Chora z miłości | Sasuke Uchiha

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Imię] [Nazwisko/Klan] kochała róże. Razem z Ino często zbierały bukiety białych kwiatków i wkładały do wiklinowych koszyczków, śmiejąc się przy tym donośnie. Nic więc dziwnego, że to właśnie nimi zaczęła pluć, prawda?

Rośliny w kolorze niewinności wypadające z jej ust zaczęły barwić się na czerwono już po pięciu tygodniach, co nie było najlepszym znakiem, zważywszy, że krew zazwyczaj pojawiała się dopiero po kilku miesiącach. Musiała naprawdę kochać przyjaciela.

Zaczęło się niepozornie. Ostatnimi czasy zauważyła u siebie problemy z oddychaniem. Szybciej traciła siły i coraz częściej męczył ją bestialski kaszel. Raz nawet z jej ust wydostał się płatek kwiatu. Po zobaczeniu go, pomyślała, że wariuje i ma zwidy. Dla świętego spokoju napisała do Tsunade, którą miała odwiedzić czwartkowego popołudnia. Na nieszczęście [kolor]włosej tydzień dopiero się rozpoczął. Ta jednak i tak była wdzięczna, że Senju znalazła chwilę, by przyjrzeć się temu dziwnemu zjawisku.

Z głębokiej zadumy wyciągnął ją znajomy głos, wołający jej imię. Oderwała zabłąkany wzrok od błękitnego nieba i od razu ujrzała znajome oblicze. Yamanaka z promiennym uśmiechem przystanęła obok kunoichi.

- [Imię], znowu jesteś na ostatnią chwilę. Pewnie nie zjadłaś nawet śniadania! Włosy nieuczesane. Siedem światów z tobą! - blondynka zrobiła krok do przodu, by zdjąć gumkę z nadgarstka [Imię] i ułożyć jej włosy w prowizoryczną fryzurę.

- Nie przesadzaj, Ino. Spójrz, większość ludzi wygląda podobnie, nawet nie zwróciliby na mnie uwagi - uśmiechnęła się do przyjaciółki, omijając ją i idąc w stronę baru. Umówiły się tam z jeszcze kilkoma osobami. Zjawić się miała nawet Temari, która do Konohy przybyła przedwczoraj. Jej młodszy brat miał do załatwienia różne sprawunki w Liściu, więc stwierdziła, że wykorzysta tę okazję.

Po dosyć sztywnym powitaniu ze strony brązowowłosej, usiadła obok morskookiej przyjaciółki. Blondynka nie zdążyła nawet westchnąć, a TenTen przysunęła się bliżej i zajęła rozmową. Yamanaka z ekscytacją opowiadała o każdym aspekcie swojego dnia.

[Imię] nawet nie przysłuchiwała się monologowi rówieśniczek. Oparła się o ścianę lokalu i przymknęła oczy. Od niedawna targały nią dziwne emocje. W tym gorszym sensie. Czuła, jak bolała ją klatka piersiowa. Jakaś nieznana, niewidzialna siła leżała całym swoim ciężarem na jej młodym serduszku.

Niespodziewanie znalazła coś w buzi. W ukryciu przed resztą wyjęła tę dziwną rzecz. Był to drobny, biały płatek pokryty czerwonymi plamami. [Kolor]oka rozpoznała w nim różę. Przestraszona upuściła go na ziemię. Skąd u licha w jej ustach kolejny raz pojawiła się część kwiatu?

Myśl o niespodziewanej roślinie zakończył krzyk Ino, który zwiastował, że ten wieczór będzie należeć do nich. Grupka dziewczyn siedziała przy długim stole, przeglądając karty, kiedy nagle jednej z nich zakręciło się w głowie. Za drugim razem nie potrafiła tego zignorować i pobiegła do toalety.

Zamknięta w łazience pluła kwiatami, płacząc żałośnie. Bolał ją przełyk, bolała ją dusza, bolało ją serce. Ukochane róże zabijały ją od środka. Tym razem nie udało się jej powstrzymać odruchów wymiotnych. Z jej gardła wydobył się żałosny jęk, gdy do krwawej kolekcji dołączył nowy kwiat.

[Imię] już nigdy nie spojrzy na te rośliny tak samo.

Kawałki róży pozornie przypominały te, które hodowała w ogrodzie, lecz różniły je okoliczności, w których przyszły na ten świat. Gdy kwiatom koloru pudrowego różu poświęcała cały swój czas i troskę, te pochodzące z jej wnętrza zasługiwały jedynie na odrazę. Swym morderczym pięknem przypominały jej osobę, która to wszystko rozpoczęła.

Sięgnęła do malutkiej torebki, którą zabrała ze sobą. Na oślep zaczęła szukać kieszeni z różnymi tabletkami. Po omacku wyjęła z niej leki przeciwbólowe. Kilka białych przedmiotów pojawiło się w jej ustach. Odkręciła kran, a zimna woda zaczęła spadać z niego wąskim strumieniem. Utworzyła z dłoni łódkę i popiła okręgi, znajdujące się w buzi. Pieczenie w płucach powoli ustawało, lecz narząd odpowiedzialny za oddychanie nadal był ściśnięty i przepełniony bólem - tym razem ze strachu.

Pukanie w ciężkie drzwi, mające zapewnić klientom prywatność, sprawiło, że znalazła w sobie siłę, by podnieść się z klęczek. Zachwiała się przy tym na boki, chwytając porcelanowe umywalki.

Uchyliła powoli drewniany prostokąt z klamką, natrafiając na morskie oczy Yamanaki.

- Wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona zniknięciem przyjaciółki. - Wyszłaś tak nagle... Już myślałam, że sobie poszłaś na dobre - [Kolor]włosa przytaknęła w odpowiedzi na pierwszą kwestię. Nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Płuca okropnie ją bolały i odnosiła wrażenie, że zaraz straci dech, ale postanowiła dotrzymać kroku długowłosej i wrócić do stołu.

***

Z dnia na dzień było coraz gorzej. Coraz więcej płatków znajdowało się w ustach [Imię]. Przestraszona swoim stanem dziewczyna sięgała po różne źródła w celu zdiagnozowania swojej sytuacji. Na szczęście w końcu nastąpił dzień, w którym udała się do Tsunade.

Po zapukaniu w duże, drewniane drzwi, niepewnie nacisnęła klamkę i weszła do środka. Blondynka siedziała za biurkiem, a obok niej jak zwykle stała Shizune. Jednak coś się nie zgadzało... Wyczuwała jeszcze jedno, znajome źródło chakry...

- Dobrze, że jesteś, [Imię]. Twój list... - Senju wzięła do ręki zapisaną kartkę. Omiotła wzrokiem tekst i ponownie wyłapała najważniejsze elementy. - Mam podejrzenia, co do Twojej choroby, ale wezwałam kogoś, kto pomoże nam sprawdzić, czy mam rację. Hinata - skinęła na nastolatkę.

Nagle z rogu pomieszczenia wyszła granatowowłosa dziewczyna. Kiedy znalazła się na przeciwko [Nazwisko/Klan], aktywowała byakugana.

To, co zobaczyła w ciele rówieśniczki, zszokowało ją. Otworzyła lekko usta, mając wrażenie, że to tylko sen.

Brązowowłosa asystentka podeszła do Hyūgi. Dopiero, gdy położyła rękę na ramieniu perłowookiej, ta ocuciła się z transu. Tsunade postawiła krzesło obok kunoichi. Pomogła jej usiąść i wyrwać się z szoku, w którym tkwiła kilka minut. Wszyscy pragnęli już dowiedzieć się, co niesamowitego dostrzegła Hinata.

Odpowiedź przyszła niedługo później:

- Kwiaty...

Senju kiwnęła głową i wstała. Do ostatniej chwili miała nadzieję, że jednak okaże się to innym przypadkiem.

Wyszła na chwilę z biura, by po chwili wrócić z grubą książką w ciemnej, twardej oprawie. Wertowała pożółkłe strony, póki nie znalazła tej z odpowiednią treścią. Z wahaniem podała pacjentce przedmiot.

Zielonooka uważała, że lepiej będzie, jeśli [Imię] dokładnie zrozumie swoją sytuację za pierwszym razem. Tłumaczenie skutków schorzenia, mogłoby przynieść niepożądane reakcje. Wolała tego uniknąć.

[Kolor]oka omiotła wzrokiem tekst kilka razy, nie mogąc do końca uwierzyć w prawdziwość zapisanych słów.

Hanahaki - choroba nieszczęśliwie zakochanych.

Przecież takie coś nie miało w ogóle prawa bytu! Jednak skoro wyrazy na starych, porwanych kartach układały się w logiczną całość, pasującą do jej sytuacji, co innego pozostało jej niż dopuścić do świadomości swoją sytuację?

- Nie chcę operacji - oznajmiła stanowczo, zamykając książkę z hukiem. Pozostałe kobiety w pomieszczeniu posłały jej błagalne spojrzenia. [Kolor]oka jedynie pokręciła głową i spuszczając wzrok, wyszła z pomieszczenia.

***

Nastolatka siedziała na ławce w parku. Od kilku minut wpatrywała się beznamiętnie w ten sam punkt, zastanawiając się, czy powinna pożegnać się w jakikolwiek sposób. Obok niej leżała otwarta koperta i długopis.

Mogła odejść w każdej chwili, a oprócz Hinaty nikt nie wiedziałby o jej chorobie. Jednak zniknięcie bez słowa wyjaśnienia było według niej niewłaściwe.

Podniosła wzrok znad kartki. Gdzieś ponad krzakami dostrzegła ostatniego Uchihę.

Powstrzymała się od przywitania, uważając, że mieli już swój czas, by coś powiedzieć. Wykorzystali go zbyt szybko, nadrabiając wszystkie stracone chwile. Żałowała, iż choć przez chwilę myślała, że może to trwać wiecznie.

Z punktu widzenia osoby trzeciej, mogłoby się wydawać, że [Imię] stanowiła w tamtym momencie oazę spokoju. Bo przecież to wszystko już minęło, a ona powinna już dawno o tym zapomnieć, prawda?

Owszem na zewnątrz była opanowana, lecz tylko dzięki wyrobionej przez lata umiejętności idealnego ukrywania swojego wnętrza. Serce chciało wyrwać się z jej piersi, łamiąc żebra i zostawiając ogromną dziurę w ciele, aby uniemożliwić dalsze czynności życiowe.

Kiedy zauważyła zbliżającą się różowowłosą koleżankę, zamarła, by chwilę później oddalić się o kilkanaście metrów, kryjąc między gęstymi koronami drzew. Zielonooka przytuliła posiadacz sharingana, a ten owinął wokół niej swoje ramiona. Wtedy poczuła szarpnięcie, a jej policzki zrobiły się czerwone ze wstydu i ciepłe od spływającej po nich cieczy.

Teraz płakała. Płakała, przyciskając swoje zakrwawione usta do dłoni, nie chcąc wydać żadnego dźwięku. Miała nadzieję, że nikt nie ujrzy, jaką krzywdę potrafi wyrządzić miłość. Wszak nie każda historia miała takie zakończenie, lecz ona nie chciała przestraszyć nikogo swoją chorobą.

Dziewczyna poczuła, jak jej ciało przeszywa okropny ból. Przez krzyk, który z siebie wydobyła, odsunęła się jeszcze dalej od miejsca zdarzenia. Nie mogli jej usłyszeć, nie chciała psuć im tej pięknej chwili, lecz patrzyła na Uchihę przez łzy cierpienia. Wiedziała, że kilka lat temu było to tylko nastoletnie zauroczenie, ale w takim razie po co mówił to wszystko? Po co obiecywał wspólną, świetlaną przyszłość, że nigdy nie znajdzie nikogo lepszego od niej, że nawet nie spojrzy za inną?

[Nazwisko/Klan] poczuła, jakby oplotły ją łańcuchy przewodzące prąd, który z niewyobrażalną siłą rozchodził się po niej.

Jej serce pękło, gdy usta pary zetknęły się w namiętnym, pełnym tęsknoty pocałunku. Jej duszę ogarnęła wszechstronna pusta - już nawet smutek i żal nie mogły się przez nią przebić.

Sięgnęła do kieszeni po skrawek papieru, widząc, że ciągnięcie tego dalej, przyniesie odwrotne skutki do oczekiwanych.

Ten świat nie jest miejscem dla mnie, nie mam powodu, by dalej tu trwać. Urodziłam się w złym miejscu i złym czasie. Jak mam bronić się przed innymi, gdy wysłano mnie na wojnę z małym ostrzem, a inni dostali ciężkie zbroje, szerokie tarcze i długie miecze?

Lecz niech świat wie, że umarłam na próżno. I wiem, że w ciągu roku zapomnisz, że odeszłam. Bo naprawdę nie jestem czymś wartościowym. Moja obecność na tej ziemi nie jest już potrzebna.

Jesteś najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Taki wstyd, że muszę Cię tak zasmucić. Pamiętaj tylko, że znaczysz dla mnie wiele.

Ja przegrałam walkę, ale Ty trzymaj się mocno na tej przepełnionej niesprawiedliwością planecie. Będę patrzeć na Ciebie z poziomu chmur. Jeśli podniesiesz głowę nie zobaczysz mnie, ale będzie mi miło, że pamięć o mnie nie zginie natychmiast. Wyślę do Ciebie najczystszego i najbielszego gołębia, by czuwał nad Tobą. Nie martw się, szybko minie.

Niedługo znów się spotkamy...

Ostatnie litery rozmazały jej ciepłe łzy. Zamknęła kopertę, kalecząc przy tym język. Kaszlnęła, a z jej ust wydobyła się biała róża naznaczona szkarłatną cieczą. Kąciki ust dziewczyny podniosły się słabo. Jeszcze nigdy nie wypluła kwiatu w całości. To naprawdę był koniec jej wędrówki...

Wyjęła ostrze z kabury.

- Przepraszam, że byłam zbyt słaba, by znieść ból i żyć dalej - powiedziała to z uśmiechem na ustach, wiedząc, że nikt i tak jej nie usłyszał. Wreszcie mogła zakończyć swoje cierpienie. Podniosła kunai i przyłożyła go do szyi.

Tylko jeden ruch...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro