogę to jego własna latarka zamontowana na ramieniu. Tym razem świeciła na czerwono albo tak mu się tylko zdawało.

Szedł dalej. Wolno, ostrożnie. Omijając kable, kałuże chłodziwa wylewającego się na podłogę. Wreszcie zatrzymał się. Światło na końcu korytarza pulsowało. Żarówka zatrzymywała się na dwie sekundy, gasła na krótką chwilę i zapalała się znowu. Namjoon nie wiedział, jak długo tak stał, wpatrując się w chłodne światło jak ćma. Zdezorientowany i zafascynowany jednocześnie.

Gdy statek ponownie tonął w jaskrawym świetle, skanował wzrokiem kolejny fragment korytarza przed sobą. Ściana naprzeciwko stołówki. Równie zmatowiała co pozostała część statku. Kilka sekund ciemności i widział ją z powrotem. Tym razem bliżej, bo dał krok na przód. Czarny ślad lasera przykuwał jego uwagę, a razem z nim wgłębienie wielkości jego pięści. Dał kolejny krok i znów nastała ciemność. A potem, gdy żarówka zapaliła się znowu zobaczył podłogę. Ciemną, już nie czerwoną kałużę krwi, która wydawała się nie kończyć.

Podszedł trochę bliżej, żeby zbadać ją dokładniej i zatrzymał się znów, gdy nastały ciemności. Nie wiedział dlaczego, ale serce zaczęło bić mu jak oszalałe. Raptem, bez żadnego ostrzeżenia. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że broń wciąż ma na wysokości uda, a nie przy brodzie. Nie uważał, wcale nie uważał, a momenty ciemności przedłużały się. Żarówka nie zapalała się, a jego własna latarka wciąż świeciła na czerwono. Coś mówiło mu, że nie powinno tak być.

Latarka nie powinna dawać czerwonego światła, jego własna broń nie powinna być w stanie spoczynku, jego serce i oddech powinny być równe, a nie urywane, a drzwi na stołówkę powinny być otwarte. Gdy światło zapaliło się ponownie i stanął przed nimi, a krew szumiała mu w uszach tak głośno, że aż krzywił się z bólu, poczuł, że popełnił błąd.

Drzwi na stołówkę otworzyły się. Bez żadnego ostrzeżenia. Dwa skrzydła zaśniedziałego metalu uchyliły się i sunęły wolno na boki, chowając się w ścianie. Czerń w środku była nieprzenikniona i światło jego słabej latarki nie radziło sobie z nią wcale. Dopiero wtedy, gdy para równie czarnych rąk chwyciła go za ramiona, wychylając się z pomieszczenia na ułamek sekundy, Namjoon uświadomił sobie, że jego komunikator od jakiegoś czasu wydaje jakieś dźwięki. I nie był to wcale szum. To był Taehyung. Dał krok do przodu ciągnięty z nieludzką siłą do środka, w komunikatorze słychać było echo i zwarcie. To musiało go ocknąć z transu. Albo huk zamykanych za nim drzwi, do których coś przyparło go, zabierając cały tlen w płucach. Nie miał siły walczyć, nie miał siły podnieść ręki.

- Kurwa - powiedziała ciemność, a potem zapaliło się światło. Nabrał powietrza w płuca. Tahyung stał przed nim, przypierając go jedną ręką do ściany. Drugą zaczął macać go po udzie i gdy znalazł to, czego szukał, wyrwał to brutalnie z paska narzędziowego przy pasie Namjoona. - Czy ty jesteś nienormalny? - spytał, odsuwając się od niego. Zdjął z własnego ramienia latarkę i oświetlił trzymany w ręku przedmiot, który starszy chłopak od razu rozpoznał. To był jego skaner, który świecił na tak jaskrawy odcień czerwieni, którego Namjoon nie wiedział nawet w podręcznikach. - Ogłuchłeś?

- Co? - spytał, a jego głos brzmiał dla niego samego niezrozumiale. Język miał ciężki i ospały i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak z jego własnym ciałem. Zamrugał kilkakrotnie oczami i osunął się na podłogę.

- Serio, stary? Serio? - Taehyung wciąż kręcił głową, patrząc na skaczące wyniki. Podał mu skaner do ręki. - Popatrz na poziom tlenu na korytarzu, jeszcze trochę, a byś stracił przytomność. Ciągle spada. Po cholerę się tu pakowałeś?! Mówiłem ci, że dam sobie radę i że masz nie iść do mnie. Ja pierdolę...

- To był skaner, a nie latarka - Namjoon mruknął, patrząc na wykresy. Taehyung spojrzał na niego zaskoczony. - Jak tu szedłem to myślałem, że zepsuła mi się latarka, bo świeciła na czerwono.

- Twoja latarka nie działa - odparł chłopak. - A skaner piszczał tak głośno, że słyszałem go aż tutaj - dopiero wtedy Namjoon spojrzał na jego twarz. Chłopak był blady, wyglądał na przerażonego. - Mogłeś umrzeć, Namjoon - powiedział cicho Taehyung. Nie mógł się z nim nie zgodzić. Sam nie wiedział, jak to się stało. Przecież sprawdzał skaner, sprawdzał go. Pamiętał to. Słowa przeprosin same cisnęły mu się na usta.

- Musimy znaleźć kapitana - wstał z podłogi i zaczął iść w stronę drugiego wyjścia. Rzucił jeszcze raz wzrokiem na skaner, poziom tlenu w tym pomieszczeniu był w normie, ale to mogło się wkrótce zmienić.

- Widziałem go, Namjoon - Taehyung zatrzymał się w połowie kroku. - To coś ze stołówki nadal tutaj jest - dodał, kierując się w stronę drugich drzwi na korytarz. - I nadal żyje.

***

- Nie mogę tego zrobić, Hoseok - westchnął Jimin, powtarzając to samo już kolejny raz w ciągu ostatniej godziny. - Nie da się bardziej wyostrzyć sygnału - potarł oczy rękami, bo miał wrażenie, że przestaje wyraźnie widzieć. Odwrócił się w stronę kapitańskiego fotela, na którym siedział starszy chłopak. Hoseok zachowywał się gorzej niż niejeden historyczny dyktator. Jimin zdawał sobie sprawę z tego, ze wszyscy byli zmęczeni i zestresowani, a Hobi pewnie najbardziej, bo to on poniesie odpowiedzialność za każdą decyzję. Nie zazdrościł mu tego i naprawdę chciał pomóc.

- No to co możesz zrobić? - zapytał, a Jimin w ostatniej chwili powstrzymał się, przed powiedzeniem, że już absolutnie nic nie może, bo próbowali właściwie wszystkiego, a Horizon jest jedynie transporterem, może i jednym z najnowocześniejszych, ale nadal jego główną funkcją był transport i sprzęt, jaki się na niej znajdował nie był przystosowany do akcji ratunkowych. Ani jakichkolwiek innych.

- Minęło już osiem godzin, chyba możemy po nich lecieć - Hoseok nerwowo przeczesał włosy i gwałtownie wstał ze swojego miejsca.

- Nie możemy - Jimin odwrócił się w stronę Jina, który z niezwykłym jak na ich sytuację spokojem, siedział rozparty na krześle Namjoona. - Misja ratunkowa musi mieć przynajmniej dwóch uczestników, przy czym...

- ...na statku wysyłającym nie może zostać mniej niż dwóch członków załogi - dokończył cicho Hoseok, wolno wypuszczając powietrze. - Kurwa, musimy to jakoś obejść... przecież nikt się nie dowie, jeśli...

- Nie, to narażanie na niebezpieczeństwo kolejnych osób - zaprotestował kategorycznie Jin i chociaż Jimin zasadniczo się z nim zgadzał, to zgadzał się również z Hoseokiem. To może być ich jedyna szansa, pomyślał, odsuwając od siebie myśl, że na taką rozmowę może być już teoretycznie za późno.

- Namierz ich jakoś, Jimin - warknął Hoseok, siadając znowu na fotelu. Wyglądał zupełnie jak naburmuszone dziecko, które zacznie wydzierać się wniebogłosy, jeśli nie dostanie ulubionego lizaka. Tyle, że Jimin nie miał dla niego absolutnie nic.

Wskaźniki termalne pokazywały obecność życia prawie na całej powierzchni statku i nie było w tym nic niezwykłego, jeśli mieli rację i Ulysses był żywym organizmem. Wyodrębnienie w tym przypadku kilku osób na tak dużej powierzchni graniczyło z cudem. - Jimin - powtórzył chłopak, kiedy ten nie odzywał się przez dłuższy czas.

- Daj mi trochę pomyśleć, ok? - powiedział, starając się zachować spokój. Cisza w pomieszczeniu wydawała się nieznośnie ciężka i przytłaczająca. - Teoretycznie potrzebowalibyśmy znacznie lepszego skanera - odwrócił się powoli w stronę Hoseoka, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo go zawiódł.

- Jakiego?

- No... termalnego - zaczął ostrożnie Jimin. - Który odczytywałby nie tylko ciepło, ale też różnice w temperaturach, takie... kilkustopniowe na przykład.

- Ale to i tak nie pozwoli nam ich ściągnąć, nie będziemy mieć czystego przejścia do teleportu - zauważył Jin, a Hobi nigdy wcześniej nie miał tak bardzo ochoty go rąbnąć. Co nie zmieniało faktu, że mężczyzna miał rację. Przynajmniej częściowo.

- Moglibyśmy... ale to byłoby nielegalne i nie jestem pewien, czy nasz rdzeń wytrzymałby obciążenie pracą skanera i teleport w tym samym czasie - Jimin wpisał szybko dane do komputera, chociaż to i tak była czysta teoria, wskaźniki zużycia rdzenia zapaliły się na czerwono. Tak bardzo czerwono, że Jimin nawet nie chciał myśleć, do czego by to mogło doprowadzić.

- I tak nie mamy skanera - zauważył Jin, zaglądając mu przez ramię

- Mamy - zaprotestował szybko Hoseok. - W ładowni, mieliśmy go dostarczyć na Ulyssesa - wyjaśnił. Mógłby im nawet podać numer paczki, w której się znajdował i wszystkie jej parametry. Sprawdzał cały ładunek po kilka razy dziennie, żeby tylko nie spotkać nigdzie Yoongiego. - Wyślę ci specyfikację, zobaczysz, czy się będzie nadawał - odwrócił się do młodszego chłopaka, przesuwając palcem po swoim tablecie. Jimin nigdy nie wierzył w przeczucia, nigdy ich również nie miewał, ale w tamtym momencie przeszło mu przez głowę, że bez względu na parametry skanera, to się po prostu nie skończy dobrze.

- Dlaczego to byłoby nielegalne? - Jin przerwał ciszę.

- Czy to w ogóle ważne? - Hoseok podniósł głowę i spojrzał na niego zaskoczony. Zupełnie go to nie interesowało. W Akademii wiele rzeczy było nielegalnych, ale jakoś nigdy się tym specjalnie się przejmował.

- Teleport prześle wszystko, co uzna za członków załogi... to znaczy wszystko, co ma podwyższoną temperaturę - wyjaśnił powoli, sprawdzając specyfikację skanera. - To taka zasada, żeby nikogo nie teleportować w potencjalnie niebezpieczne miejsce - dodał, podnosząc w końcu głowę.

- Albo nie ściągać na statek niczego, co mogłoby stanowić niebezpieczeństwo dla załogi - odpowiedział Jin. Hoseok nerwowo zaczął skubać rękaw swojego munduru.

- Na Ulyssesie nie ma nikogo oprócz nich - powiedział cicho. Zabrzmiało to, jakby bardziej starał się przekonać siebie niż innych.

- I czegoś, co próbowało zastrzelić wczoraj Namjoona - Jin dodał od niechcenia, przyglądając się swoim paznokciom.

- W każdym razie spróbujemy - postanowił Hobi, ignorując kompletnie ostatni komentarz mężczyzny.

- Możemy mieć... problemy techniczne - wtrącił cicho Jimin, czuł się wyjątkowo nieszczęśliwy, wiedząc, że nastrój Hoseoka za chwilę zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni i nie będzie to dobra zmiana. - Mamy za mało energii i... - westchnął, pokazując mu ekran swojego tabletu. - Zrobiłem symulację - wyjaśnił. Wskaźnik zużycia rdzenia był jadowicie czerwony.

- Nie dobrze - Hoseok nerwowo wciągnął powietrze. - Możemy... jakoś zaoszczędzić energię? - zapytał niepewnie, trochę żałując, że do tej pory wszędzie zostawiał zapalone światło i podkręcał ogrzewanie. Wiedział, że nie miałoby to teraz zbyt dużego znaczenia, ale i tak czuł się winny. - Jimin?

- Moglibyśmy... zmniejszyć odległość między statkami.

- A gdybyśmy jeszcze... wyłączyli podtrzymywanie niektórych funkcji życiowych? - zaproponował nagle Hoseok. - Temperaturę i tlen? - Jin spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Nie mówisz teraz serio.

- No nie na całym statku przecież... moglibyśmy zostawić mostek - wyjaśnił.

- Wspaniale, niech od razu zamarzną i się uduszą po teleporcie, być może to, co przeniesie się razem z nimi też uda się zabić - Jin wstał, krzyżując ręce na piersiach.

- Ok, to tam też... zostaw wszystko tak jak jest- Hoseok przygryzł wargę, hamując się przed wybuchem.

- Muszę być w... - zaczął Jimin, zmieniając parametry. Po odłączeniu części statku, łącznie z maszynownią, wskaźnik zużycia rdzenia zmienił kolor na brunatnożółty, a przy odrobinie dobrej woli można by wziąć go za zielonkawy. Statystyki były bezwzględne. Wszystko jedno jak bardzo pomysł Hoseoka wydawał się oderwany od rzeczywistości, miał szanse na powodzenie. - ...maszynowni.

- A nie możesz zużywać mniej tlenu? Powiedzmy... trzydzieści procent? - nie spodziewał się takiego pytania, a tym bardziej nie spodziewał się tego, że Hobi faktycznie będzie czekał na odpowiedź. Tak zupełnie serio.

- Ale... - zaczął Jimin.

- Nie, Jimin nie może zużywać mniej tlenu - zaprotestował w końcu Jin.

- To... czterdzieści?

- Hoseok to nie jest jakaś jebana aukcja! Nie możesz go narażać tylko dlatego, że masz jakiś niedorobiony pomysł! A ambulatorium?

- Przecież możesz zostać ze mną na mostku - Hoseok też wstał i Jimin miał wrażenie, że zaraz zrobi coś jeszcze głupszego.

- Chcesz, żebym przeniósł cały sprzęt z ambulatorium na mostek?! I gdzie niby miałby się zmieścić?

- Nie potrzebujesz całego sprzętu, weź tylko to, co najważniejsze i...

- Wiesz, gdzie teraz byłby Namjoon, gdybym wziął to, co najważniejsze?

- Na pewno w tej samej sytuacji, w której byłby, gdyby zostali dłużej na Ulysessie! - krzyknął w końcu Hoseok. - Musimy ich ściągnąć i koniec!

- Siedemdziesiąt - odezwał się cicho Jimin. - Siedemdziesiąt procent tlenu w maszynowni, a potem zredukuję do zera i przejdę do pomieszczenia z teleportem. Powinno się udać - wyjaśnił, unikając spojrzenia Jina. Wiedział, że bardzo go zawiódł, ale nie potrafił zdecydować inaczej.

- I właśnie dlatego na jednym statku nie powinno być rodzin - westchnął Jin. - Ani par - dodał, patrząc znacząco na Hoseoka, który zacisnął zęby i usiadł na kapitańskim fotelu.

- Na Horizon nie ma żadnych par - warknął tylko, siadając przy stanowisku pierwszego pilota. - Przygotowanie do startu - powiedział, prawie wyszarpując pasy bezpieczeństwa.

- Hoseok- zaczął Jin, nie ruszając się ani o centymetr.

- Lepiej zapnij te pasy - wycedził chłopak, sprawdzając parametry statu. Jimin bez protestów przelogował się na swój panel.

- To nie... - zaczął jeszcze raz mężczyzna, już trochę łagodniej.

- Nie interesuje mnie twoje zdanie. Teraz ja jestem kapitanem i ja dowodzę!- ryknął w końcu Hoseok.- Nie pisałem się na taki szit! I... to jest rozkaz! Zapnij te jebane pasy! - Jimin kątem oka zauważył, że Jin z ociąganiem zaczął przygotowywać się do startu. Gdyby kiedykolwiek dostał możliwość cofnięcia się w czasie, kilka minut wcześniej siedziałby zupełnie cicho. 

a/n:   nie było update prawie miesiąc, wiem, tak. długo. bywa. życie. 

to nie jest mój ulubiony rozdział i tbh chciałabym go przepisać i napisać jeszcze raz, ale już nie chcę na niego patrzeć, więc udawajmy, że nie jest tak źle i coś wnosi, bo to część, którą chciałam mieć za sobą (czy to może być mój prezent urodzinowy?)

nadal chyba mogę życzyć wesołych świąt (zostały 3 minuty XD) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro