Świąteczny cud ~ Lellinger

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Występuję mpreg.

"Verbunden werden auch die Schwachen mächtig.”

Spojrzałem na jego twarz, która wyrażała jedynie rozpacz i smutek. Lekarz patrzył na nas ze współczuciem, to znowu się stało, ponownie straciliśmy nasze dziecko.

Nie byłem na niego zły, nie miałem takiego prawa, w końcu dbał o siebie, ale mimo to za każdym razem świadomość utraty takiego maluszka była bolesna. Bez zastanowienia wziąłem go za rękę i ścierałem jego łzy, mimo to na mojej twarzy również słona ciesz torowała sobie drogę i spływała po mojej brodzie skapując na jego koszulkę.

-Andi chodźmy stąd - powiedziałem stanowczo, doskonale zdając sobie sprawę jak działa na niego to pomieszczenie.

Z wyraźnym bólem wstał z fotela i kierował się w stronę drzwi, widziałem jak każdy krok sprawia mu ból.

-Pomogę ci - chciał zaprzeczyć, ale wyprzedziłem go przed tym i wziąłem go na ręcę. Był taki lekki. Położył głowę w zagłębieniu mojej szyi i płakał, a ja? Nie mogłem nic z tym zrobić. Zgodnie z radą pani psycholog musiałem pozwolić mu przeżyć te wszystkie emocje, dlatego gdy wróciliśmy do domu, położyłem go na łóżko i pozwoliłem mu odczuwać to wszystko, wyżywać się na poduszce, krzyczeć, a przede wszystkim płakać.

Po kilku długich i bolesnych godzinach zasnął, a ja wpatrywałem się w niego ze smutkiem, przeczesując przy tym jego włosy. Byłem pod wrażeniem jego siły i determinacji, większość osób już dawno by się poddała, ale nie Andi. On starał się za wszelką cenę założyć rodzinę, co było piękne, ale jednocześnie irrytujące, przekładał to ponad wszystko. Całkowicie zrezygnował z kariery, gdy dowiedział się, że zostaniemy rodzicami, tylko żaden z nas nie spodziewał się, że bardzo szybko zostanie nam to odebrane. Przytuliłem go do siebie mocno, niestety nie byłem, jak on, nie miałem już nadziei. Zasnąłem z myślą o zbliżająch się świętach.

Rano zostałem obudzony przez czuły pocałunek, nie otwierając oczu przytuliłem go mocniej do siebie. On zaczął wędrówkę po moim torsie, był to miły poranek, ale doskonale zdawałem sobie sprawę do czego prowadzi.

-Andreas nie - powiedziałem stanowczo, chwytając silnie w swoje dłonie jego szczupłe nadgarstki.

-Nie chcesz mnie? - wyjąkał płaczliwie.

-Ile razy już to przerabialiśmy? - zaczłem się irrytować - Nie będę tego robił. Nie chcesz tego, pragniesz tego tylko po to, by znów zajść w ciążę, nie chcę twojego rozczarowania.

-Nie masz prawa tak mówić! - szarpał się chcąc uciec, nie mogłem mu na to pozwolić.

-Andreas kochanie uspokój się - szeptałem jak mantrę.

-Nie mów mi co mam robić! - krzyczał i bił dłońmi po moim torsie. Bolało, ale pozwoliłem mu na to.

Nie wiem dlaczego znowu mu uległem, może to przez te piękne oczy albo cudowny uśmiech? Nie wiem, ale coś sprawiało, że niemalże nigdy nie usłyszał z mojej strony "nie".

Minęło kilka tygodni praktycznie nic się nie zmieniło, sytuacja była kiepska. Do świąt zostały 2 miesiące, dla niektórych wydaje się, że jest to dużo, ale nie dla mnie. Już zacząłem przygotowanie, w końcu miała się do nas zlecieć cała rodzina i przyjaciele. Na kilka dni przed wigilią zauważyłem, że Andi się uspokoił, powracał spokój i harmonia.

W wigilię wydawał się dziwnie wesoły. Nie przejąłem się jego zachowaniem, w jego przypadku takie coś było normalne.

Stałem pod choinką i jako mikołaj rozdawałem prezenty, Andi był moim elfem, który owe podarki podawał odpowiednim osobą. Kilka minut trwało rozdanie wszystkich drobiazgów, pod sam koniec pod drzewkiem pozostała tylko jedna koperta, na której pismem Andreasa zostało wygrawerowane moje imię. Spojrzałem na młodszego chłopaka, który uśmiechał się do mnie zachęcająco.

-No otwórz - widać było, że jest podekscytowany.

Niepewnie wyciągnąłem z koperty zdjęcie usg.

-Jesteś w ciąży? - nie wiedziałem jak mam zareagować, to już trzeci raz oznajmiał mi tą nowinę.

Andreas pokiwał wesoło głową, zawsze ta sama ekscytacja.

-Który miesiąc? - spytałem masując delikatnie skrzydełka nosa.

-Trzeci - powiedział i wpił się w moje usta, a ja mimo obaw cieszyłem się razem z nim.

Po świętach udaliśmy się do lekarza, który stwierdził, że jest ogromna szansa na przeżycie naszego maleństwa. Nareszcie wróciła nadzieja.

Kilka miesięcy później Andi był już w zaawansowanej ciąży. Narzekał, płakał, nie chciał wielu rzeczy, ale mi to nie przeszkadzało w końcu nosił pod sercem moje dziecko.

W pewien czerwcowy dzień oznajmił, że to już czas, nasze maleństwo pragnie być już z nami na tym świecie. Spanikowany zawiozłem ich do szpitala, gdzie oddałem go w ręcę lekarzy, byłem pełen obaw.

Zadzwoniłem do naszych przyjaciół z kadry, którzy czuwali pod salą razem ze mną.

Po kilku długich godzinach wyszedł do nas lekarz.

-Ma pan córkę - powiedział z uśmiechem.

Moi koledzy pogratulowali mi i bezwiednie, jak to stado bawołów chcieli zobaczyć nasze dziecko, lecz pielęgniarka się nie zgodziła, Andi potrzebował spokoju.

Sam wszedłem do sali, gdzie zobaczyłem coś pięknego. W ramionach Andiego leżała malutka kruszynka, to było urocze i rozczulające, w moich oczach błysnęły łzy.

-Hej maleńka, ale musiałaś wymęczyć tatusia - możliwe, że to były pierwsze słowa, które usłyszała, na ton mojego głosu otworzyła delikatnie oczka i już po chwili je zmrużyła, oślepiało ją jasne światło. Wraz z jej obecnością świat stał się lepszy.

I gdy zobaczyłem ich razem coś we mnie pękło. Obiecałem sobie, że dam im wszystko, co mam, nauczę ją wszystkiego, co znam i obiecuję, że zrobie to jak najlepiej.

Spojrzałem na gwiazdy i podziękowałem za to, co mam, moje marzenia się spełniły.

****

Pragnę również ogłosić zawieszenie wszystkich "skocznych" prac, wyjątek stanowią shoty.

Zapraszam na nowe opowiadanie.


Po drugie:

Nie mam nastroju na cokolwiek. Miałam taki "stan zawieszenia" od września do grudnia, ale nagle w tym miesiącu zaczęło się układać, ostatni tydzień był piękny... do dzisiaj, dzisiaj jedna wieść - dwa słowa, sprawiły, że nie chcę mi się wszystkiego, moja "depresja" wróciła, więc znowu będę niemiła, smutna i kłótliwa, tak to chyba musi wyglądać. Przepraszam.

Ps. Nigdy nie obiecujcie sobie czegoś niemożliwego, gdyż zawsze to i tak zostaje złamane.

Dzisiaj złamałam obietnicę, którą sobie złożyłam, wytrzymałam w tym postanowieniu pół roku, ale dzisiaj wszystkiego było za wiele.

Do następnego. ( nie wiem kiedy to będzie.)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro