Brividi ~ Granerud x Lindvik

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Śniło mi się, że lecę z tobą Na diamentowym rowerze. Powiedziałeś mi: "Zmieniłeś się Nie widzę już światła w twoich oczach"

Łzy spływały po jego policzkach, ale nie miały one takiego znaczenia, co ostatnio. Były symbolem radości, zwycięstwa, wygranej, której nikt już nie mógł mu odebrać. Marius miał wrażenie, że jego nogi zaraz odmówią mu posłuszeństwa, to wszystko wydawało się takie nierealne. Tyle lat wyrzeczeń, porażek, dylematów, aby w końcu stać w tym miejscu, dojść do momentu, o którym marzył każdy sportowiec. Tylko jego ramiona podtrzymywały go przed upadkiem, były takie kojące, ale z drugiej strony obce. Miał wrażenie, że Halvor oddala się od niego, a on nie jest w stanie zrobić niczego, żeby go zatrzymać. Teraz  jednak nie było czasu na takie przemyślenia. Liczyła się chwila, która była piękna. Za nią byłby w stanie oddać duszę diabłu.

Po wszelkich wywiadach, konferencjach oraz pozostałym harmidrze wrócił do pokoju, który ze względu na sytuację pandemiczną, był jednoosobowy. Mimo to nieustannie łamano te zakazy. Idealnym przykładem był Hoerl w pokoju Tschofeniga, przyklejony do młodszego niczym super glue. Jego pokój również był miejscem spotkań, tylko na całe szczęście nie Jana, a Halvora.

Znali się kilka lat, chociaż to Marius zaczął wcześniej odnosić sukcesy. Byli młodzi, bardzo młodzi, kiedy zaczęło tworzyć się między nimi to dziwne napięcie, a oni nie mieli pojęcia w jaki sposób je rozładować. Z pomocą przyszedł im Johann, który pchnął ich ku sobie. W ten właśnie sposób zostali parą. Na początku wszystko było nowe, ale jednocześnie idealne. Marius miał wrażenie, że nie może pozbyć się motyli ze swojego brzucha, które pojawiały się za każdym razem, gdy widział Halvora, jego kolana miękły pod wpływem jego uśmiechu. Może brzmi to trochę żałośnie - niczym opis zwyczajnego romansidła, ale ta miłość właśnie taka była; normalna.

Psuć między nimi zaczęło się od początku tego sezonu, a Lindvik naprawdę nie potrafił wyjaśnić, dlaczego tak jest, chociaż o powód pytał niemalże każdy. Sam zaczął przyjaźnić się z Robinem, co sprawiało, że Halvora przechodziły spazmy zazdrości, ale bał się o tym mówić. Bał, ponieważ nie chciał stracić Mariusa, który niekiedy był naiwny i niewinny niczym małe dziecko, nie rozumiał brutalności świata, a przede wszystkim nie dostrzegał utkwionego w nim, zakochanego wzroku Pedersena.

Marius był zmęczony, chciał zasnąć w jego ramionach i obudzić się następnego dnia, upewniając się, że nie był to zwykły sen, a niesamowita rzeczywistość, jednakże Halvor miał chyba inne plany, co do tej nocy. Młodszy nawet nie zdążył przekroczyć progu pokoju, kiedy silne ramiona Graneruda owinęły się wokół jego bioder, a twarz starszego wtuliła się w jego ramię. Lindvik nie wiedział, co ma o tym myśleć, takie chwile między nimi nie miały miejsca od dawna. Zbliżenia zniknęły z ich życia, dlatego też nie potrafił powstrzymać słów, które padły z jego ust.

- Zmieniłeś się, nie widzę już światła w twoich oczach.

Starszy spojrzał na niego zaskoczony, ale nie odsunął się. Za bardzo tęsknił.

- Jeszcze raz gratuluję skarbie, jak się czuje mój mistrz olimpijski? - zapytał i włożył dłonie pod jego koszulkę. Marius już wiedział, dokąd to zmierza, ale nie przeszkadzało mu to. Tęsknił za jego dotykiem, chociaż seks nie był drogą ucieczki, oni potrzebowali rozmowy, która dotknęłaby duszą, a nie intymności, zajmującej ciało, mimo to chciał wreszcie poczuć ciepło z jego strony.

- Czuję się dobrze, ale wskazówka dla ciebie na dziś; mniej gadania, więcej działania - szepnął i pchnął go na łóżko. Czasem jego niewinna strona znikała, a w Mariusie budziło się przeciwieństwo anioła. Halvor lubił również to oblicze.

- Twoje życzenie dzisiaj jest moim rozkazem - odparł i obrócił ich tak, że znajdował się nad nim.

Marius wyglądał uroczo, kiedy na  jego policzkach znajdował się rumieniec, oczy świeciły blaskiem radości, a on sam emanował takim ciepłem.  Halvor się bał, że jego niewłaściwy ruch zniszczy chwilę. Sprawi, że Lindvik będzie czuł jedynie złość, a przecież nie o to chodziło. To była noc szczęścia, wiktorii, czegoś czego on nie miał prawa mu odebrać, dlatego dotykał go z należytą mu czcią, chciał uczynić ten moment godny zapamiętania. A Marius? Miał wrażenie, że zaraz się popłacze pod wpływem emocji oraz bodźców, które do niego docierały i kiedy było już po wszystkim, a ich ciała potrzebowały odpoczynku, miał wrażenie, że uścisk Halvora na jego biodrach zelżał, że znowu nie ma jego duszy. Coś złego się działo, a jego ciało znowu przebiegły dreszcze, jednakże tym razem nie oznaczały one przyjemności. Miały raczej negatywne znaczenie.

- Halvor, co się dzieje? Czym jest twój strach? - zapytał i pogładził go delikatnie po policzku, starszy przymknął oczy.

- Ja po prostu boję się, że cię zniszczę. Zrobię coś, co sprawi, że się zmienisz, a ja nie chcę tego - wyszeptał i uścisnął go mocniej. W swojej głowie miał bardzo negatywne wizje własnej osoby, był przeciwieństwem anioła, ucieleśnieniem zła, które nie miało prawa zakłócić niewinność Mariusa. Bardzo charakterystyczne dla stanu zakochania jest idealizowanie swojej miłości i Halvor nie należał do wyjątków, uważał że Lindvik jest zbyt delikatny na zło tego świata, chociaż w rzeczywistości... Bywało różnie.

- Dopóki mnie kochasz nic się dzieje, nie zniszczysz mnie - Marius odpowiedział szybko i pocałował go w nos, co było bardzo urocze. On ogólnie był takim słodkim dzieciakiem, o które trzeba było dbać, o tym wiedziała  chyba cała drużyna. Marius chce czekoladę? Marius dostanie czekoladę.

- Ale mogę cię kiedyś zranić - zaczął, chociaż nie chciał o tym myśleć, nie w noc triumfu.

- Przestań, taka jest miłość, poza tym ja też kiedyś mogę ci zrobić krzywdę, to tak wygląda jesteśmy tylko ludźmi - wyszeptał i ziewnął, a Halvor wiedział, że jego ukochany jest już zbyt śpiący, żeby kontynuować tę rozmowę.

- Dobrze, dobrze, a teraz idź spać, bo jutro musisz być niesamowicie piękny na dekoracji.

- A normalnie nie jestem?! - zapytał z udawanym oburzeniem, chociaż Halvor wiedział, że na jego ustach formułuje się uśmiech.

- Jesteś, jesteś, a teraz do spania! - krzyknął i opatulił go całego kołdrą, zbliżając się do niego tak, że nie było między nimi żadnej wolnej przestrzeni.

- Dobranoc Halvor - wymamrotał.

- Dobranoc mój mały mistrzu.

Bo Marius to jest taki słodki bubuś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro