Masterpiece ~ Kamil Stoch x Stefan Kraft

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla ElfSawirra0


- Piękny skok - stwierdził Piotrek i poklepał mnie po plecach.

- Dzięki - oznajmiłem i podszedłem do Stefana, który właśnie ściągał z siebie plastron. Szanowałem go za jego postawę. Mimo bólu, potrafił zacisnąć zęby i skoczyć bardzo dobrze.

- Piękny skok - stwierdziłem i klepnąłem go w głowę, na co on spojrzał na mnie zdziwiony.

- A to ty - zaśmiał się - myślałem, że to nasz niezdarny Andreas, ale przecież Wellinger ma kontuzję - westchnął i przeczesał dłonią włosy.

- No tak, nasze fioletowe dziecko - zacząłem, ale on położył mi palec na ustach.

- Przykro mi Kamil, ale dobrze wiemy, że on jest już dorosły i nie potrzebuje naszej opieki - stwierdził. Od zawsze był sentymentalny.

- Ale atencji już tak. Z resztą, nie zamartwiajmy się! Dzisiaj, to wszystko trzeba opić! - wrzasnąłem, nawet nie myśląc o tym ile osób może nas usłyszeć.

- O impreza! - Nagle jakby znikąd pojawił się roześmiany Karl.

- Przyjdziesz?

- Może, ale przyniosę ze sobą piwo, naprawdę nie rozumiem waszego zwyczaju picia wódki, ona jest okropna! - stwierdził i skrzywił się. Nie wiem, czy było to spowodowane wspomnieniem palącego w przełyku smaku alkoholu, czy skoku Leyhe, który pozbawił go szans na zwycięstwo.

- Dobra, jednak nie wiem, czy przyjdę. Ktoś będzie musiał pocieszać Leyhe, a od czasu, gdy nie ma z nami naszej radosnej kuleczki w postaci, Andreasa Wellingera, ja to muszę robić - oznajmił i podszedł do swojego kolegi.

- Czyli jesteś już przynajmniej na trzecim miejscu! - szturchnąłem Stefana, a on pokiwał głową. Jego oczy dziwnie błyszczały i patrzyły w jeden punkt. Chyba nie mógł w to uwierzyć. W końcu wczorajszy konkurs nie był dla niego spełnieniem marzeń, a dzisiaj?

Z wyczekiwaniem patrzyłem na Dawida, który, o dziwo, nie doleciał do zielonej lini. Wiedziałem, co to oznacza. Wygrałem! Pokonałem ich wszystkich. Dawno nie czułem się tak szczęśliwy, przepełniała mnie euforia, nagle wszystkie problemy zeszły na boczny tor. Szybko podbiegłem do Kubackiego i pogratulowałem mu trzeciego miejsca.

- No widzisz, czasem potrafisz posłuchać - zaśmiałem się, kiedy przypomniałem sobie jeden z wywiadów, podczas którego w żartach oskrażyłem go o złośliwość.

- To wina makaronu, zeżarłem za dużo i teraz jestem gru.... gorzej skaczę - nawiązał do jednej z mojej wypowiedzi, a ja zaśmiałem się.

- Czyli podzielisz się ze mną tymi 100 tysiącami, które dostałeś? - poprosiłem i zarzuciłem mu ręcę na ramiona.

- Nie - oznajmił i odsunął mnie od siebie. Chciałem dalej prowadzić tę jakże infantylną konwersację, ale nie było mi to dane, bo za moimi plecami pojawił się Piotrek.

- Chłopaki, nie, żeby coś hehehe, ale zaraz będzie dekoracja - wskazał palcem na pudło, a ja oprzytomniałem. No tak, teraz czekała na mnie najprzyjemniejsza część całego konkursu. Dekoracja.

- Chodź - pociągnąłem Dawida za ręką i stanąłem obok Krafta, który wyszczerzył się do nas.

- A już myślałem, że wszystkie te nagrody będą dla mnie - fuknął, udając obrażenie.

- Nigdy w życiu - pogroził mu przed nosem, palcem Dawid.

- Cóż, jakoś to przeżyję. Może prezydent Austrii też mi da 100 tysięcy euro i będę szczęśliwy - zaśmiał się.

- I tak masz dużo kasy, więc nie przesadzaj - szturchnąłem go biodrem.

- I co? Najwyżej oddam na jakąś fundację albo pomogę bobrom, zagrożonym wyginięciem - wzruszył ramionami, a ja kiwnąłem głową. Jeśli chce to niech pomoga tym małym zwierzętom o wielkich zębach to nie moja sprawa, na co ludzie wydają pieniądze.

- Dobra panowie, niby za często słyszę tę melodię w tym sezonie, ale lubię wasz hymn. Chodźmy - Kraft popchnął nas w stronę pudła.

Po hymnie, który wywołał we mnie ogromne wzruszenie, chwyciłem Stefana pod ramię. Tak dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Nawet nie było kiedy. Ja rzadko stawałem na podium, on trochę się wycofał. Nareszcie miałem czas by spędzić z nim czas.

- Słyszałem - zaczął niepewnie - ale nie wiem, czy to prawda, że strasznie cię krytykowali?

- Taaak - przeciągnąłem - ale jakoś nie przejęły mnie te słowa - wzruszyłem ramionami.

- Kiedyś, kiedyś rozmawiałem z Gregorem. On mówił mi, że to właśnie krytyka uczyniła z niego maszynę do wygrywania, Schlierenzauer nie czuł radości ze swoich skoków, bo jedyne o czym myślał, to o spełnianiu oczekiwań - stwierdził przygaszony - Lubię cię i nie chcę, żeby z tobą stało się podobnie. Pamiętam Gregora w tamtym czasie, miał taki pusty wzrok - zamknął oczy.

- Stefan, nic się nie dzieje. Naprawdę. Zacznijmy od tego, że ja już jestem dojrzały, a Gregor, on był wtedy nastolatkiem. Mamy zupełnie inne psychiki, po drugie ja już jestem odporny na ten cały hejt - wzruszyłem ramionami, a Kraft posłał w moją stronę promienny uśmiech.

- A jak plecy? - zapytałem zastroskany. Już po jego pierwszym skoku widziałem, jak niebezpiecznie drga mu dolna warga.

- Kilka zastrzyków i będzie okej, ale na imprezie dzisiaj pić nie mogę - rozłożył bezradnie ręcę.

- Cóż, jakoś sobie z tym poradzimy  zapewniłem go i wskazałem palcem na idących w naszym kierunku Daniela i Michaela.

- To wy sobie teraz posprechajcie, ja i tak nic z tego nie rozumiem, a my widzimy się na imprezie - mrugnąłem do niego i skierowałem się w stronę hotelu.

Myślałem nad tym wszystkim i stwierdziłem, że taki przyjaciel jak Stefan to, jednak skarb. Ale, czy Stefan był faktycznie tylko przyjacielem? 

****
- Krasnaaaaluuu, gdzie jesteś? - krzyknąłem, mając w swojej krwi ogormną ilość alkoholu. Na początku to nawet od niego stroniłem, ale kiedy Eisenbichler usiadł ze mną przy stoliku i zaczął podsuwać pod nos kolejne kieliszki, nawet nie zorientowałem się, jak bardzo się upiłem.

- Co się stało? - zapytał Stefan, który stanął obok mnie. Wydawał się teraz taki malutki.

- Weź nie pytaj, weź się przytul - zaśpiewałem i przyciągnąłem go do siebie.

- Co ja z tobą mam? - zaśmiał się - Jak z dzieckiem, następnym razem masz zakaz dotykania alkoholu - powiedział w żartach, starając się zrzucić moje dłonie z jego bioder.

- Po pierwsze jestem od ciebie starszy gówniarzu - oznajmiłem z wyższością - a po drugie.... - zapomniałem co mam powiedzieć.

- Dobra, chodź już alkoholiku, jakoś trzeba odprowadzić cię na to trzecie piętro - westchnął cierpiętniczo.

- Steefan?

- Tak?

- Bo jest sprawa. Mam pewne przypuszczenia i nie wiem, czy to prawda - westchnąłem, bełkocząc pod nosem bardzo dziwne rzeczy, dotyczące Wellingera i krowy.

- Co się dzieje?

- A mogę coś sprawdzić?/- poprosiłem.

- Jeśli nie jest to nic nielegalnego, to okej - kiwnął głową, a ja rozanielony przyciągnąłem go do siebie i delikatnie pocałowałem.

- I co teraz? - zapytał, starając się ukryć zaskoczenie.

- Już wszystko wiem! - wykrzyknąłem radośnie.

- Ah, tak?

- Tak, kocham cię Stefan! - krzyknąłem na tyle głośno, że przechodzący obok nas Norwegowie na pewno to słyszeli.

- Ja ciebie też Kamil, a teraz zamknij się, idziemy do twojego pokoju - stwierdził dosadnie i pociągnął mnie za nadgarstek.

- I będziemy robić tam niegrzeczne rzeczy? - poruszyłem brwiami.

- To zależy od tego, jak będziesz się teraz zachowywać - pogroził mi palcem.

- Steeefan - zamruczałem po kilku minutach marszu.

- Tak?

- Adoptujemy Wellingera? W końcu to nasze fioletowe dziecko - prosiłem, a on rozbawiony pokręcił głową.

- Porozmawiamy o tym, jak wytrzeźwiejesz - stwierdził i otworzył drzwi mojego pokoju - a teraz marsz do łóżka, idziemy spać!

- Czy ja dobrze słyszałem? Chcesz się ze mną przespać? - pisnąłem i ścisnąłem jego tyłek.

- Chyba musisz kupić aparat słuchowy skarbie, do spania. Jak na razie nie mamy o czym mówić pijaku - stwierdził rozbawiony.

- Ejjj - zacząłem, ale pod wpływem jego stanowczego spojrzenia odpuściłem - No dobra, miłych snów Stefi - pocałowem go w czoło.

- Dobranoc Kamil - wymamrotał i uroczo wtulił twarz w moją koszulkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro