Evelynn x Twisted Fate

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uniwersum: League of Legends
Postacie: Evelynn, Twisted Fate  
Znajomość uniwersum: wymagana 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Twisted Fate uniósł wzrok znad kart. Jego przeciwnik, syn lokalnego szlachcica, marszczył mocno brwi. Widocznie nie szło mu za dobrze. Nie dziwota z resztą, obstawił sporą sumkę. No cóż, wiedział na co się godzi, zapraszając TF'a do wspólnej gry. Sam karciany mistrz dziwił się, że ktokolwiek jest na tyle głupi, że kontynuuje z nim rozgrywkę po kilku przegranych. Jego sława ogarnęła wszystkie okoliczne karczmy. Już parę miesięcy temu był dosyć rozpoznawalny (głównie z niesamowitego talentu do karcianych zabaw) ale teraz, kiedy zorganizował sobie małą pomoc, kończył rozgrywki na drugiej rundzie.
Ciemnowłosy poprawił kapelusz, odchylił się na krześle i wyłożył karty na stół.

-Kareta, dzięki za grę – i nie zajmując sobie głowy fulem przeciwnika, zgarnął ciężką sakiewkę do kieszeni, po czym od razu wstał. Miał jeszcze w planach odwiedzić jedno miejsce. Mimo, że było to stosunkowo blisko, wolał nie włóczyć się po ciemnych uliczkach w środku nocy. Choć wątpił, iż ktokolwiek byłby na tyle głupi, żeby go zaatakować. Złota karta załatwiłaby sprawę w kilka sekund – No panowie, na mnie już czas. Do zobaczenia niedługo, mam nadzieję.


I, z pewnym uśmiechem na twarzy, wyszedł w akompaniamencie brzęczących w sakiewkach, monet. Zamiast jednak kierować się do wynajętego pokoju, ruszył kamienną ścieżką w kierunku centrum miasta. Szedł całkiem szybko. Wokół nie było przechodniów (kto normalny wybiera się na spacer przed północą?), dlatego na początku zdziwił go mocny uścisk na ramieniu, który momentalnie go zatrzymał. W pierwszej chwili chciał odskoczyć, ale dobiegł go znajomy zapach lawendy. Nie widział, lecz czuł, jak dłoń zelżała i zjechała na szyję. Zaraz dołączyła do niej druga, którą z kolei poczuł na klatce piersiowej. Bez ceregieli wsunęła się pod czarny płaszcz. Twisted Fate przewrócił oczami.

-Nic tam nie znajdziesz. Jest w prawej kieszeni – powiedział. Ręce od razu zmieniły trasę. Po chwili zmaterializowały się przed nim fioletowe włosy, a wraz z nimi, skąpo ubrana kobieta. Zadowolona wpatrywała się w sakiewkę.

-Tylko jedna?

-Zobacz co jest w środku – Rozwiązała sznurek woreczka, a widząc znajdującą się tam walutę, uśmiechnęła się szeroko.

-Och, tym razem poszliśmy w jakość, nie ilość?

-Jak widać, Evelynn.

-Cudownie – jeden z ogonów wyrastających zza jej pleców chwycił sakiewkę – Powiedz mi jeszcze, dlaczego miałam wyjść dzisiaj wcześniej, zamiast pocieszać smutnych bankrutów?

-Z okazji naszej półrocznej, kwitnącej współpracy. Pomyślałem, że moglibyśmy iść do jedynego słusznego baru i opić sukces.

-Nie wyglądasz na sentymentalnego faceta.

-Bo nim nie jestem. Po prostu, dawno nie mieliśmy chwili wytchnienia – fioletowo włosa złożyła ręce na piersi i przechyliła głowę.

-Prawda. Masz na oku konkretne miejsce?

-Tylko jedno.

***

,,Złoty krecik" był absolutnie VIPowskim miejscem. Aby do niego wejść, trzeba było posiadać kartę członkowską i, co najważniejsze, dużo pieniędzy. Na szczęście, para naciągaczy wyrobiła je sobie parę tygodni wcześniej, dlatego od razu po przepuszczeniu przez ochroniarza, poszli do ulubionej kanapy w narożniku, zamówili kilka litrów różnych alkoholi, po czym zasłonili się parawanem. Stuknęli się kieliszkami i tak po dwóch godzinach TF był zalany w trupa. Eve z kolei nie odczuwała praktycznie w ogóle skutków procentów. Bycie demonem miało swoje plusy, między innymi bycie odpornym na ludzkie używki. Mimo wszystko, udzielił się jej dobry nastrój towarzysza. Na tyle mocno, iż zaczęła wspominać ich pierwszą akcję. Zwabiła najbogatszego faceta w okolicy do karczmy, w której czekał ciemnowłosy. Kiedy wprawiła cel w dobry nastrój, Fate wkraczał i proponował jej partnerowi małą rozgrywkę. Nie chcąc wyjść na tchórza, zgodził się i w ten sposób przerżnął fortunę. W ten sposób wzbogacili się dosyć szybko, co jakiś czas zmieniając jednak teren łowów. Dla Evelynn najpiękniejszą częścią tej „pracy" nie był jednak łatwy zarobek; ktoś musiał pocieszyć mężczyzn, którzy przegrali. Chcieli naprawić urażoną dumę zaliczając piękną kobietę. No... Po wspólnie spędzonej nocy raczej tylko blondynka była usatysfakcjonowana. Naiwniacy, no cóż, raczej nigdy nie opuszczali łóżka inaczej niż w czarnym worku.

-Eve, napij się ze mną – bełkotał mężczyzna, napełniając jej kieliszek do pełna.

-Robię to od dwóch godzin – mruknęła, wypijając jednak trunek na raz. Ciepło po raz kolejny rozlało się po jej ciele. Dobrze, że nie miała na sobie zbędnej odzieży. TF już dawno pozbył się płaszcza, pozostając w białej koszuli, której górne guziki właśnie próbował odpiąć. Nie było to łatwe zadanie, zważywszy na jego nietrzeźwy stan i duże dłonie. Bez słowa przysunęła się bliżej i pomogła mu w tej skomplikowanej czynności – Chyba ci już wystarczy. Nie chce mi się nieść cię przez pół miasta.

-Nie będziesz. Mam p-pokój na górze – odparł.

-Ach, schody. Chodź tu bliżej.

Ciemnowłosy początkowo chciał pójść sam, ale po krótkich namowach (i zderzeniu czołowym ze ścianą) pozwolił się prowadzić. Zarzuciła mu płaszcz na ramiona, kapelusz przewiesiła przez ogon, a samego poszkodowanego objęła w pasie i zarzuciła jego rękę na swoje ramiona. Tak było wygodniej.

Przemykali bokiem pomieszczenia, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Byle do schodów. Potem do pokoju numer osiem, rozebrać brodacza, położyć go grzecznie lulu i zająć się sobą. Skoro o Evelynn mowa, nie polowała dzisiaj. Ostatnio coraz rzadziej poddaje się tej czynności bo nikt nie jest wstanie jej zaspokoić! Bogate dupki, których zazwyczaj wabi, zrobili się już nudni. Przydałby się jej ktoś inteligentny, przystojny i...

Jej wzrok przesunął się na mężczyznę obok. Może teraz nie wyglądał jak geniusz, ale w pijanym spojrzeniu wciąż tliły się iskierki intelektu. Poza tym był całkiem wysoki, dobrze zbudowany i świetnie się ubierał. Zanim zaczęli współpracować, wydał się jej bardzo pociągający. Głupotą byłoby jednak, gdyby przez przypadek zrobiła mu sporą krzywdę (choć wizja przekłuwania jego ciała ostrymi narzędziami przebudziła jej sadystyczną stronę). Może tylko... Jeden, niewinny raz. Jest tak nawalony, że pewnie nie będzie nic pamiętał. Najwyżej wmówi mu, iż wdał się w bójkę.

-Przepraszam, pomóc pani? – Spytała kelnerka, widząc jak sama dźwiga wiele większego mężczyznę.

-Nie – odparła z uśmiechem – Poradzę sobie.

I, z niespotykanym dotąd zapałem, ruszyła do (teraz już wspólnej) sypialni.

***

Cholera, ostatni raz tyle pił...

Twisted Fate potarł oczy. Obudził się kilka minut wcześniej, ale nie był wstanie wykonać jakiegokolwiek innego ruchu. Czuł, że jeśli uchyli powieki; umrze.

Chłodny wiatr wlatujący przez uchylone okno dotarł do mężczyzny. Zadrżał i chwycił za kołdrę leżącą obok, chcąc otulić się białym materiałem. Dopiero wtedy poczuł, jak bolą go ręce. Zmusił się do otworzenia oczu i jakże się zdziwił, widząc, że są pokryte siniakami i płytkimi, zasklepionymi już, ranami. Co on wczoraj wyprawiał?!

Z trudem podniósł się do siadu i przejrzał w lustrze stojącym na naprzeciwko łóżka. Bruzdy różnej wielkości zdobiły całe jego ciało, lecz najbardziej oberwały plecy. Do tego ślady duszenia na szyi... Tylko dlaczego był nagi?

Drzwi otworzyły się w momencie, gdy skończył ubierać spodnie, leżące najbliżej.

-Evelynn! Wytłumacz mi proszę, co się wczoraj działo. I nie trzaskaj drzwiami – powiedział, odczuwając skutki kaca.

Kobieta uśmiechała się lekko i dopiero teraz zauważył, że owinięta jest samym ręcznikiem. Mokre, fioletowe włosy opadały na ramiona, a niewytarte kropelki powoli skapywały w dół, ostatecznie wtapiając się w ręcznik. Zganił się w myślach po wyobrażeniu w głowie, co znajduje się pod. Odwrócił głowę i przymknął oczy.

-Co ty robisz tu w... takim stanie? – spytał zdezorientowany – Ubierz się.

Usłyszał jej zbliżające się kroki i wzdrygnął, kiedy usiadła tuż obok. Dobiegł go przyjemny, lawendowy zapach. Pomimo chęci zilustrowania jej wzrokiem, uparcie zaciskał powieki.

-Wczoraj jakoś o to nie dbałeś – odparła rozbawiona. Dopiero teraz raczył się na nią spojrzeć; dużymi, brązowymi oczami. Krótko mówiąc, był w szoku.

-Czy my...?

-Mhm – pokiwała głową, zadowolona. TF, jedyne co miał aktualnie w głowie, to czystą pustkę.

-Wykorzystałaś moją chwilę zamroczenia umysłu, czy sam się o to prosiłem?

-Powiedzmy, że bardzo nie protestowałeś, kiedy zaproponowałam jak możemy spędzić resztę wieczoru.

Mężczyzna podrapał się po brodzie. Pomijając to, że na pewno zostaną mu jakieś blizny, czuł się jak sprzedajna dziwka.

-Nic nie pamiętam – mruknął zrezygnowany i schował twarz w dłoniach, zrezygnowany i zażenowany własnym postępowaniem.

-Ojej, nie było tak źle. Jak chcesz, to chętnie ci przypomnę – przysunęła się bliżej i objęła go ramieniem – Już dawno tak dobrze się nie bawiłam.

-Ma mnie to pocieszyć? – Pokręciła głową.

-Raczej zachęcić.

-Nie próbuj z tego nawet żartować.

-Nie miałam takiego zamiaru. Poza tym, wizja kontynuowania naszej współpracy na nieco zmienionych zasadach jest naprawdę pociągająca.

-To znaczy? – Ponownie spojrzał w jej stronę.

-Zamiast zajmować się tymi ohydnymi, dojnymi krowami, będę poświęcała swój calutki czas tobie.

-Będę coś z tego miał?

-Satysfakcję.

-Nie wydaje mi się.

-Tak więc, sprawdźmy to – nad jego głową błysnęło różowe serduszko, a usta więcej nie protestowały. To był długi i wyczerpujący dzień. Jak się potem okazało, jeden z wielu innych. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro