XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wryło mnie w ziemie. Jak długo tam stał?

- Jestem Aragornem? - nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.

Jeśli powiem prawde, może mnie uznać za wariatke. Jeśli nie, Henry się na mnie wścieknie, a kiedy Troy się wkońcu dowie jaka jest prawda będzie miał wyrzuty i domagał się wyjaśnień. Co zrobić...?

- To nie tak jak myślisz.

- Nie? Myśle, że uważasz że ja jestem Aragornem, a Luke Legolasem.

- Ja... Nie dam rady ci tego wytłumaczyć... Ale wiem kto to zrobi.

Zaprowadziłam go do mojego pokoju, w którym był Henry.

- Heja. - powiedział do niego Troy.

- Hej... - odpowiedział niepewnie. - Nie miałaś czasem czegoś załatwić? - skierował się do mnie.

- Tak, ale...

- Podobno jestem Aragornem. - wtrącił Troy. Henry zrobił duże oczy, a jego wargi rosszerzyły się lekko. Spojrzał na mnie, wyczekując wyjaśnień.

- Nie patrz tak na mnie! Nie planowałam tego! Usłyszał moją rozmowe z Goldem.

- A jak ja o tym mówie to biorą mnie za wariata... - wyrzalił się Henry.

- Dowiem się o co chodzi? - Troy znów się wtrącił.

- Henry wytłumacz mu. - jęknełam. Nie lubie gdy musze się komuś tłumaczyć.

- Niestety nie moge. Jestem już spuźniony. - odłożył książke, minął mnie i zaczął się ubierać.

- Na co? - zapytałam, odwracając się w jego strone.

- Na wizyte. U psychologa. - powiedział i wyszedł.

Spojrzałam na Aragorna, a raczej Troy'a. Ciężko będzie się przyzwyczaić... Wpatrywał się we mnie wyczekując wyjaśnień. Westchnełam. Teraz musiałam mu wyjaśnić.

- Od czego mam zacząć?

- Skąd o tym wiesz?

- Od Henrego.

- A kiedy ci to powiedział?

- Kiedy tu przyjechałam. Tyle, że na początku mu nie uwierzyłam...

- A kiedy się dowiedziałaś, że to prawda?

- Kiedy znalazłam te listy. - pokazałam mu szkatułkę.

Wyjął z niej kilka listów i szybko przejrzał ich treść. O ile zdołał coś z nich odczytać. Znalazł też papier o adopcji Henrego.

- Henry jest adoptowany?

- Na to wygląda.

- Wisze Luke'owi 2 dychy.

- Za co?

- Podejrzewaliśmy, że Henry nie może być biologicznym synem Reginy, bo on jest miły i sympatyczny, a ona to wredna jędza, więc postanowiliśmy się założyć, czy Henry to naprawde jej syn. Okazuje się, że nie. - odłożył papier. Usiedliśmy na kanapie.

- Ciekawa książka... - skomentował Aragorn trzymając czarną książke.

- Wcześniej wyglądała lepiej. - zabrałam od niego książke i odłożyłam na stolik. Wypadła z niej jedna kartka. Troy ją podniósł i uśmiechnął się.

Na kartce było zdjęcie Legolasa i Aragorna.

- Czyli to prawda?

#Troy

Nie moge przestać myśleć o tym co powiedziała mi Żaklina. Nie wiem dlaczego jej wierze. Przecierz to głupota! Że niby postacie z filmów, bajek i baśni przeniosły się do tego świata i nic nie pamiętają?!
A jednak... Wierze.

- Heja! - przed moimi oczami ukazał się Luke. Żaklina mnie uprzedziła, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. - Coś taki zamyślony?

- Planuje kawał na Żaki.

- Y! No właśnie. Nie zrobiliśmy jej jeszcze kawału...

- A gdzieś ty był?

- Ja?

- AAAAA!!!!!!! - usłyszałem naszą kochaną panią burmistrz.

Odwróciłem się i zobaczyłem, że wygląda tak jakby przed chwilą trzasnął ją piorun. Jej włosy stały we wszystkie strony, a jej ciało pokrywało coś czarnego... Jakaś... Sadza. Czy coś w tym stylu. Jej drogocenny czarny płaszcz był poniszczony, a nawet rozdarty w dwóch, trzech miejscach. Zato jej spodnie były całe podrapane i w błocie. U jednego z kozaków ułamał się obcas.

- Co c.. Ci się... Stało...? - trudno mi było powstrzymać śmiech i po chwili razem z Lukiem wybuchliśmy śmiechem.

Pierwszy raz wygląda tak komicznie i jest na maxa wkurzona. Regina coś krzykneła, ale nie zrozumiałem treści. Szybkim krokiem poszła w strone komisariatu. Gdy tylko uspokoiliśmy się do tego stopnia, że mogliśmy mówić, zaproponowałem:

- Może lepiej chodźmy, zanim mnie znowu zamkną.

- Okey.

Skierowaliśmy się w strone mojego domu, a raczej mojego ojca. Po drodze nadal się śmialiśmy.

- Co jej zrobiłeś? - zapytałem. - Wyglądała jakby piorun ją trzasnął. Nasłałeś na nią burze z piorumi, czy tylko przywołałeś jednego pioruna?

- Niby jak? Jestem tylko człowiekiem.

Człowiekiem to jestem ja elfiku.

Pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie.

#Żaklina

Dziwne... Chyba mi uwierzył... Musze porozmawiać z Goldem. Schowałam list do szkatułki i wsunełam ją pod łóżko. Przeszłam przez kawiarenke. Nie było Ruby. Gdy wyszłam skierowałam się prosto w strone sklepu z antykami Golda. Niestety gdy tam dotarłam, okazało się, że sklep jest zamknięty.

- Cześć. - odwróciłam się. Za mną stał Sasza.

- Hej.

- Co tu robisz?

- Ja... Szukam cie.

- Jasne... A takna serio?

- Więcej wiary.

Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. Miała białe włosy, splątane w gruby warkocz na bok. Czarne leginsy i białą-niebieską bluzke z napisem "I love winter".

- Cześć Sasza. - przywitała się.

- Hej. - odpowiedział, nie zwracając na mnie uwagi.

- Cześć, jestem Żaklina. - wtrąciłam się.

- A ja Eveleen.

Sasza wyglądał na zakochanego, więc postanowiłam mu nie pszeszkadzać.

- Ja musze już lecieć. Pa. - machnełam ręką i poszłam w strone naszej miejscówki.

Gołąbeczki nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Poszli w strone kawiarenki, trzymając się za ręke i śmiejąc co chwile. Cóż taka jest siła miłości. Swoją drogą pasują do siebie... Białowłose zimnoluby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro