24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Impreza skończyła się koło szóstej nad ranem. Wszyscy goście wrócili do swoich mieszkań. W domu panuje kompletny syf. Chwile po ich wyjściu zaczęłam trochę ogarniać. Andreas był pijany w cztery dupy. Myłam naczynia, kiedy poczułam jak ktoś kładzie ręce na mojej tali. Wiedziałam, że to ten imbecyl. 

- Skarbie, a może by tak przestałabyś to robić? - zadał mi pytanie, Niemiec, a raczej wybełkotał. Odwróciłam się napięcie.

- Ty jedyne co zrobisz to pójdziesz do łóżka spać. Twoi rodzice zaprosili nas do nich na kolację, więc do wieczora musisz się ogarnąć, także zmiataj do sypialni w podskokach. - warknęłam w jego stronę. Posłuszny jak piesek poszedł do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. 

Dokończyłam mycie naczyń. Posprzątałam trochę w salonie, a później poszłam położyć się spać. Byłam na nogach od dwudziestu dwóch godzin. Jestem po prostu padnięta. Nie miałam ochoty iść teraz się myć, dlatego przebrałam się tylko w piżamę, nastawiłam budzik na czternastą, a następnie ułożyłam się wygodnie na łóżku. Andreas przytulił się do moich pleców, marudząc coś niezrozumiałego pod nosem. Zignorowałam to i odpłynęłam do innej krainy. 

Nastawiony budzik dał o sobie znać. Wyłączyłam go. Zerknęłam na mojego chłopaka. Spał w najlepsze. Ciekawe co będzie jak się obudzi. Obstawiam najgorszą opcję jaka może być. Chciałam wstać, ale przeszkodził mi w tym blondyn, który mocno trzymał mnie swoimi rękami. 

- Nie zostawiaj mnie. - powiedział zachrypniętym głosem, otwierając jedno oko. Wróciłam na swoje miejsce. 

- Główka boli? - kiwnął głową twierdząco, na co ja zaśmiałam się pod nosem. Spiorunował mnie wzrokiem. - Więcej trzeba było chlać to bym cię w szpitalu odwiedzała.

- Mogłaś mi zabronić pić więcej. - chciał zrzucić na mnie winę. Uniosłam jedną brew do góry.

- Myślisz, że nie próbowałam? Powiedziałeś mi, że są twoje urodziny i trzeba się bawić na całego, a następnie poszedłeś do Piotrka i wypiłeś z nim chyba z piętnaście kolejek. 

- Japierdole, jaki ja głupi byłem. - mruknął, chowając twarz w poduszkę. 

- Przyniosę ci zaraz tabletkę, a ty idź za ten czas ogarnij się, bo wyglądasz jak tysiąc nieszczęść i śmierdzisz na kilometr. - zatkałam nos i wyszłam z pokoju. Rozpuściłam w wodzie tabletkę na ból głowy dla tego marudy, a następnie wróciłam do pomieszczenia. Podałam mu szklankę, która już po chwili była pusta. - Teraz marsz się myć. - chciałam opuścić sypialnię, ale poczułam brak gruntu pod nogami. Ten imbecyl przerzucił mnie przez ramię i poszedł do łazienki. 

- Wczoraj się nie doczekałem niespodzianki od ciebie to teraz ją sobie wezmę. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem. Zapomniałam, że ja mu prezentu nie dałam. Ale ja głupia jestem.

- Chwila, chwila. Najpierw prezent ci dam. - poszłam szybko do miejsca, gdzie schowany był prezent ode mnie. Podałam mu torebkę. Z ciekawością wyjął jej zawartość. Oczy miał jak pięć złoty na widok autografu na koszulce.

- Skąd ty? - wyjął po chwili bransoletkę. Spojrzał na mnie z uśmiechem. - Kocham cię jak nikt inny! Dziękuję ci bardzo! - pocałował mnie w usta. - A teraz moja druga niespodzianka. 

*****

Za chwilę jedziemy do rodziców Andreasa. Chłopak ubrany jest w t-shirt i krótkie spodenki, natomiast ja w luźną niebieską sukienkę, do tego pasek związany przez talię. Włosy mam rozpuszczone. Nakładam na stopy trampki, a następnie we dwójkę wsiadamy do auta blondyna. 

- Czemu nie jedziesz? - zapytałam, kiedy chłopak po pięciu minutach nadal nie ruszył z podjazdu. 

- Przepraszam, że nie dałem ci wczoraj auta. - powiedział smutny. - Możesz brać go, kiedy chcesz, a teraz zamiana miejsc ty jedziesz. W końcu muszę wiedzieć na co się zgodziłem. - uśmiechnął się głupio. Zamieniliśmy się miejscami. Odjechaliśmy spod domu Wellingera. - Mam pomysł, który świta mi od dłuższego czasu, a nawet dwa. 

- W takim razie zaskocz mnie. - odparłam z uśmiechem na twarzy. 

- Więc pierwszy to jedziemy na wakacje. Wiem, że to nie pomysł, ale już zapłaciłem za naszą wycieczkę. A drugi to już pomysł. Może przeprowadziłabyś się do mnie do Niemiec? - zaproponował, a ja jechałam zaskoczona. Zamurowało mnie przyznam. - Majka, słyszysz mnie? - kiwnęłam głową na tak. - Więc jak? 

- Umm no dobra. - rzuciłam szybko. Sportowiec ucieszył się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro