VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaprowadziła mnie na koniec jakiegoś korytarza. Była tam sala ze szklanym oknem. Henry stał oparty o szybe i wpatrywał się ze łzami w oczach. Przed salą było pare krzeseł, na jednym z krzeseł siedział jakiś chłopak. Wyglądał na 17-18 lat.

Miał ciemnobrązowe włosy i głębokie brązowe oczy. Czarną koszulke i granatowe spodnie. Nawet przystojny... A nawet bardzo przystojny... Głowe miał opartą o ściane i wyciągnięte nogi. Chyba długo tu czeka. Nagle coś sobie uświadomiłam. To jest ten koleś, który był wtedy przy tym blondynie!

Czułam się niezręcznie. Nie powinno mnie tutaj być. To przeze mnie on tutaj leży. Chciałam już odejść, ale sierżantka mnie zatrzymała.

- Co ty robisz? - spytała szeptem.

- Nie moge tutaj być.

- A to niby dlaczego?!

- To przeze mnie on tutaj leży!

- Przyszłaś tutaj i nie pozwole ci stąd odejść. Masz takie same prawo, żeby tutaj być jak oni! - złapała mnie za ramiona, odwróciła i pchneła letko do przodu.

Podeszłam do szyby, żeby spojrzeć na niego. Był taki przystojny... Nie miał na sobie żadnego opatrunku. To mnie zdziwiło. Nie był przykryty, więc doskonale go widziałam. Miał na sobie białą podkoszulke, czarne spodnie, oraz czarne trampki. Łzy mi poleciały. Nie chciałam na niego patrzeć przez szybe, więc postanowiłam do niego wejść. Z impetem pchnełam drzwi i przekroczyłam próg. Gdy odeszłam od szyby, kątem oka zauważyłam że brunet przyglądał mi się uważnie, czekając na to co zrobie.

- Żaklina?! - krzyknął Henry kiedy już weszłam.

Sierżantka patrzyła na mnie przez chwile ze zdumieniem, ale potem wzieła krutkofalówke i pewnie wezwała posiłki. Gdy byłam o krok od łóżka, na którym leżał blondyn od tyłu złapał mnie sierżant i odciągnął od nieprzytomnego chłopaka. Wyrywałam się jak tylko umiałam. Niestety z obolałym ciałem trudno się wyrywa dorosłemu mężczyźnie.

- Nie!!! Puść mnie!!! - krzyczałam na cały głos.

Pielęgniarka nie wiedziała co robić. Uświadomiłam sobie, że razem z sierżantem przyszła Ruby. Wkońcu udało mu się mnie wyprowadzić z sali.

- Nie!... Zostaw mnie!... - mówiłam przez łzy.

Osunełam się na ziemie. Siedziałam pod ścianą. Sierżant cały czas trzymał mnie za nadgarstki, a ja bezsilnie prubowałam się wyrwać. Obok mnie kucała sierżantka i Ruby. Henry i brunet stali niedaleko. Młody przyglądał się temu zajściu, ale brunet patrzył przez szybe na blondyna i w ogóle nie zwracał na nas uwagi.

- Spokojnie... - mówił sierżant.

- Zostaw mnie!

- Żaklina... - Ruby też prubowała mnie uspokoić.

Chyba tylko sierżantka wiedziała, że to nic nie pomoże. Patrzyła na mnie ze współczuciem jakby doskonale wiedziała co ja teraz czuje.

- Zabierzemy cie na sale. - stwierdził szeryf.

- Nie!... Chce tu zostać!...

- Ja ją przypilnuje. - powiedział brunet, odwracając wzrok od nieprzytomnego chłopaka.

- Już to widze... - powiedział sierżant zwracając się do niego. - Twoja kartoteka pęka w szwach, a jego już pękła... - kiwnął głową w strone blondyna.

- Mieliśmy zrobić choć jeden dobry uczynek w miesiąc. A jutro kończy się termin... Prosze dać mi szanse... On już zrobił swój "dobry uczynek" ratujac jej życie, a ja musze coś wymyślić w ciagu paru godzin, a nie opuszcze kumpla w potrzebie...

- Może damy mu szanse? - zaproponowała sierżantka. Spojrzał na nią jakby mówił "To nie jest dobry pomysł."

- Przypilnuje go. - szepneła mu do ucha Ruby.

- Ja nie jestem jak Luke. Mi nie jest potrzepna opieka.

Luke? To imie tego blondyna?

- Dobra i tak tobie bardziej ufam niż jemu. - poszedł, ale po chwili odwrócił się i znowu zwrócił sie do bruneta. - Ale nie mów mu. Dobra?

- Jeśli cofnie mi pan kare... - sierżant poszedł, a sierżantka podeszła do Henrego.

- Zawioze cie do domu. Mama pewnie się martwi.

- Ja chce tu zostać! - buntował się.

- Henry! - przyszła pani burmistrz... Brunet odsunął się w ostatniej chwili usuwając się z drogi rozwścieczonej babie.

- Co ty tu robisz?! Szukam cie po całym mieście!

- Właśnie chciałam go zabrać do pani. - tłumaczyła się sierżant.

- Nie rozmawiam z tobą! Po co tu przyszedłeś?! - spojrzała przez szybe i uśmiechneła się jak wiedźma. - Wiedziałam, że wkońcu trafi na ostry dyżur. Ale myślałam że najpierw czeka go odsiadka w pudle.

- Zaraz ty możesz tam leżeć zamiast niego! - brunet rzucił się na nią. Naszczęście w pore zatrzymała go sierżantka.

- Jak wam idzie robienie dobrego uczynku? Widze, że nie najlepiej. Wkońcu obaj wylądujecie w więzieniu. Jeżeli się obudzi. W co wątpie, więc zrób ten swój "dobry uczynek" i kup mu trumne. - brunet wyrwał się i pchnął tą babe.

Ruby podstawiła jej ukratkiem noge i powaliła ją. Ale chłopak nie zamierzał odpuścić. Sierżantka prubowała go zatrzymać, ale bezskutecznie. Ruby też go zatrzymywała, ale on nadal się wyrywał. Naszczęście w pore przybiegł sierżant i złapał z tyłu za ręce.

- W samą pore! - powiedziała burmistrz podnosząc się z ziemi. - Henry idziemy! - Henry poszedł za nią jak na ścięcie głowy, ale zanim odeszła, staneła przed brunetem. - Nie marnowałabym czasu czekając, aż się obudzi. Szansa na to jest jak jeden do tryliona. - poszła dalej z uśmiechem wiedźmy.

- Zaraz zerwe ten uśmieszek z twojej twarzy! - powiedział, wyrywając się.

- No i jak ja mam ci zaufać. - westchnął sierżant wypuszczając bruneta z uścisku.

Podszedł spokojnie bliżej mnie i spojrzał na krzesła. Nagle kopnął jedno z nich z taką siłą, że jedna noga urwała się, druga się skrzywiła, a kawałek oparcia odleciał. Rozwalone krzesło poleciało w moją strone. W ostatniej chwili odsunełam się, a krzesło walneło w miejsce gdzie przed chwilą siedziałam ja i jeszcze bardziej się rozwaliło. Gdyby nie szeryf brunet rzucił by się na mnie.

- To przez ciebie on tu leży! - krzyczał. - To twoja wina! Ty powinnaś tam leżeć, nie on!!!

- Troy! - krzykneła Ruby i staneła przed nim, zasłaniajac mnie.

- Bronisz ją!? Widziałaś ten wypadek! To ją powinien przetrącić ten samochód! Ona powinna zginąć! - wyrwał się odepchnął Ruby, złapał mnie za szyje i przycisnął do ściany.
Jego oczy były pełne nienawiści, ale połyskiwały w nich łzy. Zaczynałam sie dusić.

- Jeśli się nie wybudzi pożałujesz, że tu przyjechałaś. - sierżant ponownie go złapał i odciągnął ode mnie.

Przy mnie znalazły sie Ruby i sierżantka. Byłam w szoku. Najgorsze, że to co on mówił to prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro