"Moth to a flame" Mattheo Riddle

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wchodząc na imprezę do pokoju wspólnego Ślizgonów, czułam na sobie jego wzrok.

Gdy spóźnił się na eliksiry, poprawiając swój krawat koloru szmaragdowej zieleni, cały czas wpatrywał się w moją stronę.

Na korytarzu, kiedy rozmawiałam z jakimś pierwszakiem, który zgubił drogę, także nie opuszczało mnie przeczucie, że jego tęczówki o kolorze ciepłej czekolady, śledzą każdy mój krok.

Nieustanne wrażenie obserwowania, mimo wszystko, nie było dla mnie uciążliwe. Znaczy.. nie zawsze.

- Riddle, przestań - mruknęłam zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie  mnie nie usłyszy będąc po drugiej stronie Wielkiej Sali, przy stole Slytherinu. Cóż, miałam jednak nadzieję, że tym razem będzie używał możliwości czytania w myślach, którą zyskał wraz z faktem bycia synem Czarnego Pana, bo naprawdę w tym momencie odrobinę przeszkadzały mi jego oczy wlepione w moją osobę.

- Co mówiłaś y/n? - zapytała Hermiona odwracając się w moją stronę z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się delikatnie i pokręciłam głową.

- Nic, nic, tak tylko narzekam sobie, sama do siebie - nerwowo się zaśmiałam i by wyglądać na zajętą, zaczęłam bawić się widelcem, przesuwając pokrojone kawałki marchewki, z jednej strony talerza na drugą.

"Rozproszona przez jedno spojrzenie"
usłyszałam w myślach, na co westchnęłam, karcąc go wzrokiem z drugiej strony Sali.

- Słońce, na pewno nie chcesz czegoś jeszcze zjeść? Jeszcze przed chwilą mówiłaś, że jesteś głodna - dłoń Freda delikatnie chwyciła mój podbródek i przesunęła w swoją stronę, bym nie uciekała od niego wzrokiem. Jego zmartwione spojrzenie sprawiło, że moje serce się rozpływało, więc podniosłam końcówki ust do góry i połączyłam nasze dłonie razem, lekko ściskając by wiedział, że nie ma czym się przejmować.

- Jakoś straciłam apetyt po wejściu tutaj. No i od rana boli mnie brzuch, więc wolę nie jeść zbyt dużo. Z resztą, mamy z dziewczynami w dormitorium jakieś przekąski, także w razie jakbym zgłodniała, mam co jeść, nie musisz się martwić.

Położyłam głowę na jego ramieniu, a chwilę później czułam już, jak rudowłosy oplata swoimi ramionami moją talię, przyciągając mnie bardziej w swoją stronę.

- Pamiętaj, że zawsze możesz też do mnie przyjść, może jakoś mógłbym pomóc, w końcu, z eliksirów nie idzie mi najgorzej. Kocham cię, y/n. - wyszeptał na tyle cicho, bym tylko ja to usłyszała i zaczął bawić się moimi włosami. Westchnęłam cicho czując, że boli mnie serce, wiedząc iż nie zasługuję na niego.

- Dziękuję, Freddie.

I to ciągłe wrażenie, że inna osoba mnie obserwuje.  W tym momencie miałam ogromną ochotę wystawić w stronę Ślizgonów środkowy palec, z ukrytą wiadomością specjalnie dla konkretnie jednego z nich, który nie spuszczając wzroku z mojej postaci, uśmiechał się, zadowolony z siebie.

Pieprzony Riddle.

Pewny siebie, zawsze i wszędzie.

- Może pójdziemy odpocząć przy kominku, w pokoju wspólnym, kochanie? Z tego co wiem, teraz nikogo tam nie będzie, wszyscy zeszli tu na kolację - zaproponował Weasley, lekko poruszając mną bym wiedziała, że pomysł skierowany jest do mnie.

- Pewnie, dziękuję Fred, naprawdę - odpowiedziałam po czym przy jego pomocy przeszłam przez siedzenie i razem skierowaliśmy się w stronę wyjścia z Sali, odprowadzani wzrokiem brązowych tęczówek przez całą drogę, aż do drzwi wejściowych.

***

Przetarłam oczy, ziewając i lekko zdejęłam ze swojej talii dłoń Freda. Leżeliśmy obok kominka przez ponad godzinę, słuchając dźwięków trzaskającego drewna i rudowłosy zasnął, z głową na moim ramieniu.

Wstałam starając się nie obudzić jednego z bliźniaków i przeciągnęłam się, starając się wyprostować plecy, które bolały mnie od trochę niewygodnej pozycji, jaką zajmowałam na kanapie.

- Dobranoc, słońce - mruknęłam, chwytając koc, leżący obok i przykrywając chłopaka. Wyglądał tak spokojnie gdy spał, że aż zatrzymałam się na chwilę by popatrzeć na tą niezbyt często, rozluźnioną twarz, po czym ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju wspólnego, by przejść się po korytarzach. Chciałam tylko odpocząć i oczyścić umysł, a może nawet wyjść na chwilę z zamku by odetchnąć świeżym powietrzem.

Dużo osób zdążyło już wrócić do swoich dormitorium, dlatego na korytarzach nie było zbytnio ludzi, nie licząc jakiś pojedycznych par czy znajomych, którzy przyszli na posiłek spóźnieni i wychodzili z Wielkiej Sali w godzinie zakończenia kolacji. Dlatego też, dość spokojnie szłam przed siebie, chcąc osiągnąć swój mały cel - na chwilę pojawić się na dworze aby znaleźć moment oddechu od natłoku myśli i ludzi.

Mimo to, że ktokolwiek kto mnie widział, zdawał sobie sprawę z tego w jakim kierunku zmierzam, tuż przed przejściem obok Wielkiej Sali, poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Zirytowana westchnęłam, wiedząc, że mój plan będzie musiał zostać przesunięty.

- Tak? - zapytałam odwracając się, z nadzieją, że jest to może po prostu zwykły pierwszak, który trochę się zagubił.

Cóż, niesamowicie bardzo się myliłam. Nie był to ani pierwszak, ani ktoś zwykły, tylko atrakcyjny brunet z czekoladowymi tęczówkami. Tymi, które nie opuszczają mojej osoby od kiedy tylko pojawię się w zasięgu jego wzroku.

- Mattheo? - zapytałam, widząc, że w jego oczach błyskają płomienie, których nie potrafiłam zidentyfikować.

Był zły?

Smutny?

Nie miałam pojęcia, a sam zainteresowany niezbyt mi pomagał, bo po chwilowym kontakcie wzrokowym, odwrócił głowę i skierował się w sobie tylko znanym kierunku, ciągnąc mnie delikatnie za sobą.

Gdy Riddle popchnął mnie do pierwszej z brzegu otwartej i pustej sali, byłam jeszcze bardziej zmieszana niż wcześniej.

- Cholera, czy powiesz mi w końcu, o co ci chodzi?  - warknęłam, szturchając go w ramię, gdy stał jeszcze odwrócony do mnie plecami, zamykając drzwi i sprawdzając jeszcze czy nikt nas przypadkiem nie widział.

- Od kiedy, pieprzony Weasley ma prawo nazywać cię, kochaniem?

Pytanie wybrzmiało, gdy Mattheo odwacał się w moją stronę, z rękoma założonymi na siebie. Przewróciłam oczami, by pokazać, że jego myślenie idzie w złym kierunku, a kiedy ruszył w moją stronę, zaczęłam cofać się w tym samym tempie.

Znaczy... do momentu, aż nie natrafiłam plecami na zimny, twardy materiał ściany.

Chłopakowi delikatnie podniósł się kącik ust, gdy zobaczył moje zmieszanie, ale szybko ten wyraz zniknął, jakby był tylko moim wyobrażeniem.

Już chwilę później, syn Czarnego Pana, pochylił się w moją stronę opierając dłonie o ścianę w taki sposób, by moja głowa znalazła się między nimi, a ja nie miała szans na ucieczkę od jego przeszywającego wzroku.

- Kochanie, tylko ja mogę tak do ciebie mówić. Jeśli jeszcze raz usłyszę z jego ust jakieś obrzydliwie słodkie słówka skierowane w twoją stronę, naprawdę, nie ręczę za siebie - warknął patrząc mi prosto w oczy.

- Matty, zapominasz chyba, że on jest moim chłopakiem - mruknęłam, trochę bojąc się jego reakcji na moje słowa.

- Jasne. Ale czy on wie, o tym, że widzimy się praktycznie każdego wieczoru? - zapytał schylając się jeszcze bardziej, a jego oddech połaskotał moją skórę na szyi. Westchnęłam, bardziej opierając się o ścianę, a gdy poczułam jak jego wargi delikatnie muskają moją skórę kierując się w stronę żuchwy, zamknęłam oczy.

- Czy on wie o wiadomościach, jakie wymieniamy? Codziennie? Na lekcjach, gdy nie potrafisz skupić się na niczym, jeśli czujesz na sobie mój wzrok? Wie? - ciągnął dalej, ale tym razem, po wypowiedzeniu pytań, zmienił swoją pozycję i chwycił za mój podbródek, kierując nim tak, by mieć łatwą możliwość do patrzenia mi prosto w oczy.

- Wie, kochanie? Bo kurwa, nie wydaje mi się, a w takim razie ta jakaś wasza plakietka "związku" w ogóle nie jest adekwatna do prawdziwej relacji - zakończył przyciskając swoje usta, do moich.

Westchnęłam, oddając pocałunek i pozwalając moim dłoniom błądzić w jego lokach, gdy on sam zacisnął palce na moich biodrach.

- Kurwa, co ty ze mną robisz y/n..

Wymruczał pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które stawały się coraz bardziej pełne emocji, coraz bardziej chaotyczne.

W pewnym momencie delikatnie odsunęłam się od bruneta, opierając nasze czoła o siebie, by móc złapać głębszy oddech.

- Słońce, nie możemy, nie mogę mu tego robić - moje pole widzenia zamgliło się i zamrugałam parę razy, by odgonić łzy cisnące mi się do oczu.

- Zerwij z nim.

To zdanie wybrzmiało między nami, na parę dłuższych chwil, podczas których Mattheo starał się nie przerywać kontaktu wzrokowego, analizując moją reakcję. Wzdrygnęłam się na myśl, że musiałabym złamać serce temu niewinnemu człowiekowi.

Jednak z drugiej strony, doskonale wszyscy wiemy z definicji, że miłość nie wybiera.

- Później o tym porozmawiajmy - zaproponowałam i próbując odwrócić uwage chłopaka, zaczęłam przeplatać między palcami, jego brązowe loki.

- Obiecaj mi, że z nim zerwiesz - wyszeptał, opierając się o moje ramię, by sprawić że pozycja, w której staliśmy była bardziej komfortowa dla naszej dwójki. - Chcę już móc nazywać cię moją i mieć możliwość skonfrontowania się z każdym, kto zbyt długo patrzy w twoją stronę. Nawet nie masz pojęcia jak frustrujące jest, widzieć tych wszystkich chłopaków, którzy myślą, że będą mieli szansę gdy tylko odsuniesz się od Weasley'a. Gdybym tylko miał okazję, by pokazać im, że grubo się mylą...

- Obiecuję Matty - przerwałam mu, dalej delikatnie masując skórę jego głowy. Wiedziałam doskonale, że gdy brunet ma ciężki dzień, dręczą go straszne migreny, a relacja i spotkania z jego ojcem, wcale nie pomagają.

- Jak się czujesz? - zapytałam, zmieniając temat całkowicie, gdy poczułam, że jego błonie zaczynają oplatać moją talię, chcąc przysunąć nas do siebie jeszcze bliżej.

- Z tobą, kochanie, tysiąc razy lepiej.

***

Cześć druga?

//////////////////////////

Postać Mattheo nie należy do mnie, została stworzona przez - @yasmineamaro

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro