Chwilowa rozkosz~ Lellinger

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

👆😍👆

-Zostań choćby na chwilę - szepnął do niego, starając się go zatrzymać.

-Po co? - to pytanie przebiło się przez niezręczną atmosferę, a on sam nie potarafił udzielić na nie odpowiedzi.

-Nie wiem - wzruszył ramionami - Nie czujesz tego?

-Czego? - spytał rozeźlony. Nienawidził pożegnań.

-Tego czegoś, co jest w powietrzu - zrobił nieokreślony ruch ręką, uważnie lustrując go wzrokiem.

-Określ się - wycedził przez zęby, mając już dosyć tej dziwnej rozmowy.

-Jak to odbierasz? Przelotny romans? Chwilowe uniesienie? - wymieniał skonfundowany, a na jego twarzy malowały się emocje, które nie wyrażały nic dobrego.

-Chwilowa rozkosz - wyrzucił z siebie.

-Naprawdę? - rzekł zdziwiony. Starszy wzruszył ramionami.

-Nie tego chciałeś? - wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.

-Powiedz mi jaki był sens robienia tego każdej nocy, skoro jedyne, co potrafiłeś mi dać to bezlitosną kołysankę?

-O czym ty mówisz? Niczego ci nie obiecywałem - był blisko wybuchu. Zdawał sobie sprawę, że dla dobra ich obu, powinnien opuścić jego apartament, jak najszybciej.

-Zabiłeś moje sny - wyszeptał z bólem, miał ochotę się rozpłakać, jednak udało mu się zachować resztki godności -Proszę cię, daj mi coś dzisiaj, ten ostatni raz, niech to przyjamniej będzie miało swoje pozory - prosił go, a jego oczy wydawały się idealne do tych słów. Nie potrafił mu nie ulec. Czuł wyrzuty sumienia wobec niego, był mu coś winnien.

Spełnił jego prośbę.

********

Za górami za lasami....

To właśnie tak powinna zacząć się ta historia, jak każda bajka powinna mieć ona smutny początek i wspaniałe zakończenie, ale oni byli inni, niepowtarzalni, dlatego też ich relacja była zupełnie odmienna.

Poznajcie historię miłości, która była tylko jednostronna, opowieść o skoczku narciarskim i młodym dziennikarzu.

Historię czegoś, co zostało nazwane chwilową rozkoszą.

*****

-Andreas! - krzyk jego szefa przebijał się przez wszystkie ściany redakcji. Młody dziennikarz biegiem udał się do gabinetu swojego przełożonego. Obawiał się rozmowy z nim.

-Tak szefie? - wysapał starając się unormować oddech.

-Usiądź - rzekł srogo Werner Schuster lustrując go badawczym wzrokiem. Wellinger zrobił to, co mu nakazano i z przestrachem spojrzał na swojego szefa, obawiał się zwolnienia. Zdenerwowany stukał swoimi długimi palcami po blacie biurka.

-Jak już wiesz Freund jest na chorobowym - cedził przez zęby Schuster. Andreas doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w końcu Severin był jego najlepszym przyjacielem, a jego nieobecność była Wernerowi bardzo nie na rękę, był najbardziej doświadczony z nich wszystkich.

-Wiem coś o tym - wychrypiał blondyn, miał wrażenie, że on sam za niedługo dołączy do Freunda. Czuł, że będzie chory.

-Wiesz również, że za kilka dni ma się odbyć gala sportowców - Wellinger spojrzał na niego zdziwiony, nie miał o tym pojęcia.

-I co ja mam z tym wspólnego? - oczekiwanie w jego głosie, było niemalże namacalne.

-Freund miał tam być. Miał przeprowadzić wywiad z największymi sławami, a szczególna uwaga miała być skierowana w stronę skoczków narciarskich, ale jak widzisz jego nie ma - Schuster zaczął gestykulować - A ze względu na to, że się z nim przyjaźnisz i w pewnym stopniu mam do ciebie zaufanie, postanowiłem że godnie go zastąpisz.

Andreas spojrzał na niego uradowany. W końcu ktoś go docenił, to było miłe, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

-Dziękuję, dziękuję, dziękuję - mówił z wdzięcznością w stronę swojego szefa, który na widok jego szczęścia nie potrafił się nie uśmiechnąć. Taki był właśnie Wellinger, zawsze potrafił zarazić pozytywnym nastrojem. Kto by się spodziewał, że za kilka tygodni przez nieodwzajemnioną miłość zmieni się w wrak człowieka?

W końcu on sam się tego nie domyślał.

Gdy wrócił do domu postanowił obejrzeć jeden z konkursów. Nie miał pojęcia o sporcie, a skoki wydawały mu się czarną magią. Jak on miał przeprowadzić wywiad z ludźmi, dla których była to praca, jak i ich zainteresowanie? Uważnie przyglądał się całej kadrze niemieckiej, notując w swoim zeszyciku z hello kitty, ważne dla niego szczegóły.

Po kilku dniach czuł się przygotowany na tyle, by przeprowadzić wywiad z niemalże każdym skoczkiem narciarskim.

W dzień bankietu, mimo to czuł stres. Nie potrafił nic przełknąć od samego rana. Wiedział, że jego dalsza kariera zawodowa zależała właśnie od tego wydarzenia. Trzesąc się z powodu stresu i panującego zimna ubrał się w swój odświętny garnitur.

Na galę poszedł pieszo, nie miał daleko.

Zajął wcześniej przeznaczone dla niego miejsce i zaczął się rozglądać. Zauważył, że do pomieszczenia weszła cała kadra niemiecka. Wyglądali dosyć zwyczajnie, prosto, a nawet trochę marnie. Nie zrobili na nim większego wrażenia.

Andreas od razu przystąpił do działania. Jego pierwszą ofiarą został Karl, który bez problemu, z uśmiechem odpowiedział na jego pytania, pijany Richard trochę plątał się w tym wszystkim, ale przyjamniej udzielał zabawnych odpowiedzi, tajemniczy Eisenbichler zdawkowo odpowiadał na jego pytania, a na sam koniec pozostał mu niejaki Stephan Leyhe.

-Witam, jestem Andreas Wellinger - blondyn podał dłoń brunetowi.

-Stephan - uścisnął jego dłoń.

-Mogę ci mówić po imieniu? - spytał młodszy, a na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech.

-Nie ma problemu.... Andi? - szczerze to uwielbiał to zdrobnienie.

-Dobrze Stephan, to może powiedz jak to jest być skoczkiem?

-Wiesz.... to nie jest tak, że jest dobrze albo że niedobrze - plątał się. Andreas spojrzał na niego jak na idiotę.

-Czy możesz to jakoś sprecyzować?

-Wiesz to jest coś czego pragnąłem od dziecka, takie dziecięce pragnienie, które się spełniło, to miłe...

-Um...okej - Andi zajrzał do swojego notesiku. O co on to miał jeszcze zapytać?

Stephan widząc hello kitty na okładce, parsknął śmiechem, przez co uzyskał dezaprobujące spojrzenie Andreasa.

-Lubisz kotki? - spytał rozbawiony Leyhe, Wellinger fuknął coś na niego i zgromił go spojrzeniem.

-Do zadawania pytań mi przejdziemy później. Teraz powiedz mi, czy łatwo osiągnąć tego telefranka? - czytał z zeszyciku blondyn.

Stephan spojrzał na niego i wybuchnął gromkim śmiechem.

Andreas spojrzał na niego zdziwiony, irytował go ten gość.

-Nie chodziło ci przypadkiem o telemarka? - spytał Stephan, który już zdążył się uspokoić.

-Telefranek, telemarek, jest różnica? Byłem senny, jak to pisałem, ok? Nie mam o tym wszystkim bladego pojęcia.

Stephan nie był chamem, dlatego bezproblemowo odpowiedział na wszystkie pytania Wellingera.
Polubił tego uroczego blondyna, a nawet zaryzykowałby stwierdzenie, że mu się spodobał, dlatego po zakończeniu całej imprezy wyszedł za Wellingerem.

-Gdzie masz samochód?

-Przyszedłem na nogach.

-Daleko masz?

-Jakieś 30 minut spacerkiem, a czemu pytasz?

-Podwieźć cię?

-Nie dziękuję, przejdę się - mówił bez przekonania Wellinger.

-Widzę, że jest ci zimno. Wsiadaj - ton jego głosu zmienił się na rozkazujący, a sam Andreas nie stawiał oporów.

-Gdzie mieszkasz?

-Himmel Straße 8 - powiedział niewyraźnie Andi wtulając twarz z szalik na swojej szyi. Stephan podkręcił klimatyzację.

-Mam ważenie, że jesteś strasznym zmarzluchem - powiedział z uśmiechem

-Nie mylisz się.

-Może trzeba cię jakoś ogrzać?

-Sugerujesz coś?

-Nie wiem, to od ciebie zależy decyzja. Jesteśmy pod twoim domem, a ty jesteś dorosły, chyba. Właściwie ile masz lat? - spytał zaciekawiony Leyhe.

-23.

-To tylko 4 lata różnicy. Nic nie legalnego, tak poza tym wyglądasz na młodszego.

-Wiele osób mi to mówi - uśmiechnął się - To co wchodzisz?

-Czemu nie? W końcu jesteśmy dorośli.

Pospiesznie wszedli do domu Wellingera.

-Chcesz wina? - spytał blondyn.

-Może później, teraz trzeba cię ogrzać - powiedział starszy i włożył swoje ciepłe dłonie pod koszulę Wellingera, przyciągając go do siebie. Jego dłonie błądziły po młodym, gibkim ciele. Obu podobało się takie zajęcie.

-Napewno chcesz to zrobić? Nie będziesz żałował? - nie chciał go do niczego zmuszać. Andi zaprzeczył głową i niczym pijawka zaczął spijać pocałunki z jego ust.

Wcześniej poinformowany Stephan skierował się wraz z przyczepionym blondynem do jego sypialni, gdzie spędzili razem noc.

Rano pierwszy obudził się Leyhe, który chciał wstać i wyjść bez pożegnania, ale przeszkodziło mu w tym kilka faktów, najważniejszy z nich leżał wtulony w jego tors. Wyglądał uroczo, co sprawiło że jego chęć ucieczki zmalała do minimum. Wsadził dłonie w jego włosy i podziwiał go.

Gdyby wiedział, że za kilka tygodni dobrowolnie zrezygnuje z tego arcydzieła.

Nic już nie było takie samo.

Robili to niemal codziennie, spotykali się dniami i nocami, dla Andreasa zaczęło znaczyć to coś więcej, natomiast Leyhe bał się swoich uczuć, dlatego odpuścił, jednak już po kilku dniach chciał go spotkać. Tęsknił, ale duma nie pozwalała mu na przeprosiny i przynanie do błędu. Liczył, że jeszcze go gdzieś spotka.

I gdyby wiedział, że następny wywiad przeprowadzi z nim niejaki Severin, który mordował go wzrokiem, postarałby się mocniej, nie zostawiłby tak tego, jednak pozostał mu jego numer telefonu, spojrzał na ciąg liczb i zaryzykował.

Andi spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu i zamarł.

Był jego jednym i jedynym, tylko wtedy kiedy był samotny. Czemu do niego dzwonił?

Błagał, nie chciał kolejnego razu, miłość raniła. Nie próbował już być jego całym życiem. Nie chciał zasnąć, tęsknił za swoją chwilową bajką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro