Richard Camacho

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Duże pomieszczenie znajdujące się w jeszcze większym budynku w samym centrum miasta, oświetlało jasne słońce wpadające do środka przez duże szyby po dwóch stronach pokoju. Dzień był ciepły, idealny na spacery po zielonym parku, kawę w drogich lub tych tańszych kawiarniach, lody na drogach przywożone przez kolorowy samochód z uroczą melodijką oraz spełnianie swoich marzeń. Pogoda sprawiała, że nikt nie chciał siedzieć w domu, a raczej wyjść na świeże powietrze i podziwiać przyrodę. Na ulicach jeździło wiele samochodów, a tuż obok dróg ciągnęły się chodniki, po których maszerowali spokojnie i z uśmiechami na twarzach ludzie. Na pobliskim placu zabaw radośnie biegały małe dzieci z pełną energią i chęcią do życia. Ich śmiechy i krzyki wpadały nawet do pomieszczenia, w którym to Richard Camacho, młody i silny chłopak czekał zniecierpliwiony na przyjaciółkę, która miała tu być już dziesięć minut temu. Cóż, ona zawsze się spóźniała.

Odsunął się od okna, przeszedł przez całą długość pokoju i stanął przed lustrem, przed którym każdego dnia, oprócz dzisiejszego, tańczył, by się odprężyć. Taniec był dla niego ucieczką od złego, nudnego świata do radosnych chwil po dobrze wykonanej pozie. Uwielbiał to robić. Kiedy jego mięśnie napinały się pod wpływem wysiłku, włosy i koszulka kleiły się do ciała z powodu potu i kiedy patrzył na siebie w lustrze, widząc coraz lepsze efekty. Początkowo taniec traktował jak rozrywkę, lecz z biegiem czasu, kiedy jeden z nauczycieli tańca zaproponował mu wziąć udział w konkursie, zaczął traktować to jako pracę i sposób na zwycięstwo. Oczywiście w jego pokoju stało już wiele pucharów, medali i nagród, ale wciąż czegoś mu brakowało. Gdy tylko jeden z lepszych tancerzy zaproponował mu współpracę, od razu się zgodził, nie myśląc o konsekwwncjach tego czynu. Chodziło bowiem o to, że musiał wyjechać z miasta na drugi koniec kraju, zostawiając tutaj wszystko: dom, rodzinę, szkołę i przyjaciółkę.

To właśnie jej reakcji bał się najbardziej. Rodzice zgodzili się za pierwszym razem, chcąc by syn się spełniał, ale z dziewczyną nie było już tak łatwo. Znali się przecież od dziecka, zawsze byli razem, na dobre i na złe, a teraz on miał wyjechać, zostawiając ją na pastwę losu. Co prawda tylko na miesiąc, ale kto wie, jak to wszystko się potoczy.

Spojrzał na drzwi, kiedy usłyszał skrzypiący dźwięk. W wielkim otworze stała właśnie ona ubrana w letnią, białą sukienkę z butami wiązanymi na kostkach. Uśmiechała się do niego promiennie, a on poczuł się jak największy tyran, myśląc o tym, że musi jej wszystko powiedzieć. Bał się jak cholera, że dziewczyna niezrozumie i że odsunie się od niego po jego bolesnym wyzwaniu. Ale musiał się opanować, wziąć w garść i wreszcie wydusić to, co tak bardzo ciążyło mu na sercu.

Wziął głęboki oddech, również się wymusił lekko udawany uśmiech, po czym stanął przed radosną nastolatką i wziął jej prawą dłoń w swoją.

- Co się dzieje, Richard? - zapytała pierwsza, jakby wyczuwała, że zaraz wydarzy się coś złego. I to speszyło go najbardziej.

- To bardzo trudne, ale nie będę przedłużał i trzymał cię w niepewności. - Ścisnął jej dłoń jeszcze mocniej, a ona skrzywiła się nieznacznie i zmarszczyła brwi, wiercąc w nim dziurę na wylot.

- Nic nie rozumiem... - przyznała. - O co ci chodzi? Jesteś jakiś dziwny, nie cieszysz się, że tu jestem? Powiedz mi wreszcie, o co chodzi!

Po wybuchu przyjaciółki już nie wiedział, co robić. Nie był pewien, jak zareaguje po jego wyznaniu, gdy nawet przed jest wściekła jak osa. To nie tak, że jej się bał, ale prawie zawsze jej ulegał, bo wcale mu to nie przeszkadzało i nawet to lubił, ale teraz, po raz pierwszy zaczął się jej obawiać. Nie wiedział, czego może się spodziewać, ale wiedział, że mimo wszystko ulży sobie. Nie wiele myśląc, objął ramionami kruche ciało dziewczyny i docisnął je do swojej klatki piersiowej. Miał nie przdłużać, a jednak wciąż to robił. Dlaczego chłopak taki jak on, zazwyczaj pewny siebie i swoich umiejętności, nie potrafił powiedzieć po prostu powiedzieć, że zaraz go tu nie będzie? Dlaczego nie potrafił wydusić z siebie słowa, a tylko ją przytulił, co jeszcze bardziej ją zdezorientowało?

Odsunęła się od niego, założyła ręce na piersiach i spojrzała na niego jeszcze bardziej zła niż wcześniej. Aczkolwiek, kiedy zauważyła łzy spływające z jego czekoladowych oczu, od razu się uspokoiła, a następnie wzięła jego twarz w swoje dłonie, pochyliła lekko w swoją stronę i pocałowała w jego czoło, chcąc udzielić mu swojego spokoju. Wiedziała, że z chłopakiem dzieje się coś złego i sama ma w tym wkład, ale nie wiedziała jaki.

- Wyjeżdżam... - wypalił niespodziewanie, zaraz po pocałunku i zaskoczony swoim czynem, przeniósł wzrok na lustro, widząc tam siebie jako bezradnego tchórza.

- Jak to wyjeżdżasz? Gdzie? Na ile? - Dziewczyna była naprawdę zdezorientowana i zaskoczona, a w jej oczach pojawiły się łzy. - To żart, prawda?

Jednak po chwili dostrzegła smutny wzrok przyjaciela, mówiący, że to koniec. Że ich wspólne spacery w ciepłą pogodę po parku z lodami w rękach właśnie się skończyły. Że nie będą już razem tańczyć do ostatku sił, ale nadal z uśmiechem na twarzy. Że ich uczucie rosnące coraz bardziej i powoli zmierzające ku czemuś większemu niż przyjaźń, nie będzie miało prawa bytu, gdy ona będzie tutaj, a on kilkaset kilometrów stąd.

Richard westchnął, starając się nie płakać, wziął za rękę dziewczynę i pociągnął w stronę ciemnej obitej skórą kanapy w rogu sali, a ona nie stawiała oporu zdana tylko na jego polecenia i z myślami kręcącymi się nadal nad tym, co przed chwilą powiedział. Poprosił, by usiadła, a kiedy to zrobiła, on uczynił to samo i po raz kolejny tego dnia wziął głęboki oddech, chcąc choć trochę się uspokoić i wreszcie wszystko wytłumaczyć. Ale dlaczego to było takie trudne? Czy to świadomość utraty tego, co przez tyle lat zdołali utworzyć, tak nim szargała? Czy po prostu był tchórzem? Każdy bowiem wie, że czy to przyjaźń, czy miłość, to i tak nie zdoła przetrwać tak daleko od siebie. O te dwa skarby trzeba dbać, codziennie je pielęgnując i starając się, aby nie umarły. Potrzeba do tego kilku osób, które są blisko siebie, kilometry wszystko zepsują.

- Dostałem szansę od znanego tancerza, ale muszę stąd wyjechać. Na razie na miesiąc, żeby zobaczyć jak to wszystko działa, a potem... - Słowa ugrzęzły mu w gardle.

- A potem? - dopytywała nastolatka, która już nie wytrzymywała nerwowo i cały czas płakała, za wszelką cenę jednak starając się uspokoić.

- A potem zobaczymy, to zależy już od niego - rzekł, a po chwili, widząc zwątpienie dziewczyny oraz jej smutny wzrok, wziął jej twarz w swoje dłonie i spojrzał jej w oczy. - Pamiętaj, że cię kocham. Zawsze kochałem i zawsze będę. Obiecuję.

Dlaczego to powiedział? Po co mówił jej coś, co tak naprawdę nie może teraz istnieć? Zrobił jej tylko nadzieję, a mimo to, czuł pewną ulgę, zwłaszcza wtedy, gdy ta pełna różnych emocji, przysunęła swoje wargi do jego i zatopiła się w nich, powoli nimi ruszając. Lekko zaskoczony oddał pocałunek z uśmiechem na twrzy, którego nie rozumiał.

- Ja też cię kocham i obiecuję, że będę na ciebie czekać - powiedziała, kiedy się od niego odsunęła.

- Wrócę.

Ale nie wrócił.

Ani za miesiąc;

Ani za dwa;

Ani nigdy.

I choć ona wciąż czekała, on się nie pojawiał. Przez pierwsze dwa miesiące miała jeszcze nadzieję. Kiedy Richard dzwonił i mówił cały w skowronkach, jak dobrze mu się wiedzie, sama się uśmiechała i myślami przenosiła się obok niego, wyobrażając sobie, jak przychodzi na każdy jego występ, a po nim całuje go czule, pokazując jak bardzo jej się podobało.

Lecz później, gdy ten zaczął mieć bardziej napięty grafik i zabrakło już telefonów oraz radosnych rozmów, zrozumiała, że to już koniec i że nic nie będzie takie samo jak dawniej. Przestała czekać na dźwięk telefonu, nie wysyłała mu listów i co najważniejsze nie myślała już o nim.

Richard Camacho - jej dawny przyjaciel, z którym uwielbiała rozmawiać, jeść lody i tańczyć nie ważne gdzie, stał się zwykłym wspomnieniem, o którym powoli zapomimała.

I choć bardzo chciała pamiętać te wspólne chwile, to nie mogła, bo jedyne co pamiętała, to tylko ten jeden pocałunek w ich ostatni dzień. Wciąż czuła go na swoich ustach. Nie pamiętała nic. Jego oczu, uśmiechu, włosów. Tylko ten mały gest, który wciąż przypominał, że kiedyś był ktoś, kto kochał ją bezwarunkowo. A ona kochała jego.

------

Nie wyszedł mi najlepiej, ale mam nadzieję, że Wam się podoba. Przepraszam za wszystkie błędy jakie popełniłam w tym opowiadaniu.

Za tydzień, w czwartek, kolejny one shot, tym razem z Zabdielem!

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro