Służąca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Popołudniowe słońce nie dawało spokoju, upał wręcz z każdą chwilą wzrastał coraz bardziej, przynajmniej dla kogoś takiego, kto musiał kolejne godziny spędzać na myciu nieszczęsnej podłogi. Klnąc pod nosem klęczała na wiśniowym drewnie powtarzając w kółko swoje czynności aż do znużenia. Ostatkiem sił próbowała się powstrzymać od rzucenia wszystkiego w diabły i odejścia z znienawidzonej pracy kompletnie nie myśląc o późniejszych konsekwencjach. Wzdychając ze zmęczenia zanurzyła szarą szmatę do wody mając w głowie ostatnie słowa właściciela.: „ Za dużo wody! Chcesz gówniaro zniszczyć drewno?! Obniżę ci pensje! '' Na samo wspomnienie wywróciła oczami wyżynając jak najdokładniej mokry materiał. Skóra na jej dłoniach była sucha, popękana w niektórych miejscach a paznokcie połamane, gdyby ktoś się przyjrzał na pewno skrzywienie przemknęłoby przez jego twarz na widok poprzecinanych opuszków palców, podrażnionych przez ocet ran i posiniaczonych kolan zakrytych zawsze prostą sukienką. Praca ją wykańczała, pomimo iż mogła tutaj mieszkać nie czuła się jak w domu, była tylko nic nieznaczącym pracownikiem, który stał na nogach od piątej rano do dwudziestej-trzeciej gotowy na każde zadanie, jakie mu wyznaczą. Dopiero o północy posiadała jakikolwiek czas dla siebie, był on oczywiście krótki gdyż nie miała kompletnie sił nawet unieść ręki, tylko przez uwielbienie do długich kąpieli zmuszała się, aby od razu nie paść na łóżko i nie oddać się senności. Kochała uczucie przyjemnego ciepła, rozluźnienia spiętych, obolałych mięśni i błogiej ciszy. Zero krzyków, płaczu dzieci i rozkazów, była tylko ona i prywatny czas, który kończył się z chwilą zamknięcia powiek na niewygodnym łóżku pod kocem. Noc mijała jej w sekundę, spała twardo prawie w ogóle nie śniąc, gdyby nie Rose, która tutaj gotowała już dawno straciłaby pracę przez niemoc w mimowolnej pobudce. Ta kobieta była jej aniołem, kiedy tylko wpadała w kłopoty ratowała ją przekonując żonę szefa, że to był tylko i wyłącznie wypadek, że się dopiero uczy, że zasługuje na wyrozumiałość z powodu ciężkiej sytuacji. Rose była jak dobra babcia, której nie miała, chroniła ją i dbała, oczywiście również podzielała opinie, co do Pana domu. Jednym słowem gbur, albo i gorzej zależy od humoru. Do dzieci oczywiście był idealnym, kochanym ojcem, do przyjaciół cudownym towarzyszem a do żony...W sumie nie wiedziała. Wielokrotnie miała przed sobą sceny tej dwójki w swoich ramionach, krótkich buziaków i od groma uśmiechów jednakże nie mogła w tym momencie przypomnieć sobie nic więcej, jedyne, co siedziało w jej głowie to uśmiech tej kobiety, przepiękny głos i nieziemskie oczy.

-Prze Pani?

Mrugając z zakłopotaniem na swoje marzycielstwo odwróciła głowę w stronę sześcioletniego chłopca.

-Tak kochanie?- zapytała drżącą ręką odkładając na wiadro szmatkę mentalnie klnąc na siebie za nieczyste myśli.-Tak szybko wróciliście?

-Tata musiał pojechać gdzieś i wróci jutro.-jęknął poprawiając krótkie grafitowe spodenki.-Pobawisz się ze mną?

Uśmiechając się pod nosem na wiadomość, że znienawidzony szef wróci dopiero następnego dnia wstała z kolan czując jak wszystkie stawy cicho strzykają. Nie mogła wręcz doczekać się cierpkiego smaku wina, które wypije wieczorem wraz z Rose świętując kilkugodzinną wolność od starego idioty. Kiedy wyjeżdżał dom stawał się zupełnie inny, cieplejszy, milszy a co najważniejsze miała więcej okazji spotykać się z jego żoną. To nie tak, że specjalnie robiła wszystko, aby na nią wpaść, po prostu w godzinach wieczornych była na każde zawołanie szefa a gdy go brakowało błąkała się po domu sprawdzając czy wszystko zrobiła niekiedy stając twarzą w twarz z kobietą zapierającą dech w piersi.

-Mason niestety, ale mam pracę do wykonania.-mruknęła pochylając się w stronę dziecka.-Wieczorem?

-Ale ja nie chcę wieczorem.-jęknął przekrzywiając głowę na prawo i wypychając dolną wargę.- Proszę!

-Mason...

Nie wiedząc, co zrobić przetarła spocone czoło, doprawdy nienawidziła tej pogody całym swoim sercem. Zapewne śmierdziała i wyglądała jak kocmołuch w zakurzonej, podartej sukience. Widząc, że chłopiec nie odpuszcza złapała go za rękę kierując się w stronę kuchni gdzie będzie mogła dać mu słodycze i zyskać na czasie. Trochę odpoczynku nikomu nie zaszkodziło a szczerze mówiąc nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz zjadła, czy to było wczoraj? A może dziś rano? Nie miała bladego pojęcia jedyne, co zawsze ją obchodziło to jak najszybsze wzięcie się do pracy i zaprzestanie myślenia o swoich ukrytych uczuciach raniących dusze.

Otwierając brązowe drzwi weszła do świeżo uprzątniętej kuchni. Rose stała przy kuchence mieszając w garnku coś, czego nie mogła dostrzec. Zapach obiadu rozchodził się po całym pomieszczeniu powodując ścisk w żołądku dziewczyny. Naprawdę była wygłodniała, a Mason wciąż gadał pod nosem jak bardzo chce się bawić i żeby wyszli na dwór ścigając się, bo nikt tego z nim nie robi.

-Siadaj na krześle i czekaj.-mruknęła podbiegając do przyjaciółki przy okazji pokazując palcem słoik pełny ciastek.- Młody mówi, że nie będzie Richarda do jutra.- szeptając na ucho Rose uśmiechnęła się szeroko zabierając łakocie.

Czuła w sobie niewyobrażalne szczęście, cały tydzień musiała znosić humorki mężczyzny, był nieznośny i za przeproszeniem nie raz doprowadził do tego, że z wściekłości krzyczała w poduszkę, aby go nie zabić. Kilkanaście godzin bez tego gbura są jak otwarte wrota do Edenu.

-Możesz zjeść tylko pięć ciastek.- poinformowała wystawiając wskazujący palec w cichej groźbie.- Nie zamierzam kolejny raz nie przespać nocy przez twój ból brzucha łakomczuchu, tym bardziej, jeśli twoja siostra znów obudzi się z jakimiś koszmarami słysząc twój płacz.

Widząc jak chłopiec potakuje kilkakrotnie nie mogąc się doczekać wczesnego deseru postawiła przed nim otwarty słoik i wzdychając usiadła obok z znudzeniem turlając czerwone jabłko wcześniej leżące na desce do krojenia. Chciałaby zjeść, czuła ogromny głód, ale coś ją powstrzymywało, nie miała sił nawet na siedzenie a co dopiero na jakieś przeżuwanie. Małej Charlotte nie było słychać, zapewne przebywała wraz ze swoją matką bawiąc się lub smacznie śpiąc w jej ramionach. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić jak cudownie byłoby poczuć te ramiona wokół własnej talii, dłonie przesuwające się po plecach i ten kwiecisty, świeży zapach perfum. Wzdychając ociężale oderwała się od swojej bezsensownej czynności przypadkowo potrącając słoik, jaki Mason postawił tuż przy jej łokciu.

-Kurwa.-zaklęła prawie niesłyszalnie od razu rzucając się w stronę szklanego przedmiotu licząc na to, aby się nie zbił. Niestety dźwięk rozbicia rozniósł się po całej kuchni, krzywiąc się na myśl o zabraniu części pensji za zniszczenie uklękła zaczynając jak najszybciej zbierać największe kawałki szkła, aby nikt w nie, nie wszedł. Jeszcze tego by brakowało, aby któraś osoba a tym bardziej któreś z dzieci zraniło się. Słysząc jak Mason wybiega z kuchni zacisnęła usta wiedząc, że za moment przyjdzie tu jego matka. Ten mały szczeniak, pomimo że ją lubił zawsze na każdego kablował próbując tym sposobem zyskać coś więcej w oczach ojca.

-Camila?

Gęsia skórka pokryła całe ciało, zawsze wypowiadała jej imię w specyficzny sposób, zupełnie inny od wszystkich lub może miała takie wrażenie, ponieważ rzadko go słyszała, zazwyczaj zwracano się do niej po nazwisku. Czując jak stres w mgnieniu oka zabiera możliwość jakiejkolwiek większej reakcji syknęła, gdy nieświadomie zacisnęła mocniej lewą dłoń na odłamkach szkła przecinając przez to głęboko skórę. Ciemna krew zaczęła sączyć się skapując rytmicznie na posadzkę kompletnie ją brudząc. Momentalnie dziewczyna spanikowała ledwo mogąc wstać wypuściła z dłoni ostre części nieszczęsnego słoika, drugą ręką zaczesała do tyłu niesforne kosmyki ciemnych włosów, które wypadły z luźnego koka i nie chcąc krzyknąć przełknęła głośniej ślinę, jednym słowem panikowała. Jak zwykle była niezdarna, co się nie dotknęła to to niszczyła, mając ochotę rozpłakać się odetchnęła parę razy kompletnie nie zwracając uwagi na dwie kobiety usilnie próbujące dotrzeć do jej świadomości. Dopiero, gdy poczuła jak ktoś ściska jej ramie zamrugała kilkukrotnie wracając do rzeczywistości.

-Camila powiedz coś.- usłyszała dostrzegając parę zielonych oczu tuż przed sobą.

Żona szefa właśnie stała krok od niej, trzymając wciąż jej ramię marszczyła w niezrozumieniu lub może zmartwieniu brwi, sama nie była pewna. Charlotte grzecznie przytulała się do szyi matki obserwując całą sytuacje z widoczną ciekawością. Och jak bardzo chciała znaleźć się gdzie indziej, o te kilka lat wcześniej, aby ją poznać, tą właśnie kobietę, która wywołuje w niej tak mocne bicie serca, że często wydaje się jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi.

-W-wszystko w porządku Pani Jauregui.- zająkała się wciąż stojąc jak słup soli.- Przepraszam za swoją niezdarność.

Róż zawstydzenia wstąpił na twarz dziewczyny, wzrok zielonookiej przeszywał ją jakby chciała dowiedzieć się, o czym myślała tak bardzo, że nie mogła zareagować na wcześniejsze słowa.

-J-ja boję się krwi i...- dźwięk tłumionego szlochu przerwał wypowiedź. Zasłaniając usta zdrową dłonią wbiła spojrzenie w podłogę, pogrążała się.

Kobieta nic nie odpowiedziała, wręczyła tylko w ręce Rose córkę od razu oddając całą swoją uwagę zranionej służącej. Z największą delikatnością dotknęła zakrwawionej dłoni Camili cmokając pod nosem na widok dość głębokiego rozcięcia widocznego po środku. Nie czekając pośpieszyła dziewczynę w stronę łazienki na pierwszym piętrze tłumacząc się, iż ją opatrzy, choć równie dobrze apteczka znajdowała się na parterze bliżej nich niż ta wyżej, lecz brunetka nic nie wspomniała, wolała już milczeć po tym wszystkim, co zrobiła.

-Nie zemdlejesz mi?- śmiech Pani Jauregui rozniósł się po korytarzu wywołując kolejne, mocniejsze uderzenia serca w klatce piersiowej dziewczyny. Nie chcąc zachować się nietaktownie uśmiechnęła się słabo informując, że nie jest z nią tak źle.-Cieszę się, choć wyglądasz fatalnie.- stwierdzając otworzyła drzwi od łazienki prowadząc do środka ledwie idącą pracownicę.

Zanim się zorientowała zielonooka już klęczała przed nią przemywając ostrożnie ranę. Dziś kobieta zdecydowała się ubrać w białą, letnią sukienkę upiększoną u dołu kwiatami maku polnego, czarne włosy opadały na ramiona idealnie układając się tak jak powinny uwydatniając przy tym pokryte czerwienią wargi, o których śniła każdej nocy. Bliskość wręcz zabijała brunetkę, błagała wewnętrznie, aby odsunęła się, zostawiła pozwalając na ochłonięcie.

-D-dziękuję.-Camila mruknęła widząc idealnie opatrzoną dłoń. Zakłopotanie wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem nie pozwalając nawet na normalną wymowę bez jakiegokolwiek zająknięcia się.

-Nie musisz dziękować.-wzruszając ramionami kobieta wciąż nie wstała z kolan jedynie, co zrobiła to odłożenie na bok apteczki nie przestając przy tym wpatrywać się wprost w jej brązowe oczy.

To było dość dziwne, przynajmniej dla niej, zwykłej służącej, która powinna być na miejscu swojej Pani. Wciąż nie dowierzała jak to brzmi, zamiast być neutralna prędzej czuła mrowienie pomiędzy swoimi udami na ten zwrot.

-Nie powinna tak Pani klęczeć.-zerwała się z skraju wanny na równe nogi mimowolnie dotykając przedramion kobiety prosząc o wstanie z podłogi.

-Spokojnie Camila.-szepnęła przytrzymując spanikowaną dziewczynę.-Jestem dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać.-unosząc kącik ust do góry przybliżyła się jeszcze bardziej. Dzieliły je z dobre trzy centymetry, gdyby tylko któraś się ruszyła do przodu bez problemu poczułaby napór miękkich warg na swoich. Camila coraz mocniej miała wrażenie jakby pomieszczenie stawało się o wiele mniejsze a powietrze gęstniało z każdym ich oddechem. Patrzyły wprost w swoje oczy, brąz z zieleniom pasowały do siebie idealnie, o wiele lepiej niż ohydny szary kolor znienawidzonego przez brunetkę mężczyzny.

-P-powinnam już iść.- wciąż się jąkając odsunęła się prawie potykając o wannę, którą miała za sobą i o której kompletnie zapomniała.

-Sądzę, że powinnaś odpocząć.- zielonooka wciąż nie odpuszczając dotknęła szczupłej talii powolnym ruchem zjeżdżając na biodro.- To ja tu wydaje polecenia, więc jeśli nie chcesz stracić pensji lepiej się mnie posłuchaj.

Słowa kobiety mogły wyglądać przerażająco, tym bardziej dla osoby, która ledwo, co próbowała ratować swoją biedną rodzinę oddając każdy ciężko zarobiony grosz jednakże po wielu miesiącach pracy tutaj Camila znała już doskonale charakter Jauregui i wiedziała, że tego nie zrobi, nawet, jeśli w tym momencie jej pracownica zdecyduje się na wyjście stąd.

-Co Pani robi?-zapytała czując jak ręce zielonookiej przyciągają ją bliżej łapiąc materiał sukienki pomiędzy palce nieśpiesznie unosząc ją milimetr po milimetrze do góry.

-I tak wiem, że tego chcesz.-szepnęła ledwie muskając usta służącej obserwując jej reakcje.-Ostatnio nie zamknęłaś drzwi od pokoju wiesz?-kontynuowała swoje ruchy przybliżając twarz do szczupłej, rozgrzanej szyi.-Następnym razem powinnaś lepiej upewnić się, co do swojej prywatności zanim zdecydujesz się na zaspokajanie swoich potrzeb.-prychnęła z rozbawieniem owiewając przyjemnym powietrzem karmelową skórę, po której przeszła kolejna fala wstydu i dreszczy.-Lub równie dobrze mogłaś mnie zawołać.

Na ostatnie słowa brązowooka wzdrygnęła się całkowicie zastygając, nie mogła uwierzyć w to, co słyszy, nie mogła uwierzyć w fakt, iż jej szefowa przyłapała ją na czymś takim. Oddychając ciężej pozwoliła się poprowadzić ostrożnie w stronę ściany, Pani Jauregui maltretowała wciąż jej szyję jak i obojczyk, co chwilę podgryzając w przyjemny sposób. Powstrzymując się od jęków drżącą zdrową dłoń wplątała w jej włosy, z przymrużonymi powiekami skupiała się na każdym muśnięciu, dotyku. Zielonooka nie chcąc już dłużej czekać bez oporów pocałowała zachłannie usta dziewczyny wyglądającej tak niewinnie w jej objęciach. Cichy jęk wydobył się z pomiędzy warg brunetki w momencie, kiedy nagie udo kobiety znalazło się między jej. Obie czuły wilgoć przebijającą się przez bieliznę, dziewczyna nie mogła wręcz uwierzyć jak szybko zielonooka wywołała w niej tak silną potrzebę dotyku. Pomiędzy zachłannymi pocałunkami wzdychały z rozkoszy chcąc jeszcze więcej i więcej żeby żadna z nich ani na sekundę nie przestała. Dla upewnienia, że Camila nie spróbuje przerwać serii pocałunków Jauregui objęła jej rozgrzany policzek przygryzając na samym końcu dolną wargę pokazując, że to ona ma całkowitą władzę. Druga ręka już dawno wylądowała pod granatową sukienką brązowookiej, która oddawała się jej z każdą nadchodzącą sekundą. Opierając swoje udo o biodro kobiety jęknęła w momencie, kiedy ta wbiła w nie swoje paznokcie. Nacisk kolana na kroczę dziewczyny był coraz mocniejszy, ocieranie stawało się jeszcze szybsze, dysząc zarzuciła ręce na szyję zielonookiej by w przypływie rozkoszy nie upaść na ziemię. Ciężko oddychając wyginała się uderzając łopatkami o ścianę, była tak bardzo mokra, że mogłaby dojść w sekundę tym bardziej, kiedy ledwo utrzymując otwarte powieki widziała ogromne pożądanie w oczach osoby, o której marzyła każdego dnia.

-P-Pani Jauregui...-westchnęła przykładając swoje czoło do jej, chciała ją objąć trzymać w swoich ramionach i oddać się jednakże zamiast tego próbowała powstrzymać się od dalszych czynności. Nawet, jeśli pragnęła jej całym sercem, nie potrafiła znieść myśli o powrotnym widoku Richarda.

-Wolę, jeśli powiesz do mnie Lauren.- kobieta wymruczała wprost do ucha ledwo stojącej dziewczyny, była jak w niebie. Z każdym ruchem swojego uda zmuszała brązowooką do bliższego kontaktu, które obie potrzebowały. Już dawno dłoń zielonookiej przeszła z pod kolana na wewnętrzną stronę uda jak najbliżej pośladka. Czuła lepkie soki niewinnej, słodkiej brunetki, której usta w tym właśnie momencie zaczęły drżeć a róż pokrył policzki i szyję. Była dla niej tak cudowna w tym momencie, że niewiele myśląc zbliżyła swoje opuszki palców do przemoczonego materiału bielizny wywołując tym mimowolną chęć odsunięcia się.

Camila ledwo, co wytrzymywała, czując drażniące ją palce szefowej gardłowo jęknęła krztusząc się powietrzem. Była za bardzo wrażliwa, aby bez żadnej reakcji mogła pozwolić na coś więcej, miała wrażenie, że wszystko sprzeciwiło się przeciwko niej zmuszając do odkrycia najbardziej bezbronnej strony, jaką tylko posiadała. Nie czekając Pani Jauregui przejechała przez jej wargi sromowe dwoma palcami zahaczając bezczelnie o opuchniętą łechtaczkę.

-P-Pani...Och!- jęknęła czując dwa palce tuż przy wejściu do pochwy. Kobieta bez żadnych ograniczeń bawiła się nią do woli.

-Te określenie też jest w sumie dość seksowne.

Momentalnie bez żadnego ostrzeżenia Lauren włożyła w nią dwa palce uderzając w swoją dłoń kolanem, który miała wciąż pomiędzy udami służącej. Uczucie nagłego wypełnienia było jak nagroda w niekończących się torturach. Ledwo myśląc brunetka złapała za szczękę zielonookiej całując agresywnie, aby zatrzymać uciekający głośny krzyk. Nie odrywając swoich ust od jej przytuliła się jeszcze mocniej niż dotąd, gdy ruchy palców kobiety przyśpieszyły wywołując specyficzny dźwięk.

-Nie przestawaj.-szeptając pomiędzy krótkimi jękami Camila wygięła się wypychając do przodu biodra pragnąc o ulgę.

Napięcie w podbrzuszu narastało, miała wrażenie jakby jej nogi stawały się watą a ręce boleśnie zaczęły cierpnąć. Zamglonym spojrzeniem jeszcze jeden raz spojrzała na twarz swojej szefowej uchylając spierzchnięte wargi.

-Lauren!-jęknęła przeciągle drżąc cała.

Nie mogąc zapanować nad własnym ciałem opadła w ramiona kobiety, która o dziwo nie zareagowała na fakt, iż doszła zamiast tego dziewczyna poczuła z niekrytym bólem jak zielonooka wkłada w nią większą ilość palców, nie była pewna ile jednakże ból był dokuczliwy. Camila chciała coś powiedzieć, zapytać, poprosić by przestała, lecz po prostu nie potrafiła tego zrobić, dzięki czemu Jauregui posiadała większą władzę niż wcześniej.

-Wiem, że chcesz więcej skarbie.-mruknęła całując jej policzek, żuchwę a później usta w krótkim pocałunku.- Powiedz, że chcesz...

-P-przestań.-brązowooka nie mogąc wytrzymać mieszanki bólu jak i rozkoszy za wszelką cenę chciała się wyrwać, szkoda tylko, że robiła to tak bardzo nieumiejętnie.

Ruchy Lauren były pewne, z każdym pchnięciem coraz silniejsze tym bardziej, kiedy zdecydowała się na wygięcie palców w różne kierunki, dzięki czemu znalazła z łatwością jeden z punktów erotycznych dziewczyny, jaki zamierzała drażnić dopóty nie usłyszy jednego słowa dopóki nie poczuje ponownie jak jej niewinna pracownica zaciska się na niej w rozkoszy kończąc przeciągłym słodkim jękiem.

-Powiedz.-warknęła gryząc boleśnie karmelową skórę.

Camila syknęła odpychając od swojego ciała twarz kobiety. Szminka Pani Jauregui już dawno się rozmazała, włosy wcześniej idealnie ułożone żyły teraz własnym życiem a sukienka tak jak była również się nie zmieniła może tylko trochę podniosła się u dołu przez pozycję, w której były. Na ten fakt niechętnie skrzywiła się, pragnęła zobaczyć ją bez ubrań, dać przyjemność a zamiast tego to właśnie ona jest przyszpilona do ściany, właśnie to ją pieprzy kobieta, której chciała sprawić najlepsze doznania.

-Lauren...-ledwo mówiąc uniosła głowę do góry zaciskając w wąską linię opuchnięte, zaczerwienione wargi.

Jak na zawołanie kobieta słysząc swoje imię złapała za jeden pośladek brązowookiej wpadając całym ciałem na jej ciało. Były zmęczone, ręka zielonookiej drżała, ale wciąż jak na złość nie zamierzała wyjąć swoich palców z wnętrza dziewczyny. Zamiast tego stała tak po prostu oparta całkowicie o Camile nawet już opuściła jej nogę, po prostu stały tak powodując cholernie duży dyskomfort. Żadnej nie było wygodnie i żadna nie miała sił, choć pragnienie bycia blisko powodowało, iż wciąż tam były, razem.

-Lauren, boli...-szepnęła próbując zwrócić na siebie uwagę kobiety.-Proszę puść mnie już...

Zielonooka jak gdyby nigdy nic wyjęła z niej mokre palce, kleista ciecz lśniła a niewielka część spadła na ziemię. Camila czując ulgę a zarazem chęć poczucia na nowo kobiety w sobie przełknęła ciężko na widok jej mokrych palców. Dziwna suchość w ustach powstała momentalnie, gdy spojrzenie przeniosła na twarz Lauren. Zielone wręcz jak szmaragdy oczy były ciemne, nieobecne, choć w pewien sposób dawały dziwne ciepło. Kobieta z oddaniem musnęła jej wargi, dłonią pogładziła rozgrzany policzek i uśmiechając się chytrze mokrym od soków palcem dotykała spierzchnięte usta dziewczyny, które z zmęczenia uchyliła wiedząc doskonale, czego chce od niej. Ledwo patrząc na oczy Camila dotknęła językiem mokrych palców swojej szefowej, widząc nieznoszące sprzeciwu spojrzenie ssała je czując swój własny smak. Sukienka, którą wciąż miała na sobie była coraz bardziej denerwująca, chciała ją zdjąć również robiąc to samo z ubraniem kobiety. Dlaczego nie były w sypialni? Dlaczego akurat musiała być to łazienka? Te pytania przemykały przez jej umysł. Lauren po długim wpatrywaniu się na usta brązowookiej zaciśniętych wokół palców wyciągnęła je ostatni raz przyciskając drobne ciało do ściany w przeciągłym pocałunku łapiąc jedną z jej drobnych piersi w dłoń.

-Liczę na to, że wieczorem to ze mną wypijesz wino.-wymruczała trącając nosem nos pracownicy.-Do zobaczenia.

Camila jeszcze przez długi czas nie mogła zrozumieć, co się stało, Lauren wyszła z łazienki nawet się nie odwracając. Bez problemu pozwoliła sobie na zostawienie jej roztrzęsionej, spragnionej i co najważniejsze dopiero teraz zaczęła sobie pluć w brodę, że odsunęła tą kobietę od siebie, ale przecież była posłuszna prawda? Dlaczego w ogóle zaczęła mieć o tym myśli? Nie mogła niczego pojąć, osuwając się na ziemię spoglądała na zamknięte drzwi wspominając ostatnie słowa swojej szefowej.

-Pijesz dzisiaj sama Rose.-powiedziała widząc ślady paznokci na swoim udzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro