Szaranowicz na tropie ~ kadra austriacka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jako, że nie jestem jeszcze tak stary, jak może wam się wydawać, a pamięć mam wystarczająco dobrą, mogę bez problemu opisać wam całą historię kadry austriackiej, jednak nie o to nam dzisiaj chodzi.

Cała zwariowana historia rozpoczęła się w chwilii debiutu Thomasa Morgensterna. Ahh, co to był za skoczek! Pełen werwy i młodzieńczego zapału. Wygrywał niemalże wszystko, pokonywał najlepszych, mimo to miał w sobie tyle pokory, że aż trudno było nie zazdrościć. Słyszałem, co mówił Alexander - mój zaufany przyjaciel, z którym czasem spotykam się na herbatniczkach. Thomas był ogniwem napędowym całej drużyny. To dzięki niemu Austria wzniosła się na wyżyny. Nic nie mogło powstrzymać Morgensterna przed jego ekspansją. Z konkursu na konkurs rabował coraz więcej trofeów. Działał jak magnes na wszystkie medale, które lgnęły do niego. Pewnie każdemu z nas wydawało się, że to nigdy się nie skończy. Co prawda czasem szwajcarskie dziecko skoków narciarskich czy Hanni przeszkadzali mu w stanięciu na najwyższym stopniu, jednakże bądźmy szczerzy, Morgenstern wydawał się być przyklejony do podium kropelką, a jak wiadomo: "co kropelka sklei, żadna siła nie rozklei", no chyba że jakiś silny rozpuszczalnik i to właśnie stało się w 2006 roku, kiedy to na jednym z pamiętnych konkursów pojawił się młodziutki skoczek, który dwoma skokami zdeklasował rywali. Ten to był dopiero kozak, pewnie wiecie o kogo mi chodzi. Schlierenzauer odscinął po sobie niezatarty ślad, którego jeszcze nikomu nie udało się zatrzeć.

To były dwa różne temperamenty. Ogień i woda. Wybuchowy i gwałtowny Schlierenzauer, naprzeciw spokojnemu usposobieniu Morgensterna. Już od początku wiedziałem, że między nimi będzie iskrzeć. Nie myliłem się. Z konkursu na konkurs sytuacja robiła się coraz ciekawsza. Miałem wrażenie, że ta dwójka kiedyś pobije się na podium, kiedy to dziewiętnastolatek pokonał starszego o zaledwie 0,2 punktu. Pamiętam jaki żal miał wówczas Morgenstern do sędziów. Uważał, że jego noty nie były przyznane sprawiedliwie. Polemizowałbym, ale raczej nie mnie to oceniać. Nigdy nie byłem w tej kwesti subiektywny. Moją sympatię nieskrywanie przez te wszystkie lata miał Gregor. Imponował mi, czasem chciałem być taki jak on, jednak on mnie nie zauważał. W końcu po co taki przystojniak miałby zwracać uwagę na mnie? Włodka, który kaleczył jego język niemalże każdym słowem.

Pewnego razu, kiedy to poszedłem na kawusię z Adasiem, dosiadł się do nas Alexander. Spojrzałem z przerażeniem na Adasia, który bez żadnego skrępowania zajadał bułkę z bananem, jego wąsiki poruszały się miarowo. Popadł w trans, nie chciałem mu przeszkadzać i w ten oto sposób pozostałem z Poitnerem sam na sam.

- Włodek może ty mi powiesz, co mam robić? - spytał rozpaczony i położył trzęsące się dłonie na stół. Starałem się odpowiednio sformułować zdanie, naprawdę nienawidziłem niemieckiego, z resztą zapewne jak większość z was.

- Alexander, ja nie wiem co się dzieje - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i zamówiłem dla nas obu po kieliszku wódki. Przewidywałem, że czeka nas długa rozmowa.

- No wiesz niby wszystko jest okej. Widzisz, jak udało mi się przeszkolić wszystkich skoczków, ale ja i tak wiem swoje! - krzyknął i zaczął wymachiwać rękoma, co spowodowało, że uderzył biednego Adasia, któremu z rąk wyleciała ukochana bułka.

- Przepraszam - powiedział Alexander i zamówił dla skoczka z Wisły wodę gazowaną.

- Opowiadaj dalej - szturchnąłem Austriaka.

- Włodek powiedz mi, warum?
Spojrzałem na niego jak na idiotę.

- Czy ty możesz się jakoś jaśniej wyrazić?

- No skoro moja kadra jest taka cud, miód i orzeszki, to dlaczego ten cholerny Schlierenzauer nie może przynajmniej udawać, że między nim, a Morgensternem jest chociażby nić porozumienia? Ty nawet nie wiesz, jak bardzo muszę okłamywać prasę. To mnie przerasta. Włodziu pomóż mi - powiedział zrozpaczony. Mama powiedziała mi kiedyś, że potrzebującym się nie odmawia, dlatego długo się nie zastanawiałem.

- Dobra Alexiu, pomogę ci. Tylko potrzeba nam stworzyć drużynę pierścienia - krzyknąłem podekscytowany.

- Kocham cię Włodziu - powiedział radośnie Poitner. Tak jakby moje wzywanie przywróciło mu radość życia.

- Weźmiemy Waltera i Borka. Oni nam pomogą! Nazwiemy się "Szaranowicz i partnerzy", co ty na to? - zaoferowałem.

- Żaden problem. Chcę po prostu wiedzieć, dlaczego ta dwójka idiotów nie może się pogodzić, inaczej wyleją mnie na zbity pysk.

I właśnie w ten sposób wszystko się zaczęło. Już od samego początku mojej misji zauważyłem, że Thomas bardziej trzyma się z Koffim czy z Kochem, aniżeli ze Schlierenzauerem. Unikali się niemalże jak ognia, na co nie mógł pozwolić Alexander, który celowo pakował ich razem do pokoju.

Miałem wrażenie, że ta misja jest bezcelowa, a oni sami nie znoszą się z powodu różnicy charakterów, jednak myliłem się. Od samego początku zostałem wprowadzony w błąd.

Wszystko zaczęło robić się podejrzane w 2009 roku. Wtedy to byłem świadkiem dziwnej rozmowy między Schlierim, a Morgim.

- Gotowy na powtórkę? - spytał zadziornie Thomas. Pamiętam ten błysk w jego oku, jeszcze nigdy na nikogo tak nie patrzył.

- To zależy, jak bardzo na to zasłużysz. Musisz się postarać - odparł i przyciągnął go do siebie tak, że obaj z hukiem wpadli do pokoju. Byłem pewien, że to początek wielkiej bitwy, która mogła skończyć się tragicznie, dlatego też nie chcąc się przed nimi ujawnić powiadomiłem mojego frienda Waltera o wszystkim. On wezwał Alexandra, który zgodnie z zasadą "z buta wjeżdżam" wpakował się do ich pokoju.

Nikt się nie bił. Oni jedynie dziwnie sapali. Wtedy jeszcze nie uważałem tego za nic dziwnego, do momentu, gdy nie dostrzegłem maleńkiej malinki na szyi Gregora. Wtedy coś zaczęło mi nie grać. Jej wcześniej nie było. Kto zrobił mu tą cholernę malinkę, skoro w pokoju przebywał jedynie ze swoim największym wrogiem? To już wtedy zaczęło układać się w logiczną układankę, która w 2010 roku została ostatecznie potwierdzona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro