XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#Luke

Pierwsze co poczułem, gdy odzyskałem świadomość to ból. Rozprzestrzeniał się po całym moim ciele. Przeszywał całe moje ciało. Zamiast stopniowo słabnąć, nasilał się coraz bardziej.
Nie byłem wstanie wykonać najmniejszego ruchu. Patrzyłem przed siebie, a jadnak nic nie widziałem.

Nie pamiętam kilku ostatnich godzin. Dlaczego? Czyżbym znowu dostał w głowe? Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie mam związanych rąk, ani nóg. Przez moją głowe przemknęła myśl...

Ucieczka

Znikła jednak tak szybko jak się pojawiła... Albo szybciej.
Jak moge myśleć o ucieczce, skoro nawet oddychanie sprawia mi ogromny ból...

Nagle zauważyłem jakieś blade światło niedaleko mnie. Przeniosłem na nie wzrok. Okazało się, że to mój telefon. Był pognieciony i miał popękany cały ekran. A jednak działał. On jest niezniszczalny.
Przypomniałem sobie, że dzwoniłem do Troy'a.
Na ekranie widniała informacja o słabej baterii i 5 wiadomościach.

#Żaklina

- Co?! Nie! To niemożliwe! - protestowałam.

- Też chce, aby się okazało że jestem w błędzie, ale jak inaczej to wytłumaczysz?! Czy tego chcesz, czy nie jest to bardzo prawdopodobne!

- Teoretycznie masz racje... - zaczęłam.

- Teoretycznie. - powtórzył Troy, czekając na dalszą wypowiedź. - Jednak praktycznie możesz się mylić. Musimy go znaleść.

#Luke

Usłyszałem jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Ból nie ustał, ale stał się do zniesienia. Zanim otworzyłem oczy, przygotowałem się na kolejny cios, a nawet serię ciosów. O dziwo nie nastąpiły. Nawet mnie nie szturchnął.
Otworzyłem zdziwiony oczy i rozejrzałem się. Facet stał niedaleko mnie i przyglądał mi się z satysfakcją.

- Nic nie zrobisz?... - spytałem, podnosząc się na łokciach.

- Leżacego się nie kopie. - zaprzestałem, próby podniesienia się. Leżałem, opierając się na łokciach. Mimo to podszedł i kopnął mnie. Poleciałem na ściane i syknąłem cicho.

- Ale ja mam inne zasady.

- Mocno kopiesz. - stwierdziłem opierajac się o ściane.

- To co? Nadal nie wiesz gdzie twój koleszka?

- Po co ci to wiedzieć?

- To ja zadaje pytania.

- Dobra. Facecie z lasu, który chciał mi rozstrzelić czache. - westchnął zirytowany.

- Jestem... Karol.

- A co z twoim prawdziwym imieniem?

- Imieniem?

- A nie? - czyżbym znowu coś pomylił?

- Nieważne. Skad wiesz, że nie nazywam się Karol?

- Po pierwsze, gdy mówiłeś to w lesie zająkłeś się.

- Zająkłeś? Nie ważne. Po drugie?

- Po drugie teraz musiałeś pomyśleć i przypomnieć sobie jak nazwałeś siebie wcześniej, a po trzecie przed chwilą mi to potwierdziłeś.

- Spostrzegawczy jesteś.

- To co, facecie z lasu, któ...

- Dobra, przestań! Jaki ty jesteś...

- Fajny, zabawny, olśniewający?

- Wkurzający!

- Ale jak mam do ciebie mówić? - przez chwilke myślał, a po chwili uśmiechnął się.

- Szwagier. - zamurowało mnie. Nie wiedziałem co mam teraz odpowiedzieć. Widzac to, on zaśmiał się i wyszedł. Ale... Jak...? To niemożliwe! Lira... Nie. Debil mnie wkręca. A ja dałem się nabrać. Chociaż...

#Żaklina

Ruby musiała pójść do kawiarenki, a ja z Troy'em szukaliśmy Luke'a. Przeszukaliśmy całe miasto dwa razy (tak jak myślałam, wszyscy się na mnie gapili i śmiali się. Wiedzieli, kto mi to zrobił) Niestety Legiego nieznalezliśmy...
Wkońcu zrezygnowana i zmęczona, padłam na kolana i usiadłam na piętach. Byliśmy na łące, na której ten facet zranił mnie i Luke'a.

- Nie mam już siły... - Troy odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się klękając przy mnie.

- Trza było nie zakładać tych szpil od Liry. - faktycznie miałam na sobie jej szpilki.

- Ale one są takie piękne. [Macie zdjęcie]

- Kobiety... Wszystko byle by pięknie wyglądać.

- Faceci. Wszystko byle by się nachlać.

- Nieprawda. Same nie jesteście lepsze.

- Okey. Niech ci będzie...

- To chodź.

- Nie dam rady.

- Dobra, zaniose cię. - podniósł mnie i skierowaliśmy się w strone miasta.

Gdy przechodziliśmy, a raczej on przechodził, wszyscy się na nas patrzyli i uśmiechali dziwnie.

- A tak w ogóle, po co zakładałaś te buty? Chyba troche za wysokie jak na ciebie.

- No właśnie dlatego.

- Nadal nie rozumiem.

- Chciałam być wyższa!

- Po co? Podobno "małe jest piękne".

- Owszem jest, ale jak Luke mi zabrał bluzę, nie mogłam jej dosięgnąc i zabrać. Dlatego teraz każdy się na nas gapi.

- Chyba nie dlatego.

- Nie? A no tak. Mogą pomyśleć, że jesteśmy...

- Razem? - dokończył za mnie.

- No właśnie.

- A chciałabyś? - tym mnie całkowicie zaskoczył. Nie spodziewałam się tego. I co ja mam mu teraz powiedzieć?... Lubie go... Bardzo... Jest moim przyjacielem. Ale czy to, aby na pewno tylko przyjaźń? Naszczęście nie musiałam teraz odpowiadać.

- Prosze. Następnym razem lepiej dobieraj obówie. - powiedział, sadzajac mnie na parapecie mojego okna i odchodząc tak jakby to co przed chwilą powiedział, w ogóle nie zostało wypowiedziane.

Może nie obhodziło go to? A może nie chciał znać odpowiedzi? Może wiedział co odpowiem? Ale niby jak, skoro sama nie wiem? Może faktycznie go kocham, tylko jeszcze o tym nie wiem? Co jeśli czyta w myślach i słyszał moje wszystkie myśli o Luke'u? Ojej... Oby nie.

Przez następne dwie godziny siedziałam na parapecie i patrzyłam w gwiazdy. Rozmyślałam o tym wszystkim co mnie spotkało odkąd pojawiłam się w tym mieście.

Coś, a raczej ktoś wyrwał mnie z moich myśli. Do mojego pokoju wpadł...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro