~angsty z północnym~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Deszcz nieustannie spadał na ziemię, jakby samo niebo opłakiwało dusze utracone w tym przeklętym miejscu. Każda kropla, spływając po skórze Korei, zdawała się odzwierciedlać smutek głęboko w jej sercu. Stała na szczycie jednego z czerwonych, mortalnie przesiąkniętych drapaczy chmur, górując nad miastem tonącym w ciemności, obserwując, jak jej marzenia o panowaniu nad tym upadłym światem zamieniają się w odległe wspomnienia.

Jej poszarpana przepaska na twarzy, służący za swego rodzaju bandaż, stanowiła tylko maskę dla jej prawdziwego spojrzenia, które teraz było jedynie odzwierciedleniem nieskończonej próżni. Wiedziała, co ludzie, jak i ona sama, o niej mówili- była grzesznicą, diabłem wcielonym, ale kiedyś była zwykłą kobietą, a przynajmniej tak sądziła. Jednak wspomnienia o ludzkim cieple, które kiedyś posiadała, stały się mglistymi obrazami w jej umyśle.

Nagle, wraz z intensyfikacją pogody, Korea usłyszała narzucające się ciche szepty. To było głos, który towarzyszył jej przez lata, płynący z jej własnej głowy. JEGO głos.

"Korea, moja ukochana..." - szepnął, a JEGO słowa brzmiały jak szept wiatru w ciemnej alei - "Pamiętasz nasze wspólne chwile? Zawładnięcie nad tym światem to było nasze marzenie...".

Korea schyliła głowę, czując żal, który przeszywał jej serce jak kolce. Tak, pamiętała te chwile. Chwile, gdy jeszcze nie była zwykłym rabusiem, gdy miała uczucia, a jej serce biło tylko dla NIEGO.

- Przepraszam... - szepnęła, ale jej słowa topiły się w deszczu.

Ale JEGO uparcie trwało.

"To było to, czego chciałeś...!" - wytknął, a Korea skrzywiła się - "I wciąż tego chcesz! Czy nie możemy osiągnąć tego razem? Kochanie, czy nie możemy...?"

Korea nie odpowiadała, próbowała GO ignorować, ale stawało się to coraz trudniejsze z każdym dniem. Poczuła mijające przez jej oczy migoczące wspomnienia bólu.

Dwie spocone ciała, dłonie na skórze, usta splecione w namiętny taniec, a ekstaza była tak intensywna, że trudno było uwierzyć, że czekała na to prawie dwieście lat. Nagle otworzyła oczy, bezlitosne światło władzy wydobyło się z nich, a wszystko zamarło. Jej oddychanie przeszło od szybkiego do bezruchu, oczy wydawały się zblaknąć obojętnie, a język przestał walczyć w jej gardle. Powietrze napełniło się bezgłośnym krzykiem, którego nie mogła wypuścić z gardła. W panice sięgnęła drżącą ręką po puls.

Ale JEGO serce już nie biło...

I tak mijają lata, pełne pustki, pełne nikogo. Chyba że liczyć kapelusz na jej głowie, czarny jak ekstrakt jej duszy. To było wszystko, co jej zostało. A raczej to, co pozostało po NIM...

JEGO usta nie mogły wydać dźwięku, ale ON mógł dostępować myśli, wysyłając krótkie, prowokujące wiadomości, podsycające jej obsesyjne pragnienia.

Świat był pełen grzechu, i mimo że Korea próbowała zrozumieć motywacje tego miejsca, nie mogła oprzeć się uczuciu pustki wewnątrz. Może dlatego tak lubiła herbatę - to jedyne, co przypominało jej, że wciąż może coś poczuć.

Korea zbliżyła się do wyjścia z dachu. Czas na kolejną próbę pokonania swoich wrogów i zdobycie bezsensownej władzy, która dawno straciła swoje znaczenie.

Nawet gdy JEGO głos w jej głowie wciąż działał jak dziki pomruk, a jej żal był ostry jak jad w jej kłach, nie mogła oprzeć się klątwie. W końcu mogło to prowadzić do jej bezlitosnego zniszczenia, ale to był wybrany przez nią szlak.

ICH droga.

Korea wiedziała, że musi zdobyć sojuszników, jeśli chce mieć jakąkolwiek szansę na osiągnięcie jej...

Ehm, ICH marzeń.

Ci, którzy teraz byli z nią, nie spełniali tych kryteriów. Dawno temu jedno z jej wynalazków zawiodło, pozostawiając tylko małe, kruche roboty, które wydawały się zupełnie bezużyteczne. Ale wzięła tę grupę istot pod swoje skrzydła i nazwała je "androidki" - były samolubne, lecz oddane jej, gotowe do wykonania wszystkiego, aby spełnić polecenia.

Przydatne.

Gdy opuściła szczyt rezonujących chmur i znalazła się na ulicach świata, ogarnęło ją uczucie pustej determinacji. Niech te głosy w jej głowie krzyczą, niech ból w jej sercu rośnie, wiedziała, że nie ma odwrotu. Była gotowa walczyć o władzę, gotowa zrealizować marzenie, które dawno stało się obsesyjnym celem jej istnienia.

JEGO celem...

W miarę zbliżania się nocy świat pogrążył się w ciemności, a ona skierowała swoje myśli ku przyszłości, gdzie być może, tylko być może, uda jej się podbić ten przeklęty świat, który stał się więzieniem dla jej ciała i myśli.

I wiedziała, że to wszystko nie miało końca...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro