Murphy & Raven #3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Modern Murven AU inspirowane "Przyjaciółmi" , bo ostatnio mój mózg nie pracuje i nie umiem nic wymyślić sama, za co was przepraszam. 

Nie zdążyłem nawet dobrze dotknąć klamki od drzwi mieszkania Raven i Bellamy'ego, jak usłyszałem wrzaski brunetki. Cała litania składała się głównie na przekleństwa, co nie było za bardzo w jej stylu, dlatego zmarszczyłem brwi i przystanąłem na korytarzu, zastanawiając się czy aby na pewno chcę tam wejść. Ale tak się składało, że potrzebowałem porady Bella, a na moje nieszczęście był on współlokatorem mojej byłej już dziewczyny - Raven. 

Chcąc nie chcąc, przekręciłem gałkę i wszedłem do środka bez pukania, tak jak to zawsze robiłem. Momentami się zastanawiałem jak to się dzieje, że ta dwójka nigdy nie zamyka drzwi na klucz, to aż się prosi o włamanie. 

Kiedy wszedłem do środka ujrzałem Raven w szlafroku, a na podłodze rozrzucone chyba pół opakowania tabletek. Spojrzałem z uniesionymi brwiami najpierw na nią, potem na podłogę i ponownie na nią. 

-Wszystko w porządku? - spytałem. Reyes obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem. Nasze relacje były teraz dość chłodne i na ogół nie rozmawialiśmy zbyt wiele, ale hej, dopiero wszedłem, dlaczego od razu się na mnie wściekała? Rozstaliśmy się 2 miesiące wcześniej, całkowicie z mojej winy, przyznaję się. Spieprzyłem sprawę na całej linii. Pokłóciliśmy się i to bardzo. Raven powiedziała, że chce "ode mnie odpocząć", co ja błędnie zinterpretowałem jako zerwanie i no cóż... przespałem się z kimś. Niczego bardziej w życiu nie żałowałem, błagałem Raven o wybaczenie, ale to było na nic. Zniszczyłem to co było między nami i nie byłem w stanie tego naprawić w żaden sposób. 

Reyes posłała mi jeden ze swoich sztucznych uśmiechów. 

-Wyśmienicie. - odparła, po czym pochyliła się, by pozbierać rozrzuconą na ziemi aspirynę, ale zaraz syknęła z bólu i chwyciła się za prawy bok. Odruchowo przysunąłem się bliżej, gotów ją przytrzymać, ale machnęła na mnie ręką. 

-Serio? Bo nie wygląda. Co ci się stało? - spytałem, wskazując na miejsce, za które się trzymała. Raven ponownie machnęła ręką, jakby to nie było nic takiego. 

-Clarke to sierota jakich mało. Usiłowała nauczyć się jazdy na wrotkach, w czym jej pomagałam i to był błąd. Wpadła na mnie i przewróciła nas obie na beton i teraz boli mnie bok. Ale to nic takiego, przejdzie. - wyjaśniła, po czym ponownie pochyliła się nad tabletkami i na zaprzeczenie swoich własnych słów, zawyła z bólu. 

-Nic takiego? Raven, możesz mieć złamane żebro, musisz jechać do szpitala! - zaprotestowałem. 

-Tak jakby cię to obchodziło. - warknęła na mnie, a mnie aż zakuło w sercu. -Po jaką cholerę w ogóle tu przylazłeś? - spytała, po czym zignorowała leżącą na ziemi aspirynę i skierowała się w stronę swojej sypialni. Ruszyłem za nią. 

-Przyszedłem do Bellamy'ego, jest w domu? 

-A widzisz go tu gdzieś? - kolejne warknięcie. -Wyszedł gdzieś z Clarke, pewnie nie wróci nawet na noc. - wyjaśniła, już nieco łagodniejszym tonem, po czym odwróciła się do mnie. -Po co za mną leziesz? 

Rozłożyłem ręce. -Nie wiem Raven, może po to żeby cię zabrać do szpitala, bo masz złamane żebro? - Reyes prychnęła.

-Nie jadę do szpitala. Tak się składa, że wychodzę z paroma osobami z pracy i nie mam zamiaru tego odwoływać, dlatego jeśli naprawdę chcesz mi pomóc, to pomóż mi się ubrać. - powiedziała i nie czekając na moją odpowiedź, weszła do sypialni. Westchnąłem i wszedłem za nią. Co innego mogłem zrobić? 

Spojrzałem na zegarek. Za dwie godziny miałem randkę i wolałbym na nią zdążyć, ale przecież nie mogłem tak po prostu zostawić Raven. Po prostu.. nie mogłem. Nawet jeśli ona wolałaby żeby mnie tu nie było. 

~~~

Wpatrywałem się tępo w ciuchy rozłożone na łóżku, które Raven zamierzała na siebie włożyć i zastanawiałem się jakie buty, by do tego pasowały. Nie znałem się na tym, ale kazała mi wybrać któreś, to co niby miałem zrobić? Ona w tym czasie siedziała przy lustrze i usiłowała się pomalować, ale wnioskując po wydawanym przez nią co jakiś czas odgłosie "ałć", chyba nie szło jej to najlepiej. W końcu jęknęła głośno i rzuciła trzymanym pędzelkiem. 

-Dobra, poddaję się, sama tego nie zrobię, czy mógłbyś ... proszę pomóc mi z tym? - słowo na "p" wyraźnie trudno przeszło jej przez gardło. Zawsze miała problem z poproszeniem kogokolwiek o cokolwiek. Była samowystarczalna i niezależna i to była jedna z rzeczy, które w niej uwielbiałem. 

Podszedłem do Raven i niepewnie wziąłem przedmiot do ręki. Jak ja mam tego niby użyć?  Reyes najwyraźniej zobaczyła zakłopotanie na mojej twarzy i wyjaśniła mi jak mam ją pomalować. I nagle w mojej głowie zrodził się szatański plan...

Kiedy skończyłem, Raven wyglądała co najmniej jakby uciekła z ośrodka dla obłąkanych... albo z cyrku. Włożyłem całą swoją silną wolę w to, żeby nie wybuchnąć śmiechem. 

-Gotowe! Co o tym sądzisz? - spytałem radośnie. Reyes obróciła się do lustra i przechyliła głowę w bok, przyglądając się swojemu odbiciu. 

-Świetnie. - powiedziała sarkastycznie. 

-Naprawdę? - spytałem, szczerząc się. 

-Pewnie. - Raven pokiwała głową. -Gdybym usiadła obok klowna to nikt nie dostrzegłby różnicy. - stwierdziła, po czym spojrzała na mnie z nienawiścią. Uniosłem dwa kciuki w górę, po czym pomogłem jej wstać. 

-No to super. - spojrzałem na zegarek, miałem już tylko półtorej godziny. -No to ten.. powodzenia na imprezie, ale ja muszę już lecieć. - powiedziałem i zacząłem obracać się w kierunku drzwi. 

-John zaczekaj. - usłyszałem i zatrzymałem się w pół kroku. -Mógłbyś jeszcze pomóc mi się ubrać? Sama nie dam rady. - powiedziała Raven proszącym tonem. Ponownie spojrzałem na zegarek i potarłem kark, nie wiedząc co powinienem zrobić. Ale.. to była Raven. Nie mogłem jej odmówić kiedy patrzyła na mnie w ten sposób. 

-Jasne. - odparłem. 

-Okej. - powiedziała Raven i uśmiechnęła się lekko, po raz pierwszy dzisiaj. Chwyciła za sznurki od szlafroka i spojrzała na mnie niepewnie. -To ten eee... odwróć się. 

Zdębiałem. 

-Co? 

-No co? Nie chcę żebyś oglądał mnie nago. - stwierdziła. Uniosłem brwi. 

-Raven widziałem cię nago z milion razy. 

-No tak wiem, ale to było co innego, wtedy się spotykaliśmy, a teraz to by było dziwne! - prychnąłem. 

-Mogę cię zobaczyć nago kiedy tylko zechcę okej? 

Tym razem to Raven osłupiała. -Co?

-Wystarczy, że zamknę oczy! - roześmiałem się, po czym dokładnie to zrobiłem. -Widzisz? Już widzę cię nago! 

Poczułem mocne uderzenie w ramię, co sprawiło, że otworzyłem oczy, nadal się śmiejąc. -No co?

-Przestań! Nie chcę żebyś myślał o mnie w ten sposób!

-Wybacz Reyes ale to jest tak jakby jedno z praw byłego chłopaka wiesz? - powiedziałem, po czym ponownie zamknąłem oczy. -Widzisz? Znowu to robię. 

Tym razem Raven nieudolnie usiłowała mnie kopnąć. 

-Przestań natychmiast do cholery! 

-Okej w porządku, to już się nigdy nie... a nie, zaczekaj znowu to robię! - wkurzanie jej sprawiało mi odrobinę zbyt dużo radości. - Teraz jest was setki, a ja jestem królem! 

Chyba zdarzył się cud, bo tym razem nawet Raven się roześmiała. 

-John...

-Reyes dorośnij, to nic takiego, możesz się przebrać przy mnie. - powiedziałem, tym razem już poważnie. Raven się poddała. 

-Dobra w porządku. - powiedziała i odwiązała sznurki od szlafroka. 

-Wow....

-Dobra okej, jednak sama się ubiorę. - Raven z powrotem zawiązała szlafrok. Usiłowała wziąć przygotowane na łóżku ubranie, ale zamiast tego zgięła się w pół i jęknęła z bólu. Natychmiast rzuciłem się żeby ją przytrzymać. 

-Hej Raven, spokojnie. - pomogłem jej usiąść na łóżku. -Musisz jechać do szpitala, mówię poważnie. 

-Okej, okej... pojadę. - Raven w końcu dała za wygraną. 

-Świetnie.. zamówię ci taksówkę. - powiedziałem i sięgnąłem po telefon. 

-Zaczekaj, nie pojedziesz ze mną? - spytała Raven. Spojrzałem na nią. Znowu rzuciła mi ten proszący wzrok pełen nadziei. 

Co ja mam zrobić? 

Podjęcie decyzji zajęło mi kilka dobrych sekund. Randki mogły poczekać. Raven mnie potrzebowała, ona liczyła się dużo bardziej niż jakaś tam dziewczyna, z którą spotykałem się dopiero od tygodnia. Mogłem sobie zaprzeczać ile chciałem i chodzić na niezliczoną ilość randek, ale prawda była taka, że nadal nie wyleczyłem się z Raven, nadal miałem nadzieję, że może kiedyś mi wybaczy. 

-Oczywiście, że pojadę. - odparłem. -Muszę tylko gdzieś zadzwonić okej? 

Raven pokiwała głową i uśmiechnęła się do mnie. Szczerze, naprawdę szczerze i z wdzięcznością. Jak ja uwielbiałem ten uśmiech... 

Wyszedłem z sypialni, żeby zadzwonić do Emori i odwołać randkę, kiedy usłyszałem wrzask bólu i jak burza wpadłem z powrotem do pokoju. 

-Co się dzieje? - spytałem spanikowany i ujrzałem Raven walczącą ze swoim paskudnym makijażem, który jej zafundowałem. 

-Nie mogę tak jechać do szpitala. - jęknęła, a ja z całej siły starałem się nie zaśmiać. 

~~~

Dwie godziny później prowadziłem Raven z powrotem do jej mieszkania, na szczęście okazało się, że żebro było tylko stłuczone, a nie złamane. Kiedy szliśmy korytarzem, z mieszkania na przeciwko wypadł Jasper, który mieszkał tam razem z Monty'm. W rękach trzymał kaczkę, którą z jakiegoś powodu on i jego kumpel przygarnęli do pary z kurczątkiem. Jordan postawił kaczkę na środku korytarza i krzyknął na nią. 

-A teraz posiedzisz tu sobie i przemyślisz swoje zachowanie! - wrzasnął Jasper wskazując palcem na kaczkę, która z oczywistych powodów nie zareagowała w żaden sposób. -O hej wam. - tym razem chłopak zwrócił się do mnie i Raven. 

-Hej. - odparłem, marszcząc brwi. -Kłopoty w raju? 

Jasper ponownie wskazał na kaczkę. -To.. jest bardzo niegrzeczna kaczka! 

Nie bardzo wiedziałem co mam na to odpowiedzieć. 

-Okej... powodzenia w takim razie. - odpowiedziałem tylko i poprowadziłem Raven do drzwi. 

-A jak tam randka Murphy? - usłyszałem za sobą. Zgrzytnąłem zębami. Że też ten Jasper nie potrafił trzymać języka za zębami. 

Raven spojrzała na mnie, potem na Jaspera i znowu na mnie. -Hę? 

-Nie mam pojęcia o czym mówisz. - odpowiedziałem tylko i prawie wepchnąłem Raven do mieszkania. Ale Reyes nie zamierzała odpuścić. 

-Randkę? Miałeś mieć randkę? - spytała zdezorientowana. Wzruszyłem ramionami. -Dlaczego mi nie powiedziałeś? 

-Bo gdybym ci powiedział to zmusiłabyś mnie żebym poszedł, a potrzebowałaś kogoś dzisiaj żeby ci pomógł. - wyjaśniłem i ponownie wzruszyłem ramionami, jakby to nie było nic takiego. 

-Nie wierzę, że to zrobiłeś. - bałem się spojrzeć Raven w oczy, ale nie wytrzymałem i to zrobiłem. Zobaczyłem dozgonną wdzięczność, zaskoczenie... I jeszcze coś, ale nie do końca wiedziałem co. -To takie kochane. 

Zapadła cisza. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Staliśmy nadzwyczaj blisko siebie. Kusiło mnie, żeby ją pocałować, ale pewnie tylko by mnie odepchnęła od siebie, to nie miało sensu, tylko by mnie to zraniło i nic poza tym. Przełknąłem ślinę i odchrząknąłem. 

-Powinnaś się teraz przespać i odpocząć. - powiedziałem. Raven pokiwała niepewnie głową. 

-Jasne. - westchnęła. -Przepraszam, że zepsułam ci wieczór.. 

-No co ty, przestań.. Tak długo jak nic ci nie jest... jest dobrze. - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko. -No to do jutra. - dodałem po chwili i skierowałem się w stronę drzwi. Raven tylko burknęła coś niewyraźnie pod nosem. 

Zamykając drzwi, spojrzałem na nią jeszcze ostatni raz i z całej siły powstrzymałem się, by nie zostać, nie przytulić jej, nie pocałować... 

Kaczka nadal stała na korytarzu. Usiadłem na stopniu nie specjalnie wiedząc co ze sobą teraz zrobić. Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Jasper. Spojrzał na kaczkę potem na mnie. 

-A ty co zrobiłeś, że musisz tu siedzieć? - spytał. Nie miałem nawet siły żeby się zaśmiać, więc pokręciłem jedynie głową. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro