Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3 Osoby P.O.V

Nami, Usopp, Chopper i Melody przybyli na Thriller Bark. Zostali zmuszeni do biegu przez Cerbera, który zranił ramienia Melody, Zombie oraz inne dziwne stworzenia. W końcu, po długim czasie biegania, mogli spokojnie usiąść i odpocząć. Czarnowłosa jednak połączyła kilka faktów. Teraz nasuwają jej się pytania. Dlaczego Cerber miał lisią głowę? Dlaczego Zombie ożyły? Czemu wszystkie stworzenia miały numery na sobie? Co skrywa ta wyspa? Nie zdążyła jednak na nie odpowiedzieć, ponieważ podjechała do nich kareta, która należała do Hildona. Cała trójka weszła do karety z ulgą, tylko nasza Melody miała jakieś podejrzenia co do Hildona. W końcu miał to samo co poprzednie istoty. Dużo szwów, opatrunków oraz numer na prawej części czoła, jednak kobieta nie chciała wzbudzać u innych podejrzeń i wraz z pozostałymi weszła do karetki. I tak oto zaczyna się ich kolejna straszna przygoda.

Melody P.O.V

Jechaliśmy wraz z tym dziwnym facetem. Nami wraz z Usoppem i Chopperem ucięli sobie z nim miłą pogawędkę. Z tego, co na razie się dowiedziałam to to, że jedziemy do rezydencji jakiegoś doktorka Hogbacka,  co nie bardzo mi się spodobało. Co jak co, ale on podobno umarł! Czy to nie jest podejrzane, że człowiek który był uważany za martwego, tak po prostu sobie tu żyje? To śmierdzi kłamstwem i to na kilometr. Na pewno coś tu jest nie tak... Ale z drugiej strony... Skoro był wspaniałym chirurgiem... To tłumaczyłoby te szwy i opatrunki... ale te numery.. Czyżby on robił te potwory? Ale to absurd! Nie można wskrzesić czegoś, co nie żyje!  Podczas gdy ja biłam się z myślami , Hildon powiedział, iż musi wyjść z powodu pilnej sprawy. Wszyscy skinęliśmy głowami. 

- Ej. Nie sądzicie, że to podejrzane? Ten Hildon. - Powiedziałam po chwili ciszy.

- Nie uważam, że jest podejrzany. Może i wygląda niezwykle, ale to nie znaczy, że jest podejrzany. A dlaczego pytasz Melody? -Zapytała Nami.

- Z tego co wiem, ten cały Hogback zaginął kilkanaście lat temu i uznano go za zmarłego. A teraz nagle się okazuje, że żyje sobie tutaj na tej wyspie? Coś mi tu śmierdzi i nie mówię tu o Usoppie.

-EJ! - krzyknął snajper. - Ja nie śmierdzę!

-Ale twoje tchórzostwo już tak. - powiedziałam, patrząc na Usoppa. Ten tylko poszedł do "kąta emo" Z czarną aurą unoszącą się nad nim. Uśmiechnęłam się lekko. Nareszcie zrozumiał.

-Nie obrażaj doktora Hogbacka! - krzyknął na mnie Chopper. Lekko mnie to zaskoczyło. Nigdy nie słyszałam, aby Chopper krzyczał. To się robi ciekawie.

-Czemu jesteś taki zły reniferku? Przecież ja tylko stwierdzam fakty. - powiedziałam, wzruszając ramionami. 

-Doktor Hogback to mój idol i nie pozwolę ci o nim tak mówić! - powiedział ze złością niebieskonosy. Nasz spór musiała załagodzić Nami.

-Uspokójcie się do cholery!- krzyknęła po czym uderzyła nas w głowę. Jęknęłam z bólu i zaczęłam pocierać bolące miejsce. 

-Za co to?! - powiedziałam do nawigatorki.

-Za rozpętanie kłótni. - rzekła z uśmiechem. Zawarczałam cicho w jej stronę. 

- Tak w ogóle gdzie Hildon? Długo nie wraca- powiedział  Usopp.

- Masz rację... Może coś mu się stało? - rzekła Nami.

- M-myślicie, że dopadły go te bestie?! - Krzyknął przestraszony Chopper. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, ponieważ kareta zaczęła się trząść.  Szybko wyjrzałam przez okno, aby być powitana przez armię Zombie, próbujących przewrócić karetę. 

-To zombie! - krzyknęłam do reszty. -Trzeba się wynosić! - powiedziałam, po czym złapałam tych co mogłam, otworzyłam drzwi karoty kopniakiem i wybiegłam wraz z Usoppem biegnącym za mną. Udało się nam uciec do jakiejś rezydencji nieopodal. 

-Nie podoba mi się to miejsce. - powiedziałam, starając się uspokoić oddech. 

-Nie przesadzaj Melody. Wolisz być pożarta przez te potwory? - zapytała Nami.

-Jeżeli będzie trzeba. I tak kiedyś nadejdzie nasz koniec. - Powiedziałam, wzruszając ramionami. Mogłam tego nie mówić.

-Oszalałaś?! Nie waż mi się tu umierać! Kto mnie obroni?!- krzyknęła rudowłosa, uderzając mnie w głowę. Jęknęłam z bólu. Dlaczego zawsze głowa?! Tak czy siak weszliśmy  do tej (podejrzanej) rezydencji. Zostaliśmy powitani przez kobietę o blond, krótkich włosach, długiej sukience i wielkiej bliźnie ze szwami, która przebiegła przez pół jej twarzy. 

- Kim jesteście? - zapytała pustym głosem. 

-Nazywam się Nami, a to jest Usopp, Chopper i Melody. Przyszliśmy spotkać się z doktorem Hogbackiem. - powiedziała wesoło Nami. Kiwnęłam tylko w potwierdzeniu jej słów. 

-Kobiety i renifer mogą wejść. Chłopak z długim nosem niech szykuje się na zagładę. - powiedziała po czym znikąd wyjęła górę talerzy i zaczęła rzucać je w snajpera. Usopp nie dał rady uniknąć talerzy i cały czas dostawał w głowę. Nie mogłam zatrzymać śmiechu. To było zbyt zabawne. "Wielki Usopp" Pirat, a do tego snajper nie potrafił uniknąć talerzy rzucanymi przez kobietę z zerowym doświadczeniem bojowym. No, czyż to nie zabawne? Niestety moją zabawę przerwał wielki człowiek (wielki wszerz) z okularami przeciwsłonecznymi, wielkimi kłami wampira, długim nosem, szpiczastymi uszami, tatuażem na ramieniu i blizną na czole. 

-Cindry-chan! Przestań! To są moi goście! - krzyknął strasznie wysokim głosem. Kobieta znana jako "Cindry - chan" zaprzestała swojego ataku na Usoppa, który padł na podłogę cały poobijany. Zachichotałam cicho. No nic. Zabawa kiedyś musi się skończyć.  Po małym zapoznaniu dowiedzieliśmy się, iż człowiek jest znanym Hogbackiem, który odszedł tutaj, ponieważ dowiedział się o tych istotach. Oprowadził nas po rezydencji i dał nam pokoje. Wraz z Nami poszłam do łazienki, aby umyć się po całym dniu wrażeń.

- Przypomnij mi dlaczego miałam wejść z tobą? - zapytałam, zdejmując ubrania. 

-Ponieważ jesteś dziewczyną i boję się być tu sama. - rzekła rudowłosa wchodząc do wanny. Poszłam w jej ślady.  O dziwo wanna była wystarczająco duża abyśmy zmieściły się we dwie i doszła jeszcze jedna osoba.  

-Ahhh~ Jak przyjemnie - powiedziała Nami z błogim uśmiechem. 

- Rzeczywiście bardzo przyjemnie. - Zgodziłam się z lekkim uśmiechem. Woda była taka ciepła, a zapach olejków przejął moje zmysły. Było naprawdę wspaniale. 

-Wiesz Melody nigdy nie zwracałam na to uwagi ale... - Urwała rudowłosa.

- Ale? - podniosłam na nią brew zaciekawiona lekko. 

- Masz duże piersi. - powiedziała z uśmiechem. Zamurowało mnie. Po cholerę ona to powiedziała?! 

- Em... Dzięki? Ty też masz duże.. - odrzekłam, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. Nami zaśmiała się cicho. 

-Czyżby nasza Melody się speszyła~- powiedziała dokuczliwym tonem. Odwróciłam głowę w bok, aby nie zobaczyła mojego rumieńca. 

-Cichaj kobieto. 

//Koniec rozdziału! Mam nadzieję, że wam się spodobał! A teraz moje ubłagane ferie~ Nareszcie trochę odpoczynku od tego więzienia(czyt. szkoły). Kto z was też ma już ferie, a kto będzie dopiero miał? Śmiało piszcie w komentarzach^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro