13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: sorrynotsorry 

Światło w sypialni Yoongiego było przygaszone. Tylko panele przypodłogowe jarzyły się dając słabe, żółtawe światło.

- Komputer, ustaw alarm na dwadzieścia minut - głos Jina rozszedł się po pokoju, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się szeroko.- Muszę wracać do ambulatorium - dodał już ciszej przepraszającym tonem, podchodząc do łóżka, na którym siedział Yoongi.

Chłopak nawet nie zwrócił na niego uwagi. Siedział zgarbiony na brzegu materaca, wpatrując się w podłogę przed sobą. Zadrżał tylko lekko, gdy Jin rzucił na łóżko obok niego duże, plastikowe opakowanie wypełnione po brzegi ubraniami.

- Jak za starych, dobry czasów. Co nie, Yoongi? Znów zostaliśmy współlokatorami, a już myślałem, że pozbyłem się ciebie na dobre - powiedział zadowolony z siebie. Dopiero wtedy Yoongi uniósł lekko głowę. Jego tlenione blond włosy wpadały mu do oczu i nie widać było całej jego twarzy, ale Jin z ulgą stwierdził, że się uśmiecha. Może nie był to pełen uśmiech, z odkrytymi zębami, który za każdym razem powodował, że sam zaczynał się śmiać, ale to był już jakiś postęp. Lekko uniesione kąciki ust były w słowniku Jina postępem. Yoongi żył i oddychał, nie rzęził, topiąc się we własnej krwi. Nie łapał go za rękę, ściskając tak mocno, że aż porobiły mu się siniaki. Gdy odchylił się lekko do tyłu, przymykając oczy, Jin z trudem powstrzymał się, żeby nie złapać go za ramię i nie odgarnąć mu włosów. Zamiast tego odchrząknął i spytał. - Wolisz spać po lewej, czy prawej stronie?

- Nie licz na to, że będziemy spać razem w łóżku - odparł Yoongi, unosząc powieki. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, Jin uśmiechnął się do niego szeroko. Przez chwilę patrzyli się na siebie bez słowa. - Spadaj - powiedział już mocniejszym głosem młodszy chłopak. - Śpisz na podłodze

- Prawdziwy gentlemen z ciebie, wiesz?

- Tak mówią - odparł, spuszczając głowę, Yoongi. Jin położył mu rękę na ramieniu, a potem przesunął ją na podbródek. Chłopak skrzywił się lekko, gdy podniósł go do góry. - Co... - miał zamiar spytać, ale Jin bez żadnego ostrzeżenia zaświecił mu latarką w oczy. Yoongi nawet nie wiedział, kiedy zdążył ją wyjąć ze swojego kitla. Światło było ostre i intensywne. Bolało, tak bardzo bolało.. - Ja pierdolę, kurwa...- syknął głośno i odsunął się od drugiego mężczyzny gwałtownie, ale nie był to najlepszy pomysł. Ból pod żebrami odezwał się na nowo i Yoongi zaraz skulił się na łóżku, łapiąc się mocno brzegu materaca. Kostki aż pobielały mu od wysiłku.

- No i na cholerę ci to było? - spytał Jin. Popukał go palcem po ramieniu i pokazał na łazienkę ruchem dłoni.

- Oj, daj już spokój - Yoongi machnął ręką, ale Jin nie dawał za wygraną. - Weź spadaj...

- Łazienka, Yoongi - powiedział Jin głosem nieznoszącym sprzeciwu. Złapał go pod ramię i pociągnął w delikatnie w górę. - Dobrze, a teraz powoli, powoli...- zaczął mówić.

- Nie jestem niepełnosprawny! - Yoongi obruszył się, zabierając swoje ramię z jego uścisku. - Mogę iść sam.

- Jesteś ranny.

- Byłem - Yoongi zatrzymał się na chwilę przy łazience. Kiedy dał krok do przodu, pomieszczenie rozbłysło jaskrawym, białym światłem. - Ale mnie poskładałeś prawie od razu, więc nie ma o czym gadać - zatrzymał się przed umywalką. Wciąż był w mundurze, który miał na misji. Spojrzał na swoje ręce.

Czarna tkanina przylegała do jego ramion idealnie. Wąskie rękawy kończyły się zaraz za jego nadgarstkami. Złoty pasek biegnący dookoła szwu był porwany i poplamiony jakąś brunatną substancją. Złapał za jego brzeg. To była jego własna krew. Teraz już zeschnięta nie wydawała mu się aż tak dziwna i przerażająca jak w teleporcie. Spojrzał na własne odbicie w lustrze. Wiedział, co zaraz się stanie. Zacznie rozbierać się, a potem... A potem... Westchnął cicho. Już kiedyś był w tej sytuacji, przeżywał to. Co było potem? Coś ważnego. Coś...

- No nie wiem, czy nie ma o czym gadać - Jin wyrwał go z zamyślenia. Uczucie deja vu minęło równie szybko, jak się pojawiło. - Jesteś bledszy niż zwykle - chłopak złapał za brzeg jego bluzy i pociągnął ją w górę. Yoongi posłusznie dał się rozebrać. Niewielka, o poszarpanych krawędziach blizna znajdująca się zaraz pod żebrami, raziła wręcz swoją czerwienią na jego jasnej cerze. Kiedy Jin przejechał palcem wokół niej, Yoongi nie mógł powstrzymać dreszczy. - Nie wygląda jakoś przezajebiście, ale za długo siedzieliśmy w teleporcie, czekając aż poziom tlenu i przyciąganie wrócą do normy. Gdybym od razu przejechał po tym regeneratorem, nie wyglądałaby tak. Jak wrócimy do bazy to jeszcze się tym pobawię.

- Matko, Jin - Yoongi powiedział cicho. - Pobawię? Serio?

- No co? Co? - mężczyzna popchnął go w kierunku wanny i posadził na jej krawędzi. - Siedzieliśmy tam prawie godzinę, a poza tym ten zjeb się cały czas budził i musiałem go usypiać co chwila. Ciesz się, że przeżyłeś. To nie były luksusowe warunki do pracy.

- Podejrzewam - mruknął pod nosem Yoongi. Kiedy Jin klęknął przed nim i zaczął wymieniać w aplikatorze końcówkę, spiął się momentalnie, szykując się na ból. - Naprawdę musisz popracować nad swoim słownikiem. Nie mówi się do pacjenta, że chce się czymś pobawić albo nie mówi mu się, że jest jego ulubionym eksperymentem, a tak nazwałeś mnie chyba z cztery razy, tamując krwotok.

- Ale to prawda - Jin wydawał się niewzruszony. Kiedy wbił aplikator niedaleko rany, Yoongi mało nie złapał go za włosy. Zacisnął tylko mocniej wargi, odchylając się na moment do tyłu. - Przecież wiesz, że piszę o tobie artykuł - poklepał chłopaka lekko po ramieniu i wstał z klęczek, wyraźnie zadowolony sam z siebie. - Nie wiem, czy wiesz, ale jeden z rozdziałów poświęcony jest tylko i wyłącznie obserwacji kolorytu twojej cery. Jest on dość mocno powiązany z twoim samopoczuciem.

- Odkrywcze Jin, serio - Yoongi podniósł się z lekkim stęknięciem i złapał za szlafrok wiszący na ścianie. Założył go szybko na siebie. Zacisnął mocno pas. - I co moja cera mówi ci teraz?

- Że jesteś na mnie zły, ale nie wiem dlaczego - odparł chłopak. Nie wyglądał, jakby żartował. Nawet nie mrugnął okiem, co zaczynało niepokoić Yoongiego. - Chcesz raport na temat naszego nowego gościa teraz, czy jak skończę sekcję w laboratorium? - zmienił szybko temat.

- Tego jeszcze żywego? - spytał Yoongi, wychodząc do pokoju. Zapalił światło przy biurku i usiadł na krześle, podwijając jedną nogę pod siebie.

- No o tym martwym za wiele ci na razie nie powiem poza tym, że jest trupem i śmierdzi tak bardzo, że nie wiem, czy uda mi się pozbyć tego zapachu z ambulatorium, a co do nowego pasażera to powiem ci, że miewa się całkiem nieźle.

- Odzyskał przytomność? - Jin zajął miejsce naprzeciwko Yoongiego i przysunął do siebie klawiaturę komputera. Kilka kliknięć później na ekranie ukazał się widok z kabiny Jina. Na łóżku, twarzą do materaca, leżał mężczyzna. Jego ciemne, brązowe włosy były roztrzepane. Poza nimi nie było widać nic, bo po samą był szyję przykryty kocem.

- Póki co nie - odparł Jin. - Koleś naprawdę jest silny. Dałem mu taką dawkę środka uspokajającego, jaką bym dał Namjoonowi, a on dalej walczył. Czujesz to? Epsiliańska dawka, a ten bydlak dalej był przytomny. Namjoon ledwie go trzymał, a koleś jest mniejszy od niego prawie o całą głowę.

- To ktoś z załogi Ulysessa? - spytał Yoongi, patrząc wciąż na monitor. Jin pokręcił głową.

- Przeszukaliśmy bazę danych, ale wynik był negatywny - odparł. - Pobrałem od niego materiał genetyczny, może to w czymś pomoże, komputer jeszcze nie skończył analizy. A jak się obudzi, możemy zeskanować mu facjatę i wysłać jego dane biometryczne do dowództwa. Może oni będą coś mieli na naszego pasażera na gapę - Yoongi wolno pokiwał głową.

- Zróbmy tak - powiedział. - I jak tylko się obudzi to mnie powiadom. Chcę go przesłuchać - dodał i przekręcił monitor w stronę Jina. - Na pewno wszystko zabrałeś ze swojego pokoju? Nic sobie nie zrobi?

- Jak widzisz - Jin pokazał na resztę plastikowych opakowań, które stały obok wejścia. - Opróżniony jak tylko się dało. Namjoon, a potem Jimin sprawdzili raz jeszcze, czy nie ma tam jakiś rzeczy, które mógłby rozwalić, ale chyba powinno być ok. Jak ucieknie to zawsze możemy go odciąć w korytarzu - wzruszył ramionami. - Albo postawimy Jimina na straży, ma już wprawę w strzelaniu do niego - Yoongi westchnął ciężko i podparł brodę na ręce. Milczeli przez dłuższą chwilę.- Lepiej się połóż - powiedział wreszcie Jin, wstając z miejsca. - Wiem, że wolałbyś pracować...

- Jin, nie zaczynaj - przerwał mu chłopak. - Nie wolałbym, ale przyszły rozkazy z dowództwa, dobrze wiesz, że muszę wysłać im raport - potarł ręką twarz. - Wysyłają dwa statki w naszą stronę, żeby pomóc nam z Ulyssesem i zabrać więźnia, muszę to wszystko ogarnąć, zanim tu dotrą.

- Nie musisz - odparł. Yoongi z trudem powstrzymał się przed przewróceniem oczami. - Masz Namjoona, on to może zrobić i nie rób takiej miny. Radzi sobie. Chociaż...- zawiesił głos. - Co prawda prawie się udusił na Ulyssesie z własnej winy, ale możesz mu zostawić Horizon pod opieką na kilka godzin.

- Nie żartuj sobie tak nawet - mruknął pod nosem drugi chłopak, odchylając się do tyłu. Zsunął się z krzesła i podszedł do bulaja.

Horizon zmieniła położenie i byli teraz prawie przy samej granicy z asteroidami. Widać je było jak na dłoni. Gromada zakręcała lekkim łukiem w prawo. Gdzieś tam, przy samym jej zwężeniu był Ulysses, ledwie widoczny nawet kiedy obserwowało się go przez kamery pokładowe. Być może aż taka zmiana kursu i położenia zakrawała na paranoję i mogli zmniejszyć odległość między statkami o połowę, myślał Yoongi, ale wolał uniknąć kolejnej fali dziur, która powoli zbierała się i szła w ich kierunku. Według wyliczeń byli w bezpiecznej strefie, ale wolał nie ryzykować. Dzwonek do drzwi przerwał mu rozmyślania.

- Cholera - powiedział pod nosem, odwracając się. - Wejść - powiedział na głos. W drzwiach stanął Hoseok. Był wyprostowany jak struna i Yoongi miał wrażenie, że zaraz się złamie, kiedy dał pierwszy sztywny krok do przodu i wszedł do środka. Stanął na baczność.

- Chciał mnie pan widzieć, sir - zwrócił się do Yoongiego, który zaklął w myślach. Zapomniał o umówionym spotkaniu.

- Tak - odpowiedział. Z przyzwyczajenia chciał wyprostować brzeg rękawa munduru, ale dopiero wtedy zorientował się, że wciąż jest w szlafroku. Zaklął jeszcze raz. - Tak jest, kapralu - powtórzył i przeniósł wzrok na Jina, który wciąż stał obok krzesła. Skinął mu głową.

- I tak muszę iść - powiedział starszy chłopak, uśmiechając się słabo. Yoongi wiedział, że wrócą jeszcze do tej konwersacji. Zwłaszcza, że znów mieszkali w jednym pokoju. Nie będzie mógł od niej uciec. - Dzwoń jakby coś się działo - dodał i zgarnął ze stołu swój zestaw lekarski - Kapralu - ukłonił się lekko Hoseokowi, mijając go i zaraz zniknął za drzwiami.

Yoongi stał jeszcze przez chwilę przy oknie, zastanawiając się, czy powinien iść do łazienki się ubrać, czy jednak nie. Czas mijał i wiedział już, że przekroczył moment bez powrotu. Musiał zostać w szlafroku, nie miał innego wyjścia. Wskazał ruchem ręki krzesło, które wcześniej zajmował Jin.

- Proszę usiąść - powiedział oficjalnie. Twarz Hoseoka nie zdradzała żadnych emocji. Miał na sobie lekki, czarno-szary mundur używany podczas treningów, a jego włosy były wciąż wilgotne. Musiał wziąć prysznic, zanim tu przyszedł. Yoongi starał się nie gapić, ale nie wychodziło mu to za bardzo. Wbił mocno paznokcie w wewnętrzną część dłoni, przywołując się do porządku.

- Czytałem pana raport - kontynuował wciąż tym samym formalnym tonem, siadając na krześle naprzeciw. Wyprostował się, wypinając pierś do przodu. Starał się prezentować jak najbardziej oficjalnie, mimo nie służbowego stroju.

- Yoongi... - Hoseok opuścił ramiona. Widać było w jego ruchach zrezygnowanie i pewnego rodzaju niepewność. Yoongi widział to. Zawahał się nawet przez moment, czy powinien kontynuować, widząc minę i zachowanie chłopaka, ale podjął już decyzję. Były chłopak, czy nie, Hoseok wciąż był jego podwładnym i musiał traktować go na równi z innymi.

- Kapitanie - poprawił go. Zaklął znów w myślach, słysząc swój ton głosu. Był oschły i chłodny. Młodszy chłopak przez moment wyglądał na zaskoczonego, ale szybko odzyskał fason, prostując się znów na swoim miejscu

- Kapitanie - powtórzył za nim. Widać było, że mówienie przychodzi mu z trudem. - Jeśli mogę...

- Nie zezwalam - odparł szybko Yoongi. Powoli zaczynał tracić rezon, obserwując Hoseoka przed sobą. Musiał zachować między nimi dystans. Musiał i jeśli miał wyjść na dupka, to mówi się trudno. - Kapralu - kontynuował. - Rozkaz był wyraźny, procedury są równie jasne - dodał i wstał z miejsca. Lepiej będzie, jeśli nie będzie widział Hoseoka. Okrążył krzesło i podszedł znów do bulaja. Odwrócił się w stronę chłopaka. - Gdy ekipa jest na misji, statek matka jest w stanie gotowości i nie podejmuje żadnych akcji ratunkowych, jeśli nie ma wystarczająco dużej załogi - Hoseok otworzył usta żeby zaprotestować, ale Yoongi uniósł rękę, nie dając mu wejść sobie w słowo. - Nie transportuje również kogo popadnie na statek, zwłaszcza wiedząc, że na drugim statku może znajdować się potencjalnie niebezpieczny terrorysta lub gatunek nie zbadany przez Federację.

- Yoongi, ty nic nie rozumiesz - powiedział szybko Hoseok, wykorzystując fakt, że Yoongi nabrał powietrza. Młodszy chłopak aż wstał ze swojego miejsca.

- Kapralu - warknął Yoongi, przywołując go do porządku. Hoseok opadł posłusznie na krzesło, widząc jego minę. - To, co zrobiliście, było niezgodne z jakimikolwiek procedurami. W dodatku wykorzystał pan swoją pozycję, żeby wpłynąć na pozostałych członków załogi, którzy również będą musieli ponieść konsekwencje pańskiej decyzji. Naraził pan misję oraz bezpieczeństwo powierzonej panu załogi, a w dodatku w wyniku tej nieprzemyślanej akcji pański bezpośredni przełożony uległ wypadkowi - Yoongi nie przerywał. Mówił jednym ciągiem, wciąż patrząc na Hoseoka, który z każdym wypowiedzianym zdaniem kurczył się w sobie. - Czy zdaje sobie pan sprawę, w jakim świetle to pana stawia i jakie będą konsekwencje pana decyzji? - młodszy chłopak skinął lekko głową i spuścił wzrok.

Yoongi nawet nie wiedział kiedy, ale z powrotem znalazł się przy biurku. Przez dłuższą chwilę milczeli obaj. Yoongi dyszał lekko. Nie powinien się tak denerwować, nie powinien unosić. Aż blizna zaczęła znów go lekko rwać. Gdy Hoseok wreszcie podniósł głowę do góry, w pierwszym momencie chciał dać krok w tył. Zachwiał się tylko lekko, łapiąc ręką blatu biurka.

- Czy... czy teraz mogę coś powiedzieć w swojej obronie? - spytał młodszy chłopak.

- Zezwalam - odparł Yoongi. Musiał wytrzymać jego spojrzenie. Znał je, znał je bardzo dobrze i panika powoli zaczęła wdzierać się w jego mowę ciała. Hoseok był zły, a raczej wkurwiony. Widział to w nerwowym ruchu jego palców położonych płasko na blacie stołu, w zaciśniętej szczęce, ustach układających się w podkowę. Siłą powstrzymywał się przed zrobieniem kroku w tył. Musiał wytrzymać. Musiał.

- Mam gdzieś, czy chcesz mnie zawiesić - powiedział. - Mam gdzieś, czy chcesz mnie zdegradować - kontynuował. Wciąż patrzył na starszego chłopaka, nawet nie mrugając.

- Kapitanie - poprawił do Yoongi. - Przypominam, że na statku obowiązują stopnie wojskowe i czy pan chce tego, czy nie takie są zasady.

- Mam w dupie zasady - warknął Hoseok, wstając z miejsca. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, co tu się działo, jak was nie było. Nie masz prawa Yoongi, nie masz... - podkreślił, uderzając ręką w biurku. - ...prawa mówić mi, że decyzja była nieprzemyślana. Co ty byś zrobił na moim miejscu, co? - zbliżył się do chłopaka. Yoongi wciąż stał w tym samym miejscu. Już sam nie wiedział, czy to siła jego postanowienia trzymała go w nim, czy przerażenie, które powoli zaczynał odczuwać. - Załoga Ulyssesa nie żyła, wy znajdowaliście się w środku nieobliczalnego organizmu. Nie statku, Yoongi, organizmu , który nie wiadomo, co planuje i jak się zachowa. Nie mieliśmy z wami łączności i nawet nie dlatego, że znajdujemy się w okolicy czerwonego karła tylko dlatego, że ten potwór, twór...- machnął ręką w kierunku okna. - Który nazywasz statkiem, zakłócał naszą łączność. To nie radiacja, nie pole magnetyczne, nie inne naukowe bzdury, ale myślący organizm, który budzi się do życia, zakłócał wszystko.

- Kapitanie - warknął pod nosem Yoongi, ale Hoseok miał gdzieś jego groźby.

- To było jedyne wyjście! - krzyknął, ale tym razem Yoongi uderzył ręką w stół.

- Na Ulyssesie znajdowały się nieużywane kapsuły ratunkowe, w hangarze prawdopodobnie znajduje się transporter, a nawet kilka transporterów, więc nie było to jedyne wyście, szeregowy Jung - Hoseok zamarł, słysząc ostatni fragment zdania. Yoongiemu przez chwilę przeszło przez myśl, że nie powinien tak krzyczeć, ale nie mógł się opanować. - Podjął pan niewłaściwą decyzję, ignorując procedury. Ignorując kompetencje misji rozpoznawczej. Zachował się pan arogancko i wyszedł poza swoje kompetencje i poniesie pan konsekwencje swoich działań, szeregowy - Hoseok pokręcił głową, dając krok w tył. Widać było, że nie dowierza niczemu, co słyszy i nie zgadza się ze słowami Yoongiego. Starszy chłopak wiedział, że nie może przestać mówić, bo jeśli tylko zawaha się, Hoseok wejdzie mu w słowo. Musi go odesłać jak najszybciej do siebie, zakończyć tą rozmowę. Nie mógł dłużej patrzeć na jego pełne niezrozumienia spojrzenie. Wiedział, że chłopak czuł się zdradzony. Widział to po nim i samo patrzenie na niego sprawiało mu prawie fizyczny ból, ale musiał być szefem. Przede wszystkim szefem. - Poza tym wykazuje pan wyjątkową niesubordynację i butę, nie zwracając się do swojego przełożonego z należytym szacunkiem, co również zostanie odnotowane w pana aktach.

- Ja pierdolę...- Hoseok zacisnął mocno usta. Drżał teraz prawie na cały ciele. - Kurwa mać - podniósł głowę do góry. Przez moment wydawało się Yoongiemu, że zacznie się śmiać nerwowo, ale wziął tylko głębszy oddech i wypuścił wolno powietrze z płuc. - A ja się martwiłem o ciebie - powiedział prawie zbolałym tonem po chwili. Jego usta wykrzywiły się w grymasie, kiedy zabrał szybkim ruchem grzywkę z czoła. - A ty... a ty - znów nabrał powietrza w płuca i tu pojawił się lekki, urwany, nerwowy śmiech, gdy dał krok w tył, opanowując się. - Co jest z tobą nie tak, Yoongi? - zadał pytanie. Starszy chłopak nie spodziewał się tego.

- Co? - spytał skonsternowany, tracąc koncentrację. Hoseok spojrzał na niego. Yoongi widział, jak lekko drżą mu usta, a oczy... Czy to były łzy? Czuł, jak powoli narasta w nim panika. Nie był na to przygotowany. Nie szkolono go na takie sytuacje.

- Prawie nie umarłeś, Yoongi - powiedział Hoseok opanowanym tonem, który aż zaskoczył drugiego chłopaka. - Dwa razy.

- To było tylko draśnięcie - zaczął się bronić, ale Hoseok nie słuchał go, mówił dalej.

- Ten zjeb ranił cię dwa razy, a ty dalej pierdolisz o jakiś cholernych stopniach wojskowych.

- Hoseokie...- powiedział na głos, chociaż wcale nie zamierzał tego robić. To było jak instynkt. Przyzwyczajenie. Nawet jego ciało, same bez jego wiedzy, zbliżyło się do drugiego chłopaka. Dotknął go lekko ręką w łokieć. - To nie jest takie łatwe...

- Co nie jest łatwe, Yoongi? Co? - Hoseok podniósł głos, ale nie strącił jego dłoni. Wręcz oparł się o nią, zamykając na chwilę oczy. Westchnął ciężko, a Yoongi złapał się na tym, że patrzy na jego usta. Jeszcze trochę i nie wytrzyma. Pocałuje go. Już dawno wiedział, że jego opanowanie wisi na włosku. Będąc tak blisko drugiego chłopaka, coraz głośniej słyszał w głowie głos Jina i powoli jego postanowienie, że zrobi to, jak tylko wrócą do bazy, zaczynało się kruszyć. Powinien porozmawiać z Hoseokiem, wyjaśnić wszystko tu i teraz. Całe ciało bolało go, gdy o tym myślał. Wiedział, że ten ból nie jest prawdziwy i nie powinien się mu poddawać. Musiał z tym walczyć i to sobie powtarzał, opuszczając rękę. A potem dał krok w tył i Hoseok otworzył oczy. I wtedy coś pękło w Yoongim. Nabrał nerwowo powietrza w usta. Musiał to powiedzieć, nie miał wyjścia.

- Szeregowy - wyszeptał, chociaż to jedno słowo brzmiało dla niego samego prawie jak krzyk, jak zgrzyt metalu o porcelanę, jak mnóstwo innych nieprzyjemnych rzeczy, od których włosy na karku stawały dęba. Twarz Hoseoka od razu stężała. - Na czas pańskiego zawieszenia będzie pan przypisany do swojej kabiny i nie powinien pan... - zaczął recytować zapamiętaną formułkę. Zamknął oczy. Nie mógł patrzeć na Hoseoka. Po prostu nie mógł. Hoseok zacisnął ręce w pięści.

- Wal się, Yoongi - powiedział łamiącym się głosem. - Wal się! - dodał głośniej.

- ...opuszczać swojej kabiny do czasu wyjaśnienia sytuacji z dowództwem - Yoongi mówił dalej. Słyszał, jak drzwi do kabiny otwierają się i zamykają za Hoseokiem, ale nie przestawał. Słowa płynęły z jego ust same. - Ma pan prawo do zachowania milczenia, ma pan prawo...- zawahał się na chwilę. - Ma pan prawo... prawo - powtórzył i otworzył oczy. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuł się samotny i zagubiony.

***

Jin otworzył drzwi do swojego pokoju. Ostrożnie, jakby robił to po raz pierwszy. Chłopak siedział na łóżku, już jakiś czas temu przestał próbować wydostania się z pomieszczenia. A starał się przez długi czas, najpierw ze złością uderzając w drzwi i próbując je rozbić, później już trochę spokojniej, w bardziej przemyślany sposób, by w końcu przestać. Już nawet nie zwracał uwagi na kamerę umieszczona pod sufitem w kącie pomieszczenia. Nie odpowiadał też na żadne pytania, chociaż Yoongi kilkakrotnie próbował się z nim porozumieć i osobiście i za pomocą interkomu.

A teraz wyglądało na to, że się poddał, jednak Jin wiedział, ze to tylko gra i kiedy chłopak wyczuje szansę na ucieczkę, na pewno z niej skorzysta. Wcale nie miał ochoty go odwiedzać, jednak szrama na policzku chłopaka nie wyglądała, jakby miała się sama zagoić. Chociaż Jin w duchu liczył na to, że ich nowemu więźniowi odpadnie przynajmniej kawałek mordy, za to co zrobił Yoongiemu, to jednak znał swoje obowiązki, a kolejna notka w jego aktach po prostu nie wyglądałaby dobrze. Chociaż koleś zdecydowanie zasłużył na cierpienie. Przynajmniej na cierpienie.

Przyciągnął krzesło do łóżka i usiadł na przeciwko chłopaka z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Nie bez satysfakcji ocenił, że w ranę więźnia wdał się stan zapalny i naprawdę musiała boleć. Bez względu na to, jaka krew płynęła w żyłach chłopaka. Siedzieli w bezruchu, czekając na to, co zrobi ten drugi. Chłopak przez dłuższa chwile ignorował Jina, unikając jego wzroku, ale w końcu nie wytrzymał i podniósł głowę. Mężczyznę uderzyło to, jak bardzo jest młody. Na pewno nie miał jeszcze dwudziestu lat, więc według wszystkich zasad, które obowiązywały na statkach Federacji, nie powinien znajdować się na Ulyssesie. Problem w tym, że chłopakowi nie zależało na komunikacji z nimi, a Jinowi nie zależało na nim.

- Przysuń się, chcę zobaczyć twój policzek - powiedział obojętnym tonem, wyjmując z torby swoje narzędzia. - I nie rób nic głupiego, nie chcę cię znowu usypiać - dodał, nakładając rękawiczki. Chłopak nie wykonał żadnego ruchu, ale patrzył na niego spokojnie i nie wyglądało na to, że zamierza w ogóle się ruszyć. - Jak chcesz - mruknął, podnosząc jego brodę. Jin czuł się trochę niezręcznie pod jego uważnym spojrzeniem, ale nie wzbudzał w nim niepokoju, jaki czuł jeszcze kilka godzin temu na samą myśl o nim. To był tylko dzieciak. I chociaż starał się opanować i nie pokazywać po sobie żadnych emocji, wiedział, że oczyszczanie rany bardzo go bolało. Jinowi nawet zrobiło się trochę głupio, że nie dał mu żadnych leków przeciwbólowych, ale po takiej dawce środków uspokajających, jaką przyjął wcześniej, to mógł być nie najlepszy pomysł. - Dlaczego zaatakowałeś Yoongiego? - nie wytrzymał w końcu. Miał ochotę trzasnąć go za to w łeb. - Dźgnąłeś go w transporterze - wyjaśnił. Na chwilę zapomniał, że dzieciak, którego miał przed sobą, zaatakował również Namjoona i prawdopodobnie Taehyunga, jeśli jego historia nie była tylko wymysłem na beztlenowym haju. Była dość niewiarygodna, skoro wyszedł z niej bez szwanku. Jin podejrzewał, że sam się gdzieś wywalił i wymyślił taką historię, bo mu głupio.

- Jest kapitanem - usłyszał po chwili. Zamarł na chwilę, bo szczerze mówiąc, nie spodziewał się odpowiedzi. Po prostu denerwowała go ta pełna napięcia cisza, chociaż odpowiedź chłopaka zirytowała go nawet bardziej.

- Co to ma do rzeczy?

- Chciałem przejąć statek - odpowiedział dzieciak, w jego głosie brzmiała duma, a Jin w ostatniej chwili pohamował się, żeby się nie roześmiać. W tej odpowiedzi było coś tak absurdalnie naiwnego, że nie potrafił potraktować tego jak groźby, chociaż jeszcze niedawno był skłonny traktować chłopaka jak naprawdę groźnego terrorystę.

- A po co ci nasz statek? - chłopak przygryzł wargę i drgnął lekko, kiedy Jin przyłożył do jego twarzy replikator.

- Mój niedługo umrze - wyjaśnił trochę ciszej.

- Ulysses? - upewnił się Jin. Odpowiedziało mu tylko skinięcie głową. Wreszcie był w stanie właściwie zrozumieć perspektywę tego dzieciaka. Dla niego byli tymi obcymi, którzy wtargnęli na jego statek. Po prostu się bronił. Prawdopodobnie zrobiliby to samo na jego miejscu, może w trochę bardziej cywilizowany sposób.

- Mam na imię Jin - przedstawił się w końcu, trochę żałując, że od tego nie zaczął. Chłopak cofnął się trochę, kiedy replikator przeszedł na kolejny poziom zamykania tkanek. - Nie ruszaj się, zostanie ci blizna.

- JK - powiedział cicho chłopak, odsuwając się jeszcze trochę. Jin zrezygnowany, wyłączył maszynkę, jeśli wszyscy na tym statku chcą być pokryci bliznami, to on nie będzie w to ingerować.

- Następnym razem, JK, nie atakuj ludzi bez racjonalnego, przemyślanego planu - westchnął, pakując swoje rzeczy do torby. - Lepiej na tym wyjdziesz.

- Muszę tam wrócić - kiedy Jin już wstawał, chłopak złapał go za rękaw, jednak szybko cofnął rękę, żeby pokazać, że nie ma żadnych złych zamiarów.

- Powiedziałeś, że statek umiera.

- Tak, ale nadal jest na nim coś bardzo ważnego.

***

Czerwona wiązka lasera przecięła ubranie trupa z taką prędkością, że Jimin nie zdążył nawet zabezpieczyć odpowiednio swojej maseczki ochronnej. Pierwsze cięcie było krótkie i szybkie i co najbardziej zaskoczyło chłopaka, bezkrwawe. Gdy podszedł bliżej stołu, na którym leżał mężczyzna, Jin odwrócił się w jego stronę i pokazał ruchem ręki, żeby mu pomógł.

- Złap go za ramię - polecił i zaczął rozrywać materiał do końca. Wrzucał wszystkie skrawki wykrojone przez laser do stojącego nieopodal pojemnika. Niektóre fragmenty ubrania były zakrwawione i wtedy Jimin odwracał wzrok. Kiedy wreszcie skończył, młodszy chłopak spojrzał na stół. Blada klatka piersiowa mężczyzny w średnim wieku zlewała się z bielą blatu, na którym leżał. - Jak myślisz, Jimin? Czterdzieści lat, czterdzieści pięć będzie miał - powiedział Jin.

Młodszy chłopak nie odpowiedział. Patrzył się wciąż na nagi tors trupa przed sobą. Jeszcze nigdy nie widział martwej osoby na żywo. No dobra, może raz. Jego i Taehyunga babcię na pogrzebie, ale nie widział jej z tak bliska. Nie wiedział, jak się zachować. Czy obowiązują jakieś procedury, kiedy stoi się tak blisko martwego człowieka? Odpowiednia postawa? Może powinien się pomodlić?

- Nie stój tak. Nie po to wziąłem cię do pomocy, żebyś mi tu spał na stojąco.

- Co? - spytał chłopak nieuważnie. W sumie sam nie wiedział, jak to się stało, że został asystentem Jina przy sekcji zwłok. Pamiętał tylko, że stał przy monitorze w kantynie, patrząc na to, co robi ich nowy pasażer, a potem przyszedł Namjoon i zaczął szukać swojego swetra. Jimina od razu zamarł, słysząc jego narzekania. Starszy chłopak nawet spytał się, czy go nigdzie nie widział, ale właśnie wtedy Jin pojawił się w progu stołówki i Jimin bez zastanowienia zaczął iść za nim. Nie odpowiedział Namjoonowi, po prostu poszedł za Jinem. Nie planował tego, nie planował też ukraść swetra Namjoona, który schował pod swoją poduszką w panice, kiedy misja wywiadowcza wróciła na statek. To przez niego opuścił kantynę w takim pośpiechu. Po cichu winił Namjoona za swoją obecną sytuację. - Mam wpisać czterdzieści lat w karcie...pacjenta? - zawahał się.

- Nic nie pisz. Potrzymaj tylko te obcęgi - mruknął pod nosem Jin.Głos miał zniekształcony przez maseczkę i nie widać było jego twarzy, ale Jimin mógł doskonale sobie wyobrazić jego zniesmaczoną minę. Mimo działającej klimatyzacji i oczyszczarki powietrza smród aż kuł w oczy, a Jin stał bliżej ciała. - Komputer, dawka numer dwa. Cięcie od mostka aż do pępka. Dziękuję - dodał lekkim tonem. Było słychać, że sili się na wesołość, ale nie wychodziło mu to. Gdy kolejna wiązka uderzyła w to samo miejsce na ciele, pojawił się dym i im głębiej laser wchodził w środek trupa, tym bardziej mięso rozszczepiało się na dwie równe połowy. Znów czyste cięcie, bezkrwawe za co Jimin był po cichu wdzięczny. W przeciągu zaledwie kilku dni widział krew już tyle razy, że wystarczy mu tego widoku na całe życie.

- Super, teraz podaj mi te obcęgi - powiedział Jin do młodszego chłopaka, który od razu spełnił jego rozkaz. Nie patrzył, kiedy Jin otwierał brzuch trupa. Wystarczył mu dźwięk. Soczysty, głośny. Bez problemu potrafił sobie wszystko wyobrazić. I wtedy Jin zaklął, a potem zaklął jeszcze raz i nastała cisza. - Komputer, zmieniam położenie lasera - powiedział szybko i zaczął przestawiać urządzenie stojące koło Jimina. Jego zakrwawione rękawiczki zostawiały ślady na ekranie dotykowym, ale nie zwracał na to uwagi, dalej wstukiwał koordynaty. Widać było, że jest zdenerwowany.

- Doktorze? - Jimin spojrzał na niego. - Czy coś się stało?

- Komputer, wiązka lasera. Kość czołowa... - zawahał się starszy chłopak, ignorując go. - Mniej więcej trzy czwarte licząc od kości nosowej. Wykonać - laser zadziałał od razu. Tym razem Jimin spojrzał, kiedy Jin złapał za podstawę twarzy trupa, odgarnął mu włosy, a potem przesunął palce i zdjął sam czubek jego czaszki, jakby to była zwykła pokrywka. Gdy palce chłopaka zatopiły się w białej masie mózgu bez żadnego ostrzeżenia, nie mógł powstrzymać krzyku. A potem Jin rozpołowił mózg na dwie części i zaklął znowu. Jimin już wiedział, że nie znaczyło to nic dobrego. 

a/n: strasznie mi się pojebało i wgl myślałam, że update ma być we wtorki a nie czw, ale skoro już napisałam kolejną część, to wstawiam.

Powstrzymałam się przed nazwaniem nowego pasażera Horizon Justin Saegull, ale było blisko c:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro