4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2 dni później...

Wstałam bardzo wolno z łóżka, a dokładnie to zwlekłam się z niego. Dziś mam lot do Polski razem z Sylvią. Zerknęłam na zegarek. Siódma cztery. Wyciągnęłam z walizki białe spodnie z dziurami i różową bluzę. Weszłam do łazienki. Założyłam ubrania, a następnie wykonałam najpotrzebniejsze rzeczy. Włosy rozczesałam. Wyszłam z łazienki. Założyłam na stopy białe air force. Dopakowałam pare rzeczy do walizki i zasunęłam ją. O ósmej jest śniadanie, a o dziesiątej mamy lot. Na zegarku była godzina siódma trzydzieści dwa. Postanowiłam, że przejrzę social media. Na koniec weszłam na aplikację Messenger. Dodano cię do grupy. Zobaczyłam konwersację.

Johann Andre Forfang dodał/a użytkownika Maja Mantler.

Maja Mantler: A ja po co tutaj?

Anders Fannemel: bo tak.

Daniel Andre Tande ustawił/a pseudonim użytkownika Anders Fannemel na Krasnal 👲.

Krasnal 👲: ja ci dam krasnala wielko ludzie

Maja Mantler: nie obrażaj mi Blondyneczki 😂🙈

Maja Mantler ustawił/a pseudonim użytkownika Daniel Andre Tande na Blondyneczka 👱.

Blondyneczka 👱: zatłuke Cię Majka

Johann Andre Forfang: naślij na nią Andreasa 😂

Blondyneczka 👱 ustawił/a pseudonim użytkownika Maja Mantler na Pani Wellinger 💓🍫.

Pani Wellinger 💓🍫: ZGŁASZAM SPRZECIW!!

Andreas Wellinger: Ja tam jestem chętny 😏

Markus Eisenbichler: uuu, Andi się zakochał...

Blondyneczka 👱 wysłał/a zdjęcie.

Blondyneczka 👱: Napalona Majeczka 🙋

Zablokowałam komórkę. Zabrałam walizkę. Nałożyłam na siebie kurtkę i wyszłam z pokoju. Zamknęłam go na klucz. Zeszłam na dół. Oddałam pani recepcjonistce klucz i weszłam jeszcze do jadalnii. Sylvia jadła śniadane. Wyciągnęłam z torby, wodę mineralną w butelce. Otworzyłam ją i podeszłam od tyłu do Daniela. Wylałam na niego zawartość butelki.

- Napalona Majeczka jest niebezpieczna. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Zabiję cię! - krzyknął blondyn.

- Bez takich tekstów, Andreas chcę jeszcze zamoczyć! - krzyknął Eisenbichler, a Forfang go poparł.

- MAJA, NIE CHCĘ MIEĆ DZIECKA. - pokazałam język.

- Dobra cicho krasnale. - warknęła Sylvia. - Maja zbieraj cztery litery i jedziemy na lotnisko.

- Po pierwsze sama jesteś krasnalem, bo mi nawet do pięt nie dorastasz, kuzyneczko. - uśmiechnął się Tande. - A po drugie, to jedziemy z wami.

Zabrałam walizkę i wyszłam przed hotel. Za mną cała kadra Norweska, razem z trenerem. Wsiedliśmy do auta kadrowego i pojechaliśmy na lotnisko. Po dwudziestu pięciu minutach byliśmy na miejscu. Zabrałam swoją walizkę. Podszedł do mnie Daniel, przytulił mnie i nic nie mówiąc odszedł. Jestem bardzo z nim żzyta i pożegnania do dla nas cios w serce. Każdy po kolei podchodził się pożegnać. Na końcu podszedł Wellinger.

- Do zobaczenia, kochany kurdupelku Wellingera. - przytulił mnie, a ja walnęłam go w rękę.

- Do nie zobaczenia, blondynko. - pokazałam mu język i poszłam w stronę odprawy razem z Sylvią.

**

Przed chwilą wylądowaliśmy na warszawskim lotnisku. Zabrałam walizkę i skierowałam się w stronę wyjścia. Za mną wlekła się siostra, która gadała z kimś.

- Idziemy na pociąg? - zapytałam, a ona pokiwała głową na nie. - To czym dojedziemy do Poznania? Autobusem?

- Nie jedziemy z Karasiem. - zaśmiała się.

***

Jak tam wam dzisiaj minął czwartek?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro