Gragas x Reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uniwersum: League of Legends
Postacie: Gragas
Znajomość uniwersum: niewymagana 

~~^~~^~~^~~^~~^~~^~~^~~^~~^~~^~~

Byłaś niesamowicie zmęczona. Bycie podróżnikiem miało dobre i złe strony. Podziwianie zmieniających się krajobrazów i poznawanie nowych ludzi było rzeczą, przez którą uwielbiałaś swoje życie. Czasem zdarzały się jednak takie trasy, gdzie przez parę dni bezustannie musiałaś chodzić, nie chcąc nocować w ciemnym lesie. Był to jeden z takich dni, dlatego kiedy zauważyłaś na swojej drodze karczmę, kamień spadł Ci z serca. Niewiele się zastanawiając, weszłaś do środka. 

Musiała być to jedyne miejsce spotkań okolicznych wieśniaków w okolicy, ponieważ w pomieszczeniu ledwie było gdzie stanąć. W powietrzu unosił się zapach potu i alkoholu, który nie chciał ujść, pomimo otwartych na oścież okien. 

Uważając, aby na nikogo nie nadepnąć, ruszyłaś w kierunku baru. Odłożyłaś plecak pod krzesłem, zdjęłaś kaptur i rozpięłaś płaszcz. Barman, pomimo obłożenia, od razu do Ciebie podszedł. Z delikatnym uśmiechem spytał, czego sobie życzysz. Poprosiłaś o frytki i coś do picia. Zapłaciłaś z góry i sprawdziłaś, ile zostało i funduszy. Nie było źle; przez ostatni miesiąc zarobiłaś u pewnego kupca, który złamał nogę i poszukiwał kogoś, kto pomoże mu się poruszać. Dorabiałaś sobie w ten sposób, odkąd wyniosłaś się z domu. 

Barman dostarczył Ci jedzenie i trunek niedługo później. Szybko spałaszowałaś złocistą ambrozję i popiłaś, jak się okazało, dosyć mocnym alkoholem. Zakaszlałaś, chowając twarz w rękaw. Jednocześnie jakiś pajac szturchnął Cię w ramię, przez co kubek wypadł Ci z rąk. Z przerażeniem patrzyłaś, jak napój rozlewa się po podłodze. Bez większych przemyśleń chwyciłaś delikwenta za nadgarstek i pociągnęłaś do tyłu, aby nie próbował uciec. 

-Patrz, co zrobiłeś! - Krzyknęłaś, skupiając na sobie uwagę tłumu. Chłopak, który spowodował stratę był nieco wyższy od Ciebie. Pół rozpięta koszula ukazywała więcej, aniżeli kultura nakazała, a czerwone policzki i nieobecne spojrzenie poinformowało Cię, iż mężczyzna jest już mocno wstawiony. 

-No i so? Nie moja - Czknął, strzepując Twoją rękę z nadgarstka - sprawa. 

-Oj twoja - Warknęłaś, a facet zmarszczył brwi - Oddaj pieniądze, a zapomnimy o całej sprawie. 

-Oddać tso ja ci moge pięścsią w twarz - mówił niewyraźnie. Nie byłaś specjalnie przestraszona (zważywszy na jego stan, nie uderzyłby w słonia stojącego obok), dlatego prychnęłaś lekceważąco. Uniósł rękę, aby się zamachnąć, a Ty ugięłaś kolana, gotowa do natychmiastowego uniku. Cios jednak nigdy nie nadszedł. Ktoś złapał go za talię i uniósł wysoko, po czym rzucił nim na stół, będący po drugiej stronie karczmy. Przeniosłaś wzrok z Twojego niedoszłego oprawcy, na osobę, która Cię uratowała. 

Był to ogromny, rudowłosy mężczyzna. Miał długą, pięknie zaplecioną brodę i spory nos. Na jego odkrytym ciele były jakieś dziwne, białe ślady, a wokół ramion oplecione miał sznury. Jedynym jego ubraniem była tkanina owinięta wokół bioder. 

-Za takie marnowanie trunków, powinna być kara! - Krzyknął, otrzepując ręce. Oczy wszystkich gości karczmy skierowane były w Waszą stronę - A wy co się patrzycie?!

To wystarczyło, aby gwar wrócił do stanu przed bójką. Spoglądałaś na rudowłosego z niemym zachwytem, a on, dumnie, położył jedną rękę na biodrze i wydął pierś. Drugą zaś położył na Twoim ramieniu. 

-Chodź, dzieciaku - uchyliłaś usta, aby mu podziękować, ale przyłożył do nich palec - Nie musisz nic mówić. Rozumiem twoją stratę. Ciii, daj wujkowi Gragasowi postawić sobie szklaneczkę. 

Nieco zdezorientowana, kiwnęłaś głową. Po chwili barman przyniósł Ci kolejny trunek, a nowo poznany kolega, przysiadł się do Ciebie. Okazało się, że był naprawdę w porządku gościem. Opowiadał Ci o swoim marzeniu zrobienia piwa idealnego i o tym, jak dużo podróżuje w poszukiwaniu kolejnych składników. 

W trakcie rozmowy wyszło, że również zwiedzasz świat. Wasz dialog trwał przez kolejne godziny, podczas których zbliżyliście się do siebie niesamowicie. Na pewno miała w tym udział ilość wysokoprocentowego napoju, który raz za razem spożywaliście. 

Z racji tego, że podczas takich rozmów zazwyczaj tworzą się plany biznesowe, w Waszym przypadku nie było inaczej. Nie miałaś celu w życiu, więc dlaczego nie zacząć podróżować razem z nim? Jak postanowiliście, tak zrobiliście. 

Następnego dnia, z samego rana, po uprzednim śniadanku i wyleczeniu przez Ciebie kaca (on takowego nie posiadał, chodząc nawalony dwadzieścia cztery na siedem), wyruszyliście razem. Przeprawa była długa: najtrudniejsze było znalezienie dobrego rodzaju chmielu, a następnie sprawdzić, jaki sposób przygotowania jest w stanie wyciągnąć z niego najlepszy smak. Zajęło Wam to kilka miesięcy, ale w końcu się udało. 

Z zaoszczędzonych pieniędzy wynajęliście pomieszczenie w środku miasta, gdzie urządziliście własną karczmę. Niedługo później, Wasze piwo było znane w całym kraju, a kiedy wieść rozniosła się dalej, wszelakiej maści stworzenia pokonywały niebywałe odległości tylko, aby spróbować Waszego trunku. 

Ogromne pieniądze nie były jedynym plusem, jaki oboje wyciągnęliście. Pomimo sporej różnicy w wieku i wadze, zaczęło rodzić się między Wami uczucie. Obydwoje byliście zieloni jak chmiel, jeśli chodzi o te sprawy, ale wspólna praca pomogła. Niedługo później nie tylko karczma była wspólna, ale również sufit i łoże, w którym po zmroku działy się rzeczy, o których nie wypada pisać w nieoznaczonym odpowiednio rozdziale. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro