War ~ team Slovenia x team Austria

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czuję się tak jakbym razem z Daddy_Stockl konkurowała przeciwko KobietaDomenaPrevca i Kurolilly xd

To wszystko jest takie chaotyczne, bo oni są bardzo naćpani

*****
- Kraft otwórz te drzwi! Wyłaź kurduplu! - Zdesperowany Słoweniec, starał się siłą wejść do pokoju Stefana, jednakże ten nie reagował na jego krzyki, ponieważ go tam nie było, o czym młodszy nie wiedział.

Austriacy jak zwykle przed zawodami spotkali się w największym pokoju, który co roku dostawał najlepszy. Po raz pierwszy od siedmiu lat dostał go ktoś inny, niż pan stylista. To Jasiek triumfował.

- Anže, co ty? - zdziwiony Simon patrzył na chłopaka, który był wyraźnie pijany.  Ammann zastanawiał się, czy oni są poważni. Skakać w takim stanie?

- Gdzie jest ten bóbr? - zapytał, skupiając całą uwagę na wąsie Szwajcara. Kogoś mu przypominał, jakiegoś Mariusza, ale nazwiska niestety nie pamiętał.

- Jeśli mówisz o Krafcie, to siedzi u Hoerla - odparł z przekąsem i odszedł. Zawsze większym szacunkiem darzył skoczków z krajów niemieckojęzycznych, dlatego taki Lanišek czy inny Prevc znajdowali się nisko w jego zestawieniu.

Anže bardzo prostym krokiem, polegającym na obijaniu się od ścian,  poszedł do pokoju, który dzielił Jan. Tak bardzo pragnął konfrontacji z Kraftem. Nawet nie wiedział, co mu odbiło. Zawsze taki miły, spokojny i ułożony, a tu upił się w barze ze smutnym Geigerem (pamiętał, że rozmawiali, ale ciężko im to szło, skoro obaj używali swojego języka ojczystego), a później postanowił, że pokona swojego przeciwnika z systemu KO jeszcze przed zawodami.

- Boże święty, kto się tak dobija? - Zza drzwi wyłonił się Huber, który w swoich dłoniach dzierżył domestos.

- O Anže, co tu cię sprowadza? - zapytał, a Słoweniec zaczął dostrzegać coraz dziwniejsze rzeczy; Daniel miał na sobie spódnicę, a jego prawa powieka świeciła się na złoto.

- Przyszedłem, przyszedłem do Krafta - wybełkotał i oparł się o ścianę, alkohol zaczął działać chyba za szybko. Ciekawe czy Karl w ogóle wrócił do hotelu?

- Stefaan, ktoś do ciebie! - krzyknął i otworzył mu szerzej drzwi. Lanišek wyczuł okazję i zakasał rękawy. On już tego kurdupla wyjaśni.

- O hej! - Szczerbaty Stefan uśmiechnął się do niego. Co tu się wyprawiało? Daniel latał z domestosem, Kraft nie miał dwóch jedynek, a Michael rozmawiał z miotłą.

- Jesteś taka sztywna skarbie - powtarzał jak mantrę. Najwyraźniej nie tylko on nieźle się zabawił.

- Co cię sprowadza w nasze skromne nogi? - zapytał Hoerl i oplótł go ramieniem. Anže  już chyba zapomniał o co mu chodzi.

- Masz na myśli progi - poprawił go Aschenwald, który stał z zapalniczką przy firance.

- Może, ja już nie mam myśli.

- Chcę się bić, będę się - Słoweniec szukał odpowiednich słów, ale stojący za nim Huber, który łaskotał go piórkiem, w niczym mu nie pomagał.

- O, a to z kim? - Michael zaciekawiony pomysłem, wyprostował się i owinął ramiona wokół szczerbatego Krafta, miotła już nie była taka ważna.

- No z nim. - Palcem wskazał na Stefana, który liczył, czy aby na pewno ma dziesięć palców w stopach, skoro zębów nie było już wystarczająco. Oni byli tak bardzo naćpani.

- O, a to czemu? Anžeee, ja cię przecież tak bardzo lubię - Kraft wskoczył na niego i oplótł go swoimi ramionami.

- Ale to nie głupie, będziemy się bić, tylko przyprowadź jeszcze kogoś z tego żabiego teamu - Aschenwald wypchnął go przez dzwi, zupełnie zapominając, że wisi na nim bóbr austriacki.

- A to...! Żeby mnie z pokoju wywalić! - Kraft otrzepał się, jak gdyby nigdy nic i wrócił do radosnej gromadki. Natomiast zawzięty Lanišek udał się do pokoju Prevca i prawie na kolanach błagał, aby zgarnął Kosa i Zajca, ktoś musi pokonać Austriaków, a oni wydawali się najlepsi z tej miernej drużynie. Peter po dziesięciu minutach i zapewnieniu, że to on zgarnie największe łóżko pozbierał radosną gromadkę.

Pomysłodawca całej akcji, chcąc dodać im powagi, postanowił wzbogacić ich wygląd o okulary przeciwsłoneczne i tak o to przewędrowali połowę hotelu, przy okazji spotykając Norwegów w towarzystwie ich niańki, czyli Stoeckla, który z powątpieniem patrzył na nich.

- Który pokój ma Kraft?

- Idziemy do Hoerla!

- Do tej łamagi? - zapytał Kos, ale Anze nic nie odpowiedział.

Był zbyt zajęty walką, a raczej jej planem. Ich było czterech, natomiast Austriaków pięciu, z czego najważniejszym punktem wydawał się najmniej naćpany Aschenwald z zapałkami.

- Otwieraj Hoerl - Zajc krzyknął i pociągnął za klamkę, chcąc zrobić wielkie wejście. Okazało się jednak, że drzwi były otwarte, a czwórka Słoweńców wpadła na siebie, robiąc spektakularną wywrotkę.

- No ja wam powiem, że jak tak chcecie walczyć, to już teraz możecie oddać nam to zwycięstwo - Aschenwald stanął obok nich, w dłoni dzierżąc drewnianą fajkę. Oho, kolejna dawka.

- Biedaki wy moje, macie zapalenie spojówek razem? - Jan stanął obok nich, zaczynając im szczerze współczuć. W końcu kto normalny chodzi w okularach przeciwsłonecznych w styczniu o godzinie dziewiętnastej?

- Co? - Peter spojrzał na nich i zaczął się zastanawiać, czy to aby na pewno był dobry pomysł.

- Bijemy się, tak? - Kos rozejrzał się po pokoju, zastanawiając się jakim cudem kubek z herbatą wisi na żyrandolu.

- Przecież mówiłem - Aschenwald przewrócił oczami, chociaż nie wyglądał na gotowego do walki.

- A gdzie Kraft i Hayboeck?

- W szafie - odparł Huber, który aktualnie był ubrany w różową sukienkę.

- Co ty masz na sobie? - Timi zaczął w nich wątpić.

- Widzicie, Jasiek całkiem przypadkiem wybił Stefanowi dwa zęby, a ja jestem zębową wróżką, natomiast Kraft musi czekać na swój prezent w szafie - Huber wpadł w jakiś słowotok, z którego nie dało się wiele wyciągnąć.

- A po co mu Hayboeck?

- Umila mu czas - odparł zdawkowo Philipp.

Anze już nie chciał pytać o nic. Powolnym krokiem zaczął zbliżać się do Hoerla, jednakże ten nagle się pochylił, co spowodowało, że Słoweniec wpadł na jego plecy.

- Anzeee, wiedziałem, że jestem przystojny, ale że aż tak na mnie lecisz? - Hoerl odwrócił się w jego stronę, a Lanisek zaczął rozmyślać nad tym, jak stąd najszybciej wyjść.

- Więc będzie wojna - Huber zwrócił na siebie uwagę, a reszta spojrzała na Philippa, który zaczął rozkładać karty. W ten sposób ma wyglądać ta bójka? Mają się lać kawałkami papieru.

- Taka gra? - Peter stanął obok niego, ale nie trwało to długo, ponieważ został przewrócony przez drzwi szafy, z której wyłonili się Kraft z Hayboeckiem. Michael patrzył na nich z dumą.

- Znalazłem zęby Stefana i dokleiłem mu je w szafie kropelką!

- Wow, pokaż - podekscytowany Hoerl, jak gdyby nigdy nic rozszerzył jego wargi i spojrzał na dzieło blondyna.

- Matko bosko geigerowsko, ale one są na odwrót! - Krzyknął.

- No i co, wcześniej też były krzywe, jaka to różnica? O, widzę karty, gramy?

Myśli i rozumowanie Hayboecka, jak i całej czwórki było tak chaotyczne, że stojący w szarym rogu Kos, już niczego nie rozumiał. On był po prostu młody, jeszcze nie miał styczności  z takimi szaleństwami.

- No, usiądźcie wszyscy - Philipp ułożył kółeczko, a wszyscy niczym tresowane pieski wykonali jego polecenie. Rozpoczęła się zażarta gra, tak jakby od niej zależało ich życie, a przecież nikt nie chciał przelewu krwi. Wyciągnęli alkohol, który znajdował się w magicznej szafie, a Słoweńcy dostali do ręki ten magiczny towar.

"Uczciwa" zabawa trwała może pięć minut.

- Powiedz mi, od kiedy cztery jest większe od dziewięciu? - Zaczerwieniony Daniel spojrzał na Petera.

- No jeśli podzielisz cztery na dwa, a później to spierwiastkujesz i obliczysz deltę, z tego sinus... - Prevc zaczął głosić, jakieś przemyślenia matematyczne, od których zaczęła boleć wszystkich głowa.

- Idę do toalety, napić się kreta - wyjąkał Huber, a reszta Austriaków pokiwała głową ze zrozumieniem, tak jakby to było coś normalnego.

- A gdzie są twoje braciszki? - Hoerl spojrzał na Petera.

- Domen skacze jak noga od stołu, a Cene ma problemy rodzinne.

- Ale ale ty jesteś jego rodziną! - Krzyknął natchniony Kraft.

- Nie, Cene jest adoptowany - Prevc odparł poważnie.

- Naprawdę?! Zawsze wiedziałem, że coś jest z nim nie tak.

- Tak, wykarmiły go krasnoludki w Schwarzwaldzie, a jego bratem jest wilk.

- Matko, to temu wygląda jak trzynastolatek! - Jan był już w takim stanie, że mu uwierzył. Nawet zaczął sobie wyobrażać średniego Prevca, śpiącego w takim miniaturowym łóżeczku, z którego wystają mu stopy.

- Anze, przegrywasz! - Hayboeck przypomniał sobie nagle o grze.

- Mam już dosyć! - krzyknął nagle i wstał gwałtownie, budząc przy tym Kosa, który spał smacznie na jego kolanach.

- Czego? - Huber wyszedł z łazienki, teraz w ręce trzymał tarkę.

- Po co ci to?

- Będę tarł.

- Ale co? - Aschenwald przyjrzał mu się uważnie. Chyba jednak przesadził z towarem.

- Jeszcze nie wiem.

- Uwaga, skaczę!

- Lecę, bo chcę!

- Odsuń się, bo wylecisz ze mną.

- Ale kto skacze? - Kraft, który był najniższy nie widział niczego, ponieważ głowa Michaela zasłaniała mu cały widok.

- Anze z okna, biedny - Huber zaczął płakać. Szkoda mu było kolegi.

Słoweniec, nie przejmując się słowami Austriaków ani szturchnięciami Petera, otworzył okno i wyskoczył, wszystko potoczyło się tak szybko, ale to nie historia o smutnym zakończeniu.

Nikt chyba nie będzie zdziwiony, jak okazało się, że posunięcie Laniška było po prostu nieprzemyślane. Hoerl miał pokój na parterze, jedyne co zrobił Anze to hałas.

- Boże święty, kto się tak tłucze? - Na balkonie pojawił się nie kto inny, jak Alexander Stoeckl, który miał już doświadczenie z takimi wariatami.

- O, kolega z okna wyskoczył? - Daniel Tande jakimś cudem zmaterializował się obok niego.

- To prawie jak ty z Johannem w tamtym sezonie - Stefan wychylił się przez okno, ale z powodu wypalonego zioła, jakimś cudem wypadł przez to okno. Hayboeck chciał go uchronić przed upadkiem, ale jedyne, co udało mu się złapać to jego podziurawioną skarpetkę.

Niefortunnie bóbr austriacki upadł na głowę, rozwalając sobie czoło, z którego zaczęła lać się krew.

- Mam tam zejść? - Stoeckl zaczął się tak drzeć, że obudził prawie połowę hotelu, w tym również Żyłę, który widząc, co się dzieje zleciał na dół z flaszką wódki.

- Masz Stefan, dezynfekuj się! - krzyknął i wsadził w usta Krafta gwint szkła.

- Ale on ma czoło rozwalone.... - Alex pokręcił głową z niedowierzaniem. Zaczęło go zastanawiać, jak oni jutro skoczą, skoro są w takim stanie.

Najciekawszy duet oraz parę KO stanowił Lanišek i Kraft, naprawdę. Jeden już nie mógł stać z powodu alkoholu, a drugi wpadł w jakiś kryzys egzystencjalny, położył się na ziemi i zaczął gryźć trawę.

- Co tu się wyprawia? - Widhoelzl pojawił się znikąd, ale patrząc na to wszystko nie dowierzał. Kraft nie może stać, z jego czoła znowu płynie krew, Michael rozmawia z miotłą, Hoerl chichocze z Kosem i Zajcem, Peter trzyma na rękach Hubera przebranego w sukienkę, a Aschenwald podpala zasłonę.

Tylko cud mógłby ich uratować, naprawdę, ale... cud się zdarzył, wiatr był dla nich łaskawy, zawody odwołane, a kara była sroga. Zastosowano manewr Alexandra I, który polegał na tym, że brał największy pokój, karimaty i cała drużyna wraz z nim spała w tym samym pomieszczeniu. Nie brzmiało to bezpiecznie ani miło, ale przynajmniej powstrzymywało idiotów przed piciem, ćpaniem oraz skakaniem z okna.

Wszyscy byli niepocieszeni, z wyjątkiem Anže, który popadł w zadumę, na kogo trafi jutro na zawodach?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro