Water under the bridge* ~ Lellinger; Eisellinger

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spojrzał na niego z wyrzutem.

- Dlaczego to robisz? - spytał gorzko. Czuł się źle patrząc na niego w tym stanie.

- Spieprzyłem. Musiałem zapomnieć - wybełkotał niewyraźnie.

- Uważasz, że alkohol jest dobrym rozwiązaniem twoich problemów? - spytał, wysoko unosząc brwi.

- Na pewno lepszy, niż cięcie się - odparł wymownie patrząc na jego blade nadgarstki. W jego oczach błysnęły łzy, nie lubił go, gdy był pijany. Mówił wtedy za dużo, zbyt ranił. Andreas pokręcił głową i znacznie odsunął się od niego, wziął w dłoń swoją kurtkę.

- Dokąd idziesz? - spytał zdziwiony.

- Do Stephana, tak będzie lepiej - odparł i nie pozwolił mu na choćby jedno przepraszam.

W stronę Leyhe dotarł w wolnym tempie, łzy zamazywały mu drogę. Bez pukania wszedł do jego pokoju, Stephan nigdy nie zamykał drzwi.
Starszy spojrzał na niego zmartwiony.

- Oh Andi, co on ci znowu zrobił? - spytał, tuląc do siebie roztrzęsionego Wellingera.

- Nic, to samo, co zwykle. Upił się, a później gadał głupoty - odparł wycierając swoje policzki, które były mokre od łez.

- Dlaczego go nie zostawisz? - spytał delikatnie Leyhe.

- Bo go kocham - odparł błądząc wzrokiem po łóżku Stephana.

- Chcesz się położyć? - spytał Leyhe odchylając mu kołdrę, a Wellinger bez żadnych przeszkód pod nią wskoczył. Stephan spojrzał na niego z czułością.

- Mogę się do ciebie przytulić? - spytał nieśmiało starszy. Andreas pokiwał głową i wyciągnął ramiona w jego stronę, niczym małe dziecko. Stephan położył dłonie na jego plecach. Zamyślony Andreas wpatrywał się w jego oczy, nie mogąc powstrzymać natłoku myśli.

- Co ta główka tak pracuje? - spytał roześmiany brunet.

- Powiedz. Dlaczego pozwoliłeś mi odejść? - spytał poruszając tak bardzo delikatny temat.

- Bo z nim wydawałeś się być szczęśliwy, ja cię ograniczałem, ale to nie oznacza, że cię nie kocham.

- Chciałbyś mnie nadal? - spytał przygryzając dolną wargę.

- Zawsze będę chciał - odparł czule - Pozostaniesz tutaj - powiedział i położył dłoń na swojej piersi, gdzie biło jego przyspieszone serce.

- Chciałbym, żeby było tak, jak kiedyś - odparł szczerze - Wtedy, kiedy mieliśmy po siedemnaście lat. Byłeś dla mnie wszystkim - pogładził go po włosach.

- Nie wrócimy do tego? - spytał z nadzieją, zawsze po każdej, takiej nocy ją miał.

Andreas wzruszył ramionami.

- Może kiedyś - odparł wymijająco. Nie chciał go ranić.

Stephan przymknął oczy i przytulił go do siebie, po jego policzkach spłynęły łzy. Andreas widząc jego stan, czule pocałował go w usta.

Leyhe niechętnie odepchnął go od siebie.

- Nie chcesz tego - odparł smutno - Robisz to z litości.

Andi westchnął.

- Wiesz, co ostatnio mi powiedział? - spytał z żalem. Stephan pokręcił głową, tak bardzo gubił się w ich toksycznej relacji.

- Że nie jestem dla niego jedyny - odparł zastanawiająco.

- Ma kogoś? - spytał zaskoczony Leyhe. Dziwił go spokój Andiego.

- Nie wiem, ale jakie to ma znaczenie? I tak jutro przyjdzie tu, prosząc mnie na kolanach o przebaczenie - odparł pewny siebie. Taka sytuacja, miała miejsce zawsze.

- Nie myślałeś kiedyś o tym, by być samym? - spytał Leyhe, będąc znudzonym ich relacją.

- Wizja wolności mnie przeraża - odrzekł zupełnie szczerze.

- Skoro tak twierdzisz. - Wzruszył ramionami.

Po kilku godzinach wspólnego wygłupiania się i oglądania tandetnych romansideł, podczas których Wellinger moczył jego koszulkę, zasnęli. Andi wtulał się w niego, jak w misia. Misia, który był na każde jego skinienie, misia, który oddał mu na wieczność swoje poranione serce.

Rano obudził ich dźwięk pukania do drzwi. Zdenerwowany Stephan, wiedział, że to Markus. Niechętnie otworzył mu.

- I co? Wytrzeźwiałeś? - spytał ostro mierząc go wzrokiem. Skruszony Eisenbichler pokiwał głową.

- Długo wczoraj płakał?

- Przyznam szczerze, nie. Wczoraj wspominał, ale co cię to interesuję? Powinnienem obić ci mordę, a nie odpowiadać na takie pytania - odrzekł zaciskając dłonie w pięści.

- Leyhe, obaj wiemy, że tego nie zrobisz - odparł.

Stephan pokręcił głową.

- Daje ci 5 minut, później wracam i kompletnie nie interesuję mnie, co z nim będziesz robić. Będziesz musiał wyjść, on nie - odparł i poszedł wyżalić się Richardowi.

Markus wszedł do pomieszczenia, gdzie na łóżku leżał śpiący Andreas. Wyglądał, jak anioł, dla którego warto zgrzeszyć.

- Andi, wstawaj. - Delikatnie potrząsnął jego ramieniem.

- Tak? - Przetarł oczy i spojrzał na niego pochmurnie, nie lubił gdy ktoś go budził, czuł się wówczas zmęczony cały dzień. ( prawie jak ja dzisiaj, Dominiko jeśli to czytasz, to zginiesz marnie)

- Przepraszam - odrzekł. Wiedział, że Andreas nie oczekiwał od niego długich i wylewnych przeprosin. Był pewny, że otrzyma przebaczenie.

- Daj spokój. To nie ma sensu - odparł chłodno. Markus spojrzał na niego zdziwiony, czuł strach rozchodzący się po jego ciele, nie chciał go stracić.

- Czyli to koniec? - spytał zdziwiony.

Andreas pokiwał głową.

- Żegnaj Markusie. Nasza miłość jest czymś, co było i minęło - odparł. Eisenbichler zacisnął dłonie. Chyba nigdy nie spodziewał się, że ich związek skończy się w takich okolicznościach, ale to właśnie Andreas uświadomił mu, że musi pójść na odwyk, to Andreas pozwolił mu zrozumieć czym tak naprawdę jest miłość i to dzięki Andreasowi zrozumiał, że Richard nigdy nie był mu obojętny. A Wellinger? Blondyn wrócił do swojego misia, który jeszcze raz zawładnął jego sercem. Okazało się, że ich miłość nie była wodą pod mostem.

*water under the bridge - idiom, który dosłownie oznacza "było minęło".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro