XX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłam już w lesie i dochodziłam do naszej miejscówki. Nagle coś mnie oślepiło. Ktoś mi związał oczy jakąś czarną szmatką, a ręce jakimś grubym sznurem z tyłu.
Poczułam się senna. Bardzo senna. Nie mogłam się już powstrzymać. Wkońcu straciłam przytomność i usnełam.

***

Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna. Obudziłam się w... Dziwnym miejscu.
Nie miałam już zasłoniętych oczu. Byłam przywiązana za nadgarstki do czegoś metalowego przy ścianie. Nogi też miałam związane.
W pokoju było ciemno. Nie widziałam za dużo. Nagle do pokoju ktoś wszedł. Podszedł bliżej i kucnął przy mnie. Nie zobaczyłam jego twarzy. Miał założony kaptur, który zakrywał mu twarz. Jednak zauważyłam, że jest szczupły i niezbyt umięśniony.

- Kim jesteś? - zapytałam.

- Twoim koszmarem. - zaczełam się obawiać. Nie brzmiało to obiecująco. Zanim to powiedział usłyszałam jego cichy śmiech. Brzmiał tak jakby się nade mną litował. Nie ważne jaki on był, brzmiał bardzo ślicznie. Och, Żaklina ogarnij się! Chyba nadal jestem otumaniona. Nikt nie ma piękniejszego śmiechu od Luke'a.

Wstał i skierował się do wyjścia. Zanim jednak wyszedł, odwrócił się i zrobił mi zdjęcie swoim telefonem. Zmróżyłam oczy pod wpływem fleszu. Mój porywacz zaśmiał się i wyszedł.

***

Poczułam jak ktoś szturcha mnie za ramię. Momentalnie otworzyłam oczy. Musiałam zasnąć. Tym razem to nie był ten sam koleś co poprzednio. Ten wydawał się bardziej umięśniony. Ale jego twarzy też nie zauważyłam.

- Czego chcesz?! - warknełam

- Grzeczniej. - odpowiedział spokojnie.

- Bo co?

- Może nie zdążyłaś zauwarzyć, ale teraz niewiele jesteś wstanie zrobić. Ale chyba jednak tego nie spostrzegłaś, więc posiedzisz sobie tu jeszcze troche.

- Niee.. - jęknełam.

- Taaak. - odpowiedział rozbawiony moim jękiem.

Czekałam chyba z dwie godziny. Czy oni zamierzają dać mi, na przyklad wodę?! Bo wydaje mi się, że raczej nie. Do pomieszczenia w którym się znajdowałam, wszedł ten sam facet co ostatnio.

- Jesteś głodna? - zapytał stojąc w drzwiach.

- A jak ci się zdaje? - zapytałam sarkastycznie.

- Nie?

- Nie! Chce mi się pić. Przyniesiesz mi, czy mam się odwodnić?

- Spoko. Kranówa, gazowana czy zwykła? A może soczek? - chciałam odpowiedzieć, ale mi przerwał. - Obojętnie? Ekstra! Może coś znajde.

Nie było go około 5 minut. Gdy przyszedł, rzucił we mnie butelke z wodą, trafiając w moje biodro. Troche zabolało, ale starałam się mu tego nie okazać. Odwrócił się w strone wyjścia i chciał już opuścić to pomieszczenie.

- Jak mam to wypić? - spytałam. - Gdybyś nie zauwarzył, mam związane ręce!

- Coś wymyślisz. - powiedział i wyszedł.

Siłowałam się, żeby zdjąć, poluzować, rozsznurować sznury. Niestety na nic się to zdało.
Zaczełam krzyczeć. Po chwili pojawił się ten co na początku. (Ten szczuplejszy)

- Co się tak wydzierasz? Spać nie dajesz.

- Chce się napić!

- Żubrówka czy coś mocniejszego?

- Co? - skąś znałam te głupkowate poczucie chumoru. I ten głos... Jak mogłam go wcześniej nie poznać?!

- Mówiłaś, że chcesz sie napić. - w progu stanął Troy. Drógi zdjął swój kaptur i okazało się, że to nie kto inny jak Luke.

- To wy!?! Jak mogliście?!! Trzymaliście mnie tu...

- Trzy dni. - powiedziała Lira z korytarza.

- Trzy dni?!?! I nie raczyliście mi dać ani kroply wody!?!

- Dałem ci wodę. - bronił się Troy.

- Ciekawe jak miałam ją wypić!!??!

- To był bonus, za to że tak długo zwlekaliśmy. - wytłumaczył Legi.

- Bonus?? - do pokoju weszła Lira z lustrem. Odwróciła je odbiciem w moją strone.

- CO TO JEST!?!!?!!??!!!

Miałam zielone włosy z fioletową kratką. Na czole napis "żaki" . Na powiekach ciemno niebieskie gwiazdy. Dobra, to nawet jest fajne. Ale z kącików oczu wyjeżdżały mi jakieś złote zawijasy na pół twarzy! Przynajmniej usta oszczędzili.
Wyglądałam idiotycznie...

- Może nie wypuszczajmy jej jeszcze. - zaproponował Luke.

- Dlaczego? - spytał Troy.

- Wypuścimy ją jak się uspokoi.

- Jestem spokojna! - wysyczałam przez zęby.

- Oaza spokoju... - skomentował.

- Le...!!

- Lepiej ją wypuśćmy, bo wkurzy się jeszcze bardziej. - przerwał mi szybko Agi. W samą pore. Prawie sie wygadałam, nazywając, a raczej chcąc nazwać Luke'a Legolasem. Musze bardziej uważać...

- No może masz rację... - zastanawiał się chwile, a później zapytał. - Ale nie rzucisz się na nas z pazurami i zębami?

- Nie.

- Obiecujesz?

- Tak. Rozwiąrzesz mnie wreszcie?!

- Dobra. Troy rozwiąż ją. - westchnął, ale po chwili mnie rozwiązał i byłam wolna. Nareszcie.

- Jesteś wolna. - skomentował. - Teraz możesz napić się tej nieszczęznej wody. - zarzartował podając mi butelkę.

- Dzięki. - wypiłam kilka łyków. - A tak na marginesie... Pożyczyłbyś tej bluzy? - wskazałam na bluze, którą miał na sobie Legi.

- Po co?

- Tak się ludzią nie pokaże! Ten kaptur bardzo mi się przyda.

- Skoro to o to chodzi to... - zdjął bluze i wyciągnął w moją stronę. Gdy chciałam wziąść od niego ten kaptur, szybko go zabrał. - Nie!
Naszczęście zjawiła się Lira, zabrała mu bluzę i wręczyła ją mi.

- Dajcie spokój. Już dość ją wymęczyliście. W takich własach i z takim makijarzem...

- Lira! Rozumiem wyglądam idiotycznie i głupkowato, ale prosze... Obejdzie się bez zbędnych komentarzy.

- Okey. Nie wtrącam się. A tak w ogóle, który z was ją tak wyfarbował i wymalował? - zwróciła się do chłopaków.

- Artysta. - Troy wskazał Luke'a, a on ukłonił się żartobliwie.

- Prezes tylko zadbał o klimacik. - dopiero teraz zauważyłam, że jestem w pokoju Luke'a. - A tak właściwie wymyślił całą tą akcje!

- Co?!

- Tak się złożyło... - mruknął brunet z uśmiechem.

Ubrałam bluze i założyłam kaptur. Przejrzałam się w lustrze. Idealnie. Nie widać ani włosów, ani oczów. Wyszłam i skierowałam się w strone kawiarenki.
Miałam nadzieje, że nie spotkam Ruby, niestety... Siedziała za blatem i czytała jakieś czasopismo. Nie dziwie się. W kawiarence nie było nikogo, oprucz Henrego. No i Ruby. Musiałam podejść i usiąść przy blacie.

- Hej! Gdzieś ty była?! Już zaczynałam się o ciebie martwić.

- Ja też! - dosiadł się Henry.

- Po co ci ten kaptur? Zdejmij go! - powiedziała Ruby. Chciała go zdjąć, ale szybko się odsunełam.

- Nie! Nie trzeba.

- No weź... - nalegała.

- Nie!

- Pokaż! - zanim zdążyłam zaprotestować, Henry jednym, szybkim ruchem zdjął mi go z głowy. Oboje wybuchli śmiechem.

- Co to jest? - zapytał Henry.

- Jakbyś nie wiedział! - warknełam.

- Nareszcie zrobili ci kawał. - to nie brzmiało jak pytanie. Ruby prawie leżała na blacie ze śmiechu.

- Da się to jakoś zmyć? - postanowiłam nie zwracać uwagi na ich śmiechy i komentarze co do mojej fryzury i makijarzu.

- Możesz prubować, ale wątpie w to żeby ci się to udało. - oświadczyła Ruby.

- Dlaczego?

- Bo pomalował cię Luke.

- Super... - załorzyłam kaptur i poszłam do swojego pokoju.

Ruby i Henry mieli racje. Chyba z trzy godziny prubowałam zmyć farbe z włosów, a kolejne dwie zmyć ten durny makijarz. Niestety na nic się to zdało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro