bonus

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szłam chodnikiem. W słuchawkach leciało Never Be Alone. Jakoś nie zwracałam większej uwagi na otoczenie.

- Marta! Czekaj! - usłyszałam za sobą.

Stanęłam i odwróciłam się w stronę głosu. Moim oczom ukazała się najcichsza osoba w klasie. Jednak przy mnie i przy swojej przyjaciółce potrafiła się otworzyć i gadać całymi godzinami. Natomiast w sms-ach jest totalnie inną osobą niż w szkole i nie ma równych sobie (naprawdę długo potrafi pisać). Nie wiem, co ma na to wpływ, ale mimo jej dziwności - lubię ją. Dziś mimo wszystko wzięła i mnie zawołała, co zdarza się jej rzadko, jeśli w ogóle się zdarza. Dlatego nie zdziwiło jej moje zaskoczenie tą całą sceną.

- Nie uwierzysz. Shawn daje koncert w Hamburgu za dwa tygodnie...

- Tak wiem, ale co z tego? Hamburg jest daleko.

- No niby jo. Ale pamiętasz o tym całym zbieraniu pieniędzy na jego koncert? Pisałam o tym z tobą gdzieś na początku roku.

- Typie to było gdzieś osiem miesięcy temu. Nie pamiętam dokładnie tego.

- No dobra. Wpadłam wtedy na szalony pomysł zbierania pieniędzy na koncert Shawna. Usłyszałam, że będzie grał w Hamburgu. Przeliczyłam kasę w skarbonce i obliczyłam ile będzie kosztował lot w dwie strony dla dwóch osób. Wyszło mi, że jak dołożysz dwie stówy to wystarczy. Nie musimy od razu po koncercie zmywać się na lot. Załatwiłam już z ciocią, żeby nas przyjęła na nocleg. Bez twojej zgody, niechcący, zamówiłam też już bilety na lot, na razie w jedną stronę i bilety na koncert Shawna.

- Co, że jak?

- Więcej szczegółów powiem ci, jak już opanujesz początkowy szok albo o 16 na boisku.

Co ona zrobiła? Nim się obejrzałam szatynka już się ze mną żegnała i poszła do domu. Również udałam się w kierunku swojego, cały czas myśląc nad jej wyznaniem. Nie dochodziło do mnie do końca, to czego się od niej dowiedziałam. Przecież te bilety na bank były drogie. Jak jej się udało zebrać przez osiem miesięcy taką kwotę? No muszę dołożyć dwie stówy, ale to i tak na pewno mało. Mam do niej wiele pytań, więc pójdę na to boisko. Z takim postanowieniem zjadłam obiad.

Szłam swoim tępem na boisko. Było ono blisko mnie jak i jej domu, więc doszłam w około trzy minuty. Dziewczyna już siedziała na ławce, jak zwykle patrząc w telefon. Pisała coś na nim. Pewnie jakiś rozdział do swoich książek na wattpadzie. Podeszłam do niej.

- Hej.

- No cześć - wyłączyła telefon po chwili. - Masz jakieś pytania?

- A owszem. Po pierwsze jak ci się udało uzbierać taką dużą ilość pieniędzy w osiem miesięcy?

- Ma się swoje sposoby. Spójrz, bilety doszły wczoraj - wyjęła bilety i mi je pokazała.
Wzięłam oba do ręki i obejrzałam je dokładnie. Były prawdziwe.

- Nie wierzę...

- No to uwierz.

- Nie wierzę...

- Dobra. Siadaj, bo mam ci dużo do powiedzenia.

Usiadłam, wpatrując się w bilety. Nie dowierzałam.

- Słuchasz?

- No mów.

- Koncert jest 7 maja. Dziś jest 23 kwietnia. Za niedługo masz urodziny, więc możesz potraktować to jako prezent na nie. Koncert jest we wtorek. Mamy dokładnie dwa tygodnie do koncertu. Jednak lot mamy załatwiony na 6 maja o 19:00. Kiedy dolecimy na lotnisko w Hamburgu odbierze nas moja ciocia i pojedziemy do niej, do domu odpocząć. Następnego dnia koncert zaczyna się od 20:00. Mamy prawie cały dzień na zwiedzanie miasta. Jak się uda poznasz Zuzę. Po koncercie wracamy do domu cioci i tam jeszcze raz nocujemy. Następnego dnia zamówię lot na 11:00. No i tak to będzie wyglądało. Nie będzie nas w szkole dwa dni, ale spoko załatwi się zwolnienie. W poniedziałek będziemy. Na ten pierwszy lot, oczywiście trzeba pojechać na lotnisko do Gdańska, więc myślę, że jak twoi rodzice będą zajęci to poproszę dziadka, żeby nas podwiózł. No i potem odebrał. Wprawdzie nie udało się mi załatwić przepustki VIP, ale to i tak dużo. Co masz taką minę? Uśmiechnij się twoje, no pół marzenia się spełni.

- A jeśli to tylko sen?

- Nie wiem, jak ty, ale ja jestem stuprocentowo prawdziwa i żywa. Jeszcze...

- Dziękuję. Dziękuję - przytuliłam ją.

Bilety były naprawdę prawdziwe, ona w sumie też, a jej plan był po prostu niesamowity. Ona to serio wszystko zaplanowała. A zrobiła to, by spełnić moje marzenie bycia na koncercie Shawna na żywo. Ona naprawdę jest wariatką, ale fajną wariatką. Jedyną w swoim rodzaju.

- Nie dziękuj. Jeszcze nie jesteśmy na miejscu. Ogólnie to powinnaś się dobrze przygotować, więc powiedziałam ci chyba cały plan. A teraz mam takie pytanie. Czy chcesz swoje bilety?

- No jasne, że tak.

- Dobra. Masz.

Dała mi je. Tak po prostu - oddała mi je. Trzymałam je w ręce. Popatrzyłam na nie chwilę. Znowu ją przytuliłam. Puściłam po chwili.

- No dobra przynieś mi jutro dwieście złotych, a ja je zamienię na euro. Będą potrzebne do kupienia drugiego biletu. A w dzień lotu nie zapomnij o swoich biletach, bo inaczej cię nie wpuszczą, a ja nie będę mogła nic zrobić. A i najważniejsza rzecz polecisz na to ze mną, żebyś nie czuła się samotnie, chyba że nie chcesz mojego towarzystwa...

- Daj spokój. Kupiłaś bilety i wszystko zaplanowałaś, zapłaciłaś. Lecisz tam ze mną. Jasne, że chcę, żebyś poleciała.

- Ooo to miłe.

- Miłe? Miłe i niepojęte jest to, że chcesz spełniać moje marzenia.

- Chcę ci tylko udowodnić, że każde marzenie jest do spełnienia. Nawet te najbardziej szalone i głupie. Ale mimo to i tak każde marzenie jest fajne.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. Muszę już spadać, więc do zobaczenia jutro w szkole.

- No na razie. Ale i tak idziemy w tą samą stronę.

- No jo, ale to tylko kilka kroków.

Przewróciłam oczami. Udałyśmy się w kierunku jej domu. Nim się obejrzałam już zniknęła za furtką, machając na pożegnanie, a ja poszłam dalej do swojego domu. To niesamowite, że jedna osoba, która się uprze może załatwić to, co zechce. Niezwykłe wręcz, że postanowiła spełnić moje marzenie. Nigdy nie będę żałować, że ją poznałam. Wprawdzie jesteśmy w trzeciej klasie, ale jest już po testach. Możemy zaszaleć.

6 maja

Po szkole czekałam na Gosię przed swoim domem. Cały tydzień myślałam tylko o tym koncercie. Na lotnisko podwiezie nas jej dziadek. Koleżanka powiedziała, że przyjadą pod mój dom. Już po chwili zobaczyłam czarnego mercedesa. Zaparkował. Z samochodu wyszła Gocha.

- No to ładuj się. Dziadek weź walizkę do bagażnika, poproszę.

Starszy mężczyzna wziął moją walizkę, zgodnie z poleceniem do bagażnika. Natomiast ja z bagażem podręcznym wsiadłam do samochodu. Po chwili już jechaliśmy w stronę Gdańska.

- Gotowa na przygodę?

- Zawsze.

Puściłam na głośnik Understand i jechaliśmy.

Droga minęła dość szybko. Dziadek Gosi pomógł nam zanieść walizki do luku bagażowego, a potem wrócił do samochodu.

- No i teraz czekać dwadzieścia minut. Jak się czujesz ze świadomością, że jutro będziesz na koncercie Shawna?

- Jeszcze to do mnie nie dociera.

- Tylko błagam nie myśl ani nie mów, co może pójść nie tak, bo już świetnie mi idzie bez twoich spostrzeżeń.

- No i właśnie w tej chwili wyobraziłam sobie, co może pójść nie tak...

- Oj dużo rzeczy, a głównie terroryści. Ale zapomnijmy o tym i myślmy pozytywnie. Jeśli wszystko się uda to zaliczysz słuchanie Shawna na żywo, a jeśli się odważę na mój tajny plan to wyrzucą nas z koncertu albo nie.

- To ty masz jeszcze jakiś plan?

- Dowiesz się wszystkiego w odpowiednim czasie.

Westchnęłam. Ach, ona i jej te szalone plany. Z drugiej strony jestem ciekawa, co tym razem wymyśliła. Nim się obejrzałam już musiałyśmy udać się do samolotu. Pokazałyśmy bilety i weszłyśmy na pokład. Siedzenia były dla czterech osób. Udało mi się usiąść przy oknie. Obok mnie usiadła Gosia.

- Jestem mega.... Ehh... Nie znajduję odpowiedniego słowa...

- Ej chwila, a nie powinniśmy mieć 18 lat, żeby latać samemu samolotem?

- Luz. Wszystko załatwione. A teraz odetchnij z ulgą. Hmm... Pogramy w kółko i krzyżyk?

- No dobra.

Wyjęła notes i dwa długopisy.

- Chwila. Wzięłaś zdjęcie Shawna?

- No nie, bo przecież nie wpuszczą nas za kulisy.

- Ja wzięłam, bo jeśli mój plan się uda albo nas wpuszczą, albo wyrzucą.

- Nie planuj już nic. I tak już dużo zrobiłaś...

- Wróćmy do gry...

Podróż minęła nam dość szybko. Na graniu w różne gry na kartce lub na słuchaniu muzyki.
Doleciałyśmy. Na lotnisku rzeczywiście odebrała nas ciocia Gosi. Już po chwili byliśmy w jej domu.

- Idźcie na górę dziewczynki. Piotrek pomoże wam z bagażami. Za chwilę zawołam was na kolację.

Mężczyzna wykonał polecenia żony i zszedł na dół. Pokój miał jedno łóżko, szafę i biurko.

- Śpisz na łóżku...

- Zaraz, zaraz, a gdzie ty będziesz spać? - spytałam koleżanki.

- Spokojnie. Wszystko mam załatwione z ciocią. Chciałam znów poczuć klimat pielgrzymki, więc mam śpiwór i kalimatę. Nie miej wyrzutów sumienia czy czegoś tam innego, bo sama tak chciałam. Tylko uważaj jak będziesz lunatykować w nocy, żeby mnie nie podeptać.

- A kto mówił, że lunatykuję?

- No widzisz i jeden kłopot z głowy.

Westchnęłam. Po chwili zeszłyśmy na dół na kolację. Po zjedzeniu wróciłyśmy do pokoju. Ciocia pokazała nam, gdzie jest łazienka i zniknęła nam z oczu. Zadzwoniłam do rodziców, że doleciałyśmy i żyjemy. Tak samo Gosia. Potem stwierdziłśmy, że lepiej od razu się położyć. Było już późno. Po przebraniu się w piżamy szatynka rozłożyła kalimatę i śpiwór.

- Serio?

- Tak, ale ty gasisz światło.

Przewróciłam oczami na jej słowa. Zniknęła pod śpiworem, a ja zgasiłam światło. Jakoś weszłam do łóżka. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę snów.

7 maja

Obudziłam się. Zerknęłam na kalimatę, która miała leżeć na podłodze. Była już złożona, a samej dziewczyny nie było, co mnie zdziwiło. Wstałam i leniwie się przeciągnęłam. Spojrzałam na wyświetlacz smartfona. Była dziesiąta pięć. Ciekawiło mnie, gdzie się podziała Gosia. Po chwili wzięłam jakieś ubrania i poszłam się ubrać do łazienki. Postawiłam na szary top i granatowe jeansy. Po załatwieniu się wróciłam do pokoju. Weszłam na wifi, na które dano nam wczoraj hasło i zrobiłam snapa widoku ulicy z okna, podpisując Hamburg, żeby było prestiżowo. Wnet otworzyły się drzwi, a w nich ukazała się Gocha. Miała na sobie czarny, za duży, męski T-shirt z napisem "kiss me albo wypad z baru". Chyba na serio nie żartowała, że zrobi sobie taką bluzkę, co kiedyś mi się chwaliła tym postanowieniem. Chcąc nie chcąc, zaśmiałam się.

- Co ty tu jeszcze robisz? Chodź na śniadanie.

- Dobra, dobra.

Wstałam i poszłam za nią. Po śniadaniu koleżanka wyciągnęła mnie na dwór.

- Mam 20 euro. Spokojnie na jutrzejszy bilet nam starczy. I jak świadomość, że za kilka godzin będziesz piszczeć na koncercie idola, a ja se będę się z tego śmiała?

- Nie potrafię tego opisać słowami.

- Heh. Nie obraź się, ale jestem z siebie dumna. Sama nie potrafię nadal w to wszystko uwierzyć. Głównie w to, że w ogóle odważyłam się to pozałatwiać i cię w to wciągnąć.

- Ja też. Przerosłaś samą siebie i moje oczekiwania, których nie było, ale no szacun.

- Dzięki, a teraz nie obraź się, ale idziemy spotkać się z Zuzą i Pascalem. Akurat są w jakiejś kawiarni, więc jest spoko.

- Okej. Spoko.

Jakoś dotarłyśmy do tej kawiarni. Była nieco mała, ale nawet urocza. Brązowo- beżowy wystrój pasował do jej nazwy. Wnet Gosia przytulała się z jakąś dziewczyną. Miała ona czarne włosy, opaloną cerę i tapetę na twarzy. Zaraz później owa Susanne przedstawiła jej Pascala, a Gośka przedstawiła mnie. Usiadłyśmy, zamówiłyśmy dwa kawałki ciasta czekoladowego. Szatynka skusiła się na cappuccino, ale ja wolałam zwykłą wodę. Rozmawiałyśmy, aż do zjedzenia ciasta i wypicia napojów. Zostało nam 15 euro. Potem wstałyśmy i wyszłyśmy. Oczywiście pożegnałyśmy się i dowiedziałyśmy, gdzie można kupić fajne rzeczy. Zuza chciała iść z nami, ale wolałyśmy nie przeszkadzać jej i jej chłopakowi. Poszłyśmy sobie do sklepu. Po kupieniu, jakże potrzebnych pamiątek wróciłyśmy do zakochanych.

- Chodźmy pozwiedzać. No w sumie dla was to nic wielkiego, ale zobaczmy, chociaż kilka fajnych miejsc, które polecacie. Susanne robisz za przewodniczkę i tłumaczkę, bo Pascal chyba mnie nie rozumie - uparała się Gocha.

- No spoko - odrzekła jej z uśmiechem dziewczyna.

- Was? - spytał z uśmiechem chłopak.

- Das Auto ist eee... Mazda 6 ist am besten.

Zaśmieliśmy się na odpowiedź Gosi. Następnie poszliśmy wszyscy razem uliczkami Hamburga pozwiedzać to, jakże ciekawe miasto.

Pięć godzin później, po zobaczeniu całkiem fajnych miejsc wróciłyśmy do domu cioci Gosi, która z niewiadomych przyczyn pozwoliła mi do siebie mówić ciociu Aniu. Miłe z jej strony. Po zjedzeniu obiadu poszłyśmy do pokoju. Gosia padła na łóżko.

- Daj mi chwilę na poleżenie - rzekła od razu.

- Dobra - chcąc, nie chcąc zaśmiałam się.

Usiadłam na brzegu nie zajętym przez dziewczynę. Ta po dłuższej chwili uniosła się do pozycji siedzącej.

- Nadal nie dowierzam w to, co się teraz dzieje - przyznałam.

- Szczerze? Ja też. Nie mam pojęcia jakim cudem udało mi się przezwyciężyć strach przed ludźmi i pozałatwiać to wszystko. Najwyraźniej czasem udaje mi się być ponad moje myśli. Czasem przerastam samą siebie.

- Gdyby nie ty nie było nas, by tu.

- Ty to zdanie nadaje się na piosenkę.

- Co?

- No pomyśl - przerwała na chwilę, zastanawiając się nad czymś. - Gdyby nie ty, nie było nas, by tu. Nie byłoby nas tu. Żylibyśmy w zupełnie innym świecie. W zupełnie innym miejscu, nie znając się. A tak poznajemy się od nowa. Swoje marzenia, plany. Swoje możliwości. Poznajemy się od nowa.

- No nieźle.

- Sorry, żyję chyba już koncertem, piosenkami i śpiewem. Jak się uda obie się poryczymy. Ty z szczęścia i ogólnie, a ja pierwszy raz od bardzo dawna z różnych dziwnych przyczyn, ale też między innymi z powodu twojego szczęścia. Czyli tak po ludzku będę szczęśliwa, jeśli ty też będziesz szczęśliwa.

- I ty myślisz, że nikt cię nie lubi? To ja ci powiem, że normalnie od tego dnia zaczynam cię uwielbiać.

- Nie czekaj. Tylko ja mogę tak przesadzać. Toż to moja praca jest.

Zaśmiałyśmy się. Naprawdę nigdy nie zapomnę jej ani tego, co dla mnie zrobiła. To po prostu, jakby nie z tego świata. Fajnie, że są na świecie jeszcze tacy ludzie, jak ona.

Byłyśmy już gotowe. Postanowiłyśmy być na luzie, trzymać się w miarę razem, a jak się zgubimy to zadzwonić do siebie. Gosia postanowiła iść ubrana w ten swój męski T-shirt, chociaż próbowałam ją zniechęcić mówiąc, co mogłoby się stać, ale ona tylko na to machnęła ręką. Ja jako, że ona kiedyś zrobiła dla mnie bluzkę z Shawnem i moimi ulubionymi cytatami z jego piosenek postanowiłam ją ubrać. W końcu to dzięki niej tu teraz jesteśmy, choć nadal nie wiem jak się jej udało uzbierać taką kwotę w tak krótkim czasie, ale w końcu postanowiłam w to nie wnikać. Mając bilety, telefony w kieszeniach, każda po 5 euro i opakowanie chusteczek ruszyłyśmy w drogę. Po chwili już wchodziłyśmy na stadion, gdzie odbywał się koncert. Bez żadnych dodatkowych przeszkód dotarłyśmy na swoje miejsca i usiadłyśmy. Mimo, że już siedziałam na miejscu i za chwilę rozpocząć miał się koncert, nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Bałam się, że za chwilę obudzę się w swoim łóżku, a to wszystko okaże się być tylko kolejnym snem. Jednak Gosia była zbyt prawdziwa, jak na nocną marę i zapewne nigdy nie pojawiłaby się w moim śnie. To działo się naprawdę. A przynajmniej musiało się dziać. Już po chwili zmieniły się światła, a na scenę wyszedł Shawn Mendes, we własnej osobie. Prawdziwy, żywy, wdychający tlen i wydychający dwutlenek węgla. Był zbyt prawdziwy, jak na senną marę. Na żywo wyglądał po prostu niesamowicie. Kiedy zaczął śpiewać czas się, jakby zatrzymał, a moje myśli przestały napływać. Liczył się tylko jego głos, a rozbrzmiewające wokół gwizdy, czy inne odgłosy nie miały znaczenia. Było widać, że jak zwykle dawał z siebie sto procent, a nawet dwieście. Łzy same zaczęły spływać mi po policzkach. To był on, a ja byłam na jego koncercie. Choć dawał go milionom widzów, ja odniosłam wrażenie, że śpiewa specjalnie i tylko dla mnie. Potrafił oczarować publiczność, w tym mnie, która słuchając go czuła się wyjątkowo. Moje marzenie, choć nie całkiem, ale jednak się spełniło. Słuchałam idola na żywo. W pewnym momencie wydało mi się, że Shawn patrzy w moją stronę. Jednak to by było zbyt piękne, żeby mogło okazać się prawdą.

- Uśmiechnij się, patrzy na ciebie - usłyszałam, ale nie byłam w stanie rozpoznać do kogo należał głos.

Mimo wszystko uśmiechnęłam się, co on od razu odwzajemnił. Wydało mi się, że jesteśmy sami. Tylko ja, on i jego piosenka wisząca gdzieś nad nami. To było cudowne uczucie, utrzymujące się aż do ostatniego słowa piosenki Never Be Alone. Następną piosenkę poprzedziły oklaski, krzyki i kilka łyków wody, które wziął piosenkarz. Ja dalej słuchałam, oczarowana brzmieniem jego głosu na żywo. Postanowiłam wsłuchać się dokładnie w każde słowo piosenki, bojąc się, że to już się nigdy więcej nie powtórzy. Wciąż bojąc się, że to wszystko może okazać się tylko kolejnym snem. Nawet podczas przerwy byłam nieobecna, wciąż jakby dalej wsłuchana w głos rozbrzmiewający w mojej głowie. Nie zauważyłam chwilowego zniknięcia przyjaciółki, która dołączyła do mnie dopiero, gdy zaczynała się druga część koncertu. Dopiero wtedy też zauważyłam jej zniknięcie, ale nie dopytywałam się, gdzie była, bo już po chwili na scenę powtórnie wyszedł Shawn. Nim się obejrzałam, zmieniło się oświetlenie, a jego głos znów rozniósł się wśród widowni. Tym zarazem śpiewał Crazy. Zachęcił publiczność do śpiewania razem z nim. Znając tekst piosenki, mój głos zagubiony gdzieś pośród innych głosów rozniósł się po sali. Nie potrafiłam się powstrzymać przed tym. Wewnętrzny głosik w mojej głowie kazał mi śpiewać wraz z innymi. Łzy na nowo zbierały się pod powiekami, by po chwili móc swobodnie ścieknąć po policzkach. Przed następną piosenką piosenkarz pozwolił publice na opanowanie emocji, biorąc łyki wody. Jednak po tym, co zdziwiło prawie wszystkich nie zaczął następnej piosenki. Zaczął z nami rozmawiać i coś nam wyjaśniać. Dopiero po chwili zrozumiałam o co mu chodziło. Kolega podrzucił mu pomysł ze światłem, które ma oświetlić z pośród tysięcy widzów zebranych dla niego, szczęśliwą piątkę, która dostąpi zaszczytu zaśpiewania z Shawnem, a po koncercie dostanie kilka minut na rozmowę z nim. Nawet w najskrytszych snach nie przypuszczałam, że to możliwe. Jednak kiedyś pisałam o tym z Gosią. Dlaczego mam wrażenie, że to jej sprawka? Co ona robiła podczas tej całej przerwy, gdy ja wciąż byłam tutaj oczarowana głosem idola na żywo? Na te pytania będzie musiała mi odpowiedzieć. Nagle wszędzie, prócz sceny zgasło światło. Na widowni zapanował mrok. Parę strachliwych dziewczyn pisnęło, jednak niepotrzebnie. Kilka chwil później po ludziach błądziła świetlana smuga światła, za nią podążała kamera, a obraz był wyświetlany na tych wielkich telewizorach. Wnet zostali wybrani dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Czwórka szczęśliwców została przyprowadzona na scenę przez ochroniarzy, którzy byli obok nich i mieli latarki, a smuga światła znów rozpoczęła przemieszczanie się. Nim dotarło do mnie, że to na mnie się zatrzymała musiałam zrobić duże oczy do siebie na telewizorze i szepnąć do Gosi "Ja chyba śnię. Uszczypnij mnie". Zaraz tego pożałowałam, bo zrobiła to, dam głowę, że z wielkim uśmiechem na twarzy, a mnie zabolało. "Sadystka" - skomentowałam cicho. Ochroniarz oświetlił mi drogę wprost na scenę. Dopiero, gdy weszłam na nią oświetlenie wróciło na widownię. Shawn powiedział, że teraz naradzimy się, którą piosenkę znamy najlepiej, żeby ją z nim zaśpiewać. Nie mogłam uwierzyć w to, że tu jestem. Tak blisko niego. Nawet chłopcy nie kryli wzruszenia, że są na scenie ze swoim idolem.

- I understand that you cry with emotion, and not that I scared you?

- From emotion - odpowiedziała mu rudowłosa dziewczyna.

- What are we singing?

Zmierzyliśmy się wzrokiem.

- Understand - odpowiedział Murzyn, opanowując emocje.

Shawn obdarzył nas jednym ze swoich szczerych uśmiechów i już po chwili miał w ręku gitarę. Usiadł na krzesełku, który podał mu Azjata o białych, jak śnieg włosach. Dano nam małe mikrofony, które mieliśmy włożyć do uszu. (Od aut. wybaczcie nie bardzo wiem jak to opisać).

- I trust that you all know this song.

- Yes, of course - odpowiedziała blondynka.

Ustawił się. Już po chwili zaczął grać. Wnet dołączył do tego głos. Na początku nikt nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Pewnie każdy myślał, że śni. Pierwsza ocknęła się blondynka, a później Azjata. Natomiast ja, Murzyn i rudowłosa ocknęliśmy się trochę po nich. Wszystkie uczucia, które towarzyszyły mi wtedy na scenie zebrałam do jednego wielkiego wora i podpisałam wielka radość. Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. Nie mogłam pozbierać moich rozsypanych myśli. Świadomość, że jestem tu i śpiewam wraz ze swoim idolem przerastała wszystko. I myśli, i sny, i marzenia. Choć po policzkach spływały łzy i na bank każdy z nas, oprócz Shawna możliwe, że fałszował nie obchodziło nas to. Śpiewaliśmy mimo to. Cały ten koncert był, niczym sen na jawie. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co się dzieje.

- And every time I ask myself
Am I turning into someone else?
And I just really got I'm still who I am
I really wanna understand
I just need to understand, yeah
Now I just need to, I need to understand
I really wanna understand, ohh, who I am. - Zakończyliśmy śpiewać bardzo prestiżowo, starając już na końcu jakoś się opanować i nie fałszować.

Na widowni rozbrzmiała fala wiwatów i oklasków. Czułam się niesamowicie. Potem zaproszono nas za kulisy. To był wielki finał, więc już nie planowano żadnych dodatkowych utworów. Dostałam od koleżanki wiadomość, że mam się nie śpieszyć i nacieszyć tym wszystkim. Zapewniła, że poczeka w jakimś całodobowym barze. Nie spodobał mi się jej pomysł, ale postanowiłam cieszyć się chwilą obecną, co rozkazała mi w tej wiadomości zrobić. Weszliśmy za kulisy i mogliśmy zamienić z idolem parę zdań. Ja postanowiłam, że będę ostatnia, gdyż miałabym wtedy czas na spokojne przygotowanie się do rozmowy. Przecież nie zacznę: "Hej Shawn. Kocham cię." Muszę to jakoś przemyśleć, żeby wyszło to wszystko jakoś ładnie. Przede wszystkim muszę rozmawiać z nim po angielsku. Jasne, angielski zawsze przychodził mi z łatwością i w ogóle, ale jeśli ma się szansę porozmawiania ze swoim idolem twarzą w twarz, z którym powinno rozmawiać się w tym języku, a nie swoim narodowym, bo jeszcze by nie zrozumiał i cała rozmowa byłaby na marne, to można coś przekręcić. Wreszcie, kiedy była moja kolej, a wstępny zarys rozmowy był w mojej głowie - podeszłam do idola. Byłam podekscytowana, jak i przestraszona. Bałam się, że za chwilę piosenkarz rozpłynie się w powietrzu, a ten dzień okaże się kolejnym snem z nim w roli głównej.

- Hey pretty, blouse - zaczął.

- Hi thank you.

- What's your name?

- My name is Marta.

- A beautiful name.

- Thanks.

- You would like to say something?

- Yes. I love you. You are important to me. Your music is the best and helpful. And you yourself are a wonderful and amazing man.

- Wow thanks. I am pleased to. Would you like an autograph with a dedication from me? - co? Czy to się dzieje naprawdę?

- Yes of course. I've been dreaming about it since I started listening to your songs.

- I love you. In the sense of my fans. without you it would not make sense - wyjął zdjęcie i podpisał mi je. - Please - podał mi autograf.

- Thanks - wzięłam go od niego trochę niepewnie.

- It's me thank you for listening to my songs.

- No problem. Your songs are amazing.

- Thank you and see you.

- It's me thank you to see.

8 maja

Czekałyśmy na swój lot na lotnisku. Nadal ledwo mogłam uwierzyć w to, co wydarzyło się wczorajszego dnia. Przypomniałam sobie, że chciałam o to wszystko spytać Gosię, jednak wczoraj jakoś o tym zapomniałam. Spojrzałam na nią. Zasnęła. Nie chciałam jej budzić, ale wtedy właśnie zobaczyłam, że już powinniśmy się zbierać do samolotu. Szturchnęłam ją. Ocknęła się. Bez zbędnych tłumaczeń wstałyśmy i udałyśmy się w odpowiednim kierunku. Już po chwili siedziałyśmy w samolocie.

- I jak tam było? Rozmawiałaś z Shawnem? Marzenie się spełniło? - uśmiechnęła się do mnie, ale dostrzegłam w jej oczach coś niepokojącego.

- Było zajebiście, ale co z tobą?

- Jak dla ciebie było zajebiście, to dla mnie też.

Zapanowała między nami cisza. Zwykle to ona potrafiła utrzymać naszą rozmowę w toku, ale teraz pewnie jej się nie chciało. Jednak jedno pytanie nie dawało mi spokoju.

- Ej, Gosia.

- Co?

- Dlaczego mam wrażenie, że ty stoisz za tym całym pomysłem ze światłem?

- Nie wiem. Masz jakieś urojenia. Jak ty sobie to wyobrażasz? Że odważyłam się wyjść podczas przerwy i jakoś przedostać się do VIP-ów. Tam znaleźć Zubina. Zamienić z nim kilka zdań. Dać mu kartę z miejscem, gdzie siedzisz. Poprosić o podsunięcie tego pomysłu twojemu idolowi oraz o podsunięcie karteczki do ewentualnych ludzi od tego światła? Myślisz, że by się mi to wszystko udało w ciągu jednej przerwy?

- Co?

- No właśnie. Zostańmy przy wersji, że to wszystko zawdzięczasz własnemu szczęściu, a nie mi. Dobra?

- Eee... Co zrobiłaś?

- Ja? Nic...

- Jesteś niemożliwa.

- Ale pomogłam ci spełnić twoje marzenie. Jestem z tego powodu szczęśliwa.

- Dziękuję. Po prostu ci za to dziękuję, wariatko.

Uśmiechnęła się tylko i nic już nie powiedziała. Jak jej się to wszystko udało? Przecież nienawidziła języka angielskiego, bo go nie rozumiała. Co dopiero rozmawiać z kimś po angielsku. I jak udało jej się dostać do VIP-ów, bez przepustki? Zdecydowanie przerosła samą siebie i moje oczekiwania, których nie było, bo się tego nie spodziewałam.

- To był twój tajny plan?

- Mniej więcej...

Po chwili samolot wzbił się w powietrze. Wolałam nie wnikać w zrealizowanie tego planu, tak po prostu. Ale mimo wszystko doceniam ją za to, co dla mnie zrobiła. Nigdy jej tego nie zapomnę.

- Dzisiaj odbierze nas mój ojciec - oznajmiłam jej po kilku minutach milczenia.

- Fajnie...

Tym razem to ona siedziała przy oknie. Miała wzrok skierowany w dół. Pewnie podziwiała widoki. Przypomniało mi się, że po rozmowie z Shawnem poszłam do baru, który adres podała mi Gosia. Tam ona czekała na mnie. Bałam się tego, w jakiej sytuacji ją zastanę. Nie powstrzymała się i zastałam ją z kubkiem piwa w ręce. Ona sama była pijana i siedziała naprzeciw jakiegoś faceta, z którym rozmawiała. Postanowiłam zachować spokój, podejść do nich i grzecznie poprosić Gochę, żeby poszła ze mną porozmawiać. Jakoś udało mi się ją stamtąd wyciągnąć. Trudniej było ukryć jej stan przed jej wujostwem i ogólnie trudniej było z nią wytrzymać. Nic dziwnego, że dziś rano skarżyła się na ból głowy. Jednak mimo to kiedyś będziemy się z tego śmiać. Kiedyś na pewno. Nie mam pojęcia kiedy zasnęłam, ale obudziło mnie szturchnięcie koleżanki.

- Obudź się. Teraz będzie najlepsze, czyli końcowe turbulencje przy lądowaniu.

- O nie. To jest właśnie najgorsze. Czemu mnie obudziłaś? Tak, bym to przespała.

- Nie ma za co.

- Haha. Bardzo śmieszne.

- Nie marudź. Zaraz będziemy na ziemi i będzie trzeba wrócić do szarej rzeczywistości, zwanej szkołą.

- I ludzie mówią, że umiesz pocieszać?

- Chwila, ludzie tak mówią? Pierwsze słyszę.
I wtedy zaczęło się lądowanie.

- O krzyknijmy jej. Jej!

- A cicho bądź.

- Heh.

Udało nam się przeżyć lądowanie. Byłyśmy już na parkingu.

- To nie był sen?

- Nie. Naprawdę śpiewałaś z idolem. Nakręciłam ci to, ale wątpię, że ma dobrą jakość. A mnie głowa boli. Au.

Pokręciłam z politowaniem głową.

- Naprawdę, gdyby nie to, że jedna z nas musiała być trzeźwa też byś się upiła.

- Nie...

- Może tak. Nigdy nie wiesz, co byś zrobił, gdybyś był na miejscu kogoś innego.

- No w sumie.

- Ha. Dobra teraz znajdźmy twojego tatę.
Rozglądałyśmy się chwilę, choć ona robiła to bezsensownie, bo i tak nie wiedziała, jak on wygląda, heh.

- O tam jest. Chodź - rzekłam w pewnym momencie. Poszła za mną.

Kilka określenie czasu później

Stwierdziła, że nie musimy jej wysadzać pod jej domem. Przejdzie się, oznajmiła. Pożegnała się, wzięła swój bagaż i poszła. Wróciłam do domu. Byłam zbyt zmęczona, by cokolwiek zrobić, a w dodatku tęskniłam za swoim łóżkiem. Choć trzeba było przepisać lekcje od kogoś, nie chciało mi się. Stwierdziłam, że mam jeszcze czas na wszystko. Zasnęłam w łóżku, nie myśląc już wiele.

Mój najdłuższy one-shot <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro