#13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis' POV

Tydzień.

Tyle zajęło Harry'emu zebranie sił, by dokonać czegoś naprawdę odważnego. Przez ten tydzień nie działo się dużo, z pozoru nie. Czas mijał spokojnie, ten ogólny oraz ten mój i Harry'ego. Nic się między nami nie zmieniało przez całe te dnie: rozmawialiśmy, czasem oglądaliśmy filmy i kilka razy poszliśmy na spacer, ponieważ pogoda w końcu zaczynała robić się ładna. Słońce wychodziło zza linii horyzontu, a na polanach zaczęły pojawiać się zające i kretowiska. Całe życie się obudziło z nadchodzącą wielkimi krokami wiosną. Dom wypełniony był dźwiękami Lany Del Rey, kiedy wczorajszego wieczoru Harry zapukał do mojego pokoju. Siedziałem przy biurku, załatwiając papierkową robotę, kiedy zapukał i stanąwszy w drzwiach otarł różowy policzek, mówiąc "Nie dam rady. Musisz mnie do nich zabrać". To był naprawdę wielki krok, Harry miał raz na zawsze pożegnać się z rodzicami, ustalić pewne warunki i po prostu odejść. Oni go nie chcieli, a tutaj, cóż, w domu są osoby, które będą na niego czekać, gdy wróci ze szkoły, wspierać go i pocieszać cały czas. To miejsce powoli stawało się jego bezpieczeństwem. Wiedziałem, że to nie będzie proste. Harry stresował się, choć nie chciał tego po sobie pokazać. Widziałem to, zwłaszcza po tym, że cały czas przed każdym uciekał.

Kiedy rozmawiałem jeszcze chwilę z moim bratem, dzierżąc w dłoniach klucz od samochodu, nachylałem się nad blatem kuchennym, wpatrując się w jego pogodną tego dnia buzię. Harry w tym czasie siedział przed domem i mogłem się domyślać, że nie robi nic więcej poza wypatrywaniem się w bezchmurne niebo.

- Jesteś pewien, że pojedziecie tam sami? - z myśli wyrwał mnie głos szatyna. Zamrugałem, kiwając głową.

- Tak, Liam - odparłem pewnie. - Harry zajebiście się boi i nie trzeba być Sherlockiem, aby to dostrzec.

- Zawsze może pojechać ktoś z wami na zapas - kontynuował Payne.

- To mnie Des boi się najbardziej, Liam i nie ukrywajmy, ale to przy mnie Harry czuje się najpewniej.

- Oczywiście, tatuśku - puścił mi oczko. Spojrzałem na niego groźnie, mrużąc powieki. Pozostali domownicy coraz częściej zaczęli dokuczać mi i Harry'ego, mówiąc o jakiś niestworzonych rzeczach. To mnie frustrowało i ani trochę nie bawiło, zwłaszcza kiedy dostrzegałem zakłopotanie na twarzy Curly'ego, kiedy słyszał jeden z wielkim głupich tekstów Nialla albo Liama, którzy takich słów najczęściej używali. To nie tak, że nie wiem jak Harry wygląda niewinnie, uroczo i jak bardzo chciałbym kiedyś usłyszeć... Nie. Nie, Harry teraz tego nie potrzebuje. I ja też nie.

Za bardzo boję się, że bliższy kontakt zniszczyłby naszą relację, jest dobrze jak jest.

Boję się, że mógłbym skrzywdzić Harry'ego, jest zbyt delikatnym chłopcem - potrzebuje kogoś dobrego, lepszego.

Przewróciłem oczami, uderzając kluczykiem bark Liama. Pocałowałem jego czoło, ruszając do wyjścia.

- Kiedyś zrozumiesz, że wcale nie żartowałem - mruknął na odchodne Liam, jednak aby szybko przestać go słuchać, pospiesznie założyłem na nogi buty, na plecy kurtkę i wyszedłem na dwór. Zauważyłem siędzacego na tarasie Harry'ego.

- Jesteś gotowy? Nie musimy jechać tam dzisiaj - podszedłem do niego w delikatny sposób, nie chcąc go przestraszyć, czy wywoływać na nim presji. Siedział na dużym, bujanym fotelu, wyciągając przed siebie swoje nogi.

- Nie, Louis - pokręcił głową, wstając ze zdeterminowaniem na równe nogi. - Muszę to zrobić jak najszybciej, by mieć to z głowy. Inaczej stchórzę i nigdy nie zdobędę się na większą odwagę.

- To nie zajmie długo, jeśli się nie będą z nami kłócić - stawiłem przed nim krok, wchodząc na podwyższenie. - Jeśli nie będą współpracować, wyjmę zza spodni glocka - wzruszyłem ramionami, odchylając bluzę i pokazałem mu pistolet.

- Nie! - pisnął, szybko owijając palce na materiale mojej bluzy, żeby zasłonić moją broń wystającej zza spodni. - Nie rób tego, matka jest pieprzoną prawniczką!

- No tak... - estchnąłem ciężko, ponieważ sam nie byłem chętny na spotkanie ze starymi Harolda.

- Chcę zobaczyć ich brzydkie mordy jak najszybciej, by widzieć je najkrócej jak to możliwe. Idziemy?

- Chodźmy - pokiwałem głową, poklepując go dla dodatkowej otuchy po plecach, kierując z nim do auta. - Wziąłeś płytę Lany do słuchania w drodze?

- Nie chcę w kółko słuchać tego samego - wzruszył ramionami. - Pokazałem ci moją ulubioną muzykę, więc teraz ty to zrób.

- Oh, ja słucham tylko radia, mały - zaśmiałem się krótko, otwierając drzwi do samochodu.

- O Boże, fu - wystawił w obrzydzeniu język.

- Nie wybrzydzaj - fuknąłem na niego, poprawiając swoją grzywkę w lusterku. - Mogę podpiąć swój telefon do radia, może znajdę jakieś piosenki, które dawno temu pobrałem.

Jak powiedziałem, tak uczyniłem. W samochodzie rozbrzmiała piosenka "Sex on Fire" od Kings of Leon. Harry podrygiwał nogą, patrząc przed siebie, gdy po zapięciu pasów ruszyłem z piskiem opon.

- Czyli to akurat ci pasuje? - uśmiechnąłem się półgębkiem, wykonując kilka manewrów kierownicą.

- Tak - odparł wesoło, biorąc mój telefon w dłoń. - Jaki masz kod?

- Nie powiem ci - parsknąłem, zaciskając dłonie na moim samochodzie. Auto było sportowe i należało do jednych z tych, które wygrał Liam. Działało jak cudo.

- Chcę pooglądać tylko listę piosenek, - prychnął. - Nie przejrzę ci przecież galerii, ani nic, bo jeszcze natrafię na twoje nagie fotki.

- Chciałbyś na nieg natrafić, wiem to - wyprostowałem się.

- Czyli masz takie?!

- Każdy robi sobie nagie fotki, kiedy ma dobry dzień - wzruszyłem ramionami.

- No to podaj mi pin, ocenie je!

- W życiu - przewróciłem oczyma, nie dając poznać po sobie tego, jak bardzo spodobała mi się wizja Harry'ego widzącego mnie nago w różnych pozycjach.

- Dobra, nie wejdę w galerię. Tylko podaj mi hasło - zachichotał, klikając kilka razy przypadkowe cyfry.

- Jeden, dwa, trzy, cztery.

- Boże, mniej kreatywnego pinu nigdy w życiu nie słyszałem - nawet nie ukrywał rozbawienia.

- Jak brzmi twój? - uniosłem brwi do góry, zerkając na jego profil, gdy stanęliśmy na światłach.

- No chyba śnisz jeśli ci powiem - prychnął. - Zwłaszcza, że to nie jest ciąg cyfr tylko normalne słowo! - jego ton zaciekawił mnie jeszcze bardziej.

- Powiedz - nacisnąłem gaz naprawdę mocno, uśmiechając się z satysfakcją, kiedy zauważyłem w lewym lusterku ciągnący się za samochodem dym. Byliśmy na tej opuszczonej ulicy sami, mogłem sobie pozwolić na trochę zabawy! - Dobra, nie rób tak! - wykrzyczał. - To moje drugie imię, huh.

- To jest najbardziej narcystyczna rzecz jaką w życiu słyszałem! - wybuchłem śmiechem. - Jeszcze gorzej jest tylko, gdy masz własne zdjęcie na tapecie.

- Nie, nie, to jest sprytna rzecz - uniósł brodę do góry. - Mało osób zna moje drugie imię, więc tak, to jest sprytne. Daleko jeszcze?

- Prawie godzina, kudłaty.

- Godzina?! - wypalił zaskoczony.

- No tak, twój stary dom jest dosyć daleko, zwłaszcza od naszej wsi.

- Ale tą maszyną możesz dojechać tam w czterdzieści minut, jestem przekonany - wychylił się lekko, dotykając samochodu z zaczarowaniem. - Nawet ojciec mógłby tego pozazdrości.

- Czterdzieści minut to prawie godzina.

- Wcale nie, bo ponad pół - kłócił się.

- Oho, widze, że ktoś tu patrzy na świat z inej perpsektywy. - zauwazyłem.

- Czterdzieści minut to bliżej trzydziestu niż sześćdziesięciu, tylko o to mi chodzi - wyjaśnił powoli. - Co mogę robić przez ten czas? Chyba jednak poszukam jakiś zdjęć w Twoim telefonie.

- Mogę ci nawet podać nazwę folderu akurat z nudesami - puściłem mu oczko, kątem oka obserwując jak krwiście się zarumienił.

- Po prostu patrz na drogę, by nie spowodować wypadku, zrobię co będę chciał - wyszemrał, klikając w telefon. Uśmiechnął się cwanie, przegryzając dolną wargę i zaczął przewijać zdjęcia. Zaśmiałem się, lekko wzruszając ramionami, co jakiś czas na niego zerkając, jednak Harry nie mógł tego zauważyć, wpatrzony w wyświetlacz komórki.

*

- Dlaczego masz tam nawet zdjęcia gołego Liama?! - od kilku minut nie mógł przetrawić zdjęć z imprezy sprzed kilku miesięcy.

Roześmiałem się głośno, powoli dojeżdżając na miejsce. Uśmiechałem się szeroko, widząc zafascynowanie wymalowane na bladej buźce.

- To były urodziny Zayna, więc Liam, jako najlepszy chłopak, zrobił striptiz - powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Boże - wzdrygnął się. - To niepokojące mieć nudesy własnego brata!

- Przyrodniego - przypomniałem mu. - Poza tym więź z bratem to coś innego niż więź dwóch sióstr!

- Liam ma naprawdę ładne mięśnie - zaśmiał się lakonicznie, przesuwając zdjęcia. - I ładnie się uśmiecha. Nie rozumiem czemu zakłada maskę takiego złego, nafuczonego miśka, jeśli tak naprawdę jest uroczym misiem.

- Jego biologiczny ojciec był alkoholikiem i damskim bokserem - wymamrotałem, zanim dokładnie pomyślałem nad podzieleniem się z nim tą informacją.

- To sprawiło, że taki jest?

- To historia Liama, nie jestem osobą, która powinna ci o tym mówić - posłałem mu mrugnięcie okiem. - Unieś głowę i spójrz gdzie jesteśmy, maluchu.

Brunet rzecz jasna posłuchał mnie, patrząc z zaciekawieniem przez szybę, momentalnie marszcząc nos po rozpoznaniu najbigatszej dzielnicy Londynu gdzie nie był prawie trzy tygodnie.

- Wygląda wciąż jak to samo gówno - fuknął, wypychając swoją dolną wargę. - Tu mam lepsze widoki - zaśmiał się, a ja dobrze wiedziałem, że odnalazł zdjęcia z imprezy, na których jestem ja i Liam, oraz nasze nagie, wysmarowane tortem torsy. Uśmiechnąłem się półgębkiem, przyspieszając nieco.

- Przyznaj, że przy Liamie jestem totalnym suchoklatesem - mruknąłem sprawiając, że Harry wybuchł śmiechem, powtarzając z rozbawieniem osttanie słowo mojej wypowiedzi.

- Niektórzy lubią takie sylwetki. Masz ładne wcięcie w tali, nie podkreślasz tego atutu poprzez ubrania, a powienieneś - sarknął bardziej pod nosem niż do mnie, sprawiając, że jeszcze mocniej zacisnąłem dłoń na kierownicy czując się... po prostu dobrze.

- Nadrabiam dupą, hmm? - zagadnąłem z pewnym siebie uśmiechem, z olbrzymią satysfakcją obserwując coraz to bardziej czerwone policzki nastolatka.

- Nie ma tu zdjęcia twojego tyłka, ale on też jest całkiem ukrywany pod spodniami!

Pokręciłem głową, zjeżdżając w prawidłową uliczkę. Jechałem wzdłuż wysokich krzewów, węższą uliczką, prowadzącą prosto do posiadłości Stylesów.

- N-niedobrze mi - przyznał cicho, a gdy zerknąłem w jego stronę widziałem jak ściskał swój brzuch z wymalowanym na twarzy grymasem. Dodatkowo jego kolano podrygiwało nerwowo.

- Hej, spokojnie! - pierwszy raz widziałem, by ktoś przejmował się aż tak spotkaniem z... własnymi rodzicami. Dom powinien być miejscem, w które wraca się z utęsknieniem i uśmiechem wyrysowanym na twarzy, a Harry wyglądał nerwowo i wcale nie szczęśliwie. To budowało we mnie kolejną falę nienawiści w stosunku do jego rodziny. - Obiecałem ci, że to będzie tylko chwila. Później cię spakujemy i wrócimy.

- Przecież jestem spokojny - usmiechnął sie półgebkiem, nie umiejąc rzecz jasna skłamać porządnie, jednak nie skomentowałem tego, parkując przed wielką bramą.

Kiedy silnik zgasł, spojrzałem na Harry'ego z obawą. Dotknąłem jego kolana delikatnie, przekazując mu tym trochę otuchy. Nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu, więc nawet teraz nie wiedziałem jak to robić.

- Może jednak trochę nie jestem - szepnął, patrząc przed siebie, a wtedy zobaczyłem, że przed posiadłość wychodzi Desmond. - Kurwa. - przeklął siarczyście, kuląc się. Ja, widząc to, klepnąłem go dość mocno między łopatki. - Wyprostuj się i nie pokazuj słabej strony, Harry.

Oczyścił swoje gardło i czym mnie bardzo zdziwił, odpiął swój pas nie czekając na mnie. Poszedłem w jego ślady i wspólnie wyszliśmy z samochodu, kierując się w stronę wysokiego, trochę przysiwiałego bruneta.

- No proszę, proszę.... - zaczał drwiącym tonem stary Styles. - Czyżby syn marnotrawny powrócił? - patrzył na praktycznie dygoczącego chłopaka z góry, na mnie tylko zerkając.

Harry uniósł swoją klatkę piersiową, nie opuszczając swojej brody. Poczułem tak wielką dumę widząc, jak się stara. Westchnął, przegryzając wnętrze policzka. - Nie będę nawet z tobą rozmawiał. Chcę tylko zabrać z domu wiekszość swoich rzeczy i najważniejsze dokumenty. Po resztę przyjdę innym razem - powiedział niemalże na jednym wydechu.

- To nie jest już Twój dom.

- Ale są w nim moje rzeczy - podkreślił ostatnie słowa, niemalże powstrzymując się od przewrócenia oczami. - Nie będę ci się tłumaczył - posłał mi spojrzenie, wymijając Stylesa. Podążyłem za chłopakiem, patrząc na Desa z niesamowitym politowaniem lecz nim zdążył cokolwiek do mnie powiedzieć, przyspieszyłem kroku. Idąc lekko za Harrym, rozejrzałem się wokoło. Budynek był niesamowicie ogromny, w końcu należał do miliarderów. Wyglądał bardziej jak hotel, lub willa. W dodatku garaż stojący obok był prawie tak gigantyczny jak mój własny dom, co wskazywało na ekstremalny wybór drogich samochodów, w jakie był wyposażony.

Kiedy Harry otworzył wielki drzwi, stanęła przed nami niestara kobieta, trzymająca w dłoni mop. Miała na sobie fartuch, musiała być tutejszą sprzątaczką.

- O mój Boże, Harry... - zaczeła, jednak on jej przerwał.

- Zwolnij sie stąd dla własnego dobra, proszę. To są źli ludzie...

- Nikt ci nie zrobił krzywdy? - przechyliła swoją głowę, jakby wypatrując najmniejszych śladów ran na twarzy Harry'ego, których nie mogła dojrzeć, bo przecież ich nie było. - Całe szczęście - odetchnęła, cofając się do tyłu.

- Pomożesz mi się spakować? - zapytał nastolatek. Sprzątaczka wyglądała na szczerze zszokowaną uprzejmością bruneta.

Kiwnęła głową, łapiąc się poręczy i zaczęła wchodzić po białych, lśniących schodach. Wszystko tu było takie estetyczne, drogie i jasne, że poczułem skrępowanie. Zamrugałem kilka razy, czekając aż Harry podąży za kobietą i wtedy i ja za nimi ruszyłem.

- Błagam, tylko nie komentuj w żaden sposob ilości moich ubrań... - poprosił cicho, nawet na mnie nie patrząc gdy po wejściu do pokoju wielkości co najmniej mojego salonu, podszedł do szafy.

- To nic złego - wzruszyłem ramionami, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Kobieta, która pomagała Harry'emu wyciągnęła z dna szafy sporą walizkę. Chłopak zaczął przeglądać swoje ubrania i najpierw wyrzucił ich część na łóżko, a dopiero później je składał.JolaNie ukrywałem tego jak imponujaca kolekcję bardzo drogich ubrań miał Harry. Przysięgam, że co najmniej połowa jego garderoby pochodziła ze sklepu Gucci.

Przez ostatni czas widziałem go tylko w bluzach i parach zwykłych, czarnych dżinsach, a teraz zauważyłem, że musiał naprawdę lubić kolorowe ubrania.

- Mauro, mogłabyś przynieść z łazienki moje kosmetyki? Z ubraniami sobie poradzę - zwrócił się do szatynki.

- Oczywiście - skinęła uroczyście przed nim głową, po chwili ulatniając się do pomieszczenia obok, a ja postanowiłem zapakować już złożone rzeczy do pudeł.

- Mój laptop - mruknął sam do siebie, podążając do biurka, z którego wziął MacBooka. - Myślisz, że stare książki będą mi potrzebne w nowej szkole? - spytał, otwierając szafkę z rzeczami szkolnymi (jak mogłem się domyślać po tym pytaniu).

- Na twoim miejscu bym je wziął, nawet jeśli nie wszystkie podręczniki ci się przydadzą - odparłem, dyskretnie oglądając spodnie w cekiny.

- Może masz rację - szepnął. - Wezmę też kilka książek, których nie zdążyłem przeczytać dla własnej przyjemności. Lubisz Kinga?

- Nie zadawaj głupich pytań fanowi horrorów! - zawołałem z uśmiechem, co Harry odwzajemnił z szerokim uśmiechem.

- Schowałam je w tych dwóch kosmetyczkach - do pokoju wpadła Maura z dwoma, wielkimi kosmetyczkami. Harry posłał jej mały uśmiech, wrzucając je do walizki. Napchał ją jeszcze paroma rzeczami, jak perfumy i inne duperele.

- Em, w jaki sposób mam ją zasunąć?

- Ja lepiej zaniosę je do auta od razu i ułożę na samym dole, żeby się nie wysypały - zaoferowałem, biorąc je do rąk.

- To okej - kiwnął głową. - Więc, pora się pożegnać - zwrócił się do kobiety. - Dziękuję za ten cały czas, który mi poświęcałaś.

- Bardzo mi przykro przez to, co się stało. Słowa tego nie wyrażą - wzruszyła się.

- Prosze, nie użalaj sie nade mną, niewarto - uśmiechnął się słodko.

- Trzymaj się Harry. Otaczaj się dobrymi osobami - zaśmiała się, przez chwilę zawieszając wzrok na mnie. Harry skinął głową, a ja biorąc walizkę w ramiona podążyłem za nim do wyjścia, gdzie stali jego rodzice. Widziałem jak momentalnie Harry poczuł się zakłopotany widząc kobietę, z którą, z tego co wiedziałem miał najbardziej specyficzne relacje.

- Żyjesz - mruknęła z beznamiętnością brunetka, poruszając obscenicznie swoimi mocno wyrysowanymi fioletową pomadką ustami.

- Jak widać - prychnąłem. - Wrócę tutaj niedługo po resztę ubrań i oczywiście dokumenty. Nie będziecie już mieli ze mną nic do czynienia.

Matka Harry'ego przeżycia dwoje gorzkie spojrzenie na mnie. - Ależ nie będzie takiej potrzeby - wykrzywiła twarz. - Wyślij we wiadomości adres, a przyślę kogoś, by się tym zajął. Chcę już mieć to z głowy.

- To czyli mnie? - Harry zaśmiał się drętwo.

- Cóż, nie będę owijać w bawełnę. Kiedy cię pożal się Boże porwano miałam nadzieję, że już się nie zobaczymy i nie będziesz problemem w tym domu.

Powiedzieć, że mnie zatkało byłoby karygodnym niedomówieniem. Słowa tej kobiety i sposób w jaki je wymówiła w połączeniu z miną, jaką miał w tamtym momencie Harty, było potwornym rollercoasterem emocji.

- W końcu się mnie pozbyliście - wzruszył ramionami beznamiętnie. - Już nigdy nie będę śmiał nazwać cię matką.

- Nigdy nie chciałam nią być.

- Wystarczy tego! - warknąłem. - Idź do samochodu Harry, proszę.

Chłopak bez żadnej reakcji, wyszedł niesamowicie szybko z salonu prosto w stronę przedpokoju, a gdy odprowadzilem go wzrokiem, zwróciłem się do jego rodziców ze zmrużonymi oczyma.

- Jesteście obrzydliwi i nie zasłgujecie na to wszystko, co posiadacie w najmniejszym stopniu.

- Nie jesteś kimś, kto powienien nas oceniać - odezwała się twardym i pogardliwym głosem Desmond. Nie ze mną takie gierki. - Wyjdź już z mojego domu. Jedno przewijanie, a świat dowie się o wszystkim, czym się zajmujesz ty i twoja rodzina, Tomlinson.

Spojrzałem na nich z i uniesioną w lekceważący sposób brwią i tuż przed udaniem się w stronę wyjścia, rzekłem. - Zło zawsze wraca ze zdwojoną siłą. Wspomniecie moje słowa.

To nie życzenie. To obietnica.

*

- Nie możesz im pozwolić sobie wmówić te rzeczy, Harry, słyszysz? - mówiłem praktycznie sam do siebie od kilku dobrych minut, kiedy Harry siedział wciśnięty w fotel odkąd na niego usiadł. Nie płakał, nie krzyczał, ale i się nie odzywał, a to potrafiło mnie zdenerwować. - Jesteś dobrym chłopakiem i oni nie wiedzą jaką krzywdę ci robią, ale pewnego dnia się o tym przekonają.

On nawet nie uraczył mnie spojrzeniem, jedynie wzruszając ramionami z pustym wzrokiem utkwionym w widoku naprzecisko.

- Przestań milczeć, bo nie wiem co siedzi w twojej głowie i mnie martwisz - fuknąłem, wyrzucając dłoń w powietrze. - Ich już nie będzie w Twoim życiu, ale to oni swoimi czynami ponoszą straty, ok? Nie ty, ty możesz teraz tylko zyskiwać i będziesz to robić.

- Możesz kurwa przestać już gadać? - wzdrygnąłem się przez jego ton, o malo nie zjeżdżając na pas obok. - Bo twoje zrzędzenie mi nie pomaga!

- A co mam robić?! - zjechałem w uliczkę, żachnąc się. - Milczeć tak, jak ty? To ci pomoże? Myślisz, że tak będzie? Nie możesz ze mną normalnie porozmawiać?

- Nie wszyscy lubią się wyżalać, zwłaszcza jeśli przez większość swojego życia po prostu tego nie robiłem!

- Przestań na mnie ryczeć!

- To się zamknij! - warknął, kładąc głowę na szybie, by jeszcze bardziej się ode mnie odsunąć. Prychnąłem pod nosem, postanawiając się już nie odzywać skoro tak bardzo tego nie chciał.

Ten dzieciak jest taki trudny! Nie mógłby zrozumieć, że chcę mu pomóc? Czy pokazuje to w zły sposób?

W momencie, w którym przekręciłem klucze w stacyjce zmarszczyłem brwi, kiedy silnik jedynie zawarczal przez chwilę, ostatecznie jednak nie odpalając do końca. Wymamrotałem jakieś przekleństwo, powtarzając to z tym samym skutkiem.

- To gówno mam od dziesięciu dni, ja pierdole - sapnąłem pod nosem, wysiadając z samochodu. Otworzyłem przednią maskę, zasłaniając swoją twarz, kiedy zaczął lecieć w moim kierunku szarawy obłok dymu. - To jakis jebany żart! - wykrzyczałem wściekle, kopiąc z frustracji zderzak, który ku mojemu nieszczęściu, wgniótł się. Zajebiście. - Niewarte swojej ceny gówno.

Westchnąłem, powracając do samochodu tylko przez to, że na siedzeniu został mój telefon.

- Wysiadaj, auto się zjebało. Muszę zadzwonić po służby, więc weź torbę z bagażnika - powiedziałem do Harry'ego przez zaciśnięte zęby.

- Co teraz? - spytał, dużo spokojniejszym tonem niż przed chwilą.

- Prześpimy się w moim mieszkaniu, a jutro przyjedzie po nas Liam.

Harry zipnął pod nosem, wychodząc z samochodu. Okrążył czerwony pojazd, wyciągając z bagażnika walizkę.

- Teraz już musisz mi ją pomóc zasunąć - oburzył się lekko, kładąc torbę na ziemi, kiedy nie zareagowałem. Przewrócił oczami, siadając na błękitnej walizce i chwycił zamek pchając go w przeciwną stronę. Po tym, jak uporaliśmy się z walizką, a ja zadzwoniłem po odpowiednie służby, ktore mogłyby zająć się moim autem, udałem się z Harrym spokojnym spacerkiem w stronę mojego mieszkania, które na szczęście nie było daleko.

- Możesz już przestać się do mnie nie odzywać? - spytał.

Chyba nie ma drugiej osoby na świecie, która potrafi tak mnie irytować. Przysięgam, że tylko Harold potrafi sprawiać, że moja krew się gotuje. Bo czy przypadkiem dosłownie nie kazał mi milczeć pięć minut temu?

- Jesteś czasem tak strasznym smarkaczem, że głowię się jakim cudem cię jeszcze nie zabiłem - przewrócilem oczami, wchodząc razem z nim (mozolnie przez walizki) na klatkę schodową w bloku.

- Możesz to zrobić, jeśli tak nad tym ubolewasz, już wszystko mi jedno - powiedział flegmatyczniez wciągając nagość po schodach.

- Przestań na mnie fuczeć, bo ja nic ci kurwa nic nie zrobiłem i gdyby nie ja, nie miałbyś jak dostać się nawet do Londynu - zmierzyłem go pełnym dominacji wzrokiem, wyprzedzając na schodach.

- Wiem, ale wszystko mnie już dzisiaj denerwuje - wyjaśnił ciężko. - Po prostu nie umiem rozładować emocji.

Zrobił kolejny krok stepujący po kolejnym schodku i podniósł walizkę, stawiając ją obok siebie już któryś raz, cały ten proces powtarzając w kółko.

- Jezu Chryste, daj mi to, bo patrzeć nie mogę - przewróciłem oczami, wymieniając się z nim z kosmetyczek na dwie walizki, które podniosłem od razu do góry.

- Wybacz, że nie jestem tak silny jak ty, no ja walę - poprawił rękawy swojej koszulki, ściągając je w dół. Założył ramiona na klatce piersiowej, kiedy dotarliśmy na miejsce. - Mam nadzieję, że masz w ogóle klucz.

- Mam połączony z tymi do domu i do auta - odparłem, wypychając swoje prawie biodro w jego stronę. - Wyciągnij je.

- Nienawidzę cię - szepnął, wkładając dłoń do mojej kieszenie tym samym dotykając mojego pośladka. - Mógłbyś po prostu je odłożyć i wyciągnąć klucz sam.

- Tak, ale to jest przyjemniejsze.

- Jesteś głupi - pokręcił nosem, przekręcając kluczyk w zamku.

Uśmiechnąłem się głupkowato, poruszając w miejscu nogami, próbując ponownie odtworzyć to jak mile było uczucie dłoni Harry'ego w tej okolicy.

- Od kiedy masz to mieszkanie? - spytał po otwarciu drzwi. Zaglądnął do środka, następnie wchodząc w korytarz. Odłożył rzeczy na podłogę rozglądając się po krótkim przedsionku.

- Odkąd śledzilem cię od prawie pół roku - odparłem, starając się powstrzymac głupkowaty uśmiech, gdy Harry zaczął wydawac z siebie zabawne odgłosy.

- Szmat czasu, kurwa - szepnął, zagłębiając się w mieszkanie. -

- Ty! - wykrzyknąłem nagle, stawiając walizki przy ścianie. - Przypomniałem sobie, że zostawiłem tutaj zielsko! Chodź, zajaramy sobie!

- Nie jestem pełnoletni i nie sądzę by to uderzyło w pozytywny sposób w moje kubki smakowe - skrzywił się, idąc za mną do salonu, który jednocześnie robił za sypialnie. Była tu duża kanapa, która się rozkładała, telewizor i trochę mebli. Podszedłem do szafki, na której stał telewizor, klękając przy niej na podłodze.

- Trawa jest świetna, chodź młody! - zacząłem ciągnąć go za nadgarstek w dół, naprawdę zdesperowany, by zapalić, ponieważ nie robiłem tego już od dawna.

- Czuję się jak dzieciak, gdy tak mnie nazywasz - skomentował, siadając na podłodze obok mnie. Wciąż był bardzo przybity i chciałem, by on również się rozluźnił. - I wybacz za fuczenie na ciebie. Po prostu myślałem, że już się uodporniłem na gadki moich rodziców, ale okazało się, że się przeliczyłem i to znowu sprawiło mi przykrość.

- I tym bardziej musisz zapalić! - rzekłem stanowczo, na klęczkach czołgając się do komody, z której wyciagnąlem dawno temu już zwinięte skręty.

- Nie jestem pewny.

- Po prostu spróbujesz, a zobaczysz jak się to odpręży - uśmiechnąłem się do niego lekko z rękami zajętymi trawką i zapalniczką. - Najlepsze są te miętowe, uważane za najbardziej pedalskie fajki - zaśmiałem się, kierując jego dłoń do ust. Chłopak zrozumiał o co mi chodzi i sam włożył skręta między wargi. - To jest jeszcze lepsze - chwyciłem zapalniczkę, zbliżając ją do końcówki skręta. - Zaciągnij się, ale nie z całych sił.

Pokiwał niemrawo głową i z pewnością w jego oczach ujrzałem mały lęk kiedy końcówka zawinietej marihuanny zapaliła się, a zassał lekko policzki. Wyciągnął skręt zioła z ust, wypuszczając z pomiędzy warg dym. Część białego obłoku poleciała na moją twarz i choć mi to nie przeszkodziło, Harry wyglądał na zmartwionego. Nagle (zapewne przez żar jaki poczuł w gardle) zaczął strasznie kaszleć, robiąc przy tym tak zabawną minę, że zaśmiałem się w głos. Uśmiechałem się szeroko, łapiąc jego udo. Harry zakrył swoją twarz dłońmi, krzywiąc się, gdy wręczył mi zioło. Zaciągnąłem się bezproblemowo, dym wypuszczając w górę.

- Ohyda - wychrypiał, kładąc dwa palce na swojej grdyce, gdy podałem mu ponownie skręta, już czując jak zaczynam się odprężać.

- Po prostu zrób to delikatniej, skarbie. Mówiłem ci - wstałem na chwilę, by wciąż ze stolika popielniczkę. - Za chwilę zobaczysz, że zapomnisz o swoich zmartwieniach.

- Skarbie? - spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a ja dopiero kiedy ponownie się zaciągnął, aczkolwiek dużo lżej, zdałem sobie sprawę z tego jak rzeczywiście go nazwałem.

- Jakoś tak samo wyszło - zaśmiałem się, nie chcąc robić z tego nic dobrego. Położyłem popielniczkę obok siebie, podając mu skręta. Harry tym razem zaciągnął się lekko, oglądając go z wszystkich stron. - I jak się czujesz? - zapytałem go z leniwym uśmieszkiem, starając nie wpatrywać zbyt nachalnie na jego pełne usta.

- Trochę rozluźniony - oparł się o łóżko, prostując nogi. - Chciałbym żeby twoje słowa były prawdziwe. Że zapomnę o tym gównie - zaśmiał się drętwo, oblizując wargi. - Trochę mi sucho w gardle.

- To normalne po zapaleniu czegokolwiek - odparłem, postanawiając wypalić zioło do końca, czekając błogo na większe skutki tej odurzającej substancji.

- Jesteś lucyferem. Nigdy nie paliłem, a ty namówiłeś mnie w trzy minuty - zachichotał, przyciągając jedno kolano do klatki piersiowej. - Ale przykro mi, bo teraz czuje się chyba jeszcze gorzej.

- Trawa jest mniej szkodliwa niż zwykłe papierosy - wzruszyłem ramionami, odchylając glowę do tyłu i westchnąłem głęboko.

- Jesteś w tym ekspertem? Co tu jeszcze chowasz? Więcej broni?

- Owszem... - odparłem patrząc na momentalnie wystraszonego nastolatka spod rzęs. - Tutaj jest bardzo duża część towaru, którym handlujemy.

- Co? - wczepił dłoń w swoje włosy, opierając łokieć na kolanie. - To wszystko mnie coraz bardziej przeraża.

- Mówiłem ci czym się zajmujemy, Harry. Mogę ci nawet pokazać jak chcesz.

- Nie mam na to ochoty - wzdrygnął się, robiąc tą swoją głupią minę, kiedy krzywił usta zawsze, gdy coś mu nie pasowało.

- Zluzuj majty, Curly - machnąłem ręką, głowę opierając na ścianie.

- Jak możesz tego ode mnie oczekiwać?

- Mógłbyś trochę przestać się o wszystko spinać - uniosłem brwi w łuk. - Zdecydowałeś się z nami zostać będąc świadomym tego, jak wygląda nasze życie. Nie księżniczkuj już.

- Po prostu to wszystko mnie nadal odrobinę przeraża i nie powinieneś mi sie dziwić - burknął.

- Tak, ok. Ale po prostu jesteś czasem naprawdę irytujący i trudno mi to znieść - pokręciłem głową obserwując jeden punkt na ścianie.

- Nie jestem irytujący! - zaprzeczył z oburzeniem, na co ja odpowiedziałem śmiejąc mu się w twarz.

- Bardziej marudzącego dzieciaka nie miałem okazji spotkać.

- Możesz przestać wypominać mi to, ile mam lat? - fuknął, zaczesując włosy do tyłu, znów bardzo irytująco. - To nie jest miłe kiedy nazywasz mnie dzieciakiem, mam siedemnaście lat i nie zachowuję się jak dziecko!

- Potrzebujesz kogoś, kto mógłby w końcu ustawić cię do pionu - powiedziałem pewnie, z cwaniackim uśmieszkism.

- Jesteś niemożliwym frajerem, jeśli myślisz, że to, co mówisz jest na miejscu - dźgnął palec w mój policzek, zapewne chcąc sprawić, bym już się nie uśmiechał.

- Przeskoczyłeś etap opieprzania za głupoty - odpowiedziałem pewnie, czując się niesamowicie rozbawionym jego minami.

- Przestań mnie w końcu obrażać. Jesteś wkurzający i nie wiem jak mogę z tobą wytrzymać jeszcze chwilę - popchnął mnie w bok, dlatego trochę się przechyliłem, ale i to mnie nie powstrzymało, bo chwilę później wróciłem do wcześniej pozycji. - Ciągle mnie oceniasz, ale sam jesteś w siebie wpatrzony! I ciebie to bawi i jesteś taki głupi!

- Przyznaj, że moje słowa tak naprawdę są prawdziwe i ich autentyczność cię frustruje. Powiedz to Harry.

- Nie. Jesteś frajerem, nie przyznam ci racji.

- To jest właśnie twoja dziecinność, Harold! - wyrzuciłem rękę w powietrze. - Przyznaj, że mam rację.

- Zamknij się! - pisnął, ściskajac moje policzki.

- Przyznaj, że mam rację i się mylisz.

Wtedy właśnie on zamknął mi agresywnym ruchem usta. Poczułem jak tylko trochę jego zęby osuwają się po mojej dolnej wardze, zanim zassał na niej swoje usta. Miękkie uczucie jego skóry na moich własnych wargach było czymś nowym i choć nie poruszał swoimi ustami, to czułem je naprawdę dobrze. Byłem zbyt zdezorientowany, by jakkolwiek zareagować nawet wtedy, kiedy odsunął się z cały czas obrażoną miną, oblizując swoje czerwone usta. To była zdecydowanie zbyt krótka chwila, chciałem poczuć bardziej ich smak i to jak mokre były, nie za bardzo, w przyjemny sposób. Zmarszczyłem brwi na uścisk w brzuchu.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałem.

- Bo miałem na to ochotę, idioto.

- Teraz sam się przekonasz, że jeśli ktoś ma tutaj rządzić, nie będziesz to ty - wymamrotałem cicho, ze zmrużonymi oczami, nim nie rzuciłem się wręcz na niego, mocno zasyjąc dolną, przepięknie pulchną wargę bruneta. Jęknął głośno, gdy pochyliłem go w tył, sprawiając, że uderzył plecami o podłogę. Czułem jak łapie moją kurtkę dżinsową, zaciskające na niej mocno pięści. Poruszyłem ustami z zamkniętymi oczami, pierwszy raz skupiając się na smakowaniu i poznawaniu cudzych ust. Były większe i bardziej miękkie niż te, które całowałem kiedykolwiek wcześniej. Miały naprawdę idealny kształt.

Kiedy oderwałem się od Harry'ego, już w następnym ułamku sekundy, zmieniając trochę kąt położenia swoich ust poruszyłem na nich jeszcze raz moimi wargami. Czułem jak Harry robi to naprawdę sprawnie i nawet nie wiedziałem, kiedy nauczył się tak cudownie całować i czy czasem o czymś mi nie powiedział. Położyłem dłonie na jego klatce piersiowej i plecach, ciągnąc go do góry. Harry usiadł na moim podołku okrakiem, sprawnie unikając przerwania pocałunku. W końcu mogłem dotknąć jego włosów w taki sposób, o jakim myślałem od pewnego czasu. Natomiast młodszy chłopak uniósł wielkie, ciepłe dłonie na mój kark. Czułem złote pierścionki pieszczące moją skórę.JolaMruczałem przyjemnie w usta chłopaka, kładąc dłonie na dole pleców chłopaka, kilkoma palcami dotykając jego ksztaltne pośladki. Na ten gest uniósł się lekko, odrywając od moich warg, na co jęknąłem marudnie. Z drugiej strony spodobało mi się to, że chce czuć moje dłonie intensywniej. Spojrzałem na jego twarz wplatając jedną z dłoni we włosy w bok jego głowy, odgarniając je za ucho chłopaka, by móc przyjrzeć się jego twarzy.

- Jestem ciężki - marudził.

- Przestań kłamać - warknąłem, zbliżając się do jego karku. Ucałowałem miejsca pod uchem, następująco podgryzając słodki kark i ssać lubieżnie. Harry zaczął powoli wsuwać dłonie na mój tors, zsuwając kurtkę z moich ramion. Jęknął, kiedy zassałem się mocniej, a on kciukiem zahaczył o zarys moich skromnych mięśni. - Boże, pachniesz tak cudownie - sapnąłem w skórę na szyi nastolatka, zaraz później ssąc z pasją wystający obojczyk. Harry jęknął odrobine głośniej, ciągnąc za materiał maojej bluzki. Odsunąłem się po wycałowaniu jego karku do okoła. Na moje ruchy rozkosznie odchylał głowę. Spojrzałem w jego szkliste oczy, kładąc dłonie pod jego t-shirtem, unosząc lekko do góry, by zobaczyć ładny, chudy tors. Widziałem jak przez to znacznie się zgarbił i wyglądał na wyraźnie zawstydzonego. - Piękny - powiedziałem, patrząc mu w oczy i przesuwając dłonią po klatce piersiowej Harry'ego.

- Jesteś lepszy - szepnął, a ja znowu pocałowałem go mocno, odsłaniające różowe sutki chłopca. Sprawdzając jego reakcję nacisnąłem na jeden z nich kciukiem, wyraźnie czując jak twardnieje. - Tomlinson... - wyskomlał, wijąc się na moich kolanach co podziwiałem z rozchylonymi wargami. Był bardzo wrażliwy na każdy najmniejszy dotyk. Polizałem mostek chłopaka, będący idealnie na mojej wysokości, kiedy Harry się wyprężył. Nie chciałem zdejmować jego ubrania, bo to mogło być dla nas trochę za dużo, ale widząc jak dużo przyjemności daje mu dotyk w tamtym miejscu, przyłożyłem do sutka swój język, otaczając go koniuszkiem języka.

- L-Louis... oh! - napierał na mnie z calej siły, kilkukrotnie ocierając się o moje krocze, kiedy ja kontynuowałem pieszczoty. Gdzieś podświadomie wiedziałem, że Harry jest głośny, wygląda na takiego. W dodatku wiedząc, że to jego pierwsze zbliżenie z jakimkolwiek chłopakiem najbardziej zależało mi na tym, by to jemu, pierwszorzędnie było wspaniale. Ssałem chwilę jego sutek, czując go dobrze w moich ustach. Choć moje myślenie nie do końca było trzeźwe, to wciąż stawało się coraz bardziej genialne. Poznawanie skrawków sylwetki chłopaka mogło być uzależniający.

Podczas gdy ostatni raz pocałowałem go mocno i wsunąłem język między wargi bruneta on ponownie jeknąl, lecz tym razem był to jęk bardzo obsceniczny, rzekłbym że nawet pornograficzny.

- Ja pierdolę, Harold - zaśmiałam się, odsuwając od niego tylko trochę, by oblizać usta i otrzeć o siebie końce naszych nosów. - Jesteś tak niesamowity, ale nie możemy zrobić nic więcej.

- Ale ja chcę - powiedział stanowczo, wręcz warcząc zupełnie tak, jakby ktoś zabronił mu kupna zajebiści drogich butów. - Nie odsuwaj się.

- Harold, nie. To nie tak, że nie chcę. To nie ten czas - cmoknąłem szybko jego wargi. Nie wiedziałem jak wytłumaczyć mu to, że jeszcze chwila i mógłbym poczuć swoją erekcję. Wtedy to nie byłoby w porządku, nie mógłbym się powstrzymać. A nie chcę wykorzystać Harry'ego i jego nietrzeźwy umysł. On naprawdę zasługuje na coś wspaniałego.

No i mamy pierwszy pocałunek chłopaków 😇 jak wrażenia?

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro