I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niełatwo mieszkać w domu dziecka. Tyle zakazów! Jutro kończe 16 lat i będe miała siedemnastke. Postanowiłam zrobić sobie prezent. Uciekne.
Szkoda mi zostawiać tych wszystkich dzieciaków, które uciekają jak tylko widzą, że mam zły chumor. Trudno. Nie wytrzymam tu dłużej! Wkółko słysze tylko "tak nie wolno!", "nie rób tego!", "zostaw to!". Mam tego dosyć!

#Następnego dnia.

Było bardzo wcześnie i wszyscy jeszcze spali. Też bym pospała... Wyszłam przez okno na mały daszek. Ale gdy przeszłam, zatrzymałam sie i spojrzałam na pokój. Weszłam z powrotem i zabrałam moją deskorolke. Nigdzie sie bez niej nie ruszam.
Sprawnie zeskoczyłam na trawnik przed budynkiem. Na placu stał czarny motor. Podeszłam do niego. Ha, jakiś pacan zostawił kluczyki. Jego strata. Wsiadłam na motor i przekręciłam kluczyki. Po kilku sekundach motor odpalił.Opuściłam dom dziecka z wielką radością.

Wyjechałam z miasta. Po półgodzinnej jeźdie minełam znak z napisem "StoryBroock". Podjechałam pod jakąś kawiarenke. Weszłam do środka. Spojrzałam na zegar. Była szósta. Za ladą stała młoda dziewczyna. Miała czarne, lekko pofalowane włosy z różową pasemką. Biały T-shert, czerwoną, skurzaną kurtke i granatowe spodnie. Dziwnie na mnie spojrzała. Podeszłam do lady i usiadlam na stołku

- Małą latte, prosze. - zamówiłam nie zwracając uwagi na jej zdziwienie moją osobą. Kiwneła głową i po chwili przyniosła mi moją latte i drożdżówke.

- Nie zamawiałam tego. - wskazałam na bułkę.

- To na koszt firmy. - uśmiechneła sie serdecznie. Wypiłam łyk kawy.

- Żadko kto odwiedza to miejsce. - zaczeła mnie zagadywać.

- Hm... Ciekawe dlaczego? Przytulna ta kawierenka. I obsługa miła. - kelnerka zaśmiała się.

- Nie chodzi o kawiarnie. Chodzi o miasto.

- Nie dziwie się. Nawet ślepy omija to miasto na kilometr. - znowu upiłam troche latte i wziełam gryza drożdżówki.

- Jesten Ruby. - przedstawiła się i wyciągneła ręke w moją strone.

- Żaklina. - przedstawiłam się i uścisnełam dłoń Ruby.

- Witamy w StoryBrook.

***

Zaprzyjaźniłam sie z Ruby. Szybko odnalazłyśmy wspólny temat.

- Co to? - wskazałam na figurke, która stała na blacie. Miała kształt wilka. Była przezroczysta, ale w środku był jakiś lewitujący, czerwony pył.

- Mój talizman. - uśmiechneła się.

Nagle do knajpki wszedł mały chłopczyk. Miał chyba 11 lat.

- Hej Henry! - krzyknela Ruby zza blatu. Gdy mnie zobaczył wryło go w ziemie. Po kilku minutach podszedł i usiadł obok mnie.

- Hej. Jestem Henry. - podał mi dłoń, uśmiechając się szeroko.

- Hej. Jestem Żaklina. - uścisnełam jego dłoń.

- Chyba nie jesteś stąd.

- Nie. - spojrzał na zegarek. Ja też tam zerknełam. Była siódma.

- Co robisz tu tak wcześnie?

"Ukrywam się przed wredną babą z domu dziecka"

- Czekam na przyjaciela. - to pierwsze co przyszło mi do głowy.

- Kto to?

- To... Taki jeden.

- Kłamiesz. Ale musze już iść, więc odpuszcze ci. - wyszedł, a ja od razu wybuchłam śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro