Me ~ Lellinger

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ała Stephan, to boli! - krzyknął Andreas, na twarzy którego malowało się czyste cierpienie.

- Już od 10 minut ci mówię, że jak przestaniesz się tak wierzgać to ból będzie mniejszy - odparł spokojnie, tak jak mówi się do małego dziecka. Czasem miał wrażenie, że jego ukochany nadal nim jest.

- Nawet nie wyobrażasz sobie jakie to trudne. Każdy twój ruch jest coraz gorszy - westchnął, a po jego policzkach spłynęły łzy. Stephan poczuł ucisk w sercu.

- Kochanie, to już nie potrwa długo. Później będziesz odczuwać jedynie przyjemność - zapewnił go i starł łzy z jego policzków.

- Przestań kłamać! 10 minut temu mówiłeś to samo! Jesteś sadystą - powiedział rozeźlony. Stephan już nie czuł współczucia, na tamtą chwilę rosła w nim jedynie irrytacja.

- Nie rozumiem cię. Na początku mówisz, żebym to zrobił, a jak przyjdzie, co do czego to narzekasz jak kobieta w ciąży - westchnął. Andreas zgromił go wzrokiem.

- Zapamiętam to sobie! Następnym razem, jak będę w potrzebie to pójdę do kogoś innego - zagroził i odwrócił głowę w drugą stronę. Stephan zachłysnął się własną śliną.

- Nie będziesz szedł do nikogo innego. Tylko ja mogę cię tak oglądać i tylko ja mogę doprowadzić cię do takiego stanu - odparł nader poważnie. Andreas nadął policzki.

- Dobra, rób to i miejmy to już z głowy. Umówiłem się na 15 z Richardem.

Stephan zmierzył go spojrzeniem i wyciągnął zza siebie dziwny przedmiot, który Andreasowi przypominał narzędzie tortur.

- Jesteśmy pewny, że to się tu zmieści? - spytał przerażony.

- Jestem pewien. Każdemu się mieści, a tobie miałoby nie? Skarbie więcej wiary - powiedział z otuchą. Andreas wzruszył ramionami i ze strachem czekał na jego ruch, który o dziwo był niezwykle delikatny. W końcu co się dziwić, Stephan miał w tym wprawę.
Wellinger już chciał coś powiedzieć, ale Leyhe spojrzał na niego karcąco.

- Zero słów - zastrzegł - to ułatwi nam zadanie. Po wszystkim będziesz mógł trajkotać ile wlezie - powiedział i czule na niego spojrzał. Nawet w tej sytuacji Andreas podobał mu się do granic możliwości. Wyglądał cholernie uroczo i nawet ta strużka śliny, która wypłynęła z jego malinowych ust, nie była dla Stephana czymś odrażającym. W końcu to był Andi, jego słoneczko. Chłopak, który dla niego przezwyciężył swój największy strach.
- Jeszcze kilka pociągnięć ręką i skończymy - zapewnił brunet. Andreas spojrzał na niego z ulgą w oczach.

- Jesteś dzielny - mówił Stephan, który właśnie wykonywał najbardziej brutalne ruchy - Ja zawsze bałem się ciemności, ale dzięki tobie ją przezwyciężyłem, mam nadzieję, że ja też tobie pomogłem.

Andreas pokiwał nieznacznie głową.

- To już koniec? - spytał zziajany, ocierając przy tym krople potu, które pojawiły się na jego czole.

- Tak skarbie, a teraz chodź tutaj - odparł i rozłożył dla niego ramiona. Andreas bez zastanowienia wtulił się w jego umięśniony tors.

- Dziękuję ci, a teraz puść mnie, biedny Richard pewnie już czeka pod drzwiami - powiedział i nie mylił się. Zniecierpliwiony Freitag stukał stopą o podłogę.

- Chcesz iść z nami? - zaoferował jego ukochany.

- Niestety nie mogę. Mam jeszcze kilka pacjentów, ale bawcie się dobrze! - powiedział do odchodzących mężczyzn.

- Dzięki, ty też czy coś - burknął Freitag, który popchął Wellingera do przodu.

- A skarbie. Pamiętaj! Przez następne pół godziny masz nic nie pić, więc nawet nie myśl o kieliszku wódki, a ty Richard masz go przypilnować - zastrzegł i pomachał im na pożegnanie.

Andreas westchnął. Życie z dentystą było cholernie trudne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro