Welcome to Storybrook!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Idąc drogą zauważyłam miasteczko...
Piękne, małe miasteczko. Wchodząc do sklepu wpadłam na jakiegoś mężczyznę.
- Jezu!! Przepraszam... Nie chciałam...
- Nic się nie stało...
Podniosłam wzrok... Nade mną stał starszy mężczyzna. Jego włosy były brązowe z przebłyskami siwizny. Skóra była lekko opalona. Na twarzy pojawiały się już pierwsze zmarszczki... Ale jest w tym mężczyźnie coś mrocznego, coś co mnie przyciąga do niego... Podniosłam wzrok na niego. On się tylko lekko uśmiechnął.
- Jeszcze raz przepraszam. Niezdara ze mnie. - stwierdziłam.
- Nic się nie stało. - powiedział.
Skoro jest mieszkańcem, to może wie, gdzie w tym mieście znaleć pracę. Mężczyzna podszedł już do lady. Podeszłam do niego.
- Przepraszam, że znowu przeszkadzam, ale mam pytanie. Wie pan może, gdzie tutaj znajdę pracę?
- W restauracji Babci, albo w bibliotece...
- Wolę pracę z antykami i książkami.
Jego wyraz twarzy się zmienił.
- Skoro tak, to zapraszam do mnie. - odparł.
Pracować z antykami?! Super! Robota idealna dla mnie.
- Kiedy mam się stawić? - spytałam bez zastanowienia.
- Jutro 6:00.
CO?! Czy ten człowiek nie sypia normalnie?!
No cóż... dla pracy ze starymi cudenkami warto.
- Masz gdzie mieszkać? - spytał.
- Nie. Ale coś znajdę.
- Mogę Ci zaoferować coś...
- Nie mam jak panu zapłacić.
- Spokojnie, wystarczy, że będziesz mi pomagać zadbać o dom.
- Dobrze.
Ujęłam jego dłonie w swoje i odparłam:
- Nie wiem jak panu dziękować panie...?
- Gold. A ty to panna...?
- Wystarczy Sheva.
- Miło mi cię poznać. Chodź ze mną. - powiedział.
Zapłacił za zakupy i poszliśmy w stronę małego lasku. Szliśmy w ciszy, aż spytałam:
- Ma pan rodzinę?
- Nie. Mieszkam sam.
Jezus... To dobrze. Dziwnie bym się czuła, jeśli miałabym mieszkać z nim i jego żoną, a może nawet dziecmi w jednym domu. Weszliśmy do środka i zaproponowałam, że odłożę torby do kuchni. Podeszłam do blatu.
I zajrzałam do toreb. Znalazłam krewetki, ryż, imbir, mleko kokosowe i... ośmiornicę?!
Wyciągnęłam jeszcze butelkę... Spojrzałam na kształt i etykietkę. Czerwone wytrawne wino.
- Po co ci wino? - spytałam.
- Coś musimy wypić do kolacji. Czerwone, wytrawne idealnie się komponuje z owocami morza.
Zabrałam swoje torby i poszłam do wyznaczonego pokoju. Przebrałam się w jasne jeansy, czerwoną koszulkę. Zeszłam na dół i zobaczyłam pana Golda w jasnoszarych spodniach z dresu i białej koszulce. Pod koszulką rysowały się dosyć wyćwiczone mięśnie. Jak na starszego pana jest dobrze zbudowany. Podeszłam do niego i spytałam:
- Pomóc panu w czymś?
- Umyj i obierz krewetki.
- Ok. - odparłam.
Zaczęłam obierać skorupiaki...
Wrzuciłam je na patelnię. I zaczęłam smażyć zgodnie z dalszymi instrukcjami Golda.
Zajęłam się dalszym przygotowywaniem, tym razem ryżu, który trzeba przygotować z mlekiem kokosowym. Po przygotowaniu kolacji, podeszłam do stołu i zauważyłam na nim warstwę kurzu. Ten dom wygląda, jakby nikt go nie sprzątał od lat. Poszłam po ścierkę i wytarłam stół. Dałam nowy obrus i zawołałam Golda. Przyglądał się z niedowierzaniem.
- Wow, nie pamiętam, kiedy tu był tak czysto... - stwierdził.
- Panie Gold, ja tylko stół przetarłam. - powiedziałam.
- Zawsze coś...
Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Ale to pyszne.... Aż mi się w ustach rozpływa.
Byłam tak głodna, że w mig wszystko zniknęło z mojego talerza. Uniosłam lampkę wina do ust...
Jesu, ja nigdy nie piłam alkoholu. A co jeśli się upiję? Zrobiłam mały łyczek. Pyszne...
- Pyszna kolacja, Panie Gold.
- Thank You, Dearie. - powiedział i się uśmiechnął.
Skończyliśmy jeść i położyliśmy się spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro