XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#Troy

Znowu jestem przykuty do ściany. Tylko, że tym razem nie ma obok mnie Luke'a.

Byłem na wpół przytomny, ale pamiętam co sie stało. Zawarł ten idiotyczny układ z tym kolesiem. Drzwi sie otworzyły i jacyś faceci wepchneli przez nie Luke'a. Nie utrzymał równowagi i spadł ze schodów.

- Ał!! - krzyknął z ironią, podnosząc sie. Spojrzał w moją strone. - Nareszcie sie octknąłeś.

- Ile czasu mineło od naszej ucieczki? - spytałem patrząc na niego. Widać było, że nie jest z nim najlepiej. Ledwie stał na nogach, a z kącika ust leciała mu krew.

- Około 6 godzin. - podszedł do mnie, ale po chwili upadł na ziemie.

- Po co zawarłeś z nim ten układ?

- A ty?...

- Co tym razem sobie zarzyczył? - teraz siedział obok mnie.

- Żebym odpowiedział na "kilka" jego pytań.

- Jakich?

- To kolejne przesłuchanie? - starał sie wyglądać na złego, ale w jego głosie i na twarzy widać było rozbawienie.

- A chcesz? - przed nami pojawił się facet z lasu. Kajadany spadły, uwalniając mnie. Koleś zrobił jeden szybki ruch sztyletem, który miał przy sobie i Luke stracił przytomność. Doskoczyłem do niego. Na szyji miał rane po cięciu.

- Luke!!! - nie reagował. - Luke! Prosze, obudź sie! - rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nigdzie nie było tego kolesia. Jak go dorwe to zabije.

#Żaklina

Spojrzałam na zegarek. Za pięć dwunasta. Szybko sie poderwałam i wyszykowałam. Wziełam deske i pojechałam w strone lasu.
Sprawdziłam na telefonie, która godzina. 12:03. Nie jest źle. Gdy dotarłam na miejsce była 12:20. Most jest w głębi lasu i nie często tam zagladam, więc dojście tam zajeło mi troche więcej czasu.

- Już myślałem, że nie przyjdziesz. - na moście siedział jakiś zakapturzony facet. Kaptur zakrywał jego twarz.

- Powiedziałam, że przyjde, więc jestem. Zato ty powiedziałeś, że jeśli przyjde pomożesz uratować Luke'a i Troy'a.

- Tak sie teraz nazywają? - wstał i podszedł bliżej mnie.

Kiedy był na tyle blisko, zdjełam mu kaptur. Gdy ujrzałam jego twarz, odskoczyłam dwa metry do tyłu i stanełam jak wryta. Mogłabym przysiąc, że stoi przede mną książe Mrocznej Puszczy.

- Legolas?? - wydusiłam. To niemożliwe!

- Nie. Sasza. - odpowiedział z uśmiechem.

- Jesteś jego bliźniakiem?

- Tylko przyjacielem. - wyglądał kropla w krople jak Legolas.

- Nie wieże...

- Uwież, bo w najbliższym czasie czaka cie więcej takich niespodzianek. - no prosze... Z lasu wyszedł Gandalf. A co tam. Zaraz całe Śródziemie się zlezie.

- Chodź, musimy iść.

- Gdzie?

- Do Śródziemia.

____________________________________

Tak wiem, rozdział krutki, ale bardzo was za to przepraszam.

Zdj. Ruby. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro