Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 P.O.V Narratora 

Melody i Załoga Słomkowych przybyli na pomoc Hachi'emu, który okazał się być przyjacielem Camie. Skończyło się to walką z niejakim Duvalem. Podczas pojedynku, hełm przeciwnika, który ewidentnie był wściekły na kucharza załogi, został strącony z głowy mężczyzny, ukazując twarz, która znajdowała się na plakacie gończym naszej kręconej brewki. Cała banda piratów była w niemałym szoku. Tak oto, znajdujemy się w aktualnym momencie. 

Melody P.O.V

O chłopie ...

 To była dokładnie moja myśl, po zobaczeniu twarzy Duvala. Ja rozumiem, że można nie być zbyt przystojnym lub ogólnie przeciętnym .... ale żeby aż tak!  Ja bym złożyła reklamację, czy coś ... Tak czy siak, cała moja ekipa stała jak wryta, wpatrując się na sprawcę, całej tej relacji, który  drżał z emocji. W sumie nie dziwię mu się. Żyjesz sobie spokojnym życiem, a tu nagle marynarka próbuje cię zabić za rzekome bycie piratem. Oszaleć możesz! 
- Ta twarz ... Czy to możliwe? - zapytała Nami, podchodząc do krawędzi statku. Spojrzałam się kątem oka na kobietę, by zaraz odpowiedzieć.
-Najwyraźniej... Ale ciężko w to uwierzyć....- odparłam na tyle głośno by usłyszeli, ale nie aż tak, by nasza mała drama queen wpadła w większą depresję lub coś takiego. 
-Niesamowite ... Nie sądziłem, że ktoś może wyglądać, tak jak ... Sanji z listu gończego ...-mruknął Chopper, używając liny, by mieć lepszy widok na całą sytuację. Ma rację .. Wydaje się to niemożliwe. Cóż ... Ja sama na początku myślałam, że ten "artysta", który zajął się rysunkiem kucharzy był albo pijany, albo naćpany ... Lub też obie opcje naraz, ale że ktoś taki ...naprawdę żyje? Współczuję mu rodziców...Nie wiem, co brali, ale lepiej niech zmienią dawkę, skoro mają te efekty. 
-Czarna Nogo Sanji ... To wszystko twoja wina! - Rzekł przez Łzy Przywódca Latających Rybojeźdźców. Kucharz, ostro zdenerwowany począł biec na przeciwległą stronę statku, by po chwili wskoczyć do wody. Ja wraz z Zoro, Luffym i Brookiem obserwowaliśmy całą scenę, oraz ignorowaliśmy monolog Duvala, no, bynajmniej ja. Po cholerę mi to wiedzieć? Nie interesuje mnie twoja wielka, życiowa depresja. Idź sobie z tą twarzą wymień w sklepie, czy coś. Gdy mężczyzna wynurzył się z wody, to Luffy, będąc idiotą, jakim jest,  musi się zapytać co chce zrobić. Westchnęłam tylko i podniosłam wzrok na kapitana.
- Luffy ... Ty udajesz, czy serio nie masz za grosz rozumu? Oczywiście, że idzie się rozprawić z jego "podróbką". - odparłam szorstko, wywołując dziecinny jęk i nadęcie policzków, przez czarnowłosego. Przewróciłam oczami na jego wybryki, a moja ręka zsunęła się po moją katanę, jednak zgadnijcie co? Chwyciłam nie tą "katanę" Marimo. Zielonowłosy, którego zarumienienie przemieniło się szybko w złośliwy uśmieszek, spojrzał na mnie pogardliwie. 

-Aż tak bardzo chcesz sprawdzić, czy rzeczywiście nie jest taka mała?- zapytał pewnym siebie tonem, na co ja zarumieniłam się zakłopotana. Nosz kur...! - Nie... Chciałam tylko sięgnąć po swoją katanę, jednak zamiast tego najwyraźniej złapałam jakiegoś patyczka. Moja pomyłka.- odparłam, szybko zabierając dłoń i krzyżując ręce na piersi, uwydatniając je bardziej. Cóż... duże piersi, tyle powiem.  Najwyraźniej moja odpowiedź nie spodobała się szermierzowi, który prychnął w odpowiedzi.- Nie dziwne, że taka smarkula jak ty boi się chwycić coś takiego. - odparł wyższy, na co ja warknęłam głośno. 

-Smarkula? NIE JESTEM SMARKULĄ, TY PIEPRZONY PRAWICZKU!- krzyknęłam, dźgając szermierza w pierś, na co ten skrzywił się ze złości i nachylił się do mnie.

- JAK MNIE NAZWAŁAŚ GÓWNIARO?!- odparł ciemnooki, podnosząc pięść w moją stronę

- "PIEPRZONY PRAWICZEK"! PRZELITEROWAĆ CI, ŻEBY TWÓJ MAŁY MÓŻDŻEK ZAŁAPAŁ?!- odgryzłam się, zaraz to naciskając swoje czoło, do jego. Normalnie można było zobaczyć błyskawice, które strzelały z naszych oczu. 

 - Melody-san! Zoro-san! Proszę przestańcie się kłócić! To nie jest odpowiednia chwila.- wtrącił szkielet, próbując nas rozdzielić. 

-NIE WTRĄCAJ SIĘ, PSI KĄSKU!- krzyknęliśmy w tym samym momencie, a łzy poczęły płynąć z jego oczodołów. Jak to w ogóle możliwe? Nie mam pojęcia. 

-Okrutni...- jęknął słabo szkielet, próbując zetrzeć ów słoną ciecz ze swoich kościstych (dosłownie) policzków. Naszą kłótnie zakończył spór dwóch blondynów odnośnie plakatu gończego. Prychnęłam cicho, odsuwając się od zielonowłosego. Jeszcze z nim nie skończyłam. Jednak trzeba przyznać, że następne słowa ludzi wywołały na moich ustach uśmiech, a nawet chichot z mojej strony. Brook chyba też nie wytrzymał, bo wybuchnął śmiechem i padł na kolana, wręcz płacząc ze swojego rozbawienia, co najwyraźniej nie spodobało się Sanjiemu.

-Brook! Skopię tego dupka zaraz po tobie! - wrzasnął kucharz Słomkowych, jednak muzyk nie brał chyba tego poważnego. Zresztą, kto by brał? To wręcz komiczne. Cała sprawa sprawiała, że ​​moje chichoty przemieniły się w pełnowartościowy śmiech, aż w końcu turlałam się po ziemi, nie wytrzymując tego wszystkiego. O mój boże! W końcu spróbowałam jakoś powstrzymać swój śmiech, co udało mi się po jakimś czasie. W tym samym momencie Sanji chwycił przywódcę gangu za szyję, dociskając go do grzbietu wielkiej krowy. Następne co się stało, to deszcz trujących harpunów, który został wystrzelony przez tego mafiozę od siedmiu boleści. Szybko wyjęłam swój flet i poczęłam grać melodię, a nuty pospieszyły w stronę Sanjiego, odpędzając niektóre pociski, przez co nie został trafiony. Westchnęłam z ulgą, widząc jak starszemu nic się nie stało. Matko boska ... Czy nie możemy mieć jednego, spokojnego dnia? Po tym, jak kucharz został uchwycony, przez tych jeźdźców ryb, którzy schwytali go w metalową sieć i zaciągnięty do wody, moje oczy rozszerzyły się w szoku. -SANJI! - krzyknęłam, podbiegając do krawędzi. Miałam już skoczyć do wody, jednak oczywiście musiał wtrącić się ten idiota mówiąc, że nie byliśmy w  stanie go uratować Nawet Hachi. Zacisnęłam dłoń w pięści i zaczęłam iść w stronę Duvala, moja fedora rzuciła cień na  oczy. Me kroki były głośne. Było to spowodowane zarówno przez moją wściekłość, przez którą z każdym krokiem powstawała mała fala dźwiękowa, oraz tym, iż nosiłam obcasy, które były dość głośne same w sobie. Chwyciłam flet i schowałam go  bezpieczne na swoje miejsce. Nie potrzebuje go teraz. Moja aura pociemniała, przypominając tą morderczą, a gdy spojrzałam na już zestresowanego Duvala, mogłam przysiąc, że moje oczy jarzyły się wściekłością. W końcu dotarłam do sprawcy całego wydarzenia i przygniotłam go do grzbietu krowy swoim butem, stając na jego szyi. 

-Ty... Chyba nie zdajesz sobie sprawy, z kim ty masz do czynienia..- zaczęłam głębszym tonem, wpatrując się w duszę wyższego z tym swoim groźnym spojrzeniem.- Może i jest wielkim zboczeńcem... Jednak Sanji to część naszej załogi, i mogę ci przysiąc, że jeżeli on umrze, wydłubię ci oczy i wsadzę głęboko w gardło, byś mógł patrzeć jak powoli rozrywam twoje ciało na kawałki. -zakończyłam ostro, wskazując ostrze swej katany prosto na twarz, teraz już zastraszonego, dowódcy, który szybko chwycił swój den-den mushi i rzekł przez niego drżącym głosem.

-W-wszystkie j-jednostki... O-Odwrót. P-przynieście Czarną Nogę na b-brzeg.- wyjąkał szybko, a jeźdźcy, mimo protestów, wykonali rozkaz.  W ten sposób schowałam katanę z powrotem do pochwy i pozwoliłam Duvalowi odejść. Chwilę potem jednak Sanji postanowił stłuc Przywódcę Latających Rybojeźdźców na miazgę, a wynik tego był zaskakujący. Cała moja załoga była oszołomiona, co udowodniła swoim okrzykiem niedowierzania. Mi aż opadła szczęka.

Duval zaczął wyglądać jak człowiek





// NARESZCIE! Udało mi się coś wyskrobać! Mam nadzieję, że ten rozdział spełnia wasze oczekiwania i nie zabijecie mnie za tak długą nieobecność. Sama jestem dość zadowolona. W końcu nie pisałam od dłuższego czasu. Ale no. Życzę wam miłego wieczoru/ dnia (zależy o której czytacie) i do następnego rozdziału~^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro