6. Czapka Mikołaja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry, Wesołych Mikołajków!

❄︎❄︎❄︎❄︎❄︎

Liam

Obudziłem się z bólem głowy. Czułem jakby pękała mi czaszka. Czy tak wygląda śmierć? No tak, wczoraj troszkę zaszaleliśmy, więc dzisiaj czeka mnie kac morderca. Zupełnie nie pamiętałem końcówki poprzedniej nocy... Mam nadzieję że udało mi się chociaż wrócić do domu... A najlepiej jeszcze zabrać ze sobą Harry'ego. Mimo że to on wyciągnął mnie na tą imprezę, czułem się za niego odpowiedzialny. Nie podejrzewałem, żeby pod koniec imprezy był na tyle trzeźwy aby poradzić sobie sam. Ani nie zaprowadziłby nas bezpiecznie do domu. Chociaż... to, że spałem na łóżku mogło świadczyć o naszym powrocie do mieszkania. U Nialla pewnie zostałaby dla mnie podłoga albo ewentualnie kanapa... Jeśli miałem szczęście i byłem u siebie, to po prostu nie wstanę dzisiaj z łóżka. Chyba że po jakieś leki... Na szczęście nie musiałem iść dziś do pracy, chociaż o tyle dobrze...

Chciałem przewrócić się na drugi bok, ale przeszkodził mi dziwny ciężar na moim ramieniu. W dodatku zauważyłem, że do mojego torsu przytulone jest coś ciepłego... Nie przeszkadzało mi to, dopóki nie poczułem, że ciepełko w moich ramionach zamruczało i zaczęło się wiercić. Otworzyłem momentalnie oczy i zamrugałem szybko parę razy, nie wierząc w to co widzę. Czemu ja spałem z kimś w jednym łóżku? I na dokładkę obejmowałem tę osobę ramieniem...

Od razu zabrałem rękę i odsunąłem się od drobniejszej postaci. Pech chciał, że odepchnąłem się za mocno, nie wiedząc przy tym, że tuż za mną jest krawędź łóżka...

A później byłem jak śnieg osuwający się ze zbocza. Jak pędząca z dużą prędkością lawina.

I oczywiście huk obudził osobę, leżącą wcześniej obok mnie. Już chwilę później mogłem zobaczyć jej twarz nade mną.

- Hej, wszystko w porządku? - zapytał pochylający się nade mną... Zayn? I po co ja się odsuwałem? Mogłem teraz leżeć i bezkarnie tulić Reniferka... Taki zaspany był jeszcze bardziej uroczy, zdecydowanie mogłem widywać go w takim stanie częściej.

Znowu się zapędzasz, Liam, przecież znacie się dopiero parę dni.

- Chyba żyję... - wymamrotałem i wstałem z podłogi. Cały czas czułem na sobie wzrok ciemnowłosego, więc uśmiechnąłem się lekko, chcąc pokazać mu, że rzeczywiście wszystko  dobrze. Niestety ból głowy znowu dał o sobie znać, więc krzywiąc się odrobinę, usiadłem z powrotem na brzegu łóżka. Przydałyby się jakieś tabletki... Tylko skąd je wziąć?

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. To zdecydowanie nie było moje mieszkanie. Nialla raczej też nie, chociaż było trochę podobne... Wielkość taka sama, podobnie zbudowany, ale zupełnie inny wystrój. U Nialla znajdowała się masa drobiazgów porozstawianych wszędzie dookoła i zazwyczaj był straszny bałagan. Szczególnie po imprezie nie mogło tam być porządku. Cholibka, gdzie my jesteśmy?

- Umm... Pamiętasz może cokolwiek z wieczoru? Albo chociaż jak się znaleźliśmy w moim łóżku? - Wyglądał słodko, kiedy tak się rumienił. I przy okazji rozwiązała się tajemnica miejsca naszego pobytu. Ale nadal nie wiedziałem jak tu trafiliśmy...

Pokręciłem głową w odpowiedzi i dokładniej przyjrzałem się sypialni Reniferka. Wystrój pomieszczenia zdecydowanie bardziej pasował do niego niż do Nialla. Chociaż po artyście, jakim jest Zayn, chyba mogłem spodziewać się bardziej artystycznego nieładu. A tutaj wszystko miało swoje miejsce, wszystko że sobą współgrało i zachowana była harmonia. Było tu naprawdę przyjemnie. Definitywnie mogłem pojawiać się tu częściej.

Kątem oka cały czas obserwowałem chłopaka o śniadej skórze. Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc jak spuścił wzrok i naciągnął mocniej na ręce rękawy swojej bluzy. Wyglądał jakby był jednym z Zagubionych Chłopców Piotrusia Pana. Albo bardziej takim trochę spłoszonym jelonkiem...

Usiadłem wygodniej, opierając przy tym kolano o jego nogę. Oczywiście, że to był zupełny przypadek, ja nie miałem z tym nic wspólnego! Odwróciłem wzrok i przygryzłem wargę, uśmiechając się pod nosem. Poczułem jak na mój ruch chłopak strasznie się spiął. Nie chciałem, żeby czuł się przy mnie źle... Zanim jednak się cofnąłem, mogłem bardzo szybko zauważyć jak delikatnie się rozluźnia. 

A w tym samym momencie mój wzrok padł na szafkę obok łóżka. Leżała na niej czapka świętego mikołaja i jakaś karteczka...

- Widziałeś to, Reniferku? - Chłopak zaprzeczył ruchem głowy, a w jego oczach czaiły się niepewność i dezorientacja, ale także zaciekawienie. Sięgnąłem po kartkę i zerknąłem na zapisaną na niej krótką wiadomość.

To jest szafka-Narnia. Otwórzcie pierwszą szufladę, macie tam wszystkie potrzebne rzeczy. Miłej zabawy!
Święty Mikołaj xx

Po przeczytaniu jej byłem tylko bardziej pogubiony. Kto to zostawił? I dlaczego? Podałem ten zapisany świstek papieru Zaynowi, licząc na to, że chociaż on zrozumie o co chodzi. Chłopak szybko przeczytał napis i zaciekawiony sięgnął do wskazanej przez karteczkę szuflady. Kiedy zobaczyliśmy co się tam znajduje, Zayn zaniemówił, a na jego twarzy pojawił się jeszcze większy rumieniec. Wyglądał jak taki uroczy pomidorek.

- Nie wiedziałem, że święty mikołaj rozdaje prezenty z sex shopu... - rzuciłem, śmiejąc się przy tym cichutko. Ostrożnie zamknąłem szufladę i spojrzałem na ciemnookiego, który jeszcze raz przyjrzał się karteczce. Po chwili milczenia z jego ust wydobyło się krótkie warknięcie.

- Zabiję go.

Już chwilę później wystrzelił z pokoju jak z procy. Z uroczego pomidorka zmienił się w kota ze Shreka podczas ataku. Niby wydaje się taki niewinny, a przecież nikt nie chce trafić pod jego pazurki.

Zaciekawiony ruszyłem jego śladem. Wprawdzie nie znałem jeszcze tego mieszkania, ale rozkład pomieszczeń był taki sam jak u naszego irlandzkiego przyjaciela. Poza tym wystarczyło iść za tupotem małych stópek wściekłego kociaka.

Zaprowadził mnie on do kanapy, na której leżał Harry. Lub bardziej na kanapie leżał Louis, a mój przyjaciel leżał na torsie chłopaka. Tak to jest, kiedy spuści się z niego wzrok chociaż na chwilę...

Ich spokojny sen został jednak bardzo szybko przerwany. A sprawcą tego był Zayn i babeczki, leżące na najbliższym stoliku. Chociaż bardziej odpowiednie byłoby powiedzenie "babeczki JESZCZE CHWILĘ TEMU leżące na stoliku". Teraz znajdowały się one na twarzy Louisa.

Oparłem się o framugę w wejściu do pokoju i dalej przyglądałem się poczynaniom Reniferka. Ledwo powstrzymywałem się od śmiechu, kiedy wcierał babeczki w twarz swojego przyjaciela. Już po chwili szatyn zabrał mu część ciastek i obaj mieli słodką masę na twarzy. Byli tak zajęci swoją walką, że żaden z nich nie zauważył kiedy Hazz odszedł od nich i stanął obok mnie.

Dość sporo czasu zajęło im opanowanie się. W tym czasie zdążyłem już wytłumaczyć Harry'emu o co mniej więcej chodzi i omówiliśmy wszystko, co pamiętaliśmy z poprzedniej nocy.

- Zostaniecie na śniadanie? Będzie wtedy większa szansa, że jedzenie zrobione przez Zee nie będzie trujące. Albo najwyżej będziemy jeść suchy chleb! - Z naszej cichej rozmowy wyrwał nas radosny głos Louisa. Spojrzałem w jego stronę i zaśmiałem się cicho, widząc jak Reniferek pacnął go w głowę. Nie chciał nas tutaj? Już miałem się wycofywać, ale ciemnooki  także zaprosił nas na posiłek. Obaj patrzyli na nas z nadzieją w oczach i z uśmiechami na twarzach.

A więc jak moglibyśmy im odmówić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro