You got something I need ~Lellinger cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szedłem właśnie przez zatłoczony dom Richarda. Co jak co, ale imprezy u niego zawsze były takie. Tłoczne i głośne. Nie lubiłem takiej atmosfery. Wolałem napić się w gronie przyjaciół, no ale cóż Freitaga nie przekonasz, jak się na coś uprze, to nie da się go przegadać.

Nagle w tłumie mignęła mi znajoma blond czupryna, szybko podążałem za właścicielem tych rozczochranych włosów.

Zastanawiało mnie: Co ten gówniarz tu robił?

Byłem zły, on zdecydowanie był za młody na takie rzeczy. 17 lat to nie był wiek na imprezy, zwłaszcza w takim napalonym towarzystwie.

Chwyciłem go dopiero w chwili, gdy miał udać się do kuchni.

Andreas popatrzył na mnie przyjaźnie, jak to zwykle miał w zwyczaju.

Czułem wściekłość, on nie miał prawa tu być, był za bardzo niewinny.

Na dodatek to piwo w jego ręku, czy on oszalał?

Andi był dla mnie jak mały braciszek, którego trzeba chronić przed całym złem tego świata, moje małe słoneczko, które rozświetlało moje życie. I może Wellinger działał na mnie nie w ten sposób, co powinno działać rodzeństwo, ale miałem świadomość, że nie mogłem go wykorzystać, był na to za młody.

-Do jasnej cholery, Wellinger co ty tutaj robisz?!- spytałem rozeźlony.

Nie chciałem mu prawić kazań, ale wiedziałem, że muszę mu przemówić do rozumu.

-Bawię się - rzekł wesoło, delikatnie kręcąc biodrami.

-Andi, wiesz że to nie jest dobre miejsce dla osób w twoim wieku?

-Stephi nie bądź zgred, co ty takiego robiłeś w moim wieku? - spytał Wellinger intensywnie wpatrując się w moje oczy.

Pod wpływem jego spojrzenia i wspomnień napływających do głowy, na moje policzki wpłynął obfity rumieniec. Ta mała cholera była na wygranej pozycji i doskonale o tym wiedziała.

-Nieważne, ale żebym cię już z tym piwem nie widział - powiedziałem i zabrałem alkohol z jego dłoni.

Welli popatrzył na mnie z niechęcią. Wiedziałem, że chcę się zabawić na maksa, ale ja nie mogłem na to pozwolić.

Nagle jakby znikąd pojawił się za nami nieźle schlany Freitag.

Położył swoje dłonie na naszych ramionach.

-Moi koledzy chodźcie ze mną - czknął Richard i zaczął ciągnąć nas do salonu.

Tam już wszystko było rozstawione.

Całe towarzysto siedziało w kółku na dywanie, na środku znajdowała się szklana butelka. Gra prawda czy wyznanie?

Ta gra nie była dobra, zwłaszcza dla tak niewinnej osoby jaką był Andreas Wellinger. Te pytania i wyzwania były za bardzo ekstremalne dla tak młodej osoby.

Chciałem szybko się wycofać, ale niestety dłoń Markusa skutecznie mi to uniemożliwiła, byłem w pułapce.

Usiadłem obok niczego nie świadomego Wellingera, który uśmiechał się do wszystkich.

Gra się zaczęła - pomyślałem.

Pierwsze padło na biednego Forfanga, który musiał wyjść na pole w samych bokserkach krzycząc na cały głos: Kocham Waltera Hofflera!
Potem padło na Daniela, który przez okno musiał wyrzucać swoje ukochane laczki.

Potem cykl kilku durnych pytań i niestety przypadek, los bądź przeznaczenie sprawiło, że szyjka butelki przechyliła się w moją stronę.

Zaklnąłem, najgorsze było to że moje pytanie bądź wyznanie miało zostać wybrane przez Markusa, który jeśli chodzi o tą grę był nader okrutny.

-To co Stephciu prawda, czy wyzwanie?- spytał z dziwnym błyskiem w oku.

Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, ale wybrałem wyzwanie, a potem już wszystko potoczyło się w bardzo złym kierunku.

Markus spojrzał na mnie złośliwie i powiedział:

-Pieprz się z Andreasem.

Omal nie wyplułem piwa, które wcześniej piłem. Jak on śmiał? Przecież doskonale wiedział, co myślałem o najmłodszym członku naszej kadry.

Spojrzałem na Andiego, który patrzył wszędzie tylko nie na mnie, na jego policzkach widniał obfity rumieniec.

-Markus co ty znowu wymyśliłeś?- spytał dosyć trzeźwy Johann, któremu to wyzwanie chyba nie podobało się równie mocno jak i mnie.

-No jak to co, takie małe wyzwanko, przecież nie każę wam robić tego tutaj, możecie iść do któregoś z pokoju Richarda - powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Po moich plecach spłynął zimny pot. Wiedziałem, że muszę jakoś z tego wybrnąć, jednocześnie nie wycofując się z tego, ponieważ przegrany płaci kolosalne kary pieniężne, a ja akurat nie byłem przy forsie. Byłem w kropce.

-Ale Markus nie uważasz, że przesadzasz? Nie możesz tego zmienić na coś łagodniejszego?- spytałem z nadzieją w głosie.

Miałem świadomość, że szansę są małe, ale do samego końca wierzyłem, że uda mi się coś wskórać. Niestety Markus pokręcił przecząco głową.

Pozostała mi ostatnia szansa.

-No dobrze, ale czy koniecznie muszę to zrobić z Andim?

Markus uśmiechnął się chytrze i ochoczo pokiwał głową.

Spojrzałem na Andiego wydawał się taki przerażony i niewinny, nie mogłem go tak skrzywdzić.

Nie miałem pojęcia, co mam zrobić.

Nagle poczułem na swoim ramieniu delikatną dłoń Andiego.

-Stephi, chodź - powiedział cicho i niepewnie.

Czułem na sobie spojrzenia wszystkich osób w pomieszczeniu, każdy czekał na mój ruch.

Szybko wstałem z ziemi, otrzepałem swoje ubranie i podałem dłoń Wellingerowi, już po chwili weszliśmy do jednego z pokoi Richarda.

Było ciemno, pomieszczenie rozświetlone było tylko przez jedną małą lampkę.

Widziałem jego twarz, niepewną i niewinną, co ja miałem zrobić?

-Andi, myszko nie będziemy tego robić, wiesz o tym?

Niepewnie pokiwał głową.

W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza przerywana naszymi oddechami.

-Stephi, a jeśli nie wykonasz zadania to co się stanie?- spytał niczego nieświadomy Andi.

-Będę musiał zapłacić 1000 euro - powiedziałem.

-Ile?! Skąd ty masz wziąć tyle pieniędzy?! Czy wy jesteście poważni?!- krzyczał zdenerwowany Andi.

Spojrzałem na tego malucha, wyglądał na nieźle wkurzonego.

-Słońce, a jak myślisz, dlaczego Daniel pozwolił wybiec prawie nagiemu Johannowi na ulicę? Dlaczego Tande wyrzucał swoje ukochane laczki przez balkon? I dlaczego Karl zjadł ślimaka? To wszystko mój drogi jest jedną wielką pieprzoną grą, z której nie masz wyjścia, tu cena jest za bardzo wysoka, aby zrezygnować.

Andi popatrzył na mnie ze zrozumieniem.

-Czyli musimy to zrobić? - spytał cichutko.

-Nie Andi! Nie! Nie będziemy tego robić, nie chcę cię skrzywdzić, ani odbierać niczego ważnego. Po prostu uznajmy, że przegrałem, najwyżej zapożyczę się u Karla, on akurat....

Nie dokończyłem, gdyż zostało mi to przerwane przez usta Wellingera. Ochoczo oddałem jego pocałunek i przyciągnąłem go bliżej. Oderwaliśmy się od siebie dopiero w momencie, gdy zaczęło brakować nam powietrza.

-Andi co to ma znaczyć?- zapytałem i dla upewnienia się, że to wszystko było prawdą dotknąłem swoich ust.

Młodszy popatrzył na mnie z rumieńcem.

-Zgadzam się, zrób to co ci Markus kazał - wyszeptał cichutko wprost do mojego ucha.

Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko.

Pozbyliśmy się naszych ubrań, a później połączyliśmy nasze ciała w jedność.

Po wszystkim zmęczony Andi zasnął na moim torsie. Wyglądał jak taki upadły anioł.

Rano obudziłem się sam, jego już nie było. Szukałem go wszędzie, ale jakoś nie mogłem go znaleźć. Spojrzałem na Richarda, który spoglądał na mnie z uśmiechem.

-No, no, no Stephan słyszałem, że wczoraj ty i Welli nieźle poszaleliście- powiedział Freitag i zaczął zabawnie ruszać brwiami.

Westchnąłem ciężko.

- A widziałeś go może?

-Tak wychodził niedawno, cały pognieciony, szedł wolnym krokiem, chyba musieliście wczoraj nieźle się zabawić.

Nic nie odpowiedziałem na jego zaczepki. Zastanawiało mnie jedynie, gdzie jest Welli i czy dla niego ta noc miała jakieś znaczenie, bo dla mnie miała.

Zrozumiałem, że kocham tego malucha i że chcę z nim być, ale pytanie zachodzi czy on również tego chciał?

Zrezygnowany liczyłem, że porozmawiam z nim na jakimś treningu, niestety nie było takiej okazji, Welli unikał mnie jak ognia, a potem wszystko zaczęło się pieprzyć.

Andi wyglądał blado, ciągle wymiotował, miał wahania nastrojów, był nieznośny. W pewnym momencie przestał przychodzić na treningi, byłem zmartwiony. Nie odbierał moich telefonów, ani nie odpisywał na wiadomości.

Nie było po nim ani widu ani słychu, aż do pewnego mroźnego poranka. To wtedy Schuster wezwał nas na pilne spotkanie, nie wiem czemu, ale miałem dziwne przeczucia, które niestety się sprawdziły.

-Moi drodzy zebrałem was tutaj po to, by oznajmić wam, że Andi zrezygnował, nie będzie już reprezentował kadry narodowej - rzekł smutno Schuster.

Spojrzeliśmy na siebie z mieszaniną strachu i smutku. Co takiego się stało z moim maleństwem?

-Ale trenerze, jak to? - spytał załamany Richard.

On tak bardzo kochał tego dzieciaka.

-Powiedzmy, że Andi miał swoje powody. Nie mógł skakać, w takim stanie, ale obiecał że za kilka lat wróci - rzekł podłamany Werner.

On też czuł żal, w końcu stracił swojego najzdolniejszego zawodnika, słońce całej drużyny, to ta mała osóbka roztoczała wokół siebie tak pozytywną atmosferę, co my teraz zrobimy bez niego?

Podłamany Richard i obojętny Markus wyszli z gabinetu. Zostałem tylko ja i Schuster, ja też miałem już zamiar wyjść, ale zatrzymał mnie głos Schustera.

-Stephan tak mi przykro, ale on musiał. Wiem, że boli cię że odszedł bez pożegnania, ale on wróci. Musisz tylko cierpliwie czekać - powiedział Schuster i zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewał, a mianowicie mocno mnie przytulił.

W jego ramionach rozpłakałem się na dobre. Straciłem swoje słońce, odszedło bez pożegnania, to tak bardzo bolało.

Wiedziałem, że muszę czekać, nic innego mi nie pozostało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro