Zabdiel de Jesus

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Znów to samo. Szkoła, praca, szkoła, praca. To cały dzień jednej z dziewczyn uczęszczającej do najbardziej znanej szkoły w mieście. Tylko te dwa słowa opisywały jej całe życie. Po co w ogóle zgodziła się na ten cholerny wolontariat, w którym to codziennie musiała pracować w sklepie spożywczym tuż przy szkole. Nikt się nie zapisał, tylko ona. Chciała po prostu pokazać wszem i wobec, iż jest wzorową uczennicą oraz córką. W dodatku jej rodzice byli przecież najbardziej szanowanymi obywatelami, więc ona musiała sprawiać dobre wrażenie i nie przynosić rodzicom wstydu. Cóż, teraz odczuwała tego konsekwencje, zwłaszcza wtedy, gdy wieczorem siedząc na łóżku, oglądała swoje ciało i widziała siniaki, obicia oraz pęcherze na stopach i dłoniach. Przecież to jej wybór, a raczej powinność.

- Cholera jasna! - wrzasnęła kiedy koszyk z wodą, który właśnie niosła, wypadł jej z ręki i spadł na wykładaną śliskimi płytkami podłogę.

Zignorowała spojrzenia klientów, po czym podniosła skrzynkę z ziemi i pomaszerowała dalej. Jednakże, gdy znalazła się już za pierwszym zakrętem, została brutalnie pociągnięta do tyłu i z trudem udało jej się stanąć tak, aby drugi raz nie upuścić pudła i aby sama nie upadła. Zdenerwowana odwróciła się, chcąc dojrzeć swojego oprawcę i dostrzegła przed sobą wysokiego bruneta o ciemnych oczach uśmiechającego się cwanie do niej.

- Tak, w czym mogę pomóc? - wysiliła się na sztuczny uśmiech i zapytała z przesiąkniętą słodyczą w głosie.

- Chciałbym coś kupić, ale nie wiem, gdzie to się znajduje, pomóż mi - rozkazał, nadal nie przestając się uśmiechać.

- Oczywiście, tylko to zaniosę. - Odwróciła się i zamierzała odejść, ale tamten znów ją powstrzymał. Na szczęście tylko słownie.

- Czy nie powinno być tak, że klient ma pierwszeństwo? Masz mi pomóc, albo zgłoszę to szefostwu.

I wtedy, po tych słowach zrozumiała, że nowo poznany chłopak ją wykorzystuje i wszystko robi specjalnie. Aczkolwiek nie miała pojęcia dlaczego akurat ona, a nie jej kolega, który również dziś tu pracował. Nie miała wyjścia, musiała wykonać jego polecenia z ciężką skrzynką na rękach. W ukryciu przewróciła oczami, parsknęła z irytacją, po czym uśmiechnęła się sztucznie i ruszyła przed siebie, uprzednio mówiąc, aby powiedział jej, co chce kupić.

Po paru minutach zakupów chłopaka okazało się, iż ów chłopak postanowił zrobić większe zapasy. Toteż nastolatka co chwila dostawała do rąk nowy produkt, żeby powiedzieć mu coś o nim, przez co musiała odkładać skrzynkę na bok, a potem znów brać na ręce. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, jak bardzo szybki był w podawaniu. Ledwo wzięła skrzynkę na ręce, ten znów podał jej coś nowego. W dodatku kazał jej jeszcze nosić to wszystko zważywszy na to, iż klient jest najważniejszy. Jedyne, co chciała zrobić w tamtym momencie, to rzucić te cholerne zakupy, nakrzyczeć na niego i wybiec ze sklepu, a potem nie wracać już nigdy. Niestety nie mogła, ale za to chłopak mógł bezkarnie ją wykorzystywać.

- Dobra! - krzyknęła, gdy ten włożył do skrzynki kolejną paczkę węgla do grilla. Skrzynka stała się naprawdę ciężka, a ona już nie miała siły. - Skończ wreszcie, wykończysz mnie!

Brunet uśmiechnął się cynicznie, a w jego oku powstał dziwny błysk nie znaczący nic dobrego. Prychnął i spojrzał na nią z wyższością.

- Robię imprezę. Potrzebuję tego wszystkiego - wzruszył ramionami i skierował się do regału ze słodyczami.

Ona pomaszerowała za nim, tupiąc wściekle w podłogę i szepcząc ciche przekleństwa.

- Stój, do cholery jasnej! -krzyknęła, nie przejmując się rosnącą klientelą. Miała ich gdzieś, a jedyne, czego teraz pragnęła to rzucić tą skrzynkę i po prostu uciec.

Kiedy chłopak zdezorientowany odwrócił się w jej stronę, od razu się uspokoił, a na jego twarz powrócił cwany uśmiech. Rzucił na półkę paczkę truskawkowych żelek i podszedł do niej, uprzednio zakładając ręce na piersiach.

- Daj mi już spokój. Nie obchodzą mnie twoje potrzeby i zachcianki. Nie mam pojęcia dlaczego akurat mnie maltretujesz, ale mam szczerze tego dość. Sam sobie rób te zakupy. - Wystawiła skrzynkę w jego stronę, uderzając nią w jego twardy tors, lecz on nie przyjął jej. Toteż nastolatka prychnęła, a jej twarz stała się czerwona ze złości.

Czuła złość, wstręt oraz zmęczenie spowodowane ciągłym noszeniem ciężkiego bagażu. Ręce bolały ją tak, jak po ciężkim treningu na lekcji wychowania fizycznego, gdy rozgrzewkę prowadzi nad wyraz wymagająca nauczycielka owego przedmioty. Nigdy nie miała najlepszej kondycji, ale była pewna, że jutro na jej ciele zawitają silne zakwasy.

- I co niby chcesz zrobić? - zapytał z kpiną w głosie.

- Wyjść stąd. Zapisałam się na ten wolontariat, bo myślałam, że mam komuś pomóc i owszem, mogłam pokazać ci, gdzie co się znajduje i wykonać recenzję danego produktu, ale nie do kurwy nędzy nosić ci te twoje wygórowane zakupy. Jesteś zdrowo rąbnięty, jeśli myślisz, że wykorzystywaniem dziewczyny komuś zaimponujesz.

- Jeśli stąd wyjdziesz, stracisz dobre imię w rodzinie i w szkole. - Zbliżył się do niej tak, że koniuszkami swoich czarnych conversów dotykał jej różowych trampek, przez co cofnęła się speszona do tyłu. Bardzo nie chciała pokazywać nieznajomemu swojej uległości, ale jego bliskość ją zaskoczyła.

- Mam to w dupie - rzekła szybko, po czym rzuciła skrzynkę na podłogę, a cała jej zawartość rozsypała się z hukiem po całej podłodze.

Dziewczyna ruszyła pędem do szklanych drzwi. Teraz nie liczyli się ludzie będący w sklepie i patrzący na nią jak na wariatkę. Ekspedientki krzyczące, aby wróciła i posprzątała oraz śmiech chłopaka z głębi, szyderczy i wredny.

~*~

Kilka dni później dziewczyna szła chodnikiem z lodem w ręce w stronę parku. Była taka cudowna pogoda idealna na spacer. I choć nastolatka miała podły humor, to świeże powietrze pomagało jej się uspokoić. A wszystko przez sytuację ze sklepu, która sprawiła, że jej rodzice dali jej sporą reprymendę, tłumacząc iż jest niewdzięczną córką niezasługujacą na nic lepszego. Każdy, dosłownie każdy mówił jej, że źle postąpiła, bo już nikt nie zbiera pieniądzy na pomoc dla zwierząt ze schroniska. Jednakże żadne słowa nie zrobiły na niej większego wrażenia. Owszem, pomoc była ważna, ale gdy nie musiała iść do sklepu, gdy ręce nie bolały od ciągłego noszenia produktów i gdy siadała wieczorem na łóżku, a na jej ciele nie było żadnych siniaków i zadrapań, nie czuła wyrzutów sumienia. Była szczęśliwa.

Zwłaszcza teraz, kiedy szła i patrzyła na liście drzew kołyszące się na wietrze. Kiedy słońce grzało jej twarz, a lody rozpływały się na jej języku. Jednakże, gdy te się skończyły, wyrzuciła papierek do kosza, po czym usiadła na pobliskiej ławce w cieniu. Westchnęła z uśmiechem na twarzy i przeciągnęła się leniwie.

- Znów się spotykamy. - Usłyszała głos obok siebie i natychmiast się podniosła, a następnie spojrzała na przybysza.

- To znowu ty? Czego chcesz? Nie mam najmniejszej ochoty być tu teraz z tobą. Zrujnujesz mi cały dzień. - Wstała z zamiarem odejścia, ale ten ją powstrzymał łapiąc ją za nadgarstek. - Puść mnie albo zacznę krzyczeć!

Jednakże on nie miał zamiaru wykonać jej polecenia, a jedynie posadził ją obok siebie i jak gdyby nigdy nic zaczął nucić jakąś nieznaną jej melodię. Spojrzała na bruneta spode łba, założyła ręce na piersiach i przerzucając włosy do tyłu, prychnęła z pogardą. Patrzyła na jego idealny profil. Na pełne usta, długi, zgrabny nos oraz ciemne brwi. To wszystko przykuwało jej uwagę i sprawiało, iż nie bała się z nim być, mimo że go nie znała. Chłopak zaczął się uśmiechać, a potem przeniósł wzrok na twarz nastolatki.

- Wiem, że jestem przystojny, ale przestań się na mnie gapić, bo czuję się niezręcznie - powiedział, a ona skrępowana odwróciła wzrok na swoje buty, czując palące wypieki na twarzy.
- Tak, akurat! - powiedziała. - Ty przystojny! Chyba śnisz!

Ten tylko znów się zaśmiał i powrócił do poprzedniej czynności. Westchnął leniwie, położył ręce za głową, krzyżując je i wyciągnął nogi tak długie, jak narty skoczków narciarskich. Miał na sobie czarne dresy z firmy Adidas, białą koszulkę przylegającą mu do torsu i ukazującą jego doskonale wyrzeźbiony tors oraz zwykłe biało-czarne trampki. Mimo zwykłego luźnego ubrania wyglądał całkiem dobrze, a nastolatka nie mogła zarzucić mu złego gustu. Aczkolwiek patrząc na niego i przypominając sobie jego złe zachowanie wobec niej, zmarszczyła brwi, pokręciła nosem i prychnęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

- Po co w ogóle tu przyszedłeś? - zapytała. - Wiesz co? Śpieszę się, więc... - Wstała z ławki i zrobiła kilka kroków w przód.

- Nie kłam. Dobrze wiem, że chciałaś tu odpocząć. W domu nie masz co robić. - Odwróciła się do chłopaka zaskoczona jego słowami.

- Skąd wiesz? Śledzisz mnie? - zapytała przerażona, wiedząc iż być może jest zagrożona z jego strony. Przełknęła głośno ślinę, kiedy ten zrobił krok w jej stronę.

- Chcesz wiedzieć dlaczego zaczepiłem cię wtedy w sklepie? - zrobił krok do przodu. - Chcesz wiedzieć dlaczego wiem o tobie tak dużo? Chcesz wiedzieć dlaczego ty, a nie ktoś inny?

Chłopak był już bardzo blisko nastolatki. Tak blisko, że niemal dociskał jej ciało swoim do stojącego za nią drzewa. Słyszał jej szybki oddech, widział nerwowe spojrzenie, czuł bijący od niej strach. Wiedział, że dziewczyna boi się niego i tej bliskości, lecz mimo to nie zmienił swej postawy.

Dziewczyna pokiwała szybko i niepewnie głową. Bała się, ale chciała wiedzieć dlaczego to ona była obiektem jego nękań. Chciała znać powód jego ciągłych zaczepek, ukradkowych spojrzeń i szyderczego śmiechu przepełnionego kpiną. Było jej duszno, czuła uderzenia gorąca, a napierające ciało bruneta, przyprawiało ją o szybsze bicie serca, dziwne dreszcze oraz palące wypieki na twarzy. Chciała uciec, ale z drugiej strony coś ją blokowało i nie potrafiła się ruszyć. Zamiast tego tylko stała, patrząc w przenikliwe brązowe oczy chłopaka.

Brunet uśmiechnął się lekko, bardziej przyjaźnie niż wcześniej, a ona chyba dostrzegła ciepły błysk w jego oku. Odsunął się lekko do tyłu, dzięki czemu mogła odetchnąć z ulgą.

- Bo mi się podobasz - powiedział, lecz nie pozwolił zszokowanej nastolatce dojść do słowa, gdyż dalej kontynuował. - Od zawsze. Pewnie nie pamiętasz, ale chodziliśmy razem do przedszkola, podstawówki, a potem ja wyjechałem. Niedawno wróciłem i kiedy pierwszy raz zobaczyłem cię po tylu latach, to postanowiłem cię obserwować, wiem to chore... A mimo wszystko bałem się podejść, więc pomyślałem, że tam w sklepie, gdy ci trochę podokuczam tak, jak zawsze, to mnie sobie przypomnisz, ale... Ale chyba jednak mnie nie pamiętasz...

Spuścił głowę i zaczął zawzięcie studiować swoje buty. Potem dziewczyna usłyszała cichy szloch i pociąganie nosem. Następne było łapczywe łapanie powietrza przez chłopaka i w końcu zobaczyła jego zaszklone oczy. Teraz wszystko wróciło. Te szkolne lata, kiedy na każdej przerwie biegała z chłopakiem po korytarzu. Kiedy on bronił ją przed złymi uczniami. Kiedy razem bawili się na placu zabaw. Teraz przypomniała sobie swojego bruneta. Swojego Zabdiela...

~*~

Trzy miesiące później dziewczyna szła za rękę z brunetem w parku. Uśmiechali się, rozmawiali, wybuchali śmiechem, gdy zauważyli coś śmiesznego. Przypominali sobie dawne czasy i myśleli o przyszłości. Ale w tym wszystkim byli razem. I to było najważniejsze. Ich miłość do siebie po tylu latach rozłąki. I choć początki były trudne, to jednak najważniejsze jest to, co jest tu i teraz. A teraz byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, bo mieli siebie.

~~~~~~~~

Bardzo przepraszam za wszystkie błędy jakie zrobiłam. Mam nadzieję że Wam się podoba. Za tydzień kolejny rozdział z Joelem Pimentelem.

Miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro