#20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry's POV

Poczułem jak dosyć brutalnie zostałem wypędzony poza krawędź jawy i snu poprzez promienie słoneczne, które drażniły moje wrażliwe o poranku oczy. Cholera, znowu żaden z nas nie zasłonił wieczorem rolet. W moim pokoju słońce nie było aż tak ostre, a tutaj od razu, gdy tylko się pojawiało od razu się budziłem. Jęknąłem jeszcze bardzo sennie, zauważając, że moje nogi są splątane z łydkami szatyna. Czułem jego śpiący, wyrównany oddech na swoim ramieniu, leżałem na nim częścią mego ciała, ale to mu nie przeszkadzało. Louis prawie zawsze spał dłużej ode mnie, tylko kiedy musiał gdzieś z rana jechać wstawał pierwszy. Ja też nie lubiłem etapów wybudzania się i wstawania, ale znosiłem to lepiej. Wyplątałem się z uścisku, patrząc na Louisa, który leżał na wznak. Mężczyzna obrócił się, przyciągnąwszy moją poduszkę do swojej twarzy. Powstrzymałem się od sennego chichotu, szybko dochodząc do wniosku, że jeśli nie pozbędę się tego głupiego słońca, to i Louis się obudzi. Wydawało się być wcześnie, więc wolałem tego uniknąć. Niewyspany Louis, równa się zły Louis i Louis bez humoru.

Lekko pokracznym chodem, starając się stawiać najcichsze kroki jakie tylko potrafiłem, podreptałem do okna, następnie bardzo cicho przysłaniając lekko skrzypiące rolety. Przewróciłem oczy niemal na drugą stronę. Ciało Louisa było prawie całkowicie odkryte, tylko kawałek jego uda i pośladków znajdowało się pod pierzyną. Pokręciłem głową, stając nad nim i rozłożyłem kołdrę na całe jego ciało. Chciałem już położyć się z powrotem obok, ale na szafce nocnej dostrzegłem pudełko. Musiałem wczoraj być senny, by go nie zauważyć. Przed oglądnięciem chociażby wieczka musiałem się domyśleć od samego Louisa, co oznacza ta rzecz. Na moją twarz wpływało coraz większe zdezorientowanie, kiedy opakowanie już znalazło się w moich dłoniach, a kiedy po obejrzeniu ładnej wstążki zwróciłem uwagę na zdjęcie tego co znajdowało się w środku, moje oczy o mało nie wyskoczyły z orbit.

Przełknąłem ślinę, widząc niespokojnie poruszającego się szatyna. Złapał mocniej poduszkę w dłoń, jakby mnie na niej wyszukując. Złapał dłonią swoją twarz, przeciągając się.

- Gdzie mi uciekłeś, Harold?

- L-Louis... - wymamrotałem, już czując jak moje policzki zaczyna spowijać nieposkromiona czerwień. - Co to jest?

Oglądałem jak Louis przeciera oczy unosząc się lekko z pomrukiem. Wlepił we mnie spojrzenie, mlaskając jeszcze nim starał się wybudzić, by zrozumieć o co mi chodzi. - Oh - zaśmiał się spoglądając na pudełko. - To dla ciebie. Nie musisz się bać.

- D-dla mnie? - wymamrotałem, zerkając na niego z małym przestrachem.

- Otwórz - mruknął po przetarciu oczu i wygramoleniu się spod pierzyny.

Pokiwałem lekko głową, obejmując palcami czarną kokardkę. Z jednej strony to fajnie, że Louis coś dla mnie kupił, ale z drugiej dlaczego to jest... to? Rozwiązałem wstążkę przerywając swoje poczynania, by na niego spojrzeć. Louis zaśmiał się zapewne z mojej miny, a ja posyłając mu naburmuszone spojrzenie odchyliłem wieczko. Najpierw w oczy rzucił mi się biały materiał. Nieśmiało wziąłem do ręki gładką tkaninę, dopiero po rozwinięciu jej pojmując, iż jest to bielizna ze ślicznymi, koronkowymi wykończeniami. Przygryzłem wargę, patrząc na szatyna spod rzęs.

- Jest śliczna! - uśmiechnąłem się mimowolnie, rozkładając materiał na swoim udzie. Louis leżał na boku, podpierając głowę na dłoni i widziałem w jego spojrzeniu samozachwyt. - Koronka. Nigdy takich nie miałem, mogę przymierzyć?

- A nie chcesz zobaczyć najpierw to co jest jeszcze w pudełku? - uniósł do góry brew, podobnie jak kąciki ust, w bardzo figlarny sposób.

- Dobra - rzuciłem marzenia o szybkim ubraniu pięknych majtek zaglądając do środka. Zobaczyłem gumowego penisa w fioletowym kolorze z czymś obok. - Więc... Kupiłeś mi tak po prostu dildo, czy myślałeś o czymś w trakcie wyboru? - zaśmiałem się z nieokiełznanym przerażeniem.

- Może wydać ci się to dziwne, ale... - zaczął, siadajac bliżej mnie. Jego głos był ochrypły przez wczesną godzinę. - ...miałem w tym cel. A konkretnie twój komfort.

- Mój komfort? - wypełniłem przerwę ciszy, która nastała między nami, przechylając subtelnie swoją brodę w dół. - Nie bardzo rozumiem jakie to ma powiązanie

- Jesteś bardzo młody i pamiętam sam, że przez mój totalny brak doświadczenia, te pierwsze zbliżenia tego typu były bardzo niezręczne, bo nie byłem zaznajomiony z własnym ciałem - mówił. - Chcę, żebyś oswoił się ze swoim ciałem.

- To miłe jak bardzo się o mnie troszczysz - uśmiechnąłem się szeroko tak, że moje oczy prawie znikły. - Ale... czy to znaczy, że chciałbyś ze mną niedługo uprawiać seks?

- Kiedy będziesz gotowy - wzruszył ramionami, cały czas uśmiechając się tak samo delikatnie. - Daj sobie czas.

- Mhm... - oblizałem wargi, wciąż trzymając wieczko. - Ale musisz powiedzieć mi jak powienienem zrobić niektóre rzeczy. Tylko czasem robiłem sobie dobrze paluszkami...

Zachichotalem lakonicznie, widząc nagłe ożywienie w oczach Tomlinsona po tym co powiedziałem. Przysunął się tak blisko, że stykaliśmy się udami, nim zaczął mówić.

- W pudełku znajdziesz też małą butelkę lubrykantu, więc o nawilżenie możesz być spokojny.

- Domyśliłem się co to jest - zachichotałem, wyjmując produkt. - Może nie mam doświadczenia, ale jestem prawie pełnoletni!

- Nie wiem co do konca chciałbyś, abym ci wytłumaczył - przyznał, drapiąc sie w tył głowy. - Sprecyzuj, proszę.

- Loueh... - westchnąłem ciężko, odkładając żel do pudełka. - Wiesz przecież.

- Wcale nie.

- Wiesz - jęknąłem. - Pozycja?

- Aaah - zaśmiał się, podczas przeciągania samogłosek. Zapewne również z mojej zażenowanej miny. - Tego już ci nie powiem. Sam sobie musisz poradzić, bo każdy lubi co innego.

- No dobrze - przygryzłem wargi mimo strachu tak naprawdę ekscytujące się na to, jakie intencje posiadał Louis kupując mi te rzeczy. Nachyliłem się do niego, cmokając szybko w usta. Przed myciem zębów wolałem się nie całować głębiej. Ostatni raz spojrzałem na gumowego penisa z jedną myślą, która przyszła mi do głowy opisując tę sytuację. - Jest całkiem duży - zmartwiłem się.

- Mówisz? - chłopak wyszeptał mi to do ucha. - A co jeśli powiedziałbym ci... - wziął moją w dłoń w swoją, następnie zaskakująco szybko przysuwając ją do swojego krocza, przez co wstrzymałem oddech. - ...że mój jest większy?

Spojrzałem na Louisa z wstrzymanym oddechem, rwąc swoją wargę między zębami. - Nie uwierzę ci... - mruknąłem, z satysfakcją czując jak Louis nakierowuje moją dłoń pod materiał swoich modelujących bokserek. Moje palce zahaczyły o delikatną skórę, ale i tym samym twardego penisa. Automatycznie trzy z moich palców owinęły się w okół grubości.

Usta chłopaka rozchylily się w tym samym momencie co moje, gdy rzeczywiście byłem oszołomiony tym jak hojnie został obdarzony przez naturę. A poza tym... cholera, trzymałem dłoń na kutasie swojego chłopaka, mimo tego, że byłem w samych bokserkach, bylo mi niemożliwie gorąco. Czułem falę ciepła zalegającą w dole mojego brzucha. Louis zmysłowo potarł własnymi palcami wierzch mojej dłoni, wykonując na niej gładkie sunięcia. Zniżył głowę, by pocałować moje ramię i przyłożyć do skóry swój policzek, kiedy ja spojrzałem w dół nie sądząc, że nasze dłonie poruszające się pod materiałem bielizny mogą wyglądać tak świetnie. Oddychałem ciężko, nawet nie zwracając uwagi na to jak bardzo hałaśliwie dyszałem. On uśmiechnął się mówiąc:

- Czyżbyś zapomniał angielskiego?

- Nie dokuczaj mi, gdy jestem tak blisko twojego czułego punktu - zagroziłem mu, mając ochotę go uszczypnąć w trzon penisa, ale powstrzymałem się z trudem wykonując jakiekolwiek ruchy. - Aż tak się podnieciłeś rozmową ze mną? - szepnąłem z przesuwającymi wargami po moim lewym obojczyku.

- Możliwe. - wzruszył beznamiętnie ramionami tak jakby wcale jego penis nie znajdował się właśnie w pełnym wzwodzie.

Poczułem się trochę pewniej z własną erekcją, eksponując mój tors, na którym Louis wyciskał pocałunki. Poruszyłem dłonią w takim tempie, w jakim gładził wierzch mojego nadgarstka. To na pewno spodobało się Louisowi, który wypuścił na mój sutek więcej gorącego powietrza. Gwałtownie wyrwałem swoją dłoń, rwiąc pościel pod którą się schowałem kiedy ktoś zapukał delikatnie w drzwi do sypialni.

- Kurwa - pisnąłem. Mój podwyższony głos w połączeniu z przekleństwem musiał niesamowicie rozbawić Louisa, który od razu zaczał głośno się śmiać nim zawołał:

- Proszę!

Leżałem na swoim brzuchu z twarzą nakierowaną w stronę drzwi. Klamka poruszyła się, a w pokoju stanął Liam w samych spodniach jensowych i parze kapci. Musiało być naprawdę wcześnie, jeśli nawet on był wciąż w piżamie. Liam przeważnie wstawał jako pierwszy.

- Nie słyszeliście może Zayna albo chociaż go widzieliście? - spytał. - A może mówił wam gdzie jedzie? - zmarszczyłem brwi słysząc w głosie szatyna przerażenie.

- Dopiero się przebudziliśmy, Liam - powiedział uspokajająco Louis. - Dosłownie jakieś dziesięć minut temu. Która godzina?

- Troche po ósmej. - wymamrotał, wchodzac do pokoju. - Nie wiem gdzie jest Zayn, kurwa mać, Louis.

- Uspokój się - machnął ręką, poprawiając kołdrę. - Spróbuj sobie coś przypomnieć. Na pewno coś mówił, zawsze ci mówi gdzie jedzie

- Zawsze mówi i tym razem nie powiedział, w tym leży problem, Tomlinson! - jęknął, wplatając palce we włosy. - Jeśli znowu wpadł w jakieś kłopoty...

- Nie zaczynaj gdybać - warknął Louis przenosząc się do siadu. - Dzwoniłeś do niego? Wziął ze sobą telefon? Patrzyłeś czy nie ma samochodu w garażu?

- Dzwoniłem, wziął, nie ma - wyrecytowal sztywnym tonem głosu. - To nie jest do niego podobne, on ma telefon przy dupie i praktycznie zawsze odbiera...

- Nie denerwuj się, skoro wziął samochód to go nikt nie porwał - parsknął Louis, przecierając swoje włosy. - Idź na dół i zajmij się robieniem śniadania. Zaczniemy myśleć co dalej, kiedy nie pojawi się w ciągu dwóch godzin. Może pojechał do miasta na jakieś zakupy, cokolwiek?

- I by nie powiedział? - powątpiewał.

- Może pierdoła chciala ci zrobić po prostu niespodziankę czy coś - odparł.

- On nie robi mi niespodzianek - burknął. Miałem wrażenie, że zaraz tupnie nogami w panice. - Dobra, masz rację. Daje mu godzinę!

- Dwie.

- Półtora - warknął, zanim nie wyszedł z sypialni brata, zamykając za sobą niezbyt cicho drzwi.

- Panikara - splunął Louis, tuż po wyjściu brata. Opadł plecami na poduszki, przekręcając twarz w moją stronę. Miałem zmarszczone brwi, próbując domyśleć się za sprawą nadludzkich, niestworzonych mocy, gdzie jest Zayn. - Masz trzy godziny do szkoły. Pójdziesz jeszcze spać? - spytał łagodnie.

- Muszę iść do szkoły? - mruknąłem, mimowolnie wędrując swoim spojrzeniem w stronę leżącego na materacu dildo.

- Chcesz mieć zaległości? Liceum to nie zabawa, Harold - odparł srogo, wiercąc się na materacu. - Jestem pewien, że wspominałeś coś o kartkówce w poniedziałek, a chciałem cię uprzedzić, że dzisiaj kochanie mamy pieprzony poniedziałek, którego wspólnie nienawidzimy. Muszę jechać do taty do pracy.

- Kiedy poznam twojego ojca? - udawałem, iż pierwsza połowa jego wypowiedzi w ogóle nie dotarła do moich uszu.

Louis przekręcił się na bok, dotykając mojego policzka. - Kiedy tylko chcesz. Możemy kiedyś udać się na obiad. Moja rodzina mieszka blisko mojego apartamentu w Londynie.

- Więc spytaj ich proszę kiedy im odpowiadałoby najbardziej, bo ja i tak nie mam znajomych, więc dla mnie to rybka - wzruszyłem ramionami.

- Masz znajomych - pstryknął mnie w nos. - Po prostu nie chcesz ich przyprowadzić do domu, ani z nimi wychodzić - zmarszczył brwi.

- Chyba jestem po prostu introwertykiem. - wzruszyłem ramionami. - Nie zauważyłeś, że przez większość czasu sie alienuję, nawet od was? - mruknąłem. - Chyba, że jesteś w domu.

- Nie obrażę się na ciebie jeśli wyjdziesz z paczką znajomych na jakieś jedzonko po szkole, tak jak Niall - ciągnął dalej swoje. - Zwłaszcza, że dzisiaj nie będę mógł po ciebie przyjechać.

- Mówiłem przecież, że nie chcę - zmarszczyłem brwi. - Jaki to ma sens skoro i tak będę tylko cały czas wyczekiwał powrotu do domu?

- No dobrze - zamrugał sennie, wtulając się w poduszkę.

- O nie Tomlinson - pokręciłem głową. - Wiem jak to, co właśnie robisz się kończy. Wstań, zrób coś ze sobą i pomóżmy Liamowi w śniadaniu - mówiąc wziąłem pudełko z łóżka, wychodząc z niego prędko. Sięgnąłem po szlafrok, który leżał na podłodze.

- W pierwszej kolejności gdy dotrę już na dół, przegryzę mu tętnicę za to, że nam przerwał - burknął.

*

- Pieprzcie moje życie! - Liam machnął rękoma w powietrzu, kiedy po skończeniu konsumowania moich płatków śniadaniowych, siedziałem przy stole w jadalni wiążąc krawat. - Co jeśli on znowu zniknął tam gdzie myślę? - szatyn położył głowę na stoliku beznamiętnie.

- Co masz na myśli? - spytałem szatyna z pełną buzią. Nagle bracia i obecna w kuchni Crystal dziwnie umilkli.

- Burczy mi w brzuchu - sapnęła dziewczyna od niechcenia. Odsunęła się od stołu, prostując nogi. Louis spojrzał na nią dziwnie.

- Jesteś w ciąży - zwrócił jej uwagę. - To pewnie twoja córka.

- Fakt - Crystal wgryzła się w jabłko.

- Nie zmieniajcie tematu - bąknąłem, poprawiając koszulę.

- Dobra, masz rację - westchnął Liam, kręcąc głową. - Czyli um... nikt nie opowiadał ci o przeszłości Zayna?

- Dzień dobry wszystkim - do kuchni jak na złość wparował blondyn ówcześnie zeskakując ze schodów. Był ubrany dokładnie tak samo jak ja. Jego włosy jeszcze nie były ułożone i wyglądał naprawdę słodko. Z intrygą usiadł do stołu przyglądając się wszystkim po kolei. - Liam posiusiałeś się? Skąd ta kwaśna mimika?

- Pysk, Horan. - przewrócił oczami. Postanowiłem odpowiedzieć mimo wszystko na pytanie Liama.

Wiem o Zaynie stosunkowo mało, więc nie, nie wiem nic o jego przeszłości.

- Właśnie, gdzie jest czekoladka? - Niall zaniepokoił się, nalewając do swojej miski mleko prosto z kartonu.

- Zniknął - odpowiedziała Crystal. - Pojechał gdzieś bez słowa.

- Louis nie wspominał ci, że Zaynie miał kiedyś problemy z narkotykami? - on kompletnie ich zignorował.

- Mówił tylko, że sprzedawał...

- Kiedy poznałem Zayna miałem dziewiętnaście lat, a on jeszcze osiemnaście - powiedział Liam, mieszając swoją kawę. Znów spojrzał na zegarek zdobiący jego nadgarstek denerwując się, co widziałem w jego oczach. - Poznałem go na odwyku, kiedy jeden z moich przyjaciół popadł w narkotyki. Zayn ćpał i nie chciał sobie pomóc, był kompletnie innym człowiekiem te kilka lat temu, dokładnie mówiąc minęły już prawie cztery lata.

- Mój B-Boże... - wymamrotałem będąc w kompletnym szoku.

Ok, Malik od zawsze wyglądał na bardzo tajemniczego i skrywającego mnóstwo sekretów, lecz nigdy nie pomyślałem, że prócz dilowania, sam mógłby kiedyś nalogowo brać.

- Tak, on miał bardzo poważne problemy. Spotkał złych ludzi o złym czasie, w złym momencie swojego życia - odparł Liam z wielkim żalem, wgapiając się w filiżankę. - Miał pełno długów, pomagałem mu je spłacać. Oczywiście nie obeszło się bez pomocy Louisa. Tylko ja mogłem go namówić do leczenia. Widziałem każde jego cierpienie, każdy atak. Zayn przeżył tak wiele w bardzo krótkim odcinku czasowym - cały czas kiwałem głową, by przekazać szatynowi, że rozumiałem każde jego slowo, w międzyczasie obserwując reakcje innych. Wszyscy starali się nie patrzeć w naszą stronę i nawet Niall siedział niespokojnie na swoim krześle. - Po paru miesiącach Zayn zamieszkał z nami, ponieważ nie miał pieniędzy na utrzymywanie mieszkania - wyznał Liam, zaciskając usta. - To jego historia i myślę, że nawet, jakby, trochę nasza. Nigdy nie byliśmy idealną parą, byliśmy popieprzeni. Nałogowy wyścigówiec i narkoman - zaśmiał się. - Ale to przeszłość. Pokochałem mojego chłopca widząc go pierwszy raz w życiu w tamtym strasznym miejscu. Pokochałem go jeszcze bardziej poznając jego każdą nawet najmniejszą wadę, ale nie wybaczę mu jeśli nie pojawi się tu w ciągu piętnastu minut! Po prostu nie!

- Tak, zdecydowanie to prawdziwa milość - zaśmiał się z rozczuleniem Louis. - Uspokój sie, Li. Może go czymś spłoszyłeś.

- Spłoszyłeś?! - oburzył się. - Wczorajsza noc minęła nam upojnie i spokojnie w skompaniu własnych ciał i akompaniamencie cudownej muzyki, a ty mi zarzucasz coś takiego?

- Mogłeś oszczędzic mi szczegółów - zmarszczył brwi i skrzywił się przy tym. - Ale i tak przejmujesz się zdecydowanie za bardzo.

- Kiedy ostatni raz tak uciekł pojechał po narkotyki. To było więcej niż dwa lata temu i był to dla niego trudny czas, bo umarł jego dziadek - Louis zacisnął szczękę.

- Myślisz, że Zayn teraz ćpa? Ogarnij się.

- A przypomnieć ci... - warknął jednak w połowie zdania urwał pod wpływem groźnego spojrzenia jakie posłał mu brat. Ok...

- Spróbuję się dodzwonić jeszcze raz - mruknął Liam sięgając po telefon. Jego poczynania zostały przerwane w skutek głosu Crystal, która wyglądała za okno z kubkiem herbaty w dłoni.

- Nie musisz - powiedziała, odgarniając zasłonę. - Samochód Zayna właśnie stanął przed domem.

- Kurwa! - wykrzyczał Payne wyprzedzając nas wszystkich, gdy rzucilismy sie w stronę okna, by przekonac sie, iż dziewczyna miała rację.

- Nie wierzę, że teraz tak po prostu sobie wychodzi z auta z uśmiechem na twarzy! - parsknął złowrogo Niall, który również bardzo się zestresował. Widzieliśmy jak Zayn kieruje się w stronę domu nie zauważając nas.

- Kurwa, już niech dupę szykuję - pomimo zdenerwowania Payne'a nie dało się po nim nie zauważyć olbrzymiej ulgi.

- Spokojnie Lee, on tu już jest razem ze swoim tyłkiem - Louis złapał ramiona brata, ciągnąc go do stolika. Usiadłem znów na swoim miejscu, sięgając po szklankę soku.

Westchnąłem z ulgą, przez chwilę zacząłem się mocno martwić o Zayna, który się nie odzywał. Może Liam był trochę przewrażliwiony, ale mógłbym go zrozumieć. Usłyszeliśmy wszyscy dźwięk otwieranych drzwi. Liam podniósł się do pionu, zakładając ramiona na piersi.

- Właśnie przyjmuje pozycję wkurwionej żony, której mąż wraca późnob- szepnąl mi na ucho rozbawiony Louis, kiedy chłopak wszedł do domu.

- Jak możesz się z tego śmiać? - zmarszczyłem brwi, patrząc na niego złowrogo.

- Znam ich obu lepiej niż samego siebie. Liam to okropna panikara i drama queen, a co do Zayna, wiedziałem że wróci prędzej czy później, bo gdzie by mógł być?

- Cześć, kotku! - zawołał wesoło mulat.

- Ty jesteś kurwa poważny, brudasie? - warknął, patrząc groźnie na nagle osowiałego chłopaka.

- O co ci chodzi? - spytał ostrożnie, stąpając w kierunku Liama, który wydawał się teraz jeszcze wyższy i potężniejszy. Zbliżył się do niego, patrząc na chłopaka spod długich rzęs.

- Wychodzisz z domu bez słowa! - podszedł do niego i zaczął bić z otwartej dłoni po ramieniu i torsie. - Nie odbierasz ode mnie telefonów, myślałem, że cos ci się stało, gnoju!

- Opanuj się trochę, co? - Zayn powstrzymał jego ruchy, łapiąc za nadgarstki. - Pojechałem tylko do miasta, a mój telefon dwa dni temu utopił się w wannie, gdybyś mnie słuchał to byś wiedział! Zresztą skąd pomysł, że coś mogłoby mi się stać. Jestem dorosłym mężczyzną, który potrafi dotrzeć do Londynu, tam i z powrotem. Nie musisz do końca życia być moją zasraną opiekunką, bo tego nie potrzebuję. Jesteś okropnie nadęty i przewrażliwiony. Boże.

- Pierdol się! - warknął, popychając go lekko do tyłu, jednak Zayn nie pozostał mu dłużny po chwili robiąc to samo.

- Kiedy łaskawie zamkniesz gębę może powiem ci gdzie byłem, dupku.

- Nie zamknę się, pozwól mi się na ciebie powydzierać bo robię to zbyt rzadko! - Liam nie zmieniał tonu głosu. - Mogłeś zostawić kartkę, obudzić mnie, czy cokolwiek! Mogłeś to zrobić?

- Miałem cichą nadzieję, że tym razem twoja dupa postanowi zostać w łóżku nim nie wrócę, ale korki pokrzyżowały mi plany - przewrócił oczami.

- To jest całkiem zabawne - szepnąłem do Louisa, posyłając mu nikły, rozbawiony uśmiech. - My też tak wyglądamy kłócąc się?

- Oni się dopiero rozkręcają - parsknął równie cicho do mojego ucha, kładąc dłoń na moich plecach.

- Powinieneś już wiedzieć, że w Londynie prawie zawsze są korki o poranku, ty niedorzeczny nadgorliwy smarku - kontemplował Liam. - Po co byłeś w Londynie, skoro nawet nic nie przywiozłeś?! - fuknął, mrużąc oczy. Widziałem obu chłopaków z profilu, więc dostrzegałem nawet takie szczegóły.

- Przywiozłem! - odpowiedział równie podnieisonym tonem, robiąc krok bliżej w stronę swojego chłopaka. - Dla ciebie, wredny fiucie!

- Ja pierdolę, nienawidzę cię.

- To ty mnie cały czas wkurwiasz, mam z tobą gorzej - sarknął Zayn. - Ale teraz będziemy musieli się pogodzić ze swoim losem.

- Co? - szatyn uniósł brew i przysięgam, że chyba każdej osobie to konkretne słowo cisnęło się na usta po tym co powiedział mulat.

- Pstro - Zayn pstryknął Liama w policzek. - Mówiłeś wczoraj, że marzą ci się wakacje w ciepłym kraju - złagodniał. - I mówiłeś o czymś jeszcze.

- O czym? - Payne był cały czas zdezorientowany.

- Nie pamiętasz?

- Zayn, ja nie pamiętam co wczoraj jadłem na obiad! Nie mówiąc już o tym co tam sobie z tobą paplałem!

- Boże, jak ty wszystko utrudniasz - jęknął ze frustracji, tupiąc nogą. - Mówiłeś o ślubie, idioto!

Wstrzymałem powietrze w płucach. Zauważyłem, że moja szczęka całkowicie się otworzyła, prawie upadając na stół! Chciałem spojrzeć na Louisa, by ocenić jego reakcję, ale byłem zbyt zszokowany, by odwrócić wzrok od pary. Nawet Liam umilkł w tymże momencie, jedynie obserwując z szeroko rozchylonymi powiekami jak Malik klęka na jedno kolano, sięgając przy tym do kieszeni swej grubej bluzy. Poczułem małą, wgniatającą się w moje kolano dłoń. Złapałem swojego partnera w zgięciu łokcia sprawdzając jego puls. Było dobrze. Crystal po mojej prawej stronie chlipała cicho w swój sweter, a Niall wydawał się trzymać najlepiej z nas wszystkich.

- Wiem, że kłócimy się prawie codziennie. Jestem nadgorliwym, nie myślącym gburem, a ty często zachowujesz się jak zakutasiony wariat, ale kocham cię. I chcę z tobą wyjechać. Nie teraz, pewnie nawet nie w tym roku, ani za dwa. Ale chcę wziąć z tobą ślub. Więc, czy przyjmiesz ten sygnet, na który wydałem wszystkie oszczędności z ostatniego pół roku i zostaniesz moim mężem?

- O ja pierdolę, mogłeś wziąć coś tańszego! - zawołał, z dłonią ułożoną na policzku, jednak w momencie, w którym już miałem zamiar uderzyć się z otwartej dłoni w czoło, uśmiechnął się rozczulony i przysięgam, że w jego oczach zobaczyłem łzy. - Tak, Zaynie, zostanę.

- To zajebiście, bo nie wziąłem paragonu od jubilera, a gdy cię zobaczyłem to jednak zacząłem trochę siusiać! - parsknął Zayn podciągając się do góry. - Kocham cię! - zawołał rzucając się w ramiona Liama.

- Kurwa, nie jadę do pracy, chuj! - wykrzyczał Tomlinson, który od razu puścił moją rękę i pobiegł w stronę pary. - Dzisiaj się napierdolimy, panowie, co wy na to?

- Tak, tak, tak! - krzyczał Liam, w między czasie oglądając obrączkę, która na pewno była zrobiona ze złota.

- Ale nie, czekaj. Ty musisz jechać do pracy! A my się napierdolimy.

- A nie ma chuja! - od razu zaprzeczył. - Albo chlejemy razem, albo w ogóle!

- No to kto pójdzie do roboty?

- Ojczulek da sobie jeden dzień radę i na pewno będzie wyrozumiały, gdy dowie się o co chodzi.

- To może zaprosicie go tutaj? - z inicjatywą wyszła Crystal. Podszedłem do zaręczonej pary, przytulając ich mocno.

- To dobry pomysł - zgodził się Liam.

- Ja nie jestem gotowy! - pisnąłem. - Myslałem, że będę miał czas by się mentalnie przygotować na to spotkanie!

Louis zaśmiał się w moje ucho, kiedy objął mnie mocno w pasie od tyłu. - Teraz się tym kompletnie nie przejmuj. Musimy już zawieść twój i Nialla tyłek na przystanek, a dopiero później zadzwonię do taty, by w ogóle spytać co czy znajdzie trochę czasu. Jest poniedziałek, to może być ciężkie.

Przez następną chwilę wszyscy domownicy (tak, łącznie z Perrie, która zwabiona hałasem zeszła na dół) zaczeli składać narzeczeństwu gratulacje i wtedy Liam zrobił cos czego bym się po nim w najbliższym czasie nie spodziewał. Popłakal się. Zayn od razu zgarnął go w objęcia, całując po twarzy. Wszyscy się tulili i uśmiechali. Było bardzo rodzinnie.

Właśnie tak. Było rodzinnie. Poczułem, że mam swoją rodzinę. Bez mamy i taty, ale z moim cudownym chłopakiem i przyjaciółmi. Odpowiada mi taki scenariusz.

*

- Dostałem najlepszą ocenę z całej klasy! - wykrzyczałem po powrocie ze szkoły, zaglądając do Louisa, który siedział w "biurze". W tym pomieszczeniu miał wszystkie potrzebne rzeczy do pracy, dużo papierów, biurko, komputer i inne rzeczy. Uśmiechnąłem się na widok szatyna, którego wzrok wlepiony był w ekran laptopa. Nie czekając na to, co powie, wpakowałem się na jego kolana obchodząc biurko do okoła. - Pani Malfroy zaproponowała mi konkurs z angielskiego. W dodatku wystawiła moje projekty na korytarzu szkolnym. Nigdy nie byłem tak doceniony!

- Czemu nawet nie jestem zdziwiony? - szatyn przewrócił oczami z czułym uśmiechem.

- Ostatecznie jednak cieszę się, że poszedłem do szkoły - wyszerzyłem się. - A jak nasze gołąbeczki?

- Mógłbyś mnie najpierw spytać co u mnie, wiesz

- Wiem, ale jednak bardziej interesują mnie losy twojego brata i jego narzeczonego - wyszczerzyłem się cynicznie, dotykając z czuciem karku szatyna.

- Cały dzień się obsciskują i nie mogą doczekać naszego pijanego wieczorku, śmierdzielu - przewrócił oczami.

- Aż tak śmierdzę po tym wfie?!

- Tylko troszkę, twoje włosy nie pachną tak ładnie jak zwykle.

- Uh, no bo tam, w szkole są prysznice, ale po pierwsze zapomniałem szamponu, a po drugie to trochę niezręczne, nie wiedząc, kto wcześniej ich używał - zmarszczyłem nos. - Twój tata dzisiaj przyjdzie?

- Przyjdzie! - uśmiechnął się, ściskając figlarnie mój nos. Przełknąłem ciężko ślinę, starając się odwzajemnjc ten uśmiech szczerze mimo swoich nerwów.

- Jest coś, co powienienem wiedzieć przed spotkaniem z twoim tatą? Jak powienienem się zachowywać, lub czego unikać? - stałem się dociekliwy.

- Jest jedna, bardzo ważna zasada - przyznał z poważną miną, a więc przysłowiowo zamieniłem się w słuch. - Bądź w stu procentach sobą.

- O nie - prychnąłem dramatycznie. - Z takim podejściem twój ojciec mnie znienawidzi - owinąłem sobie kosmyk włosów Louisa w okół palca, świadomie poprawiając pośladki na jego kroczu. Zacisnąłem swe siekacze na dolnej wardze, obserwując jak zacisnął szczękę.

- Staruszek jest bardzo wyluzowanym facetem, kotku, nie masz absolutnie czym się denerwować.

- Okej - zachichotałem blisko jego ucha. Mając siedemnaście lat moje hormony naprawdę robiły sobie ze mnie żarty. W szkole nie mogłem się skupić wyobrażając sobie ciężkiego penisa na swojej dłoni. - Ubrałem dzisiaj tą bardzo ładną bieliznę - mruknąłem niewinnie, patrząc uważnie w lazurowe tęczówki.

- I co, wygodna? - zapytał, nawet nie patrząc na moją twarz. Oho! Chyba obrał taktykę udawania obojętnego!

- Bardzo przylegająca i miękka - ciągnąłem dalej swój "zmysłowy" ton głosu. - Boję się, że ktoś ją zauważył.

- Słucham?! - warknąl, momentalnie cały sztywniejąc, a ja zaśmiałem się.

- I teraz akurat przejąłeś się moimi słowami?!

- Mówisz poważnie?!

- Nie, oczywiście, że nie ubrałem tej bielizny do szkoły, matołku - przycisnąłem się do niego bardziej. - Przecież przebierając się na w-fie nie będę pokazywał swojego tyłka i penisa. A te majtki są cieńkie.

Przerzuciłem moją nogę przez biodro chlopaka tak, że usiadłem na nim okrakiem, ze swoim kroczem znajdującym sie bardzo blisko jego. - Nie spodobałoby ci się to, hmm? - kontynuowałem.

- Harry, wszedł w ciebie jakiś rogaty diabeł? - Louis parsknął drętwo w moje usto, kładąc dłonie na moich bokach. - Oczywiście, że by mi się nie spodobało. Sama myśl o tym, że inni widzą twoje ciało jest... zła.

- Nikt by mnie przecież nie dotknął - wzruszyłem ramionami, równocześnie trącając biodrem dłoń chłopaka, która powędrowała na mój lewy pośladek.

- Oczywiście, że nie - pokręcił głową, ściskając materiał moich spodni. - Majteczki są dla nas, prawda? - słyszałem w jego głosie, że stara się upewnić w tym temacie. Zaśmiałem się, rozwiązując swój wkurzający krawat.

- Oczywiście, że tak - dotknąłem materiałem jego szyję. - Ale teraz muszę już iść.

- No chyba sobie jaja robisz - jęknął, gdy zszedłem z jego kolan, a jego dłonie bezwładnie zeszły wzdłuż moich ud, nim się odsunąłem.

- Muszę wziąć prysznic, a później wybrać ładne ubrania na wieczór - wzruszyłem ramionami, rzucając mu ostatnie spojrzenie, nim przekroczyłem próg pokoju.

Zagryzłem wargę, rozglądając się dookoła. Wszedłem do pokoju Louisa, biorąc z niego pudełko z moim "prezentem" i zamknąłem się w toalecie. To nie mogło być takie trudne. Odetchnąłem głęboko, ogladając fioletową, sylikonową zabawkę w ksztalcie penisa, na której sam widok całkowicie nieświadomie się oblizałem. Postanowiłem najpierw wymyć swoje ciało i włosy.

Stanąłem pod prysznicem pracując namydlonymi rękoma na swoim ciele. Przymknąłem powieki, zupełnie zatracając się w myślach. Nie potrafię określić, w którym dokładnie momencie zacząłem w głowie zastępować moje ręce dotykiem szatyna. Jego dłonie zawsze były delikatne, ale przy tym stanowcze i pewne. On zawsze wiedział czego chce. Chciał mnie. Ta myśl była kompletnie rozgrzewająca.

Przeniosłem dłonie na włosy, myjąc je spokojnie. Po tym odchyliłem głowę, zaciskając palce na kościach biodrowych, które Louis uwielbiał dotykać, wiele razy mi o tym mówił. Nawet przed snem gładził to miejsce. Ale był również bardziej ostry dla moich boków, kiedy całowaliśmy się lubieżnie, zupełnie przeciwnie od słowa "niewinnie". Kiedy moimi palcami przesunąłem po pośladkach, nie zauważyłem, w której chwili palce same zaczęły pocierać moje ciasne wejście. Oblizałem usta, zakręcając wodę. Przez dłuższą chwilę pocierałem się, napierając co jakiś czas opuszkami palców bardziej na obręcz mięśni przez co spomiędzy moich warg wydostał się cichy jęk.

Wiedziałem, że muszę być cicho, ponieważ na piętrze był Niall i zapewne Crystal. Dziewczyna odkąd wkroczyła w szósty miesiąc ciąży praktycznie nie wychodziła z domu popadając w paranoję, że kiedy tylko wyjdzie coś stanie się jej córce.

Zauważyłem jak wielką przyjemność sprawia mi bawienie się swoją dziurką. Spojrzałem na swojego penisa widząc, że jest twardy i sterczący. Pomyślałem o tym, czy Louisowi by się spodobał. W końcu mój wzrok powędrowal na fioletową zabawkę oraz stojący obok niej na szafce lubrykant. Po zrobieniu jednego kroku w brodziku do przodu, wyciągnąłem dłoń w kierunku tych właśnie rzeczy. Wyłączyłem wodę. Przyjemne wielkie krople spływały wzdłuż mojego ciała po plecach, torsie i twarzy. W ten sposób mój penis również był mokry. Bez oporu poruszyłem na nim kilka razy dłonią. Otrzymując pełne podniecenie musiałem się rozciągnąć. Otworzyłem buteleczkę z nawilżaczem, ktory rozprowadziłem po palcach, równocześnie klękając, aby wygodnie rozłożyć nogi w tejże pozycji. Usiadłem na swoich piętach jedną z dłoni rozchylając swoje pośladki. Zacząłem nawilżać obręcz mięśni, palcem drugiej ręki przenosząc w okolice mojego sutka. Wyciagnąłem rękę do gory, dziękując niebiosom na długie ramiona dzięki, którym włączyłem ponownie wodę, która zagłuszyć mogla moje potencjalne jęki. Nie byłem przecież tak głośny jak mi się wydawało, prawda? To tylko trochę potężniejsze wypuszczanie powietrza z ust i małe skomlenie, które zagłuszałem przegryzając wargi. To nie było głośne, na pewno nie. Po włożeniu w siebie pierwszego palca, na mojej twarzy rozciągnął się uśmiech.

Nie robiłem tego od naprawdę bardzo dawna, a przyjemność jaką dawało mi to uczucie, była tak ogromna, że rzeczywiście miałem ochotę krzyczeć, podczas poruszania palcem w swoim wnętrzu. Każdy najmniejszy ruch sprawiał mi wielką przyjemność, kiedy wyobrażałem sobie, że to mój partner mnie dotyka. Starałem się wykonywać takie ruchy, jakby robił je on. Ciężko było mi się zorientować, kiedy w mojej dziurce znalazły się napierające trzy palce. Ostatnim razem to już był moment, w którym osiągnąłem szczyt, a teraz mógł to być tylko początek, wstęp do tego, co może się stać. Drżącą z podniecenia i powstrzymywania swych stęknieć ręką, sięgnąłem po dildo, które nie zaprzestając ruchów swoich palców u drugiej dłoni, zacząłem nawilzać. Potrzebowałem naprawdę dużo nawilżenia. To pierwszy raz, gdy wkładałem w siebie coś większego niż moje palce, dlatego obawiałem się, że zabawka sprawi mi ból.

Podparłem dłonią ścianę brodzika, wyobrażając sobie, że Louis mnie do niej przyciska. Znałem jego temperament. Sapnąłem głośno, gdy wysunąlem z siebie bardzo delikatnie moje palce, biorąc później do wilgotnej dłoni sylikonową zabawkę, której koncówkę przysunąłem do swego wejścia. Gumowy członek wydawał się być duży. Powątpiewałem w to, że dam radę sprawić sobie nim przyjemność, ale w końcu przecież otworzyłem swoją dziurkę bardzo dobrze, byłem okropnie podniecony. Ciekawość tego, jakie to uczucie, stawiała mojego własnego kutasa do pionu tak mocno, że dotykał mojego brzucha. Nie mogłem teraz stchórzyć.

Z brodą uniesioną do góry i przymkniętymi dla własnego komfortu powiekami, zacząłem bardzo powoli i z czuciem opuszczać się na dildo, nagle zatrzymując z głośnym westchnieciem, gdy poszułem niezbyt przyjemny opór. To wcale nie było takie fajne, jakie mogło się wydawać. Ale nie poddawałem się, wiedząc że ból minie. I chciałem być gotowy na Louisa, kiedy przyjdzie czas na nasze zbliżenia. Lou chciał, bym poznał siebie, w ten sposób miałem to zapewnione.

Oddychałem niespokojnie, nie potrafiąc absolutnie się rozluźnić, kiedy czułem jak sylikon rozpycha moje ścianki w naprawdę inwazyjny sposób, lecz cały czas starałem się być cierpliwy.

- Louis, Louis, Louis... - szemrałem, przy tym prawie nie wypuszczając żadnego dźwięku z ust. To zaczynało mi pomagać, wyobrażałem sobie jego dłonie i kojący głos, kojące usta, które obdarzały mnie uczuciem wyzwolenia. To naprawdę pomagało. Próbowalem rozpaczliwie nie myśleć o tym, iż ten pierwszy prawdziwy raz będzie jeszcze bardziej bolesny, lekko balansując miednicą w przód i w tył, aby upewnić się czy mogę wsunąć dildo głębiej. - Mhmf... - sarknąłem, przysłaniając usta dłonią. Oparłem czoło o kafelki, kiedy za dużo wody lało się na moje włosy. Teraz krople spływały po moich łopatkach, wzdłuż kręgosłupa. Ta opcja była lepsza. Włożyłem zabawkę do końca, przełykając ślinę. - O mój Boże - wymamrotałem, oddychając głęboko, dzieki czemu miałem wrażenie, że za każdym razem gdy wypuszczałem powietrze, ból uchodził ze mnie chociaż odrobinę.

Poruszałem zabawką bardzo powoli, kiedy już zaczynałem się przyzwyczajać do wypełnionego wnętrza. Wiedziałem, że Louis najpierw robiłby to właśnie tak, powoli i trochę ślamazarnie. Chciałby, żebym oswoił się z nowym uczuciem.

Uścisnąłem swój lewy sutek, wiedząc jak Louis lubi tu zostawiać ślady swoich ust. Nawet teraz był tu różowy siniak zaraz pod sutkiem. Ponownie balansując miednicą, starałem się odnaleźć swój czuły punkt wiedząc, że, gdy tylko to zrobię, będzie mi dużo łatwiej. Uderzając gumowym penisem w inny punkt, przesunąłem jego główką po swojej prostacie, skomląc z przyjemności. Czułem trochę łaskotania, ale przede wszystkim towarzyszyło temu ogromne ciepło, które uderzało w moje prącie. To było tak cudowne uczucie...

- K-kurwa... - przekląłem, modląc się by płynąca woda zagłuszyła moje jęki jakie roznosiły się echem po łazience, gdy zacząłem poruszać się tylko pod tym jednym kątem.

Rozchyliłem usta naprawdę szeroko, suwając się po penisie w przód i w tył w zadawalającym mnie tempie. Było naprawdę dobrze. Uklękłem w innej pozycji, unosząc się ze swoich pięt. Prawą dłoń spokojnie podpierałem na podłożu, tym razem działając dobrze swym nadgarstkiem. Wiedziałem, że to nie potrwa długo. Z resztą, spieszyłem się, by moją długa nieobecność nie była podejrzana.

Zaciskałem zęby, spinając mocno szczękę, pragnąc z całej siły nie dopuścić do tego, by ktoś mnie usłyszał, kiedy zbliżałem się na szczyt. Rozstawiłem kolana szerzej, by dotknąć swojego penisa. Poruszyłem kciukiem po swoim napletku, bawiąc się szczeliną. Zacisnąłem oczy, pompując dłonią penisa. Poruszałem się coraz szybciej, w końcu pozwalając swojemu gardłu na wydobycie się z niego ostatniego jęku nim ubrudziłem brzuch nasieniem.

Nie było dużo spermy, filmy pornograficzne zawsze kłamały w tej właśnie kwestii. Ale za to ulga, jaką poczułem była niewyobrażalna. Jeszcze chwilę poruszałem się w przód i w tył, wyjmując z siebie zabawkę.

- Cholera - mruknąłem ze zmęczeniem, rzucając ją w bok. Wstałem, obmywając swe ciało. Kiedy to robiłem usłyszałem dzwonek do drzwi. Jeśli chłopcy zaczną bawić się ze swoim tatą beze mnie, nic się nie stanie, prawda?

Kurwa, prawie zapomniałam, że dzisiaj miał być rozdział, bo byłam pół dnia poza domem, a potem tylko leżałam i odpoczywałam po basenie, wybaczcie sksksksk

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro