XL

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nara, blondas.

- Bye forever.

Spojrzałem na niego przez ramię. Uśmiechał się... Czyli żartował? Ech, za nim to trudo nadążyć... Nie dziwie się. Pochodzi z Mrocznej Puszczy. Moim zdaniem tam elfy są... Jakby to powiedzieć? Nazwijmy rzecz po imieniu. Dzikie. Dzikie elfy. Może mu powiem... Kiedyś. Wtedy mnie zabije. Trudno. Nie będe go winić za jego naturę.

Teraz jadę do StoryBroock. Z kim tam będe się żegnać?... Żaklina, Ruby, Sasza, chyba jeszcze Henry... Sierżant? Eee... nie. No i oczywiście Regina.

Napisałem do paczki, żeby czekali na mnie w moim, poprawka, mojego ojca domu.

Szczęście mi dopisało i spotkałem burmistrz w drodze do mieszkania.

- Gdzie twój wkurzajacy przyjaciel?
- zapytała ze swoim uśmiechem wiedźmy.

- Jak tam nos?

- Słuchaj. Ty...

- Nie chce się kłucić. Przyszedłem się pożegnać. Szczerze. To nie żarty.

- Ja... - uśmiechnąłem się, widzac jej reakcję. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw.

- Nie wierze w to co mówię ale... Będe tęsknić. - oznajmiłem. Uśmiechneła się... - Za twoją złośliwością, okrucieństwem, żadzą władzy, oraz zemsty i krwi. Będzie mi brakować tej twojej wredoty.

- A mi tych waszych głupich żarcików i idiotycznych zaczepek. - poszła w swoją stronę, a ja skierowałem się do swojego domu. Kto by pomyślał, że Regina jest całkiem fajna.

Gdy dotarłem do celu wszyscy tam byli. No proszę, Henry też tam był.

- Heja... - powiedziałem na wejściu. - Długo czekaliście? - jak im to powiedzieć? "Wyjeżdżam do Londynu na rok, nara"?

- Przyszedłeś się pożegnać... - powiedziała smutno Żaklina.

- Tak... - spuściłem wzrok.

- Dlaczego? - zapytał Henry.

- Mój ojciec wysyła mnie do Londynu na rok. A potem... Dalej.

- Kiedy wyjeżdżasz? - odezwał się Sasza.

- Mam dwa dni na pożegnanie się... - Ruby rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłem uścisk. Wtulała się we mnie przez 5 minut. Potem Henry do mnie przyległ. Później Sasza się ze mną pożegnał.

Kiedy wszyscy sobie poszli, usiadłem obok Żakliny. Zauważyłem, że w jej oczach połyskują łzy. Przytuliłem ją. Po chwili wtuliła się we mnie.

- Nie chce żebyś wyjeżdżał... - wyszeptała.

- Ja też nie... Idź spać. - posłuchała mnie i poszła do pokoju Luke'a.

#Żaklina

Nie mogłam spać. Zasypiałam na chwilę, a potem znowu się budziłam i wierciłam na całym łóżku. Wkońcu nie wytrzymałam i wstałam z zamiarem, pójścia do kuchni coś zjeść. "Gdy ci smutno, gdy ci źle, idź do kuchni, nażryj się." To moje motto.

Kiedy wyszłam z pokoju, zauważyłam Troy'a. Siedział na kanapie i oglądał telewizję. Podeszłam do niego, ale nie usiadłam. Stałam mniej-więcej metr od kanapy.

- Nie śpisz? - zapytałam.

- Jak widać. - powiedział nie odrywając wzroku od telewizji.

Co w niej było takiego ciekawego? Spojrzałam co oglada. Mały psychiczny pingwinek, który demoluje dom. Dosłownie. Właśnie wywalił wanne, razem z swoją małą siostrzyczką.

- Co to? - spytałam.

- Pingu.

- Co?

- P I N G U - spojrzałam znowu na ekran. Teraz "Pingu" wywalił szafę i skakał po niej upychając ubrania. Psychiczna bajka. - Ulubiona bajka moja i elficzka.

- Nie dziwie się.

Usiadłam obok Troy'a i razem ogladaliśmy tego dziwnego pingwina.

- Wrócisz tu kiedyś? - zagadałam. Wzruszył ramionami. - Pamiętasz jak zaniosłeś mnie na rękach, bo miałam za duże szpilki? - przeniósł swój wzrok na mnie.

- Chodzi o to co wtedy powiedziałem? O twoim darze dobierania obówia? - zapytał sarkastycznie.

- Nie... Ty... - nie wiedziałam jak mu to powiedzieć.

Gdy chciałam mu już powiedzieć, że nie jestem pewna czy nasza przyjaźń to tylko przyjaźń, czy może jednak... Coś więcej, pocałował mnie. Od razu odwzajemniłam pocałunek. Dlaczego? Kiedy Legi mnie pocałował nie zaaregowałam. Może Luke to tylko zauroczenie?...

Po chwili odsunął się ode mnie.

- Co my robimy?... Ja mam żone... - wydawało mi się, że powiedział to zrezygnowany.

- Żone to ty masz w Śródziemiu. Tutaj jesteś wolny... I... Niby wiesz, że jesteś Aragornem, ale... Tak naprawdę nic nie pamiętasz. W StoryBrock jesteś tylko Troy'em, a nie... Królem.

- Masz rację. Zresztą... Można powiedzieć, że Regina rzuciła kolejną klątwe, bo za dużo osób wiedziało jaka jest prawda.

- W tej chwili dopuszczasz się zdrady. - stwierdziłam i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek.

Usiadłam na nim rozkrakiem nie przestając go całować. Złapał mnie, a ja owinełam nogi wokół jego pasa. Przeszliśmy do jednego z pokoi. Nie zwracałam uwagi na szczegóły, ale zauważyłam że jest ciemno-czerwony i czarny.

Położył mnie na wielkim łóżku. Jego ręce były po obu stronach mojej głowy.

- To pokuj twoich rodziców? - zapytałam.

- To cię teraz najbardzidj ciekawi? - zaśmiał się.

Znowu go pocałowałam, przy okazji zdjełam jego bluzkę. Chciał zdjąć moją, ale mu przerwałam.

- Sama potrafię się rozebrać.

- A ja to nie? - zapytał z uśmiechem.

- Ciebie rozbiera słóżba. - po tym szybko pozbył się mojej bluzki. A że moją piżamą była tylko bluzka i majtki, zostałam tylko w mojej dolnej części bielizny.

- Zawsze tak śpisz? - zamknełam mu usta, całując go i zsuwając z niego spodnie. A potem... Samo się to jakoś potoczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro