8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jin nie niepokoił się, gdy po pierwszym kontakcie Selene przestała dawać znaki życia. Cisza na linii niekoniecznie musiała oznaczać coś złego. Poza tym procedury były jasne. Dopiero po ośmiu godzinach ciszy w eterze można było się niepokoić i zacząć procedury ratunkowe.

Minęła dopiero godzina, może półtora od lądowania na Ulyssesie, więc Jin był zrelaksowany i spokojny. Siedział w swoim gabinecie i nadrabiał zaległości w artykułach medycznych, a potem zabrzmiał czerwony alarm i lekko drżący głos Hoseoka kazał udać mu się do hangaru i zabrać ze sobą sprzęt medyczny.

Rzucił tablet na bok, wstając od stołu. Yoongi, pomyślał w pierwszym odruchu i rzucił się do drzwi. Głos Hoseoka towarzyszył mu przez całą drogę na dół.

- Selene podchodzi do lądowania. Będą to za dziesięć sekund... dziewięć - zaczął odliczanie.

Jin przyśpieszył. Pierwsze, co zauważył to wykrzywiona z wysiłku twarz Yoongiego. Automatycznie złapał go za policzek i zajrzał mu w oczy. Rozszerzone źrenice, zanotował w pamięci. Urwany oddech, krew na policzku i ustach. Czerwona, tak bardzo czerwona. Nie powinna być taka. Yoongi jest ze stacji, jego krew tak nie wygląda. Nie mogła być jego. Zmarszczył brwi, wtedy Yoongi pokazał na Namjoona, który trzymał się Taehyunga, a potem zsunął się i upadł razem z chłopakiem na ziemię.

- Jimin, nosze - krzyknął chłopaka, który stał za nim w pogotowiu. Antygrawitacyjna, lekka, leżanka od razu podniosła się do góry, kiedy rozstawił ją na posadzce. Taehyung z Yoongim ledwo dali radę położyć na niej Namjoona. Chłopak przelewał im się przez ręce i mieli spore problemy z ułożeniem go, ale Jin zaraz złapał go pod ramiona i podciągnął do góry. Aplikator ze środkiem uśmierzającym ból zasyczał głośno przy jego szyi.

Nie mogli dłużej tracić czasu. Jin nawet nie musiał nic mówić Jiminowi. Chłopak sam odblokował nosze i zaczął transportować Namjoona w głąb statku, do ambulatorium. Taehyung i Yoongi byli tuż za nim dyskutując o czymś, ale nie słuchał ich. Patrzył na twarz Namjoona, która była coraz bledsza. Chłopak tracił dużo krwi, dużo za dużo, a Jin robił wszystko co mógł, żeby powstrzymać krwotok.

Kiedy rozciął za pomocą lasera jego mundur i nowa fala gęstej, ciemnej krwi wezbrała się i zaczęła wylewać na boki, Jimin nie mógł oderwać od niej wzroku. Nawet gdy Jin wydawał mu kolejne polecenia, które od razu spełniał, nie mógł tego zrobić. Tak jak kazał Jin, zamknął drzwi do ambulatorium, zabezpieczając je hasłem, ale wciąż patrzył na Namjoona. Na jego ręce, które zakrywały dziurę w brzuchu. Jego krew była coraz gęstsza, ciemniejsza, ale Jimin nie bał się. Wiedział, że Jin sobie poradzi. Nie wiedział skąd miał taką pewność, ale wiedział, że wszystko będzie w porządku.

Namjoon krzyknął głośno, kiedy Jin nacisnął coś na jego brzuchu. Aplikator znów zasyczał. Kolejna dawka środka przeciwbólowego. Odczekał chwilę zanim znowu zaczął naciskać na brzuch chłopaka, ale ten dalej wył z bólu.

- Nie działa - powiedział bardziej sam do siebie. - Wy to naprawdę macie odporne organizmy, ja pierdolę - dodał i dał mu kolejny zastrzyk.

- Podporuczniku...- zaczął Jimin. Patrzył przerażony na aplikator. Trzy dawki konotokosyny wystarczyłyby, żeby zabić czterech dorosłych mężczyzn. Powoli zaczął tracić swoją poprzednią pewność. A jeśli żarty Taehyunga to jednak nie żarty. Może naprawdę ich lekarz był szalony. Kiedy twarz Namjoona stężała, poczuł, że traci grunt pod nogami.

- Szeregowy! - głos Jina był ostry i stanowczy. - Lewa szuflada, niebieska szafa, generator. Już - chłopak od razu wykonał polecenie. Namjoon wydawał się nie oddychać. Jin podniósł na chwilę głowę do góry i spojrzał na Jimina. - Nic mu nie będzie. Śpi - powiedział uspokajającym tonem. - Wierz mi, trudno jest zabić Espilionina - dodał i wrócił do zszywania rany. Jimin usiadł na krześle, obok oddychając płytko.

- Śpi - powtórzył w ślad za podporucznikiem.

***

Jimin bał się, że znowu się spóźni na spotkanie w kantynie i chociaż to znowu nie byłaby jego wina, to wolał nie skupiać na sobie uwagi pozostałych członków załogi. Na szczęście kantyna była pusta i cicha. Główne źródło światła nad długim stołem było wyłączone i tylko boczne, ledowe lampy rozpraszały ciemność. Replikator żywności mruczał cicho i przez krótką chwilę Jimin chciał sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, bo nie pamiętał, żeby wcześniej urządzenie wydawało jakikolwiek dźwięk. Z drugiej strony nie przypominał sobie również, żeby kiedykolwiek w kantynie było tak spokojnie. Zawsze ktoś w niej siedział. Oparł głowę na ręce i przymknął oczy.

- Nie zasypiaj - usłyszał za sobą głos Taehyunga. Jimin podniósł wolno głowę i spojrzał uważnie na brata, jakby czekając, aż powie coś niemiłego.

- Przestałeś być tępym chujem, Tae? - spytał całkiem poważnie, obserwując, jak chłopak podchodzi do replikatora i wybiera coś na podświetlonym panelu. Po chwili w szufladzie maszyny pojawiły się dwa kubki. Taehyung usiadł przy stole i przesunął jeden z nich w kierunku młodszego chłopaka.

- Przestałem, Jiminie - pogłaskał go po głowie i uśmiechnął się lekko, nawet nie starając się ukryć, jak bardzo jest zmęczony. Lot powrotny na Horizon naprawdę był dla niego dużo trudniejszym testem odporności na stres niż asteroidy, ale przynajmniej tym razem mógł być z siebie zadowolony.

- Myślałem, że chce go zabić - powiedział po chwili Jimin, zaglądając nieufnie do kubka. - Podporucznik... podporucznika Jin pierwszego oficera - wyjaśnił, bo Taehyung wyglądał, jakby nic nie rozumiał.

- Czemu miałby to zrobić?

- Powiedziałeś mi, że nie jest normalny i eksperymentuje na ludziach - Jimin nadal wydawał się mówić całkiem poważnie. Czasem młodszy chłopak po prostu nie łapał żartów, a Taehyung nie potrafił zrozumieć, od czego to zależało, bo czasem nie miał z tym żadnego problemu.

- Nabijałem się z ciebie tylko - wyjaśnił z uśmiechem. - To tak jak z wampirami z Keplera, nigdy w nie nie uwierzyłeś - dodał łagodnie, a Jimin wolał się nie przyznawać do tego, że przez dość długi czas był święcie przekonany, że one naprawdę istnieją. Taehyung nie powinien mu ściemniać, w końcu był jego starszym bratem. - No daj spokój, zrobiłem ci kawę przecież.

Taehyung nie był dobry w przepraszaniu, właściwie Jimin nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek słyszał z ust brata słowo "przepraszam". Nie przeprosił go ani wtedy, gdy skasował mu wszystkie logi w grze, bo się zdenerwował, że Jimin ma lepsze wyniki, ani wtedy, gdy wsadził mu w szprychy kij i Jimin mało nie stracił życia, spadając z rozpędzonego roweru. Na szczęście stracił wtedy tylko zęby. Nie przeprosił go nawet wtedy, kiedy rozpuścił w szkole plotkę o tym, że Jimin ma jakąś wyjątkowo paskudną chorobę weneryczną, bo był zazdrosny o to, że chłopak się z kimś umawiał. Nigdy mu tego nie wypominał i nawet już nie gniewał się o to od dawna, ale kiedy do listy przewinień Taehyunga dochodziło coś kolejnego, miał ochotę wszystkie te rzeczy wykrzyczeć mu prosto w twarz.

- Jesteś moim bratem, nie powinieneś mnie kłamać - powiedział tylko, bo nie był taki. Nie był mściwy, a Taehyung nie był taki, żeby przepraszać za cokolwiek.

- Masz rację, nie będę cię okłamywać - poprawił go, uśmiechając się. Jimin zawsze robił błędy albo nie potrafił się wysłowić, kiedy był zły albo czegoś się bał. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale do kuchni wszedł Yoongi z Jinem i nie było już okazji.

- Nie wstawajcie - powiedział od razu kapitan, zanim nawet zdążyli to zrobić. - Proszę powiadomić kaprala Junga o tym, że zaczynamy spotkanie - nazwisko Hoseoka zabrzmiało w ustach Yoongiego trochę ostrzej niż dotychczas. Jimin szybko sięgnął do kieszeni po komunikator, jednak zanim zdążył cokolwiek napisać, Hoseok pojawił się w kantynie i mrucząc pod nosem ciche "przepraszam", usiadł na samym końcu stołu, udając, że siedział tam od samego początku. - Może podsumujmy szybko, podporuczniku, czy może pan zacząć? - Yoongi zwrócił się do Jina, który zachowywał się dziwnie cicho i spokojnie. Był tak samo opanowany w ambulatorium, przeprowadzając operację i chociaż dla Jimina było to w jakiś sposób uspokajające, to również nie wróżyło nic dobrego.

- Oczywiście - kiwnął głową, sięgając po swój tablet. - Rana została zadana wiązką laserową, z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że użyto laseru podobnej klasy do tych, które używa Federacja. Z całą pewnością nie była ustawiona na obezwładnienie przeciwnika - dodał, przeglądając swój raport. - Sytuacja opanowana i w razie konieczności Namjoon będzie mógł wrócić do swoich obowiązków nawet jutro.

- Już? - wymknęło się Yoongiemu. Pamiętał, jak na praktykach w szpitalu zaraził się jakimś wirusem i Jin kazał przeleżeć mu w łóżku prawie dwa tygodnie, a Namjoon, który mało nie został zabity, miałby wrócić do normalnego życia już następnego dnia.

- Epsiliończycy regenerują się znacznie szybciej - wyjaśnił Jin. - Coś co dla was byłoby śmiertelną raną, dla nich jest niebezpieczne jedynie do czasu zatrzymania krwawienia. Dlatego mówią o nich naturalne androidy - wzruszył ramionami, wyłączając ekran tabletu. Jimin spojrzał na niego zaskoczony, oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że tak nazywano mieszkańców planety Namjoona, ale było to równie nie na miejscu, jak mówienie na ludzi ze stacji, że są wybrakowani.

- Czy mamy już analizę próbek z Ulyssesa? - spytał Yoongi. Taehyung pokręcił przecząco głową.

- Wszędzie było bardzo dużo materii organicznej. Na podłogach, ścianach. To przez niego głównie nie dało się nic ustalić. Komputer pokładowy rozdzielił próbki na poszczególne elementy, wyodrębnił też materiał genetyczny, ale nic takiego nie ma w naszych bazach. Na razie trwa analiza budowy genotypu. Kiedy będziemy ją mieć, może uda się wskazać odpowiedni gatunek... albo podobny do tego, który jest już w bazie. Następnym etapem będzie sprawdzenie każdego elementu osobno, bo wszystkie razem tworzą zupełnie obcą formę - wyjaśnił, sprawdzając stan odczytu analizy. - Do zakończenia procesu brakuje jeszcze kilku godzin.

- Czymkolwiek jest ta obca forma, jest wystarczająco inteligentna, by używać broni - mruknął Jin.

- Czy mamy pewność, że to była nasza broń? - Yoongi nie skierował tego pytania do nikogo konkretnego, jednak po powrocie Selene jedynie Hoseok miał czas, by się tym zająć, chociaż normalnie to zadanie należałoby do Taehyunga albo Jimina, który asystował przy operacji.

- To najbardziej prawdopodobna wersja - przytaknął Hoseok, uparcie patrząc w gładki blat stołu przed sobą. - Gęstość wiązki i jej średnica zgadza się z typowymi ustawieniami broni wykorzystywanej przez Federację - powiedział ostrożnie. - Poza tym broń znajdowała się na statku - dodał.

- W przeciwieństwie do załogi - mruknął Jin. Jimin już wiedział, jaka będzie konkluzja tego spotkania. Pewnie każdy z nich wiedział, ale nikt nie chciał wypowiedzieć tego na głos, nawet kapitan. Ulysses ciążył nad nimi, pusty i mroczny. Zupełnie jak ciało, które trafia do prosektorium, a o którym nic nie wiadomo.

- W przeciągu godziny wyślę rozkład dyżurów na mostku - powiedział po chwili Yoongi, mocno zaplatając palce.- A jutro wrócimy na Ulyssesa, jeśli to będzie możliwe, w takim samym składzie.

***

Yoongiemu wydawało się, że od pierwszego spotkania, które zwołał w kantynie zaledwie kilka dni temu, minęły całe wieki. Nie chciał, żeby to brzmiało dramatycznie nawet w jego własnej głowie, ale wszystko się zmieniło. I nic nie szło po jego myśli. Nic nie działo się tak, jak zaplanowało to dowództwo. Zastanawiał się nawet, czy ktoś miał podobnego pecha w trakcie swojej pierwszej, samodzielnej misji.

Wszystkie światła na mostku były pogaszone, nie licząc jego własnego tabletu, który ledwo świecił zasłonięty przez rękę chłopaka. Siedział na swoim krześle, wpatrując się w okno przed sobą. Podczas ich nieobecności, Jimin zdążył naprawić kamery i wreszcie Ulysses mógł zajmować całą przestrzeń ekranu. Podobnie jak kilka godzin wcześniej, milczał. Światła dziobowe zgasły i gdyby nie to, że Yoongi wiedział, że powinien widzieć przed sobą statek to mógłby go pomylić z asteroidą. Ulysses wyglądał jak poobijany przez czas, okrągły kawałek metalu.

- Pozwolenie na wejście na mostek... kapitanie - ostatnie słowo Jin wypowiedział z wahaniem, które Yoongi mógłby pewnie odebrać za sarkazm, ale już dawno przestało mu zależeć. Tak naprawdę gdyby Jin wszedł teraz i zaczął mu ubliżać na czym świat stoi, też pewnie nie mrugnąłby nawet okiem. Nie miał na to siły, był zbyt wyczerpany. Poza tym zajmowały go teraz inne myśli. O duchu statku, który czekał na niego przyczajony w ciemności oraz o swoim pierwszym oficerze śpiącym w ambulatorium. I był jeszcze Hoseok. Aż ścisnęło go znów mocniej w klatce piersiowej.

- Nie zezwalam - burknął cicho pod nosem, ale Jin nie przejął się. Dał mocny, zdecydowany krok do przodu i usiadł na krześle Namjoona, przewieszając jedną z nóg przez podłokietnik. Yoongi nawet nie zerknął na niego. - Nie zezwalam - powtórzył.

- No i co teraz? Zamkniesz mnie w więzieniu, którego nie mamy? - spytał retorycznie chłopak. Odczekał kilka chwil. - Jeśli cię to interesuje, to twój pierwszy oficer ma się dobrze i jutro powinien być już w pełni sprawny.

- Cudownie - odparł Yoongi wyłączając swój tablet. Teraz na mostku nie było widać już nic oprócz ekranu przed nimi, który lśnił lekko. Ulysses, który był na nim, wyglądał trochę jak hologram.

- Prawdopodobnie będzie miał niewielką bliznę, jeśli nie znajdę lepszego regeneratora, ale to niewielka cena za to, że w ogóle udało się go uratować - Yoongi mruknął pod nosem. - Nie cieszysz się?

- Skaczę pod sufit - odparł chłopak pozbawionym emocji tonem. - Nawet nie wiesz, jak wielką radość mi to sprawia.

- Uratowałeś mu życie - powiedział Jin. Na chwilę zapadło milczenie. - Gdybyś go nie odepchnął, następny strzał byłby w głowę. Widziałem nagranie z waszych kamer. Ślad na ścianie był na wysokości głowy Namjoona. Cokolwiek to nie było, rozjebałoby mu łeb na małe kawałki, nie byłoby czego zbierać.

- Ktoś musiał - powiedział wreszcie Yoongi. - Jego ciekawość kiedyś go zabije i wierz mi... następnym razem sam się będzie ratować.

- Mmmm...- Jin uśmiechnął się pod nosem. Chciał dodać coś jeszcze na temat Namjoona, ale wiedział już, że Yoongi jest zirytowany. - To nie zmienia faktu - wstał z miejsca i podszedł do fotela chłopaka. - Pokaż mi - zażądał i odwrócił go z całym fotelem w swoją stronę.

- Co?

- Ucho swoje. Ucho mi pokaż - powiedział już trochę zniecierpliwionym tonem. Kiedy Yoongi przekrzywił głowę w bok, Jin zacisnął mocniej wargi.

Tak naprawdę to ucho zaczęło go boleć po powrocie na Horizon, a dokładnie kiedy zamknęły się przed nim drzwi do ambulatorium. Adrenalina opadła gwałtownie i równie gwałtownie pojawił się ból, ale nie mógł nic z tym zrobić, bo Jin przeprowadzał właśnie operację, a on sam miał inne rzeczy na głowie, którymi musiał się zająć. Idąc w stronę mostka, gdy powietrze drażniło jego poparzone ucho, dopiero zaczął analizować, co zdarzyło się przed kilkunastoma minutami. Jak to się stało, że w ogóle cokolwiek go bolało.

Gdy Namjoon zniknął mu z oczu, wiedział już, że to nie skończy się dobrze. Chyba do końca życia będzie pamiętał jego sylwetkę w progu stołówki. Wysoka, wyprostowana. Nie widział jego twarzy. Tylko ciało, które zatrzymało się w miejscu. Chłopak nawet nie oddychał. A potem napastnik z wnętrza stołówki strzelił. Yoongi widział, jak wiązka laserowa przeszywa Namjoona na wylot. Kilka kropli krwi dosięgło ściany za nim. Syczała głośno, upadając na czarny ślad zostawiony przez laser. Słysząc dźwięk ładującej się broni, Yoongi zrozumiał już, że następny strzał będzie śmiertelny. Napastnik wiedział, co robi i tym razem też nie spudłuje. Wcześniej trafi chłopaka prosto w żołądek, tym razem musiała być to głowa. Rzucił się na Namjoona, starając się zdjąć go z linii strzału. Nie schylił się jednak wystarczająco nisko. Laser musnął go. Lekko, ale zawsze. Szczypało jak cholera. - Chcesz coś na to?

- To tylko lekkie oparzenie. Sam wiesz, nic mi nie będzie.

- Szczypie cię - stwierdził Jin. Poluźnił jego kołnierzyk i zbadał szyję. Też była lekko różowawa. Trochę włosów z tyłu głowy chłopaka było spalonych, ale nie wyglądało to tragicznie. Sam musiał to przyznać.

- Jin, serio. To nic. Laser nawet mnie nie drasnął. Nie przesadzaj - Yoongi zabrał ze swojej szyi rękę chłopaka i usiadł znów przodem do ekranu. Jin znów wrócił na fotelu Namjoona. Na mostku zapadła cisza. Dopiero po kilku chwilach Yoongi spytał. - Co? - Wiedział, że starszemu chłopakowi coś chodzi po głowie.

- Hoseok - kiedy Jin powiedział imię chłopaka, aż ścisnęło go pod mostkiem. Znowu.

- Co z nim?

- Ty mi powiedz - Yoongi wypuścił wolno powietrze. Naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Że wciąż nie mógł w to uwierzyć. I w to, że to koniec i w to, że był aż tak głupi, żeby tego nie zauważyć. Zamknął na chwilę oczy i uderzył lekko ręką w oparcie krzesła. Nie uszło to uwadze Jina, który wciąż obserwował go uważnie. - Yoongi, mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł. Od samego początku, ale nie chciałeś mnie słuchać i mówiłeś, że nie mam o niczym pojęcia.

- Bo nie masz, Jin - wszedł mu w słowo Yoongi.

- Nie bez powodu związki w armii są tabu - mówił dalej spokojnym głosem mężczyzna. - Jeśli coś się popsuje w życiu prywatnym, zawsze odbije się to na twojej pracy i...

- Kocham go - powiedział prawie desperacko Yoongi. Aż sam zdziwił się na swój nagły wybuch. Oprócz tego jednego razu, kiedy Jin przyłapał ich u nich w pokoju, ani razu nie rozmawiali na temat Hoseoka. Jin powiedział wprost, co o tym sądzi. Jeśli Yoongi miał zostać kapitanem, nie mógł dalej kontynuować tego związku. Powiedział mu to wtedy co najmniej trzy razy i więcej do tego nie wracali. Yoongi odwrócił się całą stacją w stronę chłopaka, który zaczął wstawać z fotela. - Kochałem - poprawił się szybko. - Wiem, co mi mówiłeś. Wiem, ale Jin... Nie wiem, co robić. Ja...- słyszał, jak łamie mu się głos.

- A ja kocham królową matkę dziewiątego dystryktu Keplera - przerwał mu ostro starszy chłopak. - Ale to nie znaczy, że rozmyślam o tym nieodwzajemnionym uczuciu każdego dnia i nie wykonuję swojej roboty, Yoongi. Nie po to tu jesteś, stary.

- Ja pierdolę, Jin - Yoongi czuł, jak krew napływa mu do głowy. Aż znów zaczęło mocno szczypać go ucho. Przez chwilę, naprawdę przez krótką chwilę, kiedy Jin siedział na fotelu i zadał pierwsze pytanie, miał wrażenie, że chłopakowi jednak na nim zależy. - Daruj sobie ten sarkazm, serio.

- Nie Yoongi, nie daruję - odparł szybko Jin. - Jesteś kapitanem, czy tego chcesz czy nie. Od ciebie zależy, co się stanie z tymi ludźmi. Z Namjoonem, ze mną, a nawet twoim Hoseokiem - pokręcił głową. - To nie akademia, Yoongi. To rzeczywistość i na to nic nie poradzisz. Wiedziałeś, na co się piszesz, każdy z nas wiedział - widział, że Yoongi chce mu przerwać, ale nie dawał mu wejść słowo. - Weź się w garść, skup się - powiedział dobitnie. - Mamy teraz poważniejsze sprawy niż wasze problemy związkowe. Widzę, że obaj sapiecie i smęcicie, ale nie ma na to czasu. Rozwiąż to jakoś, pogódź się z nim. Nie wiem, zrób coś...- machnął ręką niedbale. - Nie obchodzi mnie to. Broń, z której strzelano do Namjoona, była naszej roboty. Masz już pierwszy punkt zaczepienia i do teoretyzowania - zaczął mówić, ale Yoongi nie słuchał go. Machnął mocno ręką, marszcząc brwi.

- Pogodzić się z Hoseokiem? - spytał Jina, który aż podniósł brwi zaskoczony. - Ale dlaczego? Przecież nie chciałeś, żebym z nim chodził.

- Od kiedy się tym w ogóle przejmujesz? - spytał zdziwiony.

- Zawsze się przejmowałem. Przecież dobrze o tym wiesz. Mieszkamy ze sobą tyle czasu i ...- urwał, bo zdał sobie sprawę, że zaraz powie za dużo. Nie był chyba gotowy do przyznania się do tego, że zależy mu na opinii starszego chłopaka. I tak jak na jego gust za dużo dziś już powiedział o własnym uczuciach i powoli zaczął czuć do siebie obrzydzenie. Jin miał rację, tracił kontrolę nad emocjami. Zamiast myśleć o misji, myślał o sobie i prywatnych problemach, a na to nie mógł sobie pozwolić. - Nie masz nic przeciwko?

- Tobie i Hoseokowi? - Jin był coraz bardziej zdziwiony. - No, nie. Nie wiem, kiedy dałem ci zrozumieć, że tak nie jest, ale nie nie mam. Nasza pierwsza rozmowa była prawie dwa lata temu. Od tego czasu sporo się zmieniło. Ty się zmieniłeś, nie jesteś takim wkurwiającym gnojkiem jak kiedyś. Hoseok cię trochę oszlifował - wzruszył ramionami. - Po prostu...- westchnął ciężko. - Wyjaśnij to jakoś między wami. Nie wiem, co się stało i chyba nie chcę wiedzieć, ale musisz teraz skupić się na innych rzeczach. Jeśli coś zrobiłeś, a nawet jeśli tego nie zrobiłeś, dla dobra sprawy... przyznaj się do winy, przeproś i pogódź się z nim.

- Hoseok ze mną zerwał - powiedział cicho Yoongi.

- Co?

- Prawie pół roku temu - Jin zamrugał nerwowo i usiadł z powrotem na krześle Namjoona.

- Ach - powiedział tylko. Patrzył dłuższy czas na drugiego chłopaka w milczeniu. Yoongi odwrócił się wolno z całą stacją znów w stronę ekranu. - Serio? - spytał w końcu. Odpowiedziało mu słabe skinięcie głową. Jin usiadł normalnie na krześle, spojrzał na ekran i wzdychając ciężko, przejechał po twarzy ręką. Ulysses dalej milczał.


a/n:

Sorry, ale głowa mnie boli, więc pewnie są jakieś błędy ;/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro