A little party cz. II ~ Słoweńcy, Kraft, Tande, Eisenbichler

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No i ja wtedy mu mówię, że możemy się napić! Ale on nie... bo skoki i że nie wolno, ale ja się pytam, czemu nie mogę?! - Nieco zbyt pijany Stefan Kraft opierał się o ramię Petera Prevca, który z uwagą przysłuchiwał się jego słowom, biedny Słoweniec niestety już się pogubił w całej historii. 

- Czekaj... to Marisa zmieniła płeć? 

- Co?! - Krzyknął zdziwiony Domen, który postanowił przekraczać cały wieczór przestrzeń osobistą Lovro. Aktualnie przytulał się do jego pleców, mając jednocześnie przewieszoną nogę  przez jego biodro.

- Skąd taki pomysł? - Kraft uniósł swoje krzaczaste brwi, zaczynając się zastanawiać czy jego żona w tej całej Kambodży czy innej Tanzanii nie postanowiła zmienić się w Mariusa. O zgrozo, Stefan zaczął sobie wyobrażać związek z Lindvikiem.

- Dlaczego ciągle używasz tego... jak się to nazywa? No kurcze. Rzeczownik? Przymiotnik?

- Pierwiastek! - Krzyknął Jelar obudzony ze snu.

- Używam wobec Marisy pierwiastków? - Kraft potarł brodę, zastanawiając się nad sensem całej wypowiedzi.

- Nie... chodzi mi o... no te takie, że mówisz o niej jak o mężczyźnie!

- Zaimki? - zapytał cichutko Kos, który bał się ruszyć w obawie, że Domen odkryje jakąś kolejną część jego ciała.

- Noo, od początku rozmowy używasz zaimków męskoosobowych!

- No tak, bo ja od samego początku mówię o Hayboecku! Skąd ci w ogóle wpadł do głowy pomysł, że to Marisa jest tematem rozmowy? 

- Przecież ledwo jak tu wszedłeś, powiedziałeś "tak bardzo kocham, a tak mocno wkurwia", to od razu pomyśleliśmy o twojej żonie, kto mógłby wpaść na pomysł, że teraz jest mowa o Michaelu? - Zapytał Domen, który postanowił stanąć w obronie swojego brata. Czuł się teraz niczym lwica, broniąca swojego lwiątka.

- Ja myślałem! Miłość do ojczyzny i do drugiego mężczyzny! - Wykrzyczał wciąż zaspany Jelar, który stwierdził, że jest w sumie głodny i chętnie zjadłby sobie jakąś kanapkę. Problem polegał na tym, że nie miał chleba.

- Przecież śpisz od samego początku tej rozmowy, to jak mogłeś myśleć?

- Pytanie zachodzi czy on w ogóle zajmuje się takimi rzeczami - dodał kąśliwie Timi, który jeszcze nie odezwał się od początku rozmowy. Postanowił jedynie przysłuchiwać się pijanym kolegom.

- Jeśli połączę ze sobą wodę, cukier i masło, to wyjdzie mi chleb? - Zapytał Jelar, zupełnie nie zważając na uwagę swojego młodszego kolegi.

- A co z mąką?

- A to ona jest potrzebna?

- No wydaje mi się, że z wody, cukru i masła to możesz zrobić jedynie jakąś zawiesinę do picia, ale to może tylko moje wrażenie? Z resztą rób jak chcesz - Stwierdził Kos i wzruszył ramionami. On naprawdę miał ochotę jedynie spać, ale nie było mu to dane. Na początku jego wspaniali kadrowi koledzy postanowili urządzić sobie sesję zdjęciową, której rezultat mogą obejrzeć wszyscy na instagramie; każdy z nich sprawia wrażenie geja, a on na domiar złego przechodzi na załączonym obrazku Weltschmerz i nawet dłoń Petera, która jest spleciona z tą jego, nie dodaje mu otuchy. Później natomiast pojawił się Kraft, który pierwotnie miał pić z Norwegami, ale oni za pewne wyskoki przez okno*, otrzymali karę od Stoeckla. Alexander obiecał, że przypnie ich kajdankami do kaloryfera, jeśli zobaczy ich z alkoholem...

- Ale po co ci jest budyń? - Rozważania Kosa zostały przerwane przez Krafta, który postanowił pomóc Jelarowi upiec chleb.

- Skoro nie mamy mąki, a w budyniu jest skrobia, to może nam się uda z tego zrobić...

- Zakalec - skwitował wszystko ponuro Lanisek, który wszedł do pokoju. Cała piątka nawet nie zauważyła jego nieobecności.

- Gdzieś ty był? - zapytał Domen. Właśnie postanowił zmienić pozycję, teraz siedział na kolanach biednego Kosa.

- Poszedłem po alkohol do Polaków - oznajmił i wysunął zza koszulki flaszkę czystej.

- To się szanuje! - Krzyknął Stefan i nagle z kieszeni bluzy wyjął kieliszki. Słoweńcy spojrzeli na niego zaskoczeni.

- No co? Przezorny zawsze ubezpieczony!

- Albo i najebany - szepnął Timi.

- W ogóle Stefan koledzy cię szukają.

- Chyba nie powiedziałeś im, gdzie jestem?!

- No nie, ale kosztowało mnie to wiele wysiłku... Nagle pojawił się znikąd Aschenwald z Fettnerem i zaczęli sprawdzać stan mojego owłosienia, bo oni przeszli  przeszczep i powiedzieli, że mają zniżkę w jakieś klinice pod Salzburgiem i tam jest taki lekarz ze spiczastym nosem i on mieszka w takiej chatce i on mi ten przeszczep może zrobić...

- Stefan, ty jesteś pewien, że oni nic nie brali ani nie pili? - Zapytał Zajc, który zaczął wątpić we wszystkie kadry. Może Norwegowie też chlali przykuci kajdankami do grzejników?

- No mówili, że chcą być czyści, bo jutro ten konkurs.

- A co z tobą?

- Mnie już wszystko jedno i tak nie wyjdzie - wzruszył ramionami i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu octu, który na pewno będzie idealnym składnikiem do chleba! 

Nagle do drzwi ktoś zapukał. Przerażeni Słoweńcy postanowili ukryć kieliszki oraz wódkę pod jedno właściwie miejsce - mianowicie dywan.

- Proszęęę - krzyknął Domen i zamachem otworzył drzwi, uderzając w ten sposób w nos Laniska, który stał obok.

- Boże święty ty debilu - warknął Anze i chwycił się za nos, z którego zaczęła lać się krew.

- O Michael, a co ty tutaj robisz? - Zapytał radośnie Jelar, natomiast Peter, stojący obok Krafta postanowił go zasłonić. Może Hayboeck akurat cierpi na krótkowzroczność i nie zauważy, że najstarszy Prevc leży na dywanie, a pod nim spoczywa Kraft, kieliszki oraz wódka?

- Mogę wiedzieć, co wy tutaj wyprawiacie? 

- Pieczemy chleb! - krzyknął Domen.

- Mało nas, mało nas do pieczenia chleba, jeszcze nam, jeszcze nam ciebie tu potrzeba - zaczęli śpiewać Słoweńcy i otoczyli Michaela w ogromnym kółku.  Hayboeck stał i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nagle zaczął rozglądać się po pokoju i zauważył go - swojego współlokatora, towarzysza niedoli i największego debila z jakim przyszło mu żyć. Mowa tutaj oczywiście o Stefania Krafcie, który leżał na dywanie przytulony do Petera Prevca. Michael poczuł się zazdrosny.

- Mogę wiedzieć, co ty robisz? - zapytał blondyn i zbliżył się do tego dywanu, pod którym były schowane największe skarby.

- Strzegę tajemnicy!

- Z Peterem?

- No tak! A teraz...

- Uwaga! Polizei! Polizei! - zaczął ktoś krzyczeć, a drzwi otworzyły się z impetem. Niestety ucierpiał znowu Lanisek, który wraz z nosem, rozwalony miał jeszcze policzek.

- Policja?! - pisnęli Kraft i Hayboeck, którzy jako jedyni w pokoju rozumieli niemiecki. W sumie słoweńska "policija" brzmiała bardzo podobnie, jednakże Słoweńcy byli zbyt pijani, żeby połączyć to ze sobą, dlatego też wystraszony Stefan wtulił się jeszcze bardziej w Petera, a ten był już tak naćpany, że w sumie wszystko mu jedno.

- Ah, Markus to ty... Co cię do nas sprowadza? - zapytał Domen, który miał już dosyć potomków pewnego znanego malarza, pisarza i polityka.

- Słyszałem, że robicie imprezę, więc postanowiłem wpaść! - krzyknął i podszedł do łóżka, niestety niefortunnie nadepnął na dłoń Anze, który postanowił spać na podłodze obok szafki nocnej.

- Jezus Maria - krzyknął i wyszedł raptownie, nie mówiąc nawet nikomu dokąd się udaje. Może nie chciał następnego dnia spędzić w szpitalu? Nikt nawet nie zamierzał go zatrzymywać.

- My też się zbieramy - oznajmił Michael, który odkleił Krafta od Petera, wziął go na ręce i bez słowa wyszedł.

- To co koledzy, zostaliśmy sami? - zapytał Markus, a jakby na zaprzeczenie jego słów w drzwiach stanął Daniel Andre Tande.

- No chyba niezupełnie. Alexander stwierdził, że nie ma ze mnie żadnego pożytku, więc jak chcę to mogę się upić! - rzekł wesoło i usiadł obok Markusa.

- W ogóle minąłem przed chwilą Hayfta - dodał.

- Kogo?

- No Krafta i Hayboecka..

- Aaa, myślałem, że chodzi ci o jakąś chorobę zakaźną, dziwnie to brzmi...

- Bo oni nazywają się razem Kraftboeck, a nie Hayft!

- No dobra, to gdzie ten alkohol?

- Pod dywanem...

- Co on tam robi?

- To długa historia...

- Możecie mi opowiedzieć, mam czas!

- Ale wiesz co Daniel, my go nie mamy - rzekł zamyślony Timi, zastanawiając się, w jaki sposób wyrzucić to wesołe towarzystwo ze swojego pokoju.

- Aj, przesadzasz - Tande uśmiechnął się szeroko i położył na łóżku Domena, który właśnie postanowił pomóc Jelarowi robić ten nieszczęsny chleb, co bardzo ucieszyło Kosa, w końcu miał święty spokój.

- Potrzebujemy drożdży, ma ktoś może drożdże? - krzyknął Daniel i spojrzał na kolegów, większość z nich spała.

- Ja mam! -oznajmił Eisenbichler i wyciągnął je z kieszeni spodni? To zaczynało się robić dziwne. Wcześniej Kraft i te jego kieliszki, a teraz Markus.

- Dlaczego wy takie rzeczy w kieszeni nosicie? - zapytał Peter, który właśnie zorientował się, że nie ma przy nim jego ulubionej maskotki - Stefana.

- Przezorny zawsze ubezpieczony - powtórzył słowa Krafta, Domen.

- Możemy już spaaać? - zapytał Kos, który położył się obok Zajca.

- Ja jestem za! - Wrzasnął Peter. Przed spaniem postanowił zadzwonić do swojej przytulanki. Niestety, odebrał Michael, który zaczął krzyczeć po niemiecku,  że ma się od Krafta odpierdolić, co bardzo zraniło najstarszego Prevca. Domen, jako ten młodszy brat, postanowił go pocieszać. Lanisek z rozwalonym nosem, obitym policzkiem i podeptaną dłonią zniknął w czeluściach. Jelar, chleb i Tande przenieśli się do Japończyków, żeby u nich w spokoju wyrosło ciasto, bo jak stwierdzili - atmosfera w pokoju nie sprzyja rośnięciu.

Żywy pozostał jedynie Markus, który stwierdził, że ciekawym pomysłem będzie zaatakować pokoje Polaków. Żyła, jako ten miły, uraczył go polską wódką, co przyniosło niezamierzone skutki. Piotrek, jako Słowianin z krwi i kości, miał mocną głowę, dlatego konkurs w niedzielę nie stanowił dla niego żadnego problemu. W przeciwieństwie do Markusa, który zjebał po całości. Peterowi przez płacz i lament również się nie powiodło, Kraft może i awansował do drugiej serii, ale zżerające go poczucie winy względem Michaela nie poniosło go daleko, Marius, jak się później okazało spędził całą noc przykuty do kaloryfera i w Nowy Rok w przypływie złości, specjalnie naciągał kombinezon, żeby dopiec Stoecklowi.

Ga - Pa jak Ga - Pa, co roku ta sama śpiewka. Nigdy nie może być dobrze, ale w sumie każdy w pewnym stopniu się tego spodziewa, teraz należy zadać sobie ważniejsze pytanie; co przyniesie ze sobą Innsbruck i nieprzewidywalna Bergisel?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro