10. Święty Mikołaj

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niall

Byłem głodny. Tak przeraźliwie bardzo głodny. Wręcz umierający z głodu!

Chodziłem akurat po centrum handlowym, więc postanowiłem odwiedzić Liama w pracy. Mój przyjaciel niestety pracował w kawiarni, a nie w pizzerii, ale chyba też znajdę tam coś do jedzenia. Jakieś ciasto może? Albo chociaż kanapkę? Drugie śniadanie Liama? Cokolwiek! Byle było jadalne!

Wszedłem do kawiarni mojego przyjaciela, a do mojego nosa dotarł cudowny aromat świeżo parzonej kawy. Przymknąłem oczy i zaciągnąłem się lekko jej pięknym zapachem... Taka świeżutka, cieplutka i najlepiej z jakimś ciachem. O tak, coś takiego chętnie bym przyjął od kogoś w prezencie.

- Hej ziemniaki! - rzuciłem wesoło, siadając obok Harry'ego, który najwidoczniej też postanowił potowarzyszyć naszemu przyjacielowi w pracy. Przytuliłem go na powitanie i oparłem się o ladę. - Liamku, masz może jakieś dobre jedzonko dla mnie?

- Wiedziałem, że to niemożliwe, żebyś wpadł tutaj bezinteresownie! - roześmiał się szatyn. Spojrzał szybko na zegarek i uśmiechnął się lekko. - Poczekaj chwilę, za moment kończę pracę i możemy pójść na pizzę. Już zaraz powinien przyjść Luke, żeby mnie zamienić.

Dobrze, taki układ mi się podoba. Jeśli to faktycznie ma być tylko chwilka, to wytrzymam. Szczególnie dla pizzy. Jak mógłbym jeść coś innego, wiedząc że czeka na mnie danie bogów? A po takim krótkim oczekiwaniu będę bardziej głodny, więc zmieszczę jej jeszcze więcej niż zwykle.

Taki plan brzmi cudownie.

A przynajmniej brzmiał, dopóki nie okazało się, że ten cały Lucas się spóźnia. Oddalał mnie od zjedzenia pizzy! Już go nie lubiłem...

Od strony drzwi dobiegły czyjeś głosy akurat kiedy zacząłem kłótnię z Harry'm (ten idiota uważa, że lamy są lepsze niż alpaki!!! A przecież to oczywiste, że jest właśnie na odwrót!). Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem, jak do kawiarni wchodzą Święty Mikołaj i mój sąsiad. Tuż za nimi wbiegł trochę zdyszany wysoki blondyn. Oby to był ten cały Lucas... Ja chcę już moją pizzę!

Ale zaraz, chwileczkę... Co tu robi Święty Mikołaj? Rozmawiał z mieszkającym obok mnie mulatem, więc najprawdopodobniej się znali... A jedyną osobą, jaką u niego widziałem, był taki trochę zwariowany krasnal. Jak z niego dało się zrobić Mikołaja? Chociaż jak pod ten strój wsadzi mu się jakieś poduszki, a na nogi założy buty na obcasie... to nawet mogłoby się to udać. A może to ta czapka tak sprawia wrażenie, że jest wyższy?

- Wybacz za to spóźnienie, Liam, mama mnie zatrzymała w domu. - Moją uwagę zwrócił głos blondyna, który wszedł za ladę. Mój przyjaciel tylko skinął głową i uśmiechnął się, rzucając coś w stylu "najważniejsze, że już przyszedłeś", a Luke zniknął na chwilę na zapleczu. Właśnie nie najważniejsze, Liam! Znaczy ważne, ale on się spóźnił! Opóźnił nasze spotkanie z moją ukochaną pizzą! A ty tak po prostu mu odpuszczasz?

Nie myślałem o tym jednak dłużej, bo tym razem byłem bardziej zainteresowany mikołajem i Zaynem.

- Hej, Li - przywitał się cicho mulat. Zauważyłem, że w oczach Liama pojawiły się iskierki, kiedy tylko na niego spojrzał. Obaj uśmiechnęli się lekko, a mój zmysł shippera się obudził. Mentalnie zatarłem łapki. Czas wziąć się do roboty, w końcu pozycja kapitana do czegoś zobowiązuje. Przytłumiło to nawet trochę głód.

Wszyscy szybko się przywitali, a w międzyczasie z zaplecza wrócił już ten cały Lucas, Luke czy jak mu tam. Liam zebrał szybko swoje rzeczy. I byłem pewien, że widząc to, Zayn posmutniał.

- Wychodzisz już?

- Tak, ale idziemy teraz na pizzę, a wy idziecie z nami - wtrąciłem się, zanim Liam cokolwiek mu odpowiedział. Krasnal Louis i Harry się zaśmiali, a kiedy spojrzeli na siebie, w ich oczach także ujrzałem iskierki. O matulu, czyżby szykowały nam się dwie pary? Kapitan Niall gotowy do służby!

- Tak, bardzo chętnie do was dołączymy, miło że zapytałeś - rzucił ironicznie krasnal. O nie, mój drogi, tak się nie będziemy bawić. I tak wszyscy wiemy, że byście z nami poszli. Po prostu daj mi wypełniać moją rolę kapitana! Nic jednak nie powiedziałem. Po prostu machnąłem lekceważąco ręką i ruszyłem w stronę najbliższej pizzerii.

Niedługo później siedzieliśmy już w jej ciepłym wnętrzu. Nikt się pewnie nie zdziwi, jeśli powiem, że specjalnie usiadłem tak, aby moje shipy siedziały obok siebie, prawda? Na szczęście te melepety nie wiedziały, że to było specjalnie. Po prostu cieszyli się nawzajem swoim towarzystwem, a ja mogłem ukradkiem się im przyglądać. Moje fanboyowo-kapitańskie serduszko się cieszyło, kiedy widziałem, jak traktują siebie nawzajem.

Będą z nich cudne pary...

Dlatego nie zdziwiło mnie to, że kiedy Zayn wspomniał coś o soku, to Liam jako pierwszy zebrał się, żeby nam go przynieść. Po jego zniknięciu, ciemnowłosy wyraźnie poczuł się mniej pewnie w naszym towarzystwie. Szybko wstał od stolika, widząc, że jego telefon dzwoni. Rzucił jeszcze tylko coś o telefonie od szefa i odszedł od nas gdzieś na bok.

- Pasowaliby do siebie - rzucił Harry, chwilę po tym, jak zostaliśmy we trójkę przy stoliku. Yaaay, czyli nie tylko ja to widzę! Może zaciągnę ich do mojej shipperskiej armii? Oczywiście nie wspominając im nic o tym, że oni także są moim shipem.

- Może tak... Ale raczej nie szybko będą razem. - Po słowach szatyna prawie zakrztusiłem się pizzą. No nie, Louis, ty Brutusie! Jak możesz w nich wątpić? Jak możesz wątpić we mnie? W waszego najlepszego kapitana! Wstydziłbyś się!

- Zamknij się, jestem pewien, że jeszcze w tym miesiącu będą parą! - prychnąłem i skrzyżowałem ramiona na piersi. Ten ogórek kiszony nie będzie mi tu kłamczył. Niebieskooki tylko zaśmiał mi się prosto w twarz.

- Nawet nie ma takiej opcji, to niemożliwe.

- Jeszcze zobaczysz, ja zawsze mam rację - uniosłem głos. On we mnie nie wierzył. Nieważne, że praktycznie się nie znamy. Do stu piorunów, jestem ich kapitanem!

- Spokojnie, nie kłóćcie się... - wtrącił się cicho Harry. Jasne, może jeszcze mam mu przyznać rację?

- Co powiecie na mały zakładzik? - zapytał Louis, uśmiechając się podstępnie. Ugryzłem kolejny kawałek pizzy, zastanawiając się przez moment nad jego propozycją. To brzmiało interesująco...

- Nie ma mowy, zakłady zazwyczaj źle się kończą - zaoponował Harry, kiedy zapytałem szatyna na czym miałoby to polegać. Czy on zawsze musi psuć zabawę? To może być ciekawe, a on chciał mi przeszkodzić w wygraniu ze swoim przyszłym chłopakiem.

- Zakładamy się o to, czy będą razem do końca grudnia. Przegrany nie bierze ani kropli alkoholu do ust w sylwestra.

- Taki jesteś pewny swojej wygranej? - zapytałem rozbawiony, a błękitnooki potwierdził. Chwyciliśmy się za ręce i poprosiliśmy Harry'ego o przecięcie. Zrobił to dopiero po krótkiej namowie, ale najważniejsze, że zdążył zanim Liam i Zayn wrócili do stolika. A zrobili to chwilę później, rozmawiając ze sobą radośnie. Pochyliłem się w stronę siedzącego obok mnie szatyna i wyszeptałem do niego parę słów. - W takim razie miłej abstynencji, Lewis!

Chłopak przewrócił tylko oczami i spojrzał na swój zegarek. Zerwał się na równe nogi, widząc która już godzina.

- Zayn, musimy już lecieć... - wymamrotał, poprawiając swój strój Świętego Mikołaja. O nie, muszą już iść? Cóż... Przynajmniej nie będę musiał się dzielić paroma ostatnimi kawałkami pizzy. Spojrzałem na nią z uśmiechem, a potem przeniosłem wzrok na mój drugi ship, który zdecydowanie posmutniał. A mimo to nadal byli z czegoś zadowoleni... Już ja wypytam o wszystko Liama...

W każdym razie zaczęliśmy się żegnać i przy okazji umawiać się, że musimy jeszcze kiedyś spotkać się całą piątką. I wszystko super, jestem zdecydowanie za kolejnym wspólnym spotkaniem... Ale jednak bardziej niż spotkanie zainteresowała mnie inna sprawa. A mianowicie sposób w jaki Ziam się pożegnali...

- Do zobaczenia w sobotę, Zee! - wymamrotał Liam z uśmiechem i przytulił delikatnie mulata na pożegnanie. Na twarzach obu chłopaków pojawiły się nikłe rumieńce...

- Co to miało znaczyć, Liam? - zapytałem, nie wytrzymując w końcu. Powstrzymywałem się przed zadaniem tego pytania, dopóki mój sąsiad i jego przyjaciel zniknęli nam z widoku. A mimo to, że już odeszli, mój przyjaciel nadal nie bardzo chciał wytłumaczyć o co chodzi. Spuścił tylko wzrok, rumieniąc się trochę.

O nie, teraz to już musisz mi powiedzieć. Mam na ciebie użyć jakichś tajnych sposobów do wymuszenia wyjawienia prawdy?

- Umm... Zaprosiłem go na randkę... - wydusił w końcu, po moim dopytywaniu. Moje ziamowe serce zatrzepotało radośnie, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Mój statek wypływa na ocean!

Ale zaraz, przecież teraz jeszcze jest ten cały zakład...

No to wygraną mam w kieszeni.

❄︎❄︎❄︎❄︎❄︎

Hej, hej!

Tym razem rozdział z perspektywy Nialla, mam nadzieję, że wam się podoba <3

Niewiele go będzie w całym opowiadaniu, ale może po tym świątecznym spróbuję napisać takie, gdzie będzie go więcej. I właśnie piszę też z jego perspektywy rozdział, ale średnio mi to idzie... Ni nie chce współpracować :c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro