¢Sasori¢

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by Sasori zaniemówił.

Bez wątpienia była niezwykle piękną kobietą, przyciągającą uwagę napotkanych mężczyzn.

Jednak to był jeden z wielu powodów, dla których lalkarz zapragnął posiąść ją w swojej kolekcji.

Nigdy przedtem nie miał do czynienia z tak nieuchwytną i potężną kunoichi.

Podczas walki wyglądała jak w transie, poruszała się z gracją godną księżniczki, choć od danego tytułu było jej niezwykle daleko.

Od dnia spotkania jej ponownie, nawet na chwilę nie zaprzestał prób poszukiwania jej, a w wolnych chwilach dumał i obmyślał plan pochwycenia czarnowłosej.

Mimo wielu prób, każda zakończyła się fiaskiem. Przez lata i silną umiejętność, którą szlifowała dzień za dniem, stworzyła swoją własną obronę absolutną.

Jednak pokonywanie silnych ninja było konikiem dla tej organizacji.

Lalkarz pragnął jej ciała i wiedział, że dzięki niej stanie się o wiele silniejszy niż dotychczas. Szanował jej umiejętności i z dumą obserwował jak raz po raz, staję się coraz to bardziej nieprzewidywalna i potężna.

Nie tylko dlatego, że była jedyną, która tak długi czas wzbraniała się przed nim.

A dlatego, że za dziecka pół życia spędzili razem.

Po dołączeniu do organizacji był pewien, że już nigdy jego oczy jej nie ujrzą, że prawdopodobnie zginie szybko i całe wspomnienia o kunoichi pójdą w niepamięć.

Jednak ten dzień, jej głębia oczu, subtelny uśmiech i delikatny głos...To wszystko sprawiło, że musiał mieć ją przy sobie.

Za wszelką cenę.

~

— Wiecie, co robić. — Pain posłał dwójce shinobi znaczące spojrzenie. — Oby tylko nie zajęło wam to zbyt długo.

— Tak...Wiem doskonale, o co ci chodzi. — Sasori spojrzał na niego spode łba, wyglądał na niezwykle skupionego. — Nie mogę dłużej pozwolić jej czekać... Nienawidzi tego prawie tak samo, jak ja.

Czerwonowłosy zakrył głowę słomianym kapeluszem i odwrócił się gwałtownie, ruszając z niezwykłą szybkością przed siebie.

Deidara natomiast, wpatrywał się w Paina z wyczekiwaniem. Przeczuwał, że Lider ma mu coś do powiedzenia na odchodne.

— Nie pozwól, by rządziły nim złe emocje. — Zadarł głowę ku górze, nieznacznie marszcząc brwi. — Akcja przejęcia tej dziewczyny może stać się bardzo kłopotliwa, zważywszy na okoliczności.

Blondyn kiwnął głową, po czym złożył ze sobą dłonie i zniknął z oczu rudowłosego.

— Nawet bardziej, niż przypuszczasz...Sasori. — Zmrużył oczy z powagą. — Tym razem powinieneś powstrzymać się od zabicia jej, dla swojego własnego dobra.

~

— Mistrzu Sasori. — Deidara zwrócił na siebie uwagę lalkarza. — Ta kobieta. — Widział, jak drgnął. — Opowiedz mi o niej coś więcej. Zupełnie nie wiem, czego się spodziewać, gdy dojdzie do starcia.

— Nic nie musisz. — Głos Sasoriego przesiąknięty był jadem. — To moja misja, a ty jesteś tu tylko niepotrzebną kulą u nogi.

Blondyn zmarszczył brwi na jego komentarz. Nawet w takim momencie, nie mógł powstrzymać się od chamskich komentarzy w stronę wyższego mężczyzny.

Szli więc większą część drogi w ciszy, a towarzyszył im pobrzmiewający, przyjemny dla ucha dźwięk dzwonków.

W końcu, gdy na horyzoncie pojawił się nieduży, przydrożny bar, Sasori zdawał się zmienić swoje nastawienie.

— Mio...Sama — Na moment umilkł, gdy przed oczami stanął mu widok kunoichi za dziecka. — Ma na imię Mio. Ta dziewczyna... Jest jedynym, czego na tą chwilę pragnę od życia.

Blondyn przyjrzał mu się uważnie, być może nie do końca rozumiejąc sens jego słów. Za chwilowa zawiechą mógł stać także niekryty szok, w końcu Mistrz Sasori nigdy wcześniej nie mówił o nikim z takim szacunkiem, dumą i...uczuciem?

Mógł tak nazwać to, co zobaczył tego dnia w jego oczach. Ta jedna, mała, z pozoru nic nieznacząca iskierka.

— Kiedyś, za dzieciaka, byliśmy nierozłączni. Jednak ja opuściłem wioskę, a ona wróciła do domu, by oddanie służyć Wiosce Ukrytej w Skałach. Po tym, jak odszedłem, nic nie trzymało jej w Sunie.

— A więc jest kunoichi z Iwagakure. — Uśmiechnął się pod nosem. — Wygląda na to, że ta misja będzie dosyć prosta. — Parsknął, a Sasori zacisnął pięść. — Techniki shinobi Ziemi nie mają szans z moją sztuką,hm!

— Nie lekceważ jej.

Blondyn natychmiast stracił dawny uśmiech, gdy lalkarz zatrzymał się przed nim i mógł przysiąc, że poczuł otaczającą go w powietrzu, aurę śmierci.

— To nie jest ktoś, kogo możesz zlekceważyć. — Patrzył na niego z widoczną złością.

Zatrzymali się zaledwie w odległości około pięćdziesięciu metrów od budynku. Wiatr delikatnie kołysał bibułkami przy ich kapeluszach.

— Chwila twojej nieuwagi, a będziesz martwy. Tym razem... Weź moje słowa na poważnie.

Dziewiętnastolatek przełknął cicho ślinę. Jeśli faktycznie mówił to Sasori, a ponoć znał ją bardzo dobrze, to najwidoczniej młody artysta aż nadto przecenił swoje możliwości.

Po dłuższej chwili mierzenia się spojrzeniami, postanowili na niedługi czas zatrzymać się w barze.

Gdy tylko weszli do środka, zapadła cisza. Przy stołach siedziało wielu niebezpiecznych, zbiegłych shinobi rangi S.

Nic więc dziwnego, że dwóch członków Akatsuki zwróciło na siebie uwagę niemal natychmiast.

Niektórych oczy przysłonił strach, innych nienawiść i rządza mordu. Jednak mimo tak skrajnych emocji, nikt nie ruszył się z zajmowanego miejsca.

Podeszli do jednego z niewielu wolnych stolików i zasiedli, wciąż nie zdejmując kapeluszy.

— Ej...Mistrzu Sasori. — Deidara dobył w dłoń jedną z dwóch szklanek, jakie postawił przed nimi pracownik baru. — Jak chcesz znaleźć tą całą Mio, hm?

— Nie ma potrzeby jej szukać. — Przymknął na moment powieki, a wtedy drzwi baru się otworzyły. — Sama do mnie przyjdzie.

Deidara powędrował wzrokiem w kierunku wejścia. Zatrzymał wzrok na średniego wzrostu, czarnowłosej kobiecie. Sasori siedział tyłem do wejścia, jednak nie zwrócił uwagi na skupienie swojego partnera.

Pierwsze słowo, jakie przyszło na myśl artyście, gdy patrzył na nią, brzmiało :

Piękna.

Jej długie, czarne niczym onyks włosy opadały swobodnie na szczupłe ramiona. Twarz na tle innych shinobi w pomieszczeniu wydawała się być nieskazitelnie czysta, delikatna. Nie splamiona złem.

Jednak tym, co najbardziej zwróciło jego uwagę, były jej atrakcyjne oczy. A raczej ich barwa.

Pierwsze skojarzenie jakie mu się nasunęło, to kamień, który tak niedawno znalazł. Zerknął na niego, gdy wydłubał go z głębokiej kieszeni płaszcza.

Ametyst był idealnym odzwierciedleniem jej tęczówek. Barwa fioletu, przeplatana jaśniejszymi jego odcieniami i gdzieniegdzie, lekko wypłowiałą bielą.

Spojrzała na niego, gdy zbyt długo jej się przyglądał. Przyodziana w urokliwe kimono, podeszła do stolika obok i wyciągnęła spomiędzy palców jednego z shinobi, jeszcze nie odpalonego papierosa.

Włożyła go sobie między wargi, subtelnie zerkając raz po raz na Deidare. Czuł, jak pod jej spojrzeniem kolana mu wiotczeją.

Była ewidentnie starsza od niego, jednak mimo to, uznawał jej piękno samo w sobie jako sztukę.

Potem, gdy odpaliła papierosa, przeniosła wzrok na jego towarzysza. Jej wzrok znacząco złagodniał, a pełne usta delikatnie drgnęły na znak uśmiechu.

Wiedziała, że go znajdzie. Nie musiała daleko szukać.

Blondyn zamrugał szybko, gdy zniknęła mu z oczu, a chłodny, delikatny wiatr otulił jego rozgrzane poliki.

Spojrzał naprzeciw, nieco ze skosa na czerwonowłosego.

— Dawno się nie wiedzieliśmy... — Mruknęła mu do ucha przyciszonym głosem, powodując u mężczyzny znaczny skok tętna. — Sasori-Dono.

To stało się dosłownie w ułamku sekundy. Nie wyczuł jej czakry, nie usłyszał nawet cichego szelestu. A ona tak po prostu pojawiła się za nim i objęła ramieniem.

Spojrzał na zgrabną dłoń, która oparta była na jego barku. Schludne, średniej długości paznokcie w kolorze czerni nadawały jej dłoni zadziornego wyglądu. A ozdabiające jej palce sygnety rozpoznałby wszędzie.

W końcu wszystkie były stworzone przez niego.

— Kazałeś czekać mi na siebie już zbyt długo. — Spuściła wzrok na moment, nie pozbywając się delikatnego uśmieszku. — Tak więc oto jestem. — Wyszeptała znacząco.

Przełknął cicho ślinę, zdając sobie właśnie sprawę, że wcale nie był przygotowany na spotkanie z nią. Mimo tylu lat obmyślania planu, analizowania wszystkiego. Tylu prób.

— Jeśli faktycznie chcesz mnie mieć... — Zrobiła chwilowa pauzę, a on usłyszał jej delikatny śmiech. — Spróbuj.

Wyprostowała się i sięgnęła dłonią, ściągając z głowy lalkarza słomiany kapelusz.

Po czym odwróciła się, spokojnym krokiem wychodząc z baru.

Deidara zdał sobie sprawę, że przez tę krótką chwilę wstrzymał oddech. Patrzył na Sasoriego, w ogóle go nie poznając.

— Mistrzu Sasori? Wszystko z tobą w porządku? — Spytał niepewnie.

— A jednak... — Odparł słabo, jakby do siebie. — Deidara. — Rzekł twardo, podnosząc nagle wzrok na młodszego chłopaka.

— T-tak? — Wytrzymanie spojrzenia lalkarza było dla niego teraz nie lada wyzwaniem.

— Przygotuj się. — Wstał gwałtownie od stołu, wywracając przy tym krzesło z impetem. — Na to, że mogę już z tobą nie wrócić.

— Ale o czym ty mówisz, hm?

— Ona będzie moja. — Zmrużył oczy. — Za wszelką cenę.

Odszedł o stołu i szybkim krokiem udał się na zewnątrz, poszukując wzrokiem kunoichi.

Przeszedł spory kawałek, póki nie ujrzał jej, siedzącej na położonym nieopodal, dużym kamieniu.

Dopalała papierosa, wydmuchując powolnie dym na zewnątrz. Patrzyła z utęsknieniem w niebo, jakby miała to być jej ostatnia chwila.

Prawdopodobnie miała rację.

— Wiesz...Długo starałam wyobrazić sobie nasze następne spotkanie. — Wyrzuciła niedopałek na ziemię i zdeptała go sandałem. — Nic się nie zmieniłeś, Sasori-Dono. Wyglądasz dokładnie jak w dniu, w którym mnie opuściłeś.

Wtedy, pierwszy raz od przeszło dwudziestu lat, spojrzała na niego. Ten łagodny wzrok, który zapamiętał, zarezerwowany tylko dla niego.

Powoli i z niezwykłą ostrożnością, podeszła do niego na niewielką odległość. Mógł teraz przyjrzeć się jej z bliska.

Mimo tak długiego okresu rozłąki, czas widocznie był jej największym sprzymierzeńcem. Na pierwszy rzut oka nie dałby jej trzydziestu czterech lat.

— Jesteś tak samo piękny, jak wtedy. — Jej oczy patrzyły na niego z utęsknieniem. — To smutne, że nasze losy musiały potoczyć się z ten sposób.

— Gdybyś wtedy została u mego boku...— Zaczął, jednak przerwała mu uniesieniem dłoni.

— Nie, Sasori-Dono. To ty opuściłeś mnie, nie mówiąc nawet słowa. — Westchnęła cicho przez nos. — Zmusiłeś do czekania, ostatecznie chcąc zrobić ze mnie swoją broń.

— Będziesz najpiękniejszą marionetką w mojej kolekcji. — Odrzekł zupełnie poważnie. — Gdy się nią staniesz, już nikt i nic nas nie rozdzieli.

— Ah, tak? - Ujęła jego policzek w swoją dłoń. — Nie mogę pozwolić, byś zrobił ze mną to, co zrobiłeś z samym sobą. Tak mi przykro, Sasori-Dono. — Potarła kciukiem jego policzek.

— Masz wielką odwagę, by podejść do mnie tak blisko, na dodatek wiedząc, co zamierzam. — Lalkarz nie odwrócił od niej wzroku nawet na ułamek sekundy.

— Wciąż darzę cię ogromnym szacunkiem i podziwem... I wierzę, że działa to w drugą stronę. Przed tym wszystkim, co nastąpi, chce choć przez chwilę poczuć się, jak wtedy.

Otworzył szeroko oczy na jej słowa, będąc w kompletnym szoku.

Podniosła drugą dłoń i przyciągnęła go, składając na czole lalkarza delikatny pocałunek.

To sprawiło, że wszystkie wydarzenia z przeszłości, wróciły do niego ze zdwojoną siłą.

— Dzień dobry, Sasori-San!

Czerwonowłosy odwrócił się przez ramię, po czym uśmiechnął sympatycznie do dziewczyny.

Była niczym wulkan energii, stale szczęśliwa, z biegiem czasu przelewając odrobinę tego uczucia na lalkarza.

 Jak się dziś czujesz? — Objęła go czule ramieniem i przybliżyła swoją twarz, lustrując jego wygląd spojrzeniem.  Wyglądasz dziś cudownie, Sasori-San.

Mógł przysiąc, że powietrze wokół było o sto stopni wyższe, gdy go komplementowała. Jego policzki natychmiast przyozdobiły rumieńce, gdy nie mógł wytrzymać jej odważnego wzroku.

 Dziękuję, Mio-San. To... miłe z twojej strony.

Usłyszał jej delikatny śmiech.

 Dziś jest festiwal, wieczorem będzie tutaj niesamowity klimat. — Poczuł, jak jej dłoń mocniej owinęła się wokół jego boku.  Chciałbyś pójść na niego ze mną?

Oniemiał z wrażenia, czując w środku nieznane mu dotąd, mrowienie. Zacisnął usta, nie mając pojęcia jak zareagować.

 Chyba tak... Jeszcze nigdy nie byłem na nim z kimś.

Jej spojrzenie od razu złagodniało. Uniosła dłoń i wplotła palce w jego gęste włosy, delikatnie przeczesując je palcami raz po raz.

 Tym bardziej będzie to cudowna okazja, by spędzić razem więcej czasu. Lubię mieć cię blisko siebie, czuję się wtedy bezpiecznie.  Wyznała, a widząc jego minę, za chwilę dodała.  Musisz zaakceptować w końcu to, że jesteś komuś potrzebny, Sasori-San.

Zamrugał powolnie, odtwarzając sobie w głowie jej słowa jak mantrę.

Potrzebny.

To słowo w jej ustach brzmiało tak pięknie, jednak dla niego jakby nierealnie. Nigdy wcześniej nie myślał nawet o tym, by być dla kogoś kimś ważnym, wyjątkowym.

Jednak Mio zdawała się wiedzieć o tym i na każdym kroku mu to przypominała, a on zawsze był tak samo zaskoczony.

Ocknął się z przemyśleń dopiero, gdy poczuł chłód na boku. Odsunęła się od niego.

 Do zobaczenia wieczorem. Przyjdź po mnie. Będę czekać.  Pomachała mu delikatnie dłonią i zniknęła tak szybko, że nie zdążył nawet otworzyć ust.

Spojrzał ku górze, na czyste niebo. Po jego plecach przeszedł przyjemny dreszcz, a on sam, blado się uśmiechnął.

Zaraz jednak w jego głowie pojawiła się myśl, że już niedługo będzie musiał opuścić wioskę. To nieznacznie go zdołowało.

Jednak nie żal było mu mieszkańców, babci, czy jako tako samej wioski.

Żal było mu opuszczać Mio. Jedyną osobę, której udało się tak bardzo do niego zbliżyć, mimo prób zapobiegnięcia tego.

Nie podołał.

Coś go do niej przyciągało, nie wiedział jednak, czym to było.

Sam, jakby mimowolnie uginał się pod jej spojrzeniem. Wiedział więc, że jeśli potrwałoby to choć chwilę dłużej, miałaby go na skinienie małego paluszka.

Nie mógł do tego dopuścić.

Choć było to miłe uczucie.

Odwrócił od niej wzrok, zaciskając mocno szczękę.

— A ty dalej się temu opierasz. — Mruknęła z lekkim zgryzem. — Dalej nie chcesz zaakceptować tego, że ktoś cię obdarzył uczuciem.

Zmarszczył brwi, natychmiast wracając do niej wzrokiem.

— O czym ty teraz mówisz, Mio-Sama?

— Jakbyś nie miał o tym pojęcia... — Jej twarz przybrała poważnego wyrazu.

Odsunęła się od niego na parę kroków i odwróciła głowę w bok, jakby walcząc sama ze sobą. Najwidoczniej nawet dla niej, tak otwartej i kontaktowej kobiety, te słowa były na tyle ważne, że musiała mocno zebrać się w sobie.

— Mimo tego wszystkiego...Jaki byłeś, jaki jesteś teraz... — Zgryzła delikatnie dolną wargę i ścisnęła dłoń w pięść. — Nawet kiedy mnie odrzucałeś, dystansowałeś się...
Kiedy odszedłeś bez słowa.

Wzięła jeden, głęboki wdech i podniosła na niego wzrok. Widział w nim to samo, co w dniu ich pierwszego, a zarazem ostatniego wspólnego festiwalu. To tajemnicze coś, co przyciągało go do niej jak magnes.

— Pokochałam cię. — W końcu wyznała, widząc, jak te słowa go szokują. — Nie. — Zmarszczyła brwi, kręcąc głową. — Ja wciąż cię kocham.

Poczuł, jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody w najgorętszy pustynny dzień.

— Moje uczucie, być może dla ciebie głupie, nie osłabło nawet na chwilę. Nawet przez te dwadzieścia lat, które dłużyły się w nieskończoność.

— Mio-Sa...

— Nie skończyłam! — Uniosła dłoń, by go uciszyć.

Zawsze robiła to, gdy mówiła coś dla niej bardzo ważnego. A on to akceptował i zawsze milczał.

— Te gesty, spojrzenia... To wszystko miało swoje znaczenie. Ale ty nie chciałeś otworzyć na to oczu. Zawsze tylko robiłeś tą swoją głupią minę i odchodziłeś, choć ja wiem, że to miało dla ciebie jakieś znaczenie.

— Nie mogę temu zaprzeczyć.

— Więc dlaczego? Dlaczego odszedłeś bez słowa? — Spytała nad wyraz cicho, a w jej oczach pierwszy raz zobaczył ból.

— Nie chciałem, byś cierpiała jak ja.

— Cierpiałabym czy nie...To bez znaczenia! — Podeszła do krok bliżej. — Mogłeś zabrać mnie ze sobą! Dorównałabym ci kroku! To dla ciebie stałam się tak wspaniałą kunoichi! — Uderzyła się otwarta dłonią lekko w klatkę piersiową.

Wyciągnęła spod kimona ochraniacz i skierowała go blaszką w jego stronę.

— To ty byłeś moja motywacją, by osiągnąć tą potęgę... Zrobiłam to dla ciebie, byś mnie docenił!

Spojrzał na metal z symbolem Ukrytej Wioski w Skale. Rozszerzył oczy, widząc grubą, głęboką kreskę przecinającą znak.

Dowód zdrady wioski.

Deidara stał nieopodal i obserwował konwersację, wczuwając się w nią naprawdę mocno. Nie dowierzał, że na tym świecie istnieje na tyle zwariowana i oderwana od rzeczywistości kobieta, która pokochałaby Sasoriego za całokształt i poświęciła całe swoje życie dla niego.

Było to zdumiewające. A jeszcze ciekawsza była reakcja lalkarza.

Uniósł swą dłoń i delikatnie, wierzchem palca otarł łzę, która powoli spływała po policzku czarnowłosej.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo cię doceniam, Mio-Sama. To, kim się stałaś, napawa mnie niezwykłą dumą. — Ciągnął swoją wypowiedź, odważnie patrząc jej w oczy. — Właśnie dlatego na następcę Trzeciego wybrałem właśnie ciebie.

Przełknęła ślinę, widząc jego szaleńczy wzrok. Wciąż ślepo dążył swoją drogą, jednak mogła spodziewać się, że do końca pozostanie ograniczony uczuciowo.

— Jednak chce rozstrzygnąć to honorowo. — Delikatnie ścisnął między palce materiał jej kimona. — Jak prawdziwi Mistrzowie.

Uśmiechnął się do niej delikatnie i pociągnął, składając na jej ustach długi i delikatny, aczkolwiek czuły pocałunek.

Zebrał w nim wszystkie swoje emocje, choć było ich niewiele. Całą radość, którą przez te wszystkie lata się z nim dzieliła, oddał w tej małej pieszczocie.

Gdy tylko poczuł jej miękkie usta, w jego głowie zagościła tęsknota. Dziwne uczucie, które gdzieniegdzie przez te dwadzieścia lat przeplatało się przez jego codzienność.

Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że będąc przy niej, ma wszystko. Cały świat tworzyła dla niego właśnie ta czarnowłosa.

Puścił ją delikatnie i jeszcze raz przyjrzał się jej twarzy.

— A teraz pokaż mi, na co stać prawdziwą Kryształową Damę. —  Wyszeptał w jej usta i odczekał chwilę, by mogła odejść na bezpieczną odległość.

Ostatnia, samotna łza spłynęła i opadła na trawę, całkowicie w niej znikając. Choć tak bardzo pragnęła go obok i jednocześnie czuła się zraniona jego chorą wizją z nią, jako ludzką marionetką, to gdzieś w głębi siebie poczuła ukojenie.

Docenił ją.

Uznał jako prawdziwego Mistrza.

Chciał rozstrzygnąć pojedynek o jej ciało, uznając jej potęgę.

Mimowolnie poczuła szczęście.

Zdała sobie sprawę, że jest równie szalona, co on.

Kiedy Deidara nie mogąc już wytrzymać, chciał pomóc Mistrzowi zakończyć szybko tą misję i pojmać urodziwą kobietę, wytworzył więc z gliny jaskółkę.

Wtedy, Mio podniosła dłoń i skierowała ją w jego stronę.

Usłyszał niezwykle czysty, delikatny dźwięk. Jego gliniana figurka rozpadła się na miliony drobinek, które pięknie błyszczały pod promieniami słońca.

Sasori spojrzał na niego.

— To moja walka, Deidara. A to... było jej pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. — Mruknął, składając pieczęcie i tworząc przed sobą swoją, do niedawna, ulubioną marionetkę.

Mio uniosła delikatnie głowę, a jej dłonie pokryły się niezwykle cienką, jednak niezwykle odporną warstwą bezbarwnego kryształu.

To był ten dzień, na który oboje czekali.

Zamknęła na moment swoje powieki, czując ogarniające ją szczęście. To uczucie było niesamowite, już nie pamiętała, kiedy ostatnio się tak czuła.

Ciepłe promienie słońca ogrzewały jej zapłakaną twarz, niwelując spływające łzy. To było właśnie to, na co czekała te wszystkie lata, dłużące się w nieskończoność, aż do momentu ponownego ujrzenia jego delikatnej, nieskazitelnej twarzy.

Jednak gdzieś wgłębi poczuła niebywałą gorycz.

Sasori uważnie ją obserwował, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu, jak pięknie tego dnia wyglądała. Choć podjął już decyzję, tak gdzieś wgłębi siebie czuł małą niepewność. Powoli zdawał sobie sprawę z tego z tego, co miało oznaczać przejęcie na własność jej ciała.

Musiał zrobić coś okropnego, wręcz uwłaczającego jego uczuciu, jakim darzył kobietę. Patrząc tak na nią, żywą i szczęśliwą, zaczynał się wahać.

— Coś nie daje mi spokoju. — Uchyliła swoje powieki, wbijając w niego swój wzrok. — Widzę, że się wahasz, dlaczego? — Na jej twarzy zagościło zmartwienie. — Czy uczynienie ze mnie swojej najpiękniejszej marionetki nie jest tym, do czego dążyłeś przez te wszystkie lata, Sasori-Dono?

Zacisnął swoją szczękę mocno, aż zazgrzytały mu zęby. Patrzył ze spokojem, jak powolnie do niego podchodzi, a jej ciało zaczęło delikatnie błyszczeć za sprawą promieni słońca.

Wstrzymał oddech i niezamierzenie panikując, machnął dłońmi. Nici chakry naprężyły się, wprawiając marionetkę w ruch. Zatruty kolec w normalnym starciu, już dawno przebiłby przeciwnika na wylot, zatruwając cały jego układ krwionośny i doprowadzając do powolnej, agonalnej śmierci. Jednak tym razem, tak się nie stało.

Ostry czubek zatrzymał się na jej klatce piersiowej w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce. Rozchylił usta delikatnie, podnosząc na nią swój wzrok.

— Twoje oczy. — Uniosła dłoń, wskazując na niego. - Widzę twój strach. — Odparła cicho, chwytając jego marionetkę. — Gdzieś wgłębi siebie, tak naprawdę nie chcesz tej walki. Wiem o tym.

Usłyszał cichy trzask. To chwilowe rozproszenie kosztowało go najpiękniejszą z jego bojowych marionetek. Patrzył, jak kukła pokrywa się licznymi pęknięciami, na koniec rozpadając się na miliony malutkich, kryształowych części.

Mio opuściła swoją dłoń wzdłuż ciała, przełykając ślinę.

— Boję się tej śmierci, wiesz? — Westchnęła, spuszczając wzrok na swoje sandały. Jej nogi nienaturalnie drżały. — Choć przez te lata stałam się niesamowicie potężna to wiem, że nawet gdyby udało mi się ciebie pokonać, nie uszczęśliwiłoby mnie to.

Tego dnia zaszokowała go po raz kolejny. W końcu zrozumiała, jak durni byli, myśląc o swojej wzajemnej śmierci, choć poprowadziło ich to na sam szczyt doskonałości. Klęknęła na kolana i oparła przed nimi swoje dłonie, mocno ściskając palcami gęste źdźbła trawy.

— Mio-Sama, co ty robisz? — Wydukał zdziwiony, patrząc w dół na nią.

— Jeśli to jedyna rzecz, dzięki której z mojego powodu staniesz się szczęśliwy choć ten jeden raz w życiu... — Zacisnęła wąsko usta, czując zbierające się, już kolejne tego dnia, łzy pod jej bladymi powiekami. — Nawet jeśli to będzie chwila, ułamek sekundy... Proszę... — Wzięła głęboki wdech, a jej ciało raz po raz przechodziły dreszcze. — Zabij mnie. Ja jestem zbyt słaba, by spróbować odebrać ci życie. Na tym świecie nie ma miejsca dla takich, jak ja.

Nastała cisza.

Wyciągnęła w jego stronę dłoń, w której trzymała piękne, kryształowe ostrze.

— Tylko tym jesteś w stanie przebić moją ochronę absolutną.

Patrzył tępo na przedmiot w jej dłoni, nie ruszając się nawet o milimetr. Wtedy drugą dłonią złapała go i pociągnęła, zmuszając by również klęknął. Spojrzała ten ostatni raz na jego beznamiętny wyraz twarzy.

Włożyła ostrze w jego dłonie i mocno zacisnęła swoimi, nieprzerwanie wpatrując się w jego czekoladowe oczy. Zgryzła dolną wargę mocno wiedząc, że ma mu jeszcze tak wiele do powiedzenia, ale przeznaczenie na to nie zezwoliło.

— Chcę usłyszeć to ten jeden raz, Sasori-Dono. — Pochyliła się i oparła swoje czoło o jego, zamykając oczy. — Czy ty też kochałeś mnie tak mocno, jak ja kocham ciebie?

Spojrzał na ich dłonie, które czarnowłosa mocno zaciskała.

— Nie. - Odparł cicho. — Nie kochałem cię.

Spodziewała się takiej odpowiedzi, jednak mimo tego, jej umysł ogarnął żal. Przesunęła się, kładąc głowę na jego twardym barku. Pokiwała nią smętnie i poczuł, jak drżącymi dłońmi jednym gwałtownym ruchem przyciągnęła ostrze do swojego ciała.

Otworzyła szeroko oczy.

— Bo to czas przeszły.

Wyrwał z jej dłoni ostrze i odrzucił je daleko, gdzie zniknęło pośród gęstwiny traw. Poczuła jego ramiona, którymi mocno ją otoczył, wplatając w jej włosy palce. Zganił się w myślach za to, że wcześniej nie zrozumiał, jak wielką rolę Mio pełniła w jego życiu. Jak wiele zrobił dla niej, ile przeszedł by znowu ją ujrzeć, a na zwieńczenie tego wszystkiego, chciał ją po prostu zabić.

Przez swoją chorą fantazję.

To był czysty obłęd. W końcu to to pojął.

— Kocham cię. — Utulił ją mocniej, wzdychając przez jej przyjemne ciepło. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo.

Patrzyła ponad jego ramię, jakby słowa lalkarza do niej nie docierały. Spojrzała na Deidarę, który jedynie delikatnie uśmiechnął się pod nosem.

— Więc? Co teraz z nami będzie? — Spytała cicho, również go obejmując. — Skoro nasza zemsta nie doszła do skutku, jaki sens będzie miało nasze życie?

— Zostaniemy razem już na zawsze, tak, jak tego pragnęliśmy. — Zamknął oczy, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi.

 —Czy przez to, co zrobiłeś ze swoim ciałem, nie stałeś się wieczny? W takim wypadku, nie będę w stanie zostać u twego boku. — Patrzyła, jak odsuwa się od niej i ujmuję jej twarz w dłonie.

— Ciebie też uczynię wieczną. - Potarł jej skórę kciukami. — Wreszcie zrozumiałem, że nie muszę robić z ciebie mojej marionetki, możesz nią być sama dla siebie. Pozwól mi więc zadbać o twoje piękne ciało.

Przełknęła ślinę, kiwając głową delikatnie i całkowicie mu się oddała, gdy po raz kolejny ucałował jej ciepłe usta. Objęła jego kark dłońmi, czując jak całe jej ciało płonie od gorąca, które zaczęło rozlewać się w środku. Nie mogła wyobrazić sobie lepszego końca tej gonitwy, nawet w snach nie wyglądało to tak idealnie, jak w tym momencie.

Poczuła na swojej skórze małą, wilgotną krople. Uchyliła powieki i spojrzała na jego zamknięte, spod których popłynęły dwie, małe łzy. Otarła je opuszkami i wplotła palce w jego delikatną, rudo-czerwoną czuprynę, zataczając koła na skórze jego głowy.

— Już dobrze, Sasori-Dono, już dobrze... — Szepnęła i napawała się tą magiczną chwilą bliskości, jakiej miała zaszczyt dostąpić z jego inicjatywy. — Już więcej nie pozwolę ci odejść. Nigdy.

— Nie popełnię tego samego błędu po raz drugi. Masz moje słowo, Mio-Sama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro