Tomoe x Reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Anime - Kamisama hajimemashita (jakby ktoś nie wiedział, chciaż wątpie by nie było osoby, która nie słyszałaby o tym)

—(Twoje imię) wstawaj! - Tomoe krzyczał niemiłosiernie.

—Ciszej... Łeb mi pęka. - wymamrotałam, zakrywając się poduszką.

—Było tyle nie pić wczoraj z Mizukim. - jednym ruchem zabrał mi poduszkę, przez co jasne światło dotarło do moich oczu, powodując silny ból głowy.

—Tomoe, litości...

—Masz 3 sekundy i widzę cię w kuchni. - zdenerwowany lis wyszedł z mojego pokoju.
Z nim nie ma żartów...

Ubrałam się i jak zombie ruszyłam do kuchni. Czekał już tam zadowolony Mizuki i nadal naburmuszony Tomoe.
Usiadłam przy stole i oparłam głowę na dłoniach.

—O (Twoje imię)-chan!  Kiepsko wyglądasz. - uśmiechnął się wąż.

—Ty za to wyglądasz normalnie. Jak?! - mruknęłam patrząc się w jego zielone oczy.

—No... lata praktyki. - wyszczerzył się.

—Sake to chyba dla ciebie za mocny trunek nieprawdaż? - syknął lisi youkai kładąc przede mną śniadanie.

—Dzięki- mruknęłam.
Na talerzu było wszystko czego nie lubię. Specjalnie to zrobił.

Grzyby shitake, tofu... Cicha sugestia lisa "jestem na ciebie wkurzony".

Wpatrzona tępym wzrokiem w talerz siedziałam dobre 5 minut.

—Co nie smakuje ci?  - Uśmiechnął się Tomoe.

—Zrobiłeś to specjalnie... Nie jestem głodna. - odłożyłam pałeczki i wstałam od stołu.

Złapałam się za głowę, gdy poczułam znowu ból głowy spowodowany szybkim podniesieniem się.
Chwiejnym krokiem podeszłam do zlewu. Wzięłam szklankę i nalałam wody z kranu. Wypiłam całą szklankę za jednym razem.

Kac. Najgorsza rzecz jaka może być. Muszę się przewietrzyć.

Wyszłam z kuchni i udałam się na werandę. Usiadłam na krawędzi podłogi i pozwoliłam by ciepły letni wietrzyk porwał moje włosy.
Piękne drzewo wiśni ukazało swoje biało-różowe kwiaty. Piękny krajobraz.

W pewnym momencie usłyszałam ciche kroki.
Białowłosy usiadł koło mnie i wbił wzrok w moje (kolor włosów) włosy, które prawie całkowicie zasłaniały twarz.

—Jak się czujesz? - spytał lis.

—Nie najlepiej.- mruknęłam.

—Następnym razem nie pij tyle. - mówił delikatnie Tomoe.

—yhm...
—A chociaż pamiętasz co wczoraj gadałaś? - spytał po chwili wpatrując się w moje (kolor oczu) oczy.

Spojrzałam uważnie na twarz lisa.

Co mówiłam?

—Co takiego mówiłam Tomoe?

Wyczekiwałam jego odpowiedzi. Nic nie pamiętam. Chyba naprawdę mam słabą głowę do alkocholu. Tomoe nie odzywał się tylko strzelił buraka. Zorientowawszy się odwrócił głowę.

Co ja tam mówiłam?!  No nie... Proszę... Musze się dowiedzieć...

—Tomoe? Powiedz mi.

—Jak nic nie pamiętasz to... Nic nie powiem. - speszył się białowłosy i wstał.

Wpatrywałam się w niego ale po chwili wszedł w głąb świątyni.

Szkoda, że jako bóstwo nie mam jakiejś mocy cofania czasu albo chociaż zerknięcia w przeszłość. Za wszelką cenę muszę się dowiedzieć co się wczoraj stało.

Słysząc ponownie kroki, odwróciłam się gwałtownie.

—(twoje imię) -chan co zrobiłaś Tomoe, że wygląda jak soczysty, czerwony buraczek? - mówił Mizuki i podał mi szklankę z wodą.
Upiłam łyka a wąż przysiadł się obok mnie.

—Może przez to, że wczoraj wyznałaś mu miłość ale myślałem, że już o tym zapomniał.

—Ja wyznałam... Czekaj co?! - krzyknęłam z przerażenia.

—To ty nic nie pamiętasz? - spytał zdziwiony Mizuki.

—Yy... Nie za bardzo. - upiłam znowu łyk wody.

—No to ci opowiem - zaczął białowłosy wąż.


*Poprzedniego wieczoru*

—Mizzzuczki, wiesz... Pożądny z ciebie chłopak. Napławdę cię lubię- mówiłaś.

—(twoje imię) -chan, też cię bałdzo lubię. Jeszteś bardzo fajna. - uśmiechał się Mizuki nalewając sake.

Upiłaś łyk trunku i położyłaś się plackiem na podłogę. W tym momencie wszedł Tomoe.

—Mizuki! (Twoje imię)! Co wam odbiło?!

—Tomciuś! - pisnęłaś rzucając się mu na szyję.

—Tęskniłam- wtuliłaś się w niego.

Tomoe buraczek stał zaskoczony.
Objął cię jednak i podniósł.

—Oj, dobrze, dobrze... Zaniosę cię do łóżka. - Mówił Tomoe łagonie. Widać było lekki uśmiech na jego twarzy.

Jego jedna ręka spoczywała na twoich plecach a druga pod twoimi kolanami. Szedł do ciebie do pokoju a ty wtulona w jego yukatę zamknęłaś oczy.

Położył cię ostrożnie na posłaniu i już miał iść, gdy chwyciłaś go za dłoń. 

—Tomoe, zostań ze mną dopóki nie usnę. - wymruczałaś.

Lis zawachał się jednak po chwili położył swoje ciało obok twojego. Spojrzałaś w jego cudne fioletowe oczy i położyłaś dłoń na jego policzku.Białowłosy zdziwił się lecz nie odepchną cię. Pogłaskałaś go po policzku uśmiechając się.

—Tomoe... Kocham cię. - mówiłaś, a lis strzelił buraka.

—(Twoje imię), jesteś pijana.- uśmiechnął się lekko lis.

Dałaś się ponieść chwili i pocałowałaś go. Byłaś zaskoczona, że odwzajemnił pocałunek.

—Pachniesz sake. - powiedział Tomoe i pogłaskał cię po policzku. Wtuliłaś się w jego tors i zasnęłaś.


*Teraz*


Mizuki patrzył teraz na mnie z uśmiechem. Czułam jak policzki mnie palą. Byłam ziemniaczkowym buraczkiem.

No super...

—J-ja.. Nic nie pamiętałam...
No nie... - mówiłam speszona.

—EJ, czekaj czekaj wężu- zaczęłam, gdy zobaczyłam, że Mizuki wstaje.

—Tak (twoje imię)- chan? - uśmiechnął się białowłosy.

—A ty skąd o tym wiesz, co się stało u mnie w sypialni?

Wąż odwrócił głowę i podrapał się w kark.

—Nie, nie szedłem za wami... W ogóle...

Spojrzałam srogo na zielonookiego.

—O Tomoe! - krzyknął nagle, gdy zauważył lisa.
W mgnieniu oka zniknął zostawiając nas samych. Ten to umie szybko zmienić temat.

Patrzyłam się na lisa i czekałam na reakcję.
Tomoe speszony wyraźnie, usiadł obok mnie i wyciągną swoją dłoń. Spoczywała na niej mała biała tabletka z napisem APAP.

—Masz poczujesz się lepiej.

— ym.. - mruknęłam i sięgnęłam po proszek.

Zażyłam go i powiedziałam.
—Dziękuje, Tomoe. - na co lis się uśmiechną lekko.

—Yy... Jeśli chodzi o tamto... - zaczął fioletowooki.

—Ja... - wtrąciłam się. Nawet nie wiem po co?  Nic nie przychodzi mi do głowy co mam powiedzieć. Myśl! MyślCokolwiek... Odezwij się...

—Mogę zatwierdzić naszą przysięgę?- mówił lis.

—Ale już jesteś moim sługą. - odpowiedziałam zdezorientowana.

—Ale teraz z głębi serca. - uśmiechnął się Tomoe.

W jednej sekundzie nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Wiatr lekko plątał nasze włosy a kwiaty wiśni rozsypywały swe płatki unosząc je w powietrzu.  Trwaliśmy chwilę w pocałunku po czym Tomoe odezwał się.

—(Twoje imię) kocham cię.- rozpaliło to moje policzki.

-Ja ciebie też lisie. - odpowiedziałam kładąc głowę na jego ramieniu.

Nie poznałam go. Tomoe był inny niż zwykle, łagodny, uśmiechnięty, czuły...

—No nareszcie! - krzyknął uradowany Mizuki stojący w drzwiach.

Przestraszeni odwróciliśmy się w jego kierunku.

—Ty przeklęty wężu! - wrzasnął lis i zaczął go gonić.

—Jak ja cię dorwę... To ci nogi z dupy powyrywam! - krzyczał wściekły.

Wybuchłam śmiechem.

—(twoje imię) nie śmiej się, bo też tak skończysz razem z tym przeklętym wężem!

Nie, Tomoe się nie zmienił. Tomoe to jednak tylko Tomoe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro