XXV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#Troy

Siedzieliśmy tak jeszcze przez jakiś czas. Później znowu przyszedł gościu z lasu z dwoma kolesiami. To chyba byli ci którzy, trzymali mnie kiedy inni katowali Sasze.

- Ciego znióf chcieś? - zapytał Luke głosem małego dziecka. Przez ten czas znaleźliśmy sposób na poprawienie sobie chumorów.

- Waszej śmierci. - niestety po tych słowach dobry chumor nas opuścił. Widząc to facet zaśmiał się. - Ale to później. Teraz potrzebuje informacji.

- Niby na jaki temat?

- To już nie twój interes. - warknął w moją strone.

Kajdany na rękach Luke'a otworzyły się i spadły, uwalniając go. Szybko poderwał się z miejsca, ale nie zdołał nawet dobrze wstać, a ci dwaj faceci złapali go za ramiona. Próbował się wyrywać, ale ciężko się wyrywa gościom, którzy od dziecka chodzą na siłownie, a ich workami treningowymi są ludzie tacy jak Sasza.

- Teraz on powinień się martwić. - podszedł do niego i położył dłoń na jego ramieniu.

Luke skulił się i gdyby nie ci dwaj, osunąłby się na ziemie. Gwałtownie szarpnąłem za kajdany. Poczułem dziwny ból na nadgarstkach. Prąd? Szybko cofnąłem ręce. Prąd działał, tylko wtedy kiedy łańcuch był naprężony.
Gdy facet zabrał swoją ręke, Luke ledwie stał na nogach.

- Porażające, prawda? - spytał go, uśmiechając się triumfacyjnie.

- Co ja schab, żeby mnie podgrzewać? - zażartował, próbując ustać o własnych siłach. Uśmiech znikł z twarzy gościa. Na jego miejsce przyszło zirytowanie.

- Zabrać go. - rozkazał. Jego "podwładni" zrobili to co im rozkazał. Luke stawiał duży opór, ale wkońu udało im się go zabrać.

#Żaklina

Obudziłam się w swoim łóżku. Saszy nie było. Spojrzałam na zegarek. Była 11:35. Postanowiłam, że ostatnio wstawałam zdecydowanie za wcześnie i powinnam pójść jeszcze spać. Niestety gdy zamknęłam oczy, usłyszam jak ktoś wchodzi do pokoju.

- Czego?... - powiedziałam zaspana.

- A mówiłaś, że nie chce ci się spać. - uchyliłam powieki i zobaczyłam Sasze. Odwróciłam się na drugi bok.

- To było wczo... Sasza! - szybko poderwałam się z łóżka i przytuliłam go. Był troche zdezorientowany, ale odwzajemnił uścisk

Gdy się od niego oderwałam, zauważyłam że nie ma już siniaków, a opuchlizna na oku zmalała.

- Moje opatrunki pomogły?

- Nie. Byłem u Golda.

- I tak poprostu ci pomógł?

- Nie. Kupiłem pomoc. Ale to nie to samo co umowa, która we wszystkim pomoże.

- No tak! - przecierz Gold, mógł nam pomóc!

- Co?

- Chodź! - złapałam go za ręke i pociągnełam za sobą. Zawołałam Ruby i poszliśmy w strone sklepu Golda.

- Powiesz nam gdzie idziemy? - dopytywała się Ruby.
Weszłam do sklepu i podeszłam do blatu, za którym stał Gold.

- Fajny fryz. Makijarz też niczego sobie.

- Musisz nam pomóc. - powiedziałam, nie zwracając uwagi na jego komentarz i opierając ręce o blat.

- Musze?

- Prosze?

- Może i moge... Ale wtedy będziesz mi winna cztery przysługi.

- Cztery?

- Pierwsza, kiedy pomogłem ci z szeryfem. Druga, kiedy uratowałem was na polanie. Trzecia, kiedy dzięki mnie zachowałaś swoja piękną twarz. No i jeśli ci teraz pomoge będzie czwarta.

- Żaklina... - Sasza pociągnął mnie do tyłu. - Każdy wie, że nie można zawierać umów z Goldem! - powiedział szeptem.

- Wy też jesteście moimi dłużnikami. - odezwał się. Chyba to usłyszał.

- My? - zapytała Ruby.

- Cała wasza paczka.

- Niby kiedy?

- Patrz punkt 2 u Żakliny, a jeśli teraz wam pomoge będzicie winni dwie przysługi.

- Pomożesz czy nie? - zapytałam znów podchodząc do lady.

- W czym?

- Znaleść i uwolnić Troy'a i Luke'a.

- Dajcie mi troche czasu...

- My możemy poczekać, ale oni nie. - przerwałam

- Musze pomyśleć...

- Zanim się namyślisz oni mogą tam zginąć! - odezwał się Sasza.

- Skąd ten pomysł?

- Kazał mnie zabić, bo byłem mu niepotrzebny! Wymyślił sobie jakiś chory plan co do nich!

- Z tym planem to masz racje.

- Co?! - krzyknełam zdziwiona.

- Pomoge wam, ale musze pomyśleć jak to zrobic, żeby się niedomyślił i żeby przypadkiem któregoś z was nie zabił. Umowa stoi?

- Stoi. - burknął Sasza i wyszedł.

- Nie idziesz? - zapytała Ruby.

- Idźcie. Dogonie was. - gdy wyszła, zwróciłam się do Golda. - O co chodzi z tym planem? - spytałam zaniepokojona.

- Sasza ma racje... On chce ich zabić. - poczułam jakby coś we mnie pękło. - Ale jeszcze nie teraz. Narazie chce ich troche pomęczyć...

- Pomęczyć?! Oni nie są jego kukłami! Co on sobie myśli?! Najpierw ich wykończy, a później dobije?! Ty go znasz prawda?

- Znam dużo ludzi...

- Jeśli go zobaczysz, przekarz mu, że ten jego chory plan napewno nie wypali! Dopilnuje tego osobiście! - odwróciłam się, a tam stał koleś z lasu.

- Doprawdy? Nie wydaje mi się. Popatrz co już zdążyłem z nimi zrobić... - wyciągnął ręke, a nad jego dłonią ukazała się jakaś ciemna kula.

Ujrzałam w niej Luke'a... Leżał nieprzytomny i ledwie oddychał. Później zobaczyłam Troy'a. Też był nieprzytomny i przykuty kajdanami do ściany.
Nogi się podemną ugieły.

- A co się dzieje z nimi teraz? - zapytał Rumpelsztyk.

- Powiedziałem, że "zrobiłem". Co się teraz z nimi dzieje to moja sprawa. Ale chyba już nie mają ochoty na takie żarciki. - wskazał na moją twarz i zniknął. Upadłam na kolana i rozpłakałam się. Gold klęknął przy mnie.

- Nie przejmuj się nim. Pokazał to co było... Nie chciał pokazać co się dzieje z nimi teraz, więc to było najgorsze co ich spotkało. Po za tym znam ich od dawna i nigdy nie przepuszczą okazji do zrobienia komuś żartu.

#Troy

Mineło kilka godzin. Nagle przedemną ukazał się facet z lasu. Wyglądał na rozzłoszczonego.

- Coś nie tak? - spytałem. Jeszcze bardziej go tym zezłościłem.

- Pamiętasz naszą umowe?!

- Umowe?

- Ja oszczędze tego białowłosego gościa, a ty namówisz Legiego żeby był... Swoim przeciwieństwem. Wasz koleszka uciekł. Moi ludzie go niedogonili.

- Skąd moge mieć pewność, że nie kłamiesz?

- To patrz. - wyciągnął ręke i nad jego dłonią pokazała się ciemna kula. Zobaczyłem w niej Sasze i Żakline, jak przemywała mu twarz. Później kula znikła. - To co? Zgoda?

- Niech będzie. - kajdany na moich rękach, otwarzyły się i spadły. - A tak w ogóle, kim ty jesteś w "naszym" świecie? Umiesz czarować i chyba nas nie lubisz...

- Ty o tym wiesz?

- Żaklina mi powiedziała.

- Fajny kawał jej zrobiliście.

- Skąd o tym wiesz?

- Zanim zająłem się Legim, postanowiłem sprawdzić co u niej. Biedaczka się o was martwi...

Szedliśmy przez jakiś korytarz. Przez całą droge, rozmyślałem o ucieczce. Nie było to łatwe, ale wykonalne. Staliśmy teraz przed jakimiś drzwiami.

- Żeby go przekonać, musze być z nim sam.

- Dobra. Ale jeśli sprubujecie zrobić coś głupiego, na przykład uciec... Pożałujesz tego. Znajde was wszędzie. - odwrócił się i poszedł.
Gdy wszedłem do środka, spostrzegłem że to jest chyba jakaś sala tortur.

- Daruj sobie bo i tak ci nic nie powiem. - usłyszałem głos Luke'a.

Spojrzałem w tamtą strone. Ręce miał przywiazane za nadgarstki do ściany gróbym sznurem, a na oczach zawiązaną czarną opaskę. Nie był pobity. No poza tym, że miał rozciętą wargę.

- Nie? - chciałem się dowiedzieć, czego mu nie powie. Starałem się brzmieć jaknajbardziej podobnie do tego gościa i jaknajmniej podobnie do mnie. - A może ty zapomniałeś pytania? Możesz powtórzyć?

- A co? Skleroza złapała? Bo    wiesz... Połowa włosów ci już zsiwiała. - prubowałem się powstrzymać, ale coś mi nie wyszło. Jego żart, plus jego uśmieszek, równa się mój śmiech. - Bawi cię to? - podeszłem i rozwiazałem mu opaske na oczach.

- A nie?

- Troy?! Co ty tu robisz?

- Oficjalnie przekonuje cię, żebyś był posłuszny... - teraz próbowałem rozwiązać sznur.

- A nieoficjalnie?

- Ratuje ci skure. Zresztą jak zawsze.

Kiedy po kilku minutach i nieudanych próbach, nadal nie mogłem rozwiązać sznura. Zacząłem szukać czegoś, czym mugłbym go przeciąć. Naszczęście znalazłem jakiś nóż, a raczej sztylet. Szybko przeciąłem sznur i mogliśmy opuścić to miejsce.
Wyszliśmy z sali tortut i skierowaliśmy się w strone drzwi, które mijałem wcześniej.

- Zamknięte. - skomentowałem, próbując je otworzyć.

- Może oknem? - zaproponował Luke.

Okno było otwarte. Przeszliśmy przez nie i staliśmy teraz przed lasem. Odetchneliśmy głęboko.

- Udało się... - mimo wolnie uśmiechnąłem się. On też.

Po chwili roześmialiśmy się.
Pobiegliśmy w głąb lasu. Biegaliśmy z pół godziny. Trudno opisać co teraz czuliśmy. Od 3 dni wkońcu jesteśmy wolni! Znaczy ja od dwóch. Ale jakie ma to znaczenie, skoro już nie musimy tam siedzieć?! Zwłaszcza, że nie umiemy usiedzieć w miejscu przez dłuższy czas.

Wolność. Trzeba ją stracić, żeby docenić.

____________________________________

Na górze zdj. Golda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro